czwartek, 31 sierpnia 2017

Czterej pancerni i szeregowiec Ryan. Wywiad z Błażejem "blessem" Misztalem na temat "Bolt Action".

   
    Nasza ludzkość ma za sobą długą historię wszelkich wojen. Część z nich została prawie zapomniana. Jedna zaś zyskała tak masową popularność, że w niektórych krajach stał się wręcz archetypem wojny w ogóle. Mowa tu oczywiście o drugiej wojnie światowej. Czym ona była - nie ma nawet tutaj sensu pisać. Potencjalnie każdy z czytających wie na jej temat więcej, niż byłbym tu w stanie wyprodukować. Zwrócę więc uwagę na kolosalny potencjał handlowy tego konfliktu. Choć skończył się ponad siedemdziesiąt lat temu, do dziś ludzie są chętni płacić za filmy, książki, gry wszelkiego rodzaju, ale też za wejścia do muzeów, pamiątki, koszulki, przypinki i pewnie jeszcze za hałdy innego towaru, który w ten czy inny sposób nawiązuje właśnie do drugiej wojny światowej.

     Gry figurkowe nie są tutaj wyjątkiem. Jeżeli masz ochotę pobawić się w bicie Niemców (albo Amerykanów lub sowietów...) za pomocą małych figurek, to masz naprawdę szeroki wybór zasad i skal modeli. Kilka z tych gier zdobyło nawet pewną popularność w środowisku polskich fanów gier bitewnych.

   Jednak jedna z nich zdecydowanie wybija się ponad inne. Jest wręcz swego rodzaju ewenementem na polskim poletku bitewniaków. Na ogół jest tak, że najwięcej fanów mają w naszym kraju systemy wydawane przez Games Workshop. Poza tym pewną popularnością mogą cieszyć się gry związane z szeroko rozumianą fantastyką.


Proszę państwa, Bolt wychodzi na prowadzenie! 


   Na tym tle omawiany dziś tytuł zdecydowanie różni się od mainstreamu. Po pierwsze - ludzi grających w "Bolt Action" można liczyć w Polsce na dziesiątki (a może nawet na setki, jeśli wierzyć ilości ludzi zarejestrowanych na forum tej gry). Jest to o tyle ciekawe, że nie ma on wieloletniej tradycji (pierwsze wydanie na świecie w 2012 roku), i nie był wspierany przez zmasowaną kampanię reklamową.
Po drugie gra jest mocno oparta na realnej historii, co może onieśmielać tych, którzy modlili się, by akurat z tego przedmiotu ominęła ich kartkówka. A sama mechanika gier też odbiega od standardów wyznaczonych przez "Warhammera".

    Innymi słowy, "Bolt Action" przypuścił szturm na serca polskich fanów figurek i utrzymał zdecydowaną dominację. W moich oczach jest grą na tyle ważną, ciekawą i wartościową - że z pewnością zasługuje na dopracowany tekst i na bliższe poznanie. Jest tylko jeden problem - moja obojętność wobec klimatu drugiej wojny światowej jest wielka niczym dług publiczny naszej ojczyzny. To jedyny powód, dla którego nie zaangażowałem się czynnie w Bolta, i dla którego moje informacje na jego temat były mocno powierzchowne. Na szczęście pomocną dłoń wyciągnął do mnie Błażej Misztal. Zaoferował się przedstawić system szerzej. Nie trzeba mnie było namawiać, swoim zwyczajem wysmażyłem listę pytań. I dziś możecie poznać owoc tej kooperacji. A także dowiedzieć się więcej o "Bolt Action" - i zrozumieć choć w części fenomen tej gry.

czwartek, 24 sierpnia 2017

Bitewniakowe udręki. (FKB XXXVI)

       
    Nie raz już pisałem, że uwielbiam to, w jaki sposób Figurkowy Karnawał Blogowy inspiruje i pobudza do nowych pomysłów. Tym razem Gonzo Gorf rzucił hasło: "Rany i obrażenia, których dostarczyło wam figurkowe hobby". Oczywiście można by go zrozumieć dosłownie. Nie jeden bitewniakowiec ma tutaj do opowiedzenia ponurą i krwawą historię... Konwenty i turnieje są zatłoczone przez ludzi ze szklanymi oczami i hakami zamiast dłoni...
Oczywiście ów temat można zrozumieć szerzej, i tak też do niego podejdę. Wszak obrażenia nie muszą dotyczyć tylko słabego ciała.

Pora więc przerwać milczenie i stanąć w prawdzie. Jeśli do tej pory, czytając te czy inne teksty odnieśliście wrażenie, że gry bitewne mogą być ekscytującą, miłą i rozwijającą rozrywką towarzyską, to teraz nadeszła chwila prawdy. Dziś stawię czoło propagandzie iluminatów, koncernów farmaceutycznych, reptilian oraz grupy Bilderberg - i opowiem wam, jak zgubnym, niebezpiecznym i szkodliwym zajęciem jest tak zwane "figurkowe hobby". Czytajcie zatem uważnie i powiedzcie koniecznie o tym zagrożeniu rodzinie i znajomym. Szczególnie tym z małymi dziećmi!


Od lewej: "Warhammer 40.000", "X-wing", "Age of Sigmar" i "Bolt Action".


Umartwienie ciała.


    Pomysłodawca tematu obecnej edycji FKB skoncentrował swą uwagę na tym, w jaki sposób bitewniaki wystawiają na szwank podstawę naszej egzystencji: czyli zdrowie somatyczne i sprawność fizyczną. W istocie - zabawa figurkami może być przyczyną, ran obrażeń i kalectwa. To, że rzadko słyszy się o śmierci w wyniku zaangażowania w bitewniaki, wynika szczęśliwie z małej popularności tego hobby. Inaczej mogłoby być niewesoło. 



niedziela, 20 sierpnia 2017

Nadchodzą legiony Vadera! Wróżenie z internetowych fusów na temat bitewniaka "Star Wars: Legion".

   
   Jednym z pierwszych tekstów na tym blogu był przegląd informacji, które "wyciekły" do sieci ponad rok temu i zwiastowały nadejście zupełnie nowego bitewniaka: "RuneWars: The miniature game". Na tamten czas - był to nie lada news. Wielka firma, wtedy jeszcze współpracująca z Games Workshop, rzuca wyzwanie swemu byłemu partnerowi, i podejmuje walkę na jego boisku. A przy tym stara się odświeżyć i urozmaicić gry w klimacie wielkiej, regimentowej bitwy, dodając do nich ukryte rozkazy, nietypowe kości oraz oczywiście mnóstwo kart i żetonów. 

   Ów nowy tytuł ukazał się na początku bieżącego roku i zebrał dość pozytywne opinie. Linia wydawnicza została znacznie rozbudowana. Jednak w Polsce nie odniósł sukcesu na miarę "X-winga". Być może przez cenę, być może przez pewną złożoność rozgrywki - a może to wina mało popularnego uniwersum? W każdym razie nie jest to nadal gra znajdująca się choćby w dziesiątce najchętniej wybieranych bitewniaków w naszym kraju. Prawdopodobnie w szerokim świecie jej popularność jest znacznie większa. Inaczej wydawca zza oceanu raczej nie szykował by kolejnego szturmu na pozycje, na których okopał się Games Workshop.

   Tym razem chodzi o grę figurkową opowiadającą o starciach małych oddziałów w uniwersum będącym mieszanką sf i fantasy. Takim, gdzie galaktyką włada potężny imperatora mający na swe rozkazy armię genetycznie zmodyfikowanych super-żołnierzy. Tylko że jeden setting znany jest każdemu fanowi fantastyki, drugi zaś -  chyba każdemu człowiekowi na Ziemi. Zaczyna się więc kolejna kosmiczna wojna handlowa. Nowa edycja "Warhammera 40.000" okazała się wielkim sukcesem, zarówno jeśli chodzi o opinie fanów jak i dochód. Ale w miniony weekend cały świat dowiedział się o konkurencyjnym tytule. czyli o bitewniaku "Star Wars: Legion".


"Szefie, czy dobrze robimy tego bitewniaka?"

czwartek, 17 sierpnia 2017

Chciałbym być w krainie bawełny...Rozmowa z Maciejem Molczykiem o grze "Bogowie Wojny - Lee".



    
  • "Samotni mężczyźni szukają towarzystwa. Samotne kobiety siedzą w domu i czekają. Nigdy się nie spotkają". Abraham Lincoln


     W historii ludzkości odbyło się tysiące wojen, mniejszych i większych. Jedne z nich w znaczący sposób wpłynęły na dalszy bieg dziejów. Inne zaś nie odcisnęły głębokiego śladu w życiu i pamięci przyszłych pokoleń. Zostały zapomniane i zbagatelizowane. Oczywiście owo zapominanie odbywa się według bardzo dziwnych reguł... A na jego przebieg ma wpływ polityka,  ekonomia, emocje czy wreszcie kultura wysoka i popularna.

   Mógłbym tutaj rozpłynąć się w rozważaniach, ale mogą być one kontrowersyjne, a co gorsza przydługie i niepowiązane z zasadniczym tematem tego wpisu. Może kiedyś... Teraz zaś zatrzymajmy się przy jednej z tych wojen, które określiły kondycję geopolityczną całej Ziemi w kolosalnym stopniu. A przy tym poświęca się jej mało uwagi, przynajmniej w polskim procesie nauczania. Być może dlatego, że to dawno, daleko i na dzikim zachodzie. 

Przeszłość pędzi jak expres ku zapomnieniu! Poproście swoje dzieci, by narysowały dyskietkę, albo wytłumaczyły, o co chodzi w tym zdjęciu.


    Gdyby jednak to konkretne starcie zakończyło się inaczej, to taka alternatywna rzeczywistość mogłaby znacząco różnić się od rzeczywistości rzeczywistej. Moglibyśmy nie używać komputerów z Windowsem - i IPhone'ów również. Nie wiadomo, jak wyglądałoby lotnictwo. Język angielski mógłby wcale nie uzyskać dominującej roli, kultura i popkultura też nie przypominałyby tej, którą znamy.

    Chodzi mi o amerykańską wojnę domową, zwaną też wojną secesyjną. Pomiędzy  rządzącymi różnymi Stanami Ameryki istniały tak głębokie różnice, że część z nich nie chciała być już Zjednoczona. Wolała sobie żyć po swojemu, czego nieodzowną częścią była wolność do posiadania niewolników.
Wynik tego starcia, pomimo pewnej dysproporcji potencjałów obu walczących stron, nie był z góry przesądzony. Ameryka to wielki kraj, znakomicie nadający się zarówno do sporych bitew jak i manewrów, pościgów i prób okrążeni na dużą skalę. Konfederacja raczej nie zdobyła by hegemonii na terenie całego kraju, ale mogła stworzyć osobne państwo.
Mogłoby się zatem zdarzyć tak, że pod koniec wojny mamy do czynienia z dwoma niezależnymi i antagonistycznymi krajami, sąsiadującymi ze sobą. Które sporą część swojego potencjału musiałyby poświęcać na rywalizację... Wtedy trudno byłoby im dodatkowo angażować się na całym świecie. Inaczej mogłaby się skończyć pierwsza wojna światowa, inaczej mogłyby wyglądać traktaty ją zamykające...


czwartek, 10 sierpnia 2017

Inwazja figurek na Wielkopolskę!!! Wywiad z Marcinem "Vodeckim" Sobkowiakiem, współorganizatorem konwentu "Wojna Światów"

    
    
       Pomyślałem, że dzisiejszy wpis zacznę od rozważań na temat kondycji bitewniakowego hobby. Pewną miarą popularności i społecznej istotności tej gałęzi rozrywki mogą być związane z nią imprezy masowe. I na nie właśnie patrząc, możemy powiedzieć, że nie jest chyba zbyt różowo z bitewniakami w naszym kraju. Zazwyczaj bowiem jest tak, że jeśli ludzie już zdecydują się opuścić domowe pielesze i pofatygować się na jakiś spęd związany z figurkami - to najczęściej trafiają na turniej. Tego typu zawody odbywają się relatywnie często, w bardzo wielu miejscach Polski. Ale organizatorzy mogą mówić o wielkim sukcesie, jeśli wzięło w nich udział kilkudziesięciu uczestników. Rekordy - to stu kilkudziesięciu gości. Tymczasem taką frekwencję z łatwością osiąga prawie każda większa impreza planszówkowa. A bywa przecież i tak, że spotkania ze współczesnymi grami planszowymi i szeroko rozumianą fantastyką gromadzą kilkutysięczną publiczność!

Dzisiaj pierwsze zdjęcie nie zaprowadzi Was na manowce. Będzie o konwencie - i to właśnie tym.

        W tym momencie można by zacząć szukać odpowiedzi na pytanie o przyczynę takiego stanu rzeczy.
Może mieć ona wymiar finansowy: więcej planszówek się sprzedaje, a więc powstaje i rozwija się więcej firm planszówkowych, a więc mogą one przeznaczyć większe nakłady na promocję, której częścią jest udział w imprezach. Oczywiście to tylko hipoteza: zarówno firmy zajmujące się tylko figurkami, jak i te siedzące w planszówkach nie są spółkami giełdowymi i nie publikują informacji o swoich dochodach.
Równie dobrze mogą tu działać inne czynniki, powiązane ze specyfiką danego rodzaju hobby. Z grą planszową jest tak, że siadasz do stołu z kilkorgiem znajomych, ktoś kto zna zasady tłumaczy je przez 10 minut i bawicie się razem godzinę lub dwie. Można więc zrobić konwent, na którym każdy może stoczyć kilkanaście partii w różne tytuły.

Bitewniaki to zupełnie inna sprawa... Kupujesz starter, opanowujesz zasady przez miesiąc, drugie tyle malujesz figurki a potem musisz tylko znaleźć podobnych sobie zapaleńców. Trudniej więc o imprezę, która nie jest sprofilowana pod konkretny system. Po co miłośnicy dajmy na to "9th Age" mieliby robić imprezę, na której można grać w "Malifaux"? 

czwartek, 3 sierpnia 2017

Zima nadejdzie w kwietniu! Jak będzie w "A Song of Ice & Fire: Tabletop Miniatures Game"?

      

      W marcu 2017 roku po raz pierwszy zapowiedziano wydanie pełnoprawnej bitewnej gry figurkowej, której akcja ma czerpać pełnymi garściami z cyklu "Pieśń Lodu i Ognia", znanego szerzej pod nazwą "Gra o Tron". 
Ta wieść zadziałała na mnie niczym plotka o nadchodzącej sprzedaży papieru toaletowego w czasach PRLu! No bo jak tu się nie podniecić? Od czasu, gdy przeczytałem finałowe sceny pierwszego tomu stałem się oddanym fanem książek. Dzięki najchętniej na świecie ściąganemu nielegalnie  serialowi, bohaterowie i wydarzenia z tej sagi przebili popularnością uniwersum stworzone przez Tolkiena. 

Jakby tego było mało - grę miał współprojektować Eric M. Lang, człowiek, któremu zawdzięczam kilkaset godzin świetnej zabawy przy tak wspaniałych tytułach jak "Chaos in the Old World", "Star Wars. The card game", "Warhammer. Invasion", "Warhammer 40.000 Conquest" - oraz oczywiście "A Game of Thrones. The Card Game". 
Do tego wydawcą gry jest CMON, czyli Cool Mini or Not. Już od dłuższego czasu firma ta walczy o podium w dziedzinie jakości sprzedawanych figurek. Jej ostatnie produkcje ("Blood Rage", "The Others") to perełki, jeśli chodzi o to, jak wyglądają występujące w nich modele.



Zanosi się na prawdziwie epickie pudło!

Już w tym momencie wiedziałem, że muszę poznać tą grę bliżej. Zebrałem dostępne wówczas w sieci informacje o tym tytule, puściłem je w tym wpisie. A potem nastawiłem radar w wyszukiwarce na pojawiające się informacje o tym tytule. 


W chwili, gdy piszę te słowa, grę można już kupić - z tym, że dostanie ona dostarczona najwcześniej w kwietniu 2018go roku. Takie są już uroki kickstartera... Niemniej jednak, dzięki trwającej akcji zrzutkowo - promocyjnej dostaliśmy bardzo dużo konkretnych informacji i o mechanice gry, i o jej przebiegu.
Na tą chwilę jest ich już na tyle dużo, że można opisać grę, nie siląc się na domniemania i spekulacje. Zobaczmy więc