Mało jest tematów tak ważnych dla fanów gier (szczególnie bitewnych), jak to, co dzieje się w Games Workshop. I nic dziwnego - to jedyna wielka, ogólnoświatowa korporacja figurkowa, dysponująca rozpoznawalnymi markami, siecią sklepów i wielkim potencjałem. Przede wszystkim - potencjałem przyciągania nowych graczy do hobby.
Potęga firmy to jedno - ale ważne też, jak jest używana. Nie da się ukryć, że uczucia fanów odnośnie Games Workshop są co najmniej mieszane. Przez jakiś czas była ona wręcz synonimem EvilCorpu. A ukoronowaniem tego stanu rzeczy była decyzja o zabiciu starego WFB i wprowadzenie "Age of Sigmar". Nawet nie tyle samo działanie - co sposób, w jaki je wykonano. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o czarnej legendzie, zapraszam do tego tekstu.
W czasie, gdy pisałem o niezbyt pozytywnym wizerunku GW wśród figurkowej braci, widać było już na horyzoncie zmiany. Na początku 2015 roku nastąpiła zmiana na żelaznym tronie prezesa. Tom KIrby został zdymisjonowany ze stolca, sprowadzony do roli zwykłego akcjonariusza. Na jego miejsce, po długich poszukiwaniach osadzono Kevina Rountree, siedzącego w firmie przez niemal całe swe zawodowe życie (od 1998 roku).
Pozostają w klimacie "Gry o Tron" można porównać Kirby'ego do Szalonego Króla Aerysa. Swą konsekwentną postawą (na którą składało się to wszystko, o czym napisałem wcześniej) doprowadził do zniechęcenia fanów na całym świecie, co z kolei doprowadziło do znaczącego spadku dochodów koncernu. Akcjonariusze zmuszeni byli do interwencji. W efekcie mamy nowego samca alfa, i nową politykę wizerunkową. I o niej właśnie dziś będziecie mogli poczytać.
Powolna ewolucja dinozaura.
Każda wielka organizacja (państwo, kościół, korporacja) cechuje się pewną bezwładnością. Potrzebuje lat, by zmienić swoje funkcjonowanie: lat by zmienić wewnętrzne przepisy (oraz niepisane zwyczaje), lat by wymienić na stanowiskach tych, którzy nie są zdolni do podążania za nową wizją lidera, lat, by dokończyć stare projekty (wynikające ze starego ducha) i rozpocząć nowe. Nie inaczej jest z GW. Gdy Rountree objął fotel prezesa, w najlepsze odbywał się koniec czasów WFB. Innymi słowy - wydawano serię podręczników (i powiązanych z nimi figurek) pod hasłem "The End Times". A potem stary świat wybuchł i nastała era "Age of Sigmar"..
Przyglądając się stylowi, w jakim wprowadzono na rynek następcę legendarnego battla, trudno nie dostrzec działań typowych dla "starego" Games Workshop. Pełna blokada informacyjna, brak konkretnych zapowiedzi. A kiedy już gra się pojawiła... Sami wiecie, jakie było przyjęcie Age of Sigmar. A jeśli ktoś został właśnie wybudzony ze śpiączki, spieszę poinformować, jakiej opinii dorobił się system, który wszedł na miejsce WFB.
Wprowadzenie "Age of Sigmar" nie przysporzyło początkowo GW nowych klientów, ale za to zniechęciło starych.
Niemniej jednak już wkrótce można było zaobserwować pierwsze jaskółki, czyniące wiosnę w zmrożonej krainie Games Workshop.
Games Workshop odkrywa internet.
Cechą charakterystyczną starej postawy koncernu była głęboka nieufność wobec tego nowomodnego wynalazku, jakim jest internet. Nie jest to zaskakujące podejście, jak na sześćdziesięciolatka (Kirby). No bo pomyślcie sobie: jakieś komputery, czy nie daj Boże te małe telefony. Inny sześćdziesięciolatek wyraził te poglądy bezpośrednio: "siedzą przed komputerem, oglądają filmiki, pornografię i pociągają z butelki z piwem".
Stąd też stare Games Workshop miało jednoznaczne stanowisko. Swoją własną stronę sprowadziło do roli sklepu internetowego. Żadnego forów, profili facebookowych czy tym podobnych nowomodnych fanaberii . A jeśli ktoś na jakichś innych stronach pisze o naszych produktach (choćby pośrednio), a my nie możemy tego kontrolować... Wtedy nadchodzi czas na wysłanie do akcji brygady prawnej!
Dysponująca kolosalną przewagą finansową i merytoryczną firma nie wahała się przed stosowaniem gróźb i szantaży wobec ludzi opiekujących się różnymi stronami internetowymi poświęconymi Warhammerowi (40k i WFB). Ziarno terroru zostało zasiane, i nie wypleniono go do reszty do dziś. Spójrzcie zresztą sami na fragment posta startowego umieszczonego na jednym niedawno powstałych z polskojęzycznych facebookowych profili dotyczących gier od GW.
W czasie, gdy pisałem o niezbyt pozytywnym wizerunku GW wśród figurkowej braci, widać było już na horyzoncie zmiany. Na początku 2015 roku nastąpiła zmiana na żelaznym tronie prezesa. Tom KIrby został zdymisjonowany ze stolca, sprowadzony do roli zwykłego akcjonariusza. Na jego miejsce, po długich poszukiwaniach osadzono Kevina Rountree, siedzącego w firmie przez niemal całe swe zawodowe życie (od 1998 roku).
Koniec z biedą, wojnami, słabą opieką zdrowotną! Od dziś czeka nas świetlana przyszłość! |
Pozostają w klimacie "Gry o Tron" można porównać Kirby'ego do Szalonego Króla Aerysa. Swą konsekwentną postawą (na którą składało się to wszystko, o czym napisałem wcześniej) doprowadził do zniechęcenia fanów na całym świecie, co z kolei doprowadziło do znaczącego spadku dochodów koncernu. Akcjonariusze zmuszeni byli do interwencji. W efekcie mamy nowego samca alfa, i nową politykę wizerunkową. I o niej właśnie dziś będziecie mogli poczytać.
Powolna ewolucja dinozaura.
Każda wielka organizacja (państwo, kościół, korporacja) cechuje się pewną bezwładnością. Potrzebuje lat, by zmienić swoje funkcjonowanie: lat by zmienić wewnętrzne przepisy (oraz niepisane zwyczaje), lat by wymienić na stanowiskach tych, którzy nie są zdolni do podążania za nową wizją lidera, lat, by dokończyć stare projekty (wynikające ze starego ducha) i rozpocząć nowe. Nie inaczej jest z GW. Gdy Rountree objął fotel prezesa, w najlepsze odbywał się koniec czasów WFB. Innymi słowy - wydawano serię podręczników (i powiązanych z nimi figurek) pod hasłem "The End Times". A potem stary świat wybuchł i nastała era "Age of Sigmar"..
Impuls nerwowy od mózgu do ogona szedł 15 minut... i to wtedy, gdy linia nie była przeciążona. |
Przyglądając się stylowi, w jakim wprowadzono na rynek następcę legendarnego battla, trudno nie dostrzec działań typowych dla "starego" Games Workshop. Pełna blokada informacyjna, brak konkretnych zapowiedzi. A kiedy już gra się pojawiła... Sami wiecie, jakie było przyjęcie Age of Sigmar. A jeśli ktoś został właśnie wybudzony ze śpiączki, spieszę poinformować, jakiej opinii dorobił się system, który wszedł na miejsce WFB.
Wprowadzenie "Age of Sigmar" nie przysporzyło początkowo GW nowych klientów, ale za to zniechęciło starych.
Niemniej jednak już wkrótce można było zaobserwować pierwsze jaskółki, czyniące wiosnę w zmrożonej krainie Games Workshop.
Games Workshop odkrywa internet.
Cechą charakterystyczną starej postawy koncernu była głęboka nieufność wobec tego nowomodnego wynalazku, jakim jest internet. Nie jest to zaskakujące podejście, jak na sześćdziesięciolatka (Kirby). No bo pomyślcie sobie: jakieś komputery, czy nie daj Boże te małe telefony. Inny sześćdziesięciolatek wyraził te poglądy bezpośrednio: "siedzą przed komputerem, oglądają filmiki, pornografię i pociągają z butelki z piwem".
Papier to papier! Działa bez prądu i nikt nie napisze na nim niczego bez twojej zgody. |
Stąd też stare Games Workshop miało jednoznaczne stanowisko. Swoją własną stronę sprowadziło do roli sklepu internetowego. Żadnego forów, profili facebookowych czy tym podobnych nowomodnych fanaberii . A jeśli ktoś na jakichś innych stronach pisze o naszych produktach (choćby pośrednio), a my nie możemy tego kontrolować... Wtedy nadchodzi czas na wysłanie do akcji brygady prawnej!
Dysponująca kolosalną przewagą finansową i merytoryczną firma nie wahała się przed stosowaniem gróźb i szantaży wobec ludzi opiekujących się różnymi stronami internetowymi poświęconymi Warhammerowi (40k i WFB). Ziarno terroru zostało zasiane, i nie wypleniono go do reszty do dziś. Spójrzcie zresztą sami na fragment posta startowego umieszczonego na jednym niedawno powstałych z polskojęzycznych facebookowych profili dotyczących gier od GW.
Moi drodzy: toż to jakaś paranoja. Czy komukolwiek przyszłoby do głowy rozmawiać z przedstawicielem np. Hawk Wargames, czy czasem założona przez niego grupa (o "Dropfleet Commander") nie narusza żadnych praw autorskich? Albo z kimś z Warlord Games, czy nie naślą prawników za to, że ktoś sobie ze znajomymi pisze o "Bolt Action"?
Niemniej jednak taka ostrożność była rozsądną postawą, jeśli chodzi o kontakty ze starym Games Workshop.
Nowa wersja tej firmy jest zaś ludzkim panem. Co najmniej. Zwrócicie uwagę, że przedstawiciel potwierdził i poparł. No to można na legalu sobie pisać. Mało tego. Ktoś (chyba młodszy od starego prezesa) zauważył, że internet to znakomity sposób na dotarcie do potencjalnej klienteli. Oraz utrzymanie i zadowalanie obecnej.
U nas nie ma żądnej cenzury i każdy może chwalić prezydenta jak chce! |
Zaczęło się od filmików z sympatycznym Duncanem Rhodesem. Nie tylko pokazywano na nich, jak pomalować daną figurkę, ale też które z farbek i narzędzi (oczywiście z asortymentu Games Workshop) należy zastosować, by osiągnąć efekt taki, jak na filmiku.
Dzięki tym produkcjom gracze na całym świecie nie musieli umawiać się na pokazy i treningi malowania. Demonstrowano w nich szeroki zakres technik, więc i początkujący, i doświadczony znalazł coś dla siebie.
Całość tworzyła bardzo pozytywny przekaz. Filmiki sugerowały, że malowanie figurek to całkiem przyjemne i łatwe zajęcie (a figurkę można pięknie pomalować w około godzinę). Sam Duncan wydawał się być facetem, z którym można się ustawić na piwko, albo wydać za niego swą córkę.
W późniejszym okresie został on wsparty przez równie sympatyczną Emmę. Co mogło stanowić przekaz o następującej treści: dziewczyny też mogą się zająć figurkami. Do tego wątku zresztą wrócę.
Zostając przy internecie: oprócz filmków o malowaniu, GW produkowało masę innych. Były to zapowiedzi, prezentacje nowych gier i modeli, unboxingi, relacje czy proste porady malarskie. Co tu kryć - ich poziom wybija się profesjonalizmem ponad to, co starają się umieszczać na sieci inni wydawcy. Ponadto owe filmy mają w sobie coś, czego brakowało staremu GW: humor i autoironię. Co oczywiście przyczynia się takiego a nie innego postrzegania firmy jako całości. Już nie jest przewrażliwionym na własnym punkcie sknerą, ale równym gościem; profesjonalistą, ale jednocześnie wyluzowanym ziomkiem. Z którym z tych dwóch ludzi wolelibyście mieć do czynienia?
Stary, dziś nie da rady nagrywać. Nie trafię pędzlem w słoiczek... |
A potem już poszło. Utworzono osobny kanał na youtube. Utworzono grupy na facebooku (oczywiście nie zrezygnowano do końca z pewnej dawki cenzury). Zaczęto zamieszczać na internecie zasady za darmo! (!!!). Korzystać ze zdjęć nadesłanych przez fanów - a nawet zamieszczono dedykowany Army Builder.
Utworzono też stronę, która nie miała być sklepem - ale raczej wspierać wydawane gry poprzez publikowanie materiałów fluffowych, przecieków i zapowiedzi. Czyli Warhammer Community.
Sieć ma wielką moc, i GW zaczęło przy jej użyciu kreować swój nowy wizerunek z całą efektywnością i profesjonalizmem, na jaki stać ludzi, których stać na wynajęcie dobrych merketingowców i PRowców.
vox populi - vox Dei.
Ale samo kręcenie fajnych filmików i zakładanie profili na fejsie może nie wystarczyć, jeśli nie idą za tym inne, bardziej namacalne działania. Tym razem jednak idą. Nastąpiła kolejna zmiana, nie do pomyślenia około trzech lat temu: Games Workshop zaczął zwracać uwagę na potrzeby swoich klientów.
Oczywiście wydanie "Age of Sigmar" nie jest tutaj dobrym przykładem. Ale to, co się działo później z tą grą - już tak. Zamiast utrzymywać stanowisko "Produkujemy figurki dla kolekcjonerów", postarano się o spełnienie próśb o wartości punktowe dla poszczególnych jednostek. Oraz opracowanie zasad, dzięki którym system nadawałby się do gry turniejowej. Ale na tym nie poprzestano. Firma współpracuje z najbardziej aktywnymi fanami w dziele nieustannego doskonalenia systemu.
Przecież ludzie sami wiedzą najlepiej, czego chcą i co jest dla nich dobre! |
To już bardzo dużo. Ale i ta rewolucja blednie przy decyzji o wydawaniu klasycznych gier. I tak wrócił do sprzedaży legendarny "Blood Bowl". Oraz coś na kształt równie legendarnej "Necromundy". O ile ten pierwszy tytuł okazał się być w pełni niezależną grą (być może wydaną po to, by raz jeszcze zdominować segment figurkowych gier sportowych w klimacie fantasy'sf), to "Shadow War Armageddon" stanowił coś na kształt wstępniaka, mającego zachęcić do wejścia w klasyczną czterdziestkę. Albo odwrotnie - urozmaicić zabawę starym weteranom.
Do tego doszło mnóstwo innych wydawnictw, oczekiwanych latami przez fanów: kult genokradów, Milczące Siostry czy Adeptus Custodes.
Wydaje się, że obecnie klienci mogą liczyć, że zostaną wysłuchani. I mogą realnie dostać to, czego chcą.
Bitewniak dla planszówkowca.
Ostatnie kilka(naście) lat to dynamiczny rozwój wszelkiego rodzaju branż rozrywkowych. W tym oczywiście stołowych gier bez prądu. Rynek z roku na rok rośnie, a konkurencja jest zażarta i dynamiczna. Firmy próbują wszystkich możliwych sztuczek, by przyciągnąć klientów.
Jedną z nich jest wydawanie gier nie jako zamkniętej, odrębnej całości - ale raczej systemu modułowego. Często jest potrzebna podstawka - a potem kupujesz, na co najdzie cię ochota. Innym chwytem jest wydawanie różnych gier, ale dotyczących jednego uniwersum. Można sobie pograć w bitewniaka ze świata Runewars, karciankę ze świata Runwers, dungeon crawlera ze świata Runwers... itd.
"I zaprawdę powiadam wam - nie będziesz miał gier innych niż Warhammer w dwójce jedyny!" |
Tego typu praktyki nie są oczywiście obce i naszemu dzisiejszemu bohaterowi. W dzisiejszych czasach różnica między planszówkami i bitewniakami ulega zatarciu. I Games Workshop wpadł na pewien intrygujący pomysł. Wydaje mianowicie planszówki, ale z takimi figurkami, które można od razu używać w bitewniaku. Na przykład "Deathwatch Overkill" czy "Warhammer Quest". W dodatku ta druga seria nawiązuje do klasycznej planszówki, ale tylko tytułem i bardzo ogólnymi założeniami.
Wydaje się być to rozsądną strategią. Planszówka może wyglądać jak bezpieczny zakup. Możemy sobie grać ze znajomymi i rodziną, a nie szukać przeciwnika równie wkręconego jak my, ale z własną armią. Ma też prostsze zasady - i jest ogólnie często łatwiejsza do przyswojenia niż bitewniak.
A jak już się pomaluje figurki, to można rozglądać się za dodatkami, rozszerzeniami - i ani się obejrzysz, a już masz zebraną armię (szczególnie do "Age of Sigmar", gdzie zasady konstrukcji rozpiski są wyjątkowo liberalne). I już można grać w zupełnie inną grę, niż tą, którą się kupiło.
Mało tego - firma proponuje bitewniaki będące wstępem do większych bitewniaków. Jak już masz ludki do "Shadow War: Armageddon", to niewiele brakuje Ci do stoczenia bitwy w większej skali. Podobnie z "Age of Sigmar: Skirmish".
Bez tajemnic.
W dawnych czasach ktoś z GW uznał, że na ludzi najbardziej działają niespodzianki.Dlatego próbowano utrzymać wydawanie nowość w sekrecie tak długo, jak to tylko możliwe. I informować o nich w jak najmniejszym stopniu. Ideałem była sytuacja, gdy klient dowiadywał się o nowości dopiero w momencie, gdy możliwy był preorder.
Nie powiem - miało to swój urok. Te wszystkie forumowe opowieści o upijaniu pracowników GW, którzy tuż przed zapadnięciem w śmierć kliniczną, wykasływali "Glot King"... Można było poczuć się niczym bohaterowie powieści szpiegowskich. Ale też zupełnie nie wiedzieć, jakie atrakcje szykuje wydawca. I wątpić do ostatniej chwili, że nowa edycja battla będzie korzystać z okrągłych podstawek.
To z tyłu, niewyraźnie sfotografowane... to może być plastikowa Sister of Battle. Muszę zawiadomić centralę. |
Obecnie polityka informowania o planach wydawniczych koncernu nieco bardziej przypomina tą stosowaną przez innych graczy na rynku. O ósmej edycji WH40k wiadomo już od około paru miesięcy. Wiadomo też (i to nie od dziś), za parę miesięcy wyjdzie "Warhammer Underworlds: Shadespire". I wiadomo, że gra ta będzie połączeniem bitewniaka, planszówki i karcianki.
Również mniejsze wydawnictwa są zapowiadane nieco wcześniej. A dla tych szczególnie dociekliwych uruchomiono Rumour Engine, by mogli sobie po zgadywać (niczym za starych czasów!) co też szykuje producent.
Dzięki temu można z pewnym wyprzedzeniem planować wydatki, tudzież z wyprzedzeniem nakręcać się na jakiś tytuł. I poszukiwać dalszych informacji na jego temat, szykować figurki do pomalowania.
Oczywiście w tej zmianie GW nadal pozostaje sobą. Nie zamieszcza z wyprzedzeniem zasad w pdf. Ale na przykład przy promowaniu ósmej edycji WH40k ujawniono istotne informacje na temat zmian w mechanice. Czytając o nich wcześniej (i ucząc się ich tym samym), potencjalni klienci będą mogli szybciej rozpocząć właściwą rozgrywkę.
Pierwsza dawka gratis.
Swą czarną legendę GW zbudował między innymi dzięki wyjątkowo wysokim cenom figurek. Nie tylko pojedyncze pudełka czy blistery kosztowały więcej niż analogiczne pudełka i blistery innych producentów. Trzeba było nie jeść i nie korzystać z prądu, gdy chciało się uzbierać armię, która mogła wziąć udział w rozgrywce na najbardziej popularną ilość punktów. Szczególnie, gdy chciało się tą armię wyciąć, skleić i pomalować z użyciem akcesoriów modelarskich od Games Workshop.
Te koszta zniechęciły wielu do bitewniaków w ogóle, wszak te od GW były i często są synonimem tego rodzaju rozrywki.
Panowie, biznes siadł. Trzeba zrobić promocję na podwójne paczki. |
Nowy zarząd postanowił coś z tym zrobić. I wprowadził do oferty zestawy, które faktycznie stanowią niezłą okazję cenową. Mowa oczywiście o słynnych "Start Collecting!". Już za 250 zł (cena oficjalna. A kto kupuje w dzisiejszych czasach po cenie oficjalnej?) można było kupić spory zalążek armii. Na przykład - lizardmeni. Czyli Seraphoni, według nowej nomenklatury. Za te 250 zeta dostajemy wielką gadzinę, a do tego jeszcze dwa oddziały: piechota i kawaleria jaszczurów na jaszczurach. A przecież sama wielka gadzina z tego zestawu, kupowana osobno, kosztuje 250 zł!. Okazja jak mało która.
Sądzę, że te zestawy bardzo ułatwiły decyzję o wejściu w system. Tylko że to jedna strona medalu.
By rozbudować armię, potrzebujemy więcej jednostek, niż oferują nam owe startery. I te inne jednostki już wcale nie są takie tanie. Na przykład trzy małe jaszczurki latające na grzbiecie pterodaktyli kosztują 175 zł. A pojedynczy bohater - czarodziej: 150 zł. Innymi słowy - możesz zacząć zabawę taniej, niż dawniej. Ale jeśli chcesz bawić się na poważnie, to już zaczynaj ćwiczyć odżywianie za pomocą fotosyntezy. Niemniej jednak tekst: "Za 250 zł możesz kupić zestaw startowy, zasady są za darmo" może zachęcać.
Ktoś może bronić tych cen mówiąc, że to najlepsze jakościowo figurki na rynku, drogie w produkcji i tak dalej. Może i tak - ale inne firmy też wydają modele. I jakoś wychodzi im taniej, niż GW.
Bigga is Betta.
Kolejny składnik nowego wizerunku to pewne zmiany w konstrukcji figurek. Jeśli próbowaliście przynajmniej raz pomalować choć jedną, sami wiecie, że im ona mniejsza i bardziej szczegółowa, tym zadanie trudniejsze. I bardziej frustrujące. Wyobraźcie sobie, że próbujecie zrobić, żeby ludek był taki jak na zdjęciu - i za Chiny nie dajecie rady namalować tych oczek! Przecież można się wściec i rzucić to badziewie precz!
Jak ludzie przywykną do tej skali, to wypuścimy Knight'a do primarisów. |
Nowe GW wychodzi temu problemowi na przeciw. Spójrzcie na Stormcastów - nie dość, że duzi to i łatwi do pomalowania (nawet 10-latek da radę! Nie trzeba malować twarzy!). Sztandarowe frakcje (czyli space Marines z młotami, i space marines z karabinami) ze starterów są znacznie większe i łatwiejsze do pomalowania, niż na przykład skaveny i elfy z "Island of Blood". Pomalować to łatwiej, szczególnie początkującemu hobbyście. A w dodatku - te większe figurki często mają lepsze parametry niż jakieś gobliny czy zwykli ludzie. Stąd też - potrzeba ich mniej do grania. Przez taką konstrukcję można skrócić czas upływający od kupna startera do pierwszej gry za pomocą pomalowanych modeli. Myślę, że wspomniany "Island of Blood" był zestawem o bardzo dużym potencjale zniechęcenia do systemu. Dobrym dla weteranów, zupełnie nie trafiającym w potrzeby zupełnych nowicjuszy.
Na szczęście bardziej zaawansowani fani dostają swój kawałek tortu. Starter do "Age of Simgar" i ósmej edycji WH40k mają też złą frakcję. Znacznie bardziej wymagającą pod względem malarskim.
Zabawki nie tylko dla dzieci.
Słyszeliście o czymś takim, jak grupa docelowa? To pojęcie określa zbiór ludzi, podzielających podobne statystyki demograficzne (wiek, miejsce zamieszkania, dochód, wykształcenie itp.), którzy mają być domyślnymi nabywcami lub odbiorcami danego produktu. I właśnie tacy ludzie (albo stylizowani na nich aktorzy) występują w reklamach danego produktu. W ten sposób firma wysyła komunikat: mamo, te właśnie pieluszki masz kupić swojemu bobasowi, podobnie jak bohaterka naszej reklamy. Tatuś nie ma tu czego szukać.
Spójrzcie na chwilę na dowolną reklamę samochodu. Kierowcami są w nich ludzie około czterdziestki, najczęściej faceci. Nie uświadczymy w nich maturzystów czy emerytów obojga płci.
Ludzi są generalnie konformistami - i dlatego taka strategia po części działa, nawet jeśli realnie ktoś inny korzysta z danego towaru. Sęk w tym, że jeśli w strategii marketingowej niewłaściwie określi się grupę docelową (czyli ludzi, którzy realnie kupują lub korzystają z danego dobra), to cały przekaz pójdzie psu w mordę. Przykładem takiej sytuacji mogła być dawny przekaz GW. Figurki raczej reklamowano sporadycznie, a jeśli już oprócz plastikowych ludków na zdjęciu pojawiał się jakiś żywy człowiek, to miał najczęściej naście lat. I to raczej 13 niż 19. Ale sami wiecie, że nie jest okres życia, który sprzyja figurkowemu hobby (szczególnie pod kontem finansowym). Znacznie więcej ludzi aktywnie bawiących się ludkami jest jednak dorosła, przynajmniej według kryteriów prawnych.
W obecnych reklamach nie zrezygnowano z małoletnich (których można zobaczyć w towarzystwie uproszczonych zestawów do czterdziestki) - ale wzbogacono przekaz o osoby 30+. Popatrzmy choćby na tym, co widać na stronie Warhammer Community.
Nie musicie klikać w linka. |
W bluźnierczej parodii "Ostatniej Wieczerzy" ukazano siedmioro nie tak już młodych ludzi. Siedzą za stołem i najwyraźniej bawią się setnie, czytając kodeksy, patrząc na makiety i ludki oraz rozwijając miarkę. Wśród nich prawie połowę stanowią panie; o zauważalnej, typowo angielskiej urodzie. To zdjęcie nie jest przypadkowe - być może GW zauważyło, kto realnie jest jego klientelą i postanowił docenić swych pracodawców? I może chce zasugerować pewnemu segmentowi damskiej populacji, że jest i dla niego szansa na udane życie towarzyskie (a może nawet poznanie sympatycznego pana?), jeśli tylko wejdzie w świat figurek? Może to myślenie spiskowe... ale występująca w filmikach o malowaniu figurek Emma potwierdza tą teorię.
Informacyjne bombardowanie dywanowe.
News w internecie żyje maksymalnie kilka dni. Wydarzenie, o których wczoraj wszyscy mówili, po tygodniu jest zapominane; zalewane nową fają ważnych informacji. Dlatego udana kampania informacyjna i marketingowa musi być intensywna. Nawet jeśli nie dzieje się nic istotnego, trzeba wrzucać codziennie (albo nawet i częściej!) jakieś przecieki, zdjęcia, powiadomienia i tym podobne. I nie wolno ograniczać się do jednej strony - nawet jest nią tak powszechnie odwiedzany facebook. Trzeba być niemal wszędzie!
A co dopiero w sytuacji, gdy firma szykuje wypuszczenie na rynek nowego, istotnego produktu? Wszystkie ręce do klawiatur!
Skoro czytasz ten tekst, to znaczy że istotną część swego dnia spędzasz na sieci. Co nie jest niczym niezwykłym w dzisiejszych czasach. Jeśli firma chce dotrzeć do ludzi takich jak ty czy ja - musi się postarać. I GW stara się jak mało kto. Najlepszym przykładem jest kampania promocyjna nowej czterdziestki. Codziennie prezentowano coś nowego, a w dodatku często były to istotne informacje. W dodatku są one prezentowane na wielu różnych stronach. Nie słychać już, by koncern wysyłał groźby prawne do ludzi zarządzających serwisami i blogami. A to na pewno ułatwia multiplikowanie przekazu; fani za darmo przesyłają informacje innym fanom. W efekcie - nie trzeba być miłośnikiem WH40k, by wiedzieć o najistotniejszych zmianach w mechanice, które nadejdą wraz z nową edycją tej gry.
News w internecie żyje maksymalnie kilka dni. Wydarzenie, o których wczoraj wszyscy mówili, po tygodniu jest zapominane; zalewane nową fają ważnych informacji. Dlatego udana kampania informacyjna i marketingowa musi być intensywna. Nawet jeśli nie dzieje się nic istotnego, trzeba wrzucać codziennie (albo nawet i częściej!) jakieś przecieki, zdjęcia, powiadomienia i tym podobne. I nie wolno ograniczać się do jednej strony - nawet jest nią tak powszechnie odwiedzany facebook. Trzeba być niemal wszędzie!
A co dopiero w sytuacji, gdy firma szykuje wypuszczenie na rynek nowego, istotnego produktu? Wszystkie ręce do klawiatur!
W nowej edycji możliwe będzie uszkodzenie pistoletem czołgu. Trudne, ale możliwe. Proszę spojrzeć na tabelkę woundowania. |
Skoro czytasz ten tekst, to znaczy że istotną część swego dnia spędzasz na sieci. Co nie jest niczym niezwykłym w dzisiejszych czasach. Jeśli firma chce dotrzeć do ludzi takich jak ty czy ja - musi się postarać. I GW stara się jak mało kto. Najlepszym przykładem jest kampania promocyjna nowej czterdziestki. Codziennie prezentowano coś nowego, a w dodatku często były to istotne informacje. W dodatku są one prezentowane na wielu różnych stronach. Nie słychać już, by koncern wysyłał groźby prawne do ludzi zarządzających serwisami i blogami. A to na pewno ułatwia multiplikowanie przekazu; fani za darmo przesyłają informacje innym fanom. W efekcie - nie trzeba być miłośnikiem WH40k, by wiedzieć o najistotniejszych zmianach w mechanice, które nadejdą wraz z nową edycją tej gry.
Stary pies i nowe sztuczki.
Pora kończyć wyliczanie zmian w działaniach największej figurkowej firmy i przejść do jakiegoś podsumowania. Zdaję sobie sprawę, że można by napisać o tym wszystkim trochę inaczej, położyć akcenty na inne sprawy. Jednak generalnie wnioski byłyby podobne. Games Workshop przestaje być bad guyem świata figurek.
Kim zatem się staje?
Na pewno cały czas mamy do czynienia z korporacją, dla której fundamentalną miarą sensu istnienia jest osiągany zysk. Ktoś uznał, że powyższe działania mogą go zwiększyć - i wydaje się, że miał rację. Obecne dane wskazuję, że udało się zahamować spadek dochodów - a nawet następuje umiarkowany wzrost. Oczywiście duże znaczenie będzie miał fakt, jak przyjmie się nowy "WH40k" - najważniejszy system w portfolio.
Stąd też, mimo całej przymilności firmy, nie mamy co liczyć na istotny spadek cen. Wprost przeciwnie, rosną i rosną, są podbijane na różne sposoby. A to większe opakowania wash'y (czyli shade'ów), a to większe opakowania figurek (niby jest ich więcej - ale trzeba też więcej zapłacić za pojedyncze pudełko na przykład Saurus Guardów. A do tego dochodzi nam najdroższy starter do bitewniaka w dziejach Games Workshop.
A więc - przyjdzie nam zapłacić brzęczącą monetą za nową politykę miłości. W dodatku oprócz figurek Games Workshop sprzedaje gry. A te niestety poprawiają swą jakość z znaczniej wolniejszym tempie niż PR. "Age of Sigmar" uprościł wiele rzeczy, ale skomplikował i zepsuł inne (polecam ten tekst) - na przykład istnieją w nim sytuacje, gdy trzeba wykonać 218 ataków. Czyli w praktyce - rzucić kośćmi około 600 razy. Tutaj przydałaby się jakaś aplikacja, bo liczenie tego na piechotę może znudzić się już przy setnym wyniku.
Albo przydałyby się lepsze, bardziej przemyślane i ergonomiczne zasady. Na szczęście firma obecnie słucha graczy. I jest nadzieja, że z czasem zostaną wydane dobre, grywalne reguły. Może w 3 edycji "Age of Sigmar" albo 12 edycji "Wh40k". O ile oczywiście firma przetrwa tak długo. Konkurencja na figurkowym rynku jest bardziej zażarta niż wojny w czterdziestym pierwszym millenium. Może być też tak, że obecnie klasyczne gry bitewne osiągnęły szczyt popularności, z którego można już tylko spaść. Klienci, którzy dziś mają 8 - 10 lat mogą wybrać prostsze (do czasu) i tańsze (zawsze!) gry na telefony i tablety.
Tak czy inaczej - stary dinozaur z Notthingham musi się nieźle starać, by przetrwać. Zobaczymy, na ile w wabieniu ofiar pomoże mu oblicze dobrego ziomka dinozaura.
I na koniec - życzę, by firmie udało się przyciągnąć jak najwięcej klientów. Bo to właśnie od gier z Games Workshop przechodzi się do innych systemów. Każdy hobbysta jest (lub był) w mniejszym lub większym stopniu nabywcą produktów koncernu.
Pora kończyć wyliczanie zmian w działaniach największej figurkowej firmy i przejść do jakiegoś podsumowania. Zdaję sobie sprawę, że można by napisać o tym wszystkim trochę inaczej, położyć akcenty na inne sprawy. Jednak generalnie wnioski byłyby podobne. Games Workshop przestaje być bad guyem świata figurek.
Kim zatem się staje?
Na pewno cały czas mamy do czynienia z korporacją, dla której fundamentalną miarą sensu istnienia jest osiągany zysk. Ktoś uznał, że powyższe działania mogą go zwiększyć - i wydaje się, że miał rację. Obecne dane wskazuję, że udało się zahamować spadek dochodów - a nawet następuje umiarkowany wzrost. Oczywiście duże znaczenie będzie miał fakt, jak przyjmie się nowy "WH40k" - najważniejszy system w portfolio.
Stąd też, mimo całej przymilności firmy, nie mamy co liczyć na istotny spadek cen. Wprost przeciwnie, rosną i rosną, są podbijane na różne sposoby. A to większe opakowania wash'y (czyli shade'ów), a to większe opakowania figurek (niby jest ich więcej - ale trzeba też więcej zapłacić za pojedyncze pudełko na przykład Saurus Guardów. A do tego dochodzi nam najdroższy starter do bitewniaka w dziejach Games Workshop.
Wziąłem się za siebie i jestem kimś zupełnie innym! |
A więc - przyjdzie nam zapłacić brzęczącą monetą za nową politykę miłości. W dodatku oprócz figurek Games Workshop sprzedaje gry. A te niestety poprawiają swą jakość z znaczniej wolniejszym tempie niż PR. "Age of Sigmar" uprościł wiele rzeczy, ale skomplikował i zepsuł inne (polecam ten tekst) - na przykład istnieją w nim sytuacje, gdy trzeba wykonać 218 ataków. Czyli w praktyce - rzucić kośćmi około 600 razy. Tutaj przydałaby się jakaś aplikacja, bo liczenie tego na piechotę może znudzić się już przy setnym wyniku.
Albo przydałyby się lepsze, bardziej przemyślane i ergonomiczne zasady. Na szczęście firma obecnie słucha graczy. I jest nadzieja, że z czasem zostaną wydane dobre, grywalne reguły. Może w 3 edycji "Age of Sigmar" albo 12 edycji "Wh40k". O ile oczywiście firma przetrwa tak długo. Konkurencja na figurkowym rynku jest bardziej zażarta niż wojny w czterdziestym pierwszym millenium. Może być też tak, że obecnie klasyczne gry bitewne osiągnęły szczyt popularności, z którego można już tylko spaść. Klienci, którzy dziś mają 8 - 10 lat mogą wybrać prostsze (do czasu) i tańsze (zawsze!) gry na telefony i tablety.
Tak czy inaczej - stary dinozaur z Notthingham musi się nieźle starać, by przetrwać. Zobaczymy, na ile w wabieniu ofiar pomoże mu oblicze dobrego ziomka dinozaura.
I na koniec - życzę, by firmie udało się przyciągnąć jak najwięcej klientów. Bo to właśnie od gier z Games Workshop przechodzi się do innych systemów. Każdy hobbysta jest (lub był) w mniejszym lub większym stopniu nabywcą produktów koncernu.
Jesteś moim najlepszym przyjacielem! (w tle wspomniane wyżej pterodaktyle za 175 zł/ 3 szt.) |
Fajny tekst, tym bardziej że wczoraj sklejalem pierwsze moje modele do AoS
OdpowiedzUsuńNo to świetnie :) Wczoraj czytałem zasady do Skirmisha - i wygląda na to, że w tej wersji AoS może być bardzo fajnym tytułem. Życzę udanego malowania i wielu zwycięstw.
UsuńJak zwykle - dobrze się czytało, kilka ciekawych uwag, które mocno mi zapadły w pamięć i ogólnie trafna diagnoza - dobrze wpaść i poczytać :) PS. Dzięki za podlinkowanie - obiecuję znaleźć combo z większą ilością ataków ;)
OdpowiedzUsuńDo usług:) Twoje pisanie też mnie inspiruje - i pokazuje AoS od podszewki, od strony mechanicznej. A zatem tak, jak na grę warto spojrzeć.
UsuńHaha, mi udało się ominąć gry GW i przeszedłem od razu do OiM :)
OdpowiedzUsuńI nic od nich nie kupiłeś? Nawet farbki, kostek, podkładu?
UsuńChoć oczywiście, jako neofita OiM zazdroszczę :)
Agrax Earthshade od nich kupiłem. Całe dwie buteleczki :) resztę udało się zgrabnie ominąć.
UsuńNiech zgadnę... Jeden słoiczek przewrócił się i wylał?
UsuńBardzo dobry i przemyślany tekst. W sumie nie mam się do czego przyczepić. Cieszę się, że co raz więcej osób rozumie i ogłasza to światu, że oni są koncernem (firmą, spółką, whatever), który ma przede wszystkim generować przychód, a kondycja GW w pewnym sensie jest odzwierciedleniem kondycji rynku. Od razu przypomina mi się tekst z Chłopaki nie płaczą: "gotowi pomyśleć, że jesteśmy tutaj dla nich". :) Tak czy siak, fajnie, że odmienili wizerunek firmy, mniej fajnie, że figurki drożeją i to nie tylko u GW. Ja ogólnie miałem okres strasznego wkurwu na GW za ich podejście i rosnące ceny (i resin), ale mi przeszło w momencie jak wydali AoS. :D
OdpowiedzUsuńMiałem podobnie, ale trudno się wkurzać na kogoś, kto najwyraźniej widzi swoje błędy i stara się je naprawić. I właśnie znakiem takiej poprawy jest AoS. Nowa czterdziestka raczej też. Sam co prawda nie jestem już oddanym fanem, ale od czasu do czasu zagram. Z dzieckiem lub dla przyjemności.
UsuńFirmy mają swoje interesy, sklepy swoje - gracze też swoje. Normalna sprawa.
Bardzo dobry art :) Ciekaw jestem swoją drogą, czy jednak arcydemon Kirby nie był jednak tej firmie potrzebny te ćwierć wieku temu, bo bez jego działań GW mogłoby nie być takim bitewniakowym supermocarstwem finansowym. A jak już się stało, a w dodatku na monolicie pojawiły się niebezpieczne rysy, to można było zrzucić uwierający już balast i ogłosić newGW :) Korpo w najlepszym wydaniu :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie wiem. Uważam, że akurat ten okres cholernie zaszkodził firmie. Masa utalentowanych ludzi odeszła, wydała własne, konkurencyjne i lepsze gry. Klienci też zagłosowali nogami i portfelami, czego wyrazem był systematyczny spadek dochodów GW (przy rosnących oszczędnościach na personelu, rosnących cenach i sprzedaży licencji na gry komputerowe i planszowe).
UsuńOK, ale... To się odnosi chyba do schyłkowego okresu kirbyzmu. A człowiek ten zaczął mieć wpływ na firmę od przełomu dziewiątej i dziesiątej dekady XX wieku. I przez większość tego okresu zasoby finansowe firmy tylko rosły. Innymi słowy: przez większość tego okresu akcjonariusze byli zadowoleni. A GW stało się dominantem.
UsuńCóż, jedyne co pozostaje mi powiedzieć, to - tak właśnie jest :)
OdpowiedzUsuńAlbo "Dyć ja pobruszę, a ty poczywaj".
UsuńBardzo dobry post :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa uznania :)
UsuńZawsze z przyjemnością czytam Twoje artykuły. Ponieważ ludzie mają skłonności do lubienia tego, z czym się zgadzają, lubię ten tekst.
OdpowiedzUsuńNaviedzony
A ja lubię ten komentarz :) Być może również przez działanie tej zasady :)
UsuńNaprawdę przyjemnie się czytało twój post przy kawce super artykuł. Ja ci powiem że ja bardzo lubię figurki GW i strasznie tęsknie za starym WFB i często myślę o tym jak to było kiedyś
OdpowiedzUsuńTeż lubię te figurki. Ale nie tylko stare - nowe są moim zdaniem również bardzo dobre. Jeśli tęskni Ci się za starym, dobrym warhammerem - to polecam tą grupę: https://www.facebook.com/groups/790289071091766/
UsuńSą ludzie, którzy regularnie tną w starego battla :)
Świetny tekst, zgadzam się w 100%. Jedyne co (jako fanboj GW ;P), to powiem że jak się dobrze pokombinuje: zakup SC!, planszówek, promocyjnych WD, to w niektóre frakcje (np. Blades of Khorne), można relatywnie tanio wejść.
OdpowiedzUsuńJa zaś powiem, jako Janusz - cebularz, że zestawy, o których piszesz, można kupić jeszcze taniej np w internetowych sklepach z figurkami! Niemniej jednak trzeba na start te 200 zł wyłożyć. (SC!)
UsuńŚwietny tekst! Dorzucę tylko swoje 3 grosze: co do cen boxów GW czasami jest zaskakująco pro klientowi - przykładem tu jest nowy box do Flesh Eater Courtsów - do składania armii po kupnie 1-2 start collecting dotąd potrzeba było jeszcze sterty ghuli i horrorów/flayerów - dla których kupno większej ilości start collecting z niepotrzebnymi smokami była średnią opcją, a kupowanie ich w osobnych boxach mimo 2x większej ilości ghuli niż w starterze wychodziło średnio opłacalnie. Teraz GW wydało boxa idealnie uzupełniającego start collecting do tej frakcji w naprawdę sensownej cenie.
OdpowiedzUsuńTo fajnie, że kombosy zachodzą nie tylko na poziomie rozpisek, ale również zakupów. Nie zauważyłem tej synergii, bo nie zbieram tej armii.
UsuńDo tej pory postrzegałem te zestawy do skirmisha jako ukłon w stronę tych, którzy nie chcą kupić całego pudełka z daną figurką. Ale oficjalne ceny były raczej mało zachęcające: 200 zł za 9 hipków...
Dziękuję za takiego nowego dobrego "wójka", który gdy matka nie patrzy kładzie siostrzeńcowi rękę na krocze. Gdy tylko pojawili się Prmiarsi ludzie mający setki Space Marinesów postanowili pozbywać się ich i wymieniać kolekcję. Już teraz mamy prognozy zastąpienia większości frakcji "nowymi, większymi, lepszymi" i poprzez zasady (czyt. brak aktualizacji starych ras) wymuszanie całkowitego przetasowania kolekcji. :P
OdpowiedzUsuńTo jest ta druga strona medalu. Ale tym razem raczej nie zrobią numeru jak z Bretonią czy Tomb Kingami. Wydadzą zasady i będą zapewniać: "You can still play with your old miniatures". A że to nie będzie dawać szans na zwycięstwo? Pay to win trzyma się dobrze. Opisane przeze mnie zmiany mają przyciągać nowych ludzi do hobby. Utrzymanie starych fanów przy sobie wymaga już zupełnie innych działań. Ciekawe, czy GW będzie się ich podejmować?
UsuńSzczerze w to wątpię.
UsuńNijlor
Ja też. W obecnym systemie wydawniczym jaki ma zagościć w 40k w cale nie trzeba będzie wydawać kolejnych kodeksów dla starych ras - te już powstały wszystko ma się odbywać na poziomie zabawy punktami z kilku stron zatem aktualizację można zignorować. Trzeba tych starych graczy jakoś zmusić do przetasowania kolekcji (wedle zasady p2w), a przykład primarines udowadnia iż da się to zrobić.
UsuńIMO do 40k zawsze przybywali nowi gracze bo oprócz zmian pierwsze skrzypce gra ogromna machina marketingowa w postaci gier video, których w ostatnich latach pojawiło się wyjątkowo dużo. Ja się o Warhammerze dowiedziałem właśnie z nich. ;)
A to ciekawa droga dojścia. Ja mam na odwrót - zwracam uwagę na gry komputerowe ze świata czterdziestki, bo gram w bitewniaka.
UsuńPrzy okazji premiery Dawn of War III widać było, że GW chce sprzedać trochę rzeczy dzięki popularności gry. Ale akurat ten kanał nie jest należycie wykorzystany. Wychodzi sporo gier ze świata starego battla, (np Total War) - ale nie z AoS.
Starają się, ale nie zawsze efektywnie.
Jestem fanem nowej strategii oraz pisania o niej jako znakomitym marketingowym case study. kudos.
OdpowiedzUsuńCi ciekawe, widzimy ją tylko pośrednio, poprzez działania pokazywane publiczności. Ktoś w dalekim Notthingham uznał, że trzeba coś zmienić, bo kasa idzie w dół. Obserwujemy niektóre przejawy tych działań. Naprawdę ciekawe byłoby posłuchać zebrań i narad - a potem sprawdzać, jak pomysły, które na nich padły, są realizowane.
UsuńJeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy tekst Gervazego na Bitewniakowym Pograniczu ;P
OdpowiedzUsuńCo do grywalnych w 12 edycji WH40k czy 6 edycji AoS to nie mam złudzeń, że takowych nigdy nie będzie, aż po kres GW ;P. Do samego końca będą po wielokroć odgrzewać ten sam kotlet (odgrzewany jest z górą 30 lat ;P). W kwestii reguł GW nigdy nie idzie do przodu, z reguły robi krok do tyłu, albo w najlepszym przypadku krok w bok - nigdy do przodu ;P. Grywalnych zasad możemy się doczekać raczej tylko w przypadku wykupienia GW czy praw do jego gier przez inną firmę. A tak czeka ten system przechodzenie z jednej skrajności w drugą.
Bardzo dziękuję za słowa uznania, mam nadzieję, że poziom tekstów przynajmniej się nie obniży :)
UsuńPisząc ten tekst, można wyczuć mój sceptycyzm co do gruntownych zmian w mechanice... Niemniej jednak fakty mówią same za siebie: Age of Sigmar drastycznie zmienił zasady bitewniaka fantasy od Games Workshop. Niektóre z tych zmian były moim zdaniem trafione w dziesiątkę (uproszczenie ruchu) - inne polegały na staniu w miejscu (kombosy i zdolności specjalne).
Nowe reguły do czterdziestki to pięćdziesięciolatek, który wygrał z nadwagą, przeszedł wszczepienie by-passów, oraz wygładził zmarszczki i ufarbował włosy. Sprawia znacznie lepsze wrażenie - ale to wciąż ten sam człowiek.
Niemniej jednak głębokie zmiany mechanik są możliwe! Wystarczy znaczny spadek dochodów firmy...
Dzięki za kolejny dobry tekst dotyczący GW.
OdpowiedzUsuńJedno pytanie, którego prawdopodobnie nie zauważyłem lub przeoczyłem w tekście. Czy to nie jest tak, że GW chce być jak Apple?
Myślę, że każda firma by chciała! Wytworzyć wobec swoich produktów markę, hype i klimat wspaniałości... A potem podwyższać cenę tylko ze względu na ten klimat. Zresztą te dążenia światnie pokazuje ich własny filmik (ironiczny, ale to tylko jedna strona medalu): objawienie czarnej farby podkładowej: https://www.youtube.com/watch?v=t_BBY0-zO1M
UsuńEh, chyba nie do końca... Niektóre firmy zakładają produkty high end, inne low budget etc. A hype, klimat wspaniałości wytwarza cena (spłycam).
UsuńZauważyłeś pewnie przekroczenie bariery 1000 funtów za aukcję oraz gwałtowny wzrost w stosunku do roku ubiegłego.
Jak uważasz co jest tego przyczyną?
To o czym piszesz powyżej, czy coś jeszcze?
W każdym razie... obydwa teksty dotyczące GW (chyba że coś przeoczyłem) są wnikliwą oceną firmy.
Dziękuję.
Znów - dziękuję, ale moim tekstom daleko do wnikliwości. Aby można było je tak określić, musiałby zawierać analizę zmian personalnych (nie tylko na fotelu prezesa), zmian w strategii firmy na poszczególnych rynkach oraz dokładne przeczytanie sprawozdawczości giełdowej. A tymczasem przejrzę sobie od czasu do czasu raport dla inwestorów (na stronie https://investor.games-workshop.com/). No i spędzając zbyt wiele godzin na internecie, widzę znaczne zmiany w strategii wizerunkowej. Oraz w rodzaju oferowanych produktów. Gdybym więc miał wskazać na przyczyny lepszych wyników, to na pewno byłyby to lepsze gry (AoS lepsze od WFB, Warhhamer Quest lepsze od Assassionrum Execution Force), lepsza dystrybucja (u nas jeszcze nie można kupować rzeczy od GW w Biedronkach - ale na rynek zachodni przygotowano coś w stylu starterów do sklepów ze zwykłymi zabawkami). Do tego znacznie lepiej prowadzona kampania internetowa (zmasowany, pozytywny przekaz), oszczędności na kosztach sklepów stacjonarnych - i coraz droższe gry. Takie rzeczy widać z zewnątrz.
UsuńNa polskie realia to wnikliwa, nikt dotychczas nie pisał w ten sposób o GW :) Nie zaprzątajmy sobie głowy określeniami.
OdpowiedzUsuńDzięki za wyjaśnienie.
Wnikliwa i żartobliwa analiza nowej strategii GW. Jakże trafna! Cóż segment gier bitewnych w dzisiejszych czasach jest imho w "złotej erze", liczba systemów i wydawanych modeli jest gigantyczna. Kiedy ja zaczynałem swoją przygodę od 1 edycji Warzone i 5 ed WFB nie było takiej oferty na rynku. Więc kończąc moją konkluzję zacytuję kolegę z pracy. "O co Ci chodzi to jest agresywna sprzedaż":))
OdpowiedzUsuńOwszem, to złota era, ale dla klienta. Pełno łatwo dostępnych gier odnoszących się do dowolnego uniwersum, czy okresu historycznego. Większość z nich ma przynajmniej średnie (a często dobre i bardzo dobre) zasady i modele. Do tego mnóstwo starych gier i kolosalny rynek figurek używanych, podrabianych i zamienników. Ale dla wydawcy to koszmar! Konkurencja wyjątkowo trudna i zajadła.
OdpowiedzUsuńJak każdy Twój artykuł o GW, również i ten przeczytałem z dużym zainteresowaniem, ale i... wewnętrznym spokojem - niby u mnie na warsztacie niezmiennie głównie produkty GW, ale same stare, archiwalne i już niewspierane, więc tego iście tzeentchowskiego wiatru zmian na szczęście nie muszę się obawiać :).
OdpowiedzUsuńTo jest zmiana tzeentchowo - slaaneshowa. Bogowie chaosu mogą wyglądać kusząco, łowić miliardy dusz... ALe w ostatecznym rozrachunku zależy im na własnej potędze ;)
UsuńPupa, a nie nowe oblicze:
OdpowiedzUsuńhttps://webapplications-webroster.rhcloud.com/rc/web/
Zlikwidowano builder do Warhammera 40k, zagrożono procesem. Każdy kto widział konstrukcję nowych indeksów wie jak mozolnie buduje się według nich armię, co więcej powróci również system kodeksów (zatem koniec z balansowaniem co rok).
Widocznie ktoś uznał, że takie kroki nie zagrożą sprzedaży. A szkoda, bo na dłuższą metę oczywiście zagrożą. Nie można nauczy starego psa nowych sztuczek, najwyraźniej. Niestety :(
Usuń