Jak sam tytuł wskazuje, w bonusowym wpisie wracam do "Hail Caesar". Mam nadzieję, że uda mi się w nim wytłumaczyć na przykładzie, jak wygląda tworzenie rozpiski.
Ale oprócz wymiaru praktycznego, ten tekst pełni rolę podsumowania. W tym temacie, około roku temu, przystąpiłem do śródziemnomorskiego wyścigu zbrojeń. Idea była prosta. Ludzie, którzy chcą zbierać armię do "Hail Caesar" chwalą się figurkowymi zakupami, postępami z prac - i wrzucają zdjęcia gotowych oddziałów.
W moim przypadku pomysł wypalił w 100%. Wkręciłem się niesamowicie. Motywacja utrzymywała się na bardzo wysokim poziomie - i w efekcie przez ten ponad rok pomalowałem 213 figurek do mojej Kartaginy. A to przecież nie jedyne ukończone przeze mnie modele w tym okresie! Napawam się więc dumą i satysfakcją...
Wytrwajcie! Tam w oddali widać już światła Radomia! |
Już wystarczy, przejdźmy do meritum. Jak pewnie już wiecie z recenzji, podstawowy podręcznik do "Hail Caesar" zakłada dużą dozę dowolności w konstruowaniu armii. W dużej mierze to od dżentelmeńskiego porozumienia między graczami zależy, jakie oddziały wystawią (i jakie będą statystyki tych oddziałów). Oczywiście konsekwentne stosowanie takiego podejścia powodowałoby, że albo gra się w tym samym gronie, tymi samymi oddziałami - albo do rozwlekłych negocjacji i ustaleń przed każdą grą z nowym przeciwnikiem. Dlatego też firma Warlord Games rozwiązała problem, który sama stworzyła, i wydała dodatek z listami armii, również zrecenzowany na "Bitewniakowych pograniczach". To właśnie na nim będę się opierał w pisaniu niniejszego tekstu. Oczywiście (?) nie podam tutaj konkretnych parametrów jednostek, czy kosztu punktowego. Chcę tylko pokazać, jak można złożyć dywizję (lub dwie) z kilku posiadanych oddziałów.