czwartek, 30 marca 2017

Warusie, oddaj moje legiony! Recenzja "Hail Caesar Army Lists - Biblical & Classical".

    

       W życiu każdego piszącego teksty nadchodzi chwila, gdy brakuje pomysłu na zgrabny i chwytliwy wstęp. Tak jest właśnie teraz, w moim przypadku. Dlatego przejdę od razu do rzeczy. Dawno nie pisałem nic o systemie "Hail Caesar". Pora nadrobić zaległości i przedstawić wam jeden z najbardziej przydatnych dodatków do tego systemu, czyli wspomniane w tytule "Army Lists -  Biblical & Classical". A przy tej okazji zajmę się tematem, jakim jest układanie rozpiski w tej grze.



Zapraszam do mojej czytelni!


Warlord Games znakomicie rozwiązuje stworzone przez siebie problemy.

     Zanim przejdę do recenzji dodatku, zacznę od wytłumaczenia, do czego w ogóle jest on potrzebny. Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się do podręcznika głównego. Zastosowano w nim kilka niestandardowych (jak na figurkowe gry bitewne) rozwiązań. Jednym z nich jest brak wartości punktowej oddziałów. Mało tego - nie podano nawet samych oddziałów czy stron konfliktu. Co zresztą jest zrozumiałe, gra dotyczy okresu liczącego sobie około 5500 lat, i nie ogranicza się do żadnego konkretnego regionu. W efekcie daje to setki królestw, imperium, państw, republik i stronnictw, z których każde posiada własne, specyficzne i charakterystyczne siły zbrojne. Oczywiście stworzenie pełnego armybooka choćby dla tych najbardziej popularnych stronnictw byłoby dużym wyzwaniem. Dlatego też autorzy podręcznika podstawowego zaproponowali salomonowe rozwiązanie. Podali listę możliwych oddziałów, wraz z ich parametrami, oraz listę zasad specjalnych. A gracze mogli sobie, na podstawie tych informacji, stworzyć daną armię. Czyli jej strukturę, oraz charakterystyki występujących w niej oddziałów.




     Jak widać, oprócz dłubania przy figurkach, przed graczami stanęło też zadanie dłubania przy parametrach oddziałów. Utrudnione tym bardziej, że w podręczniku podstawowym nigdzie nie podano żadnych wartości punktowych. Całość uzasadniono klasycznym tekstem: "To ma być gra towarzyska, do grania na luzie. Broń Boże, nie spinajcie się i nie przejmujcie punktami i balansem". Problem w tym, że taki a nie inny kształt podręcznika sprawił, że sporo czasu, który mógłby być poświęcony na "granie na luzie" musi być zużytkowany na przygotowanie rozpiski. Co prawda zamieszczono kilka statystyk różnych oddziałów z różnych epok, tak by gracze mogli stoczyć jeszcze raz bitwy opisane w raportach, stanowiących znaczną część podręcznika. Albo podobne do nich. Co za fun...



Towarzysko i na luzie wymyślę im statystyki. A to przecież nie jest nawet cała armia.


    Trudno powiedzieć, co kierowało takim a nie innym układem tekstu w podręczniku. Na pewno nie potrzeba oszczędności miejsca - myślę, że gracze dużo bardziej skorzystali by na listach armii, niż na nawet najlepiej napisanych i sfotografowanych raportach. Podejrzewam niestety interesowność. Po co sprzedać jakiś towar raz, gdy można sprzedać go dwa razy?

    Przyjrzyjmy się zatem dodatkowi z armiami. Zobaczmy, jak rozwiązano opisany powyżej problem.

Schemat organizacyjny barbarzyńskiej hordy.

         Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze. I jeśli podręcznik podstawowy sprawiał, że było one bardzo przyjemne, to dodatek... Ale nie uprzedzajmy faktów.
Główna książka przypomina album. Ponad dwieście stron, wydrukowanych na wytrzymałym, błyszczącym lakierem papierze. Mocna, utwardzona okładka, zaprojektowana z dbałością o szczegół, ale też z humorem. A w środku mnóstwo doskonałych ilustracji - zarówno grafik, jak i zdjęć. A całość za jak najbardziej słuszną cenę 48 dolarów (co jak łatwo policzyć daje sumę około 188 zł i 16 gr).

         Popatrz na podstawkę, a teraz spójrz na "Hail Caesar Army Lists - Biblical & Classical". Dodatek wygląda zupełnie inaczej. Zwykły papier, licha książczyna, licząca sobie zaledwie 84. Do tego miękka okładka, już nie tak dowcipna jak z podręcznika głównego. W środku też mniej kolorowo. Grafik nie ma, zdjęć jest zaś wyraźnie mniej. I wydają się być zrobione przy okazji tworzenia materiału wizualnego do podstawki. Zamiast tego serie tabelek... I to wszystko za 32 $ (125 zł, 77 gr). Oczywiście ceny w innych walutach będą się różnić - osobiście polecam kupować obie książki w polskich sklepach, wyjdzie taniej).


Branża FCMG mogłaby się uczyć od figurkowej.


         Jak widzicie, pomimo znacznej różnicy w jakości obu pozycji, ceny wcale nie różnią się tak drastycznie. Muszę przyznać, że taka sytuacja nie budzi mojego zadowolenia. Jak się bowiem przekonacie za chwilę, kupno recenzowanego dodatku nie jest bynajmniej kaprysem nie mającego co zrobić z czasem i pieniędzmi fana, ale logicznym krokiem, niezwykle wspomagającym zabawę z kimś, z kim nie uzgodniliśmy wcześniej całej koncepcji armii.

Wiecie już, że dodatek nie należy do opasłych tomów, więc nie będzie trudnym zadaniem opisanie jego zawartości. Jest ona cała podzielona na trzy części (jak Galia!):

- Carry on Caesar
- Listy armii
- Appendix czyli dodatek.

Omówmy owe części po kolei.

Do dzieła Cezarze!

      To tylko króciutki wstępik, ale bardzo istotny. Na początku kilka słów, o czym będzie cała książka, co to w ogóle są listy armii, oraz skąd brano informacje o danych wojskach i gdzie warto szukać dodatkowych.  Wprowadzona też została idea niewystępującą w podręczniku głównym, ale znana chyba wszystkim fanom bitewniaków. Mianowicie - punktowy koszt jednostek biorących udział w grze. Ponadto raz jeszcze wyłożono, co oznaczają parametry oddziałów. I podpowiedziano, jakie kroki podjąć, by stworzone przez nas ugrupowanie było historycznie "realistyczne".

      Chodzi tu o zwykłe proporcje rozpiski, znane zapewne fanom tradycyjnych bitewniaków od Games Workshop. Na przykład - w danej armii piechota może stanowić maksymalnie 50% oddziałów, kawaleria 25%, a słonie i balisty - pozostałe 25%. Oczywiście w realnych armiach te procenty rozkładają się inaczej, często można na przykład napotkać minimalny wymagany udział jakiegoś typu wojsk. Dajmy na to - piechota musi stanowić co najmniej 50% armii.



Trzeba w tym wszystkim zaprowadzić jakiś porządek.


      Do tego przypomniano, że armia składa się z dywizji. Każda zaś dywizja liczy sobie co najmniej 4 jednostki. Zaś opisane dla danej armii proporcje dotyczą właśnie armii jako całości. Warto o tym pamiętać, bo inaczej trudno będzie wstawić niektóre jednostki. Wszystko to jest nieco skomplikowane, ale wierzę, że po uważnym przeczytaniu ogarnie to każdy z maturą na koncie.


Tak to wygląda na przykładzie armii Amorytów. Źródło.


    W końcówce wstępu omówiono pokrótce przełożenie ilości punktów na czas rozgrywki. Dobrze się domyślacie. Im więcej punktów wydano na złożenie jednostek, tym dłużej będzie trwać bitwa. Aby uzupełnić katalog oczywistości, dodano spory paragraf powtarzający (za podręcznikiem podstawowym), że "Hail Caesar" w założeniu jest luźną grą do bezpretensjonalnej zabawy w gronie dobrych znajomych. Najlepiej z udziałem arbitra - mistrza gry, który ustala scenariusz rozgrywki i moderuje jej przebieg. Innymi słowy: dostaniecie tytuł, który pomoże wam w miłym spędzeniu czasu w gronie znajomych, jeżeli sami wcześniej mieliście umiejętności potrzebne do zrealizowania takiego celu. Jeśli szukacie zbalansowanej, uczciwej i dogłębnie przetestowanej gry figurkowej, która nadaje się w dodatku do gry turniejowej, to polecam szachy.

Armie antycznej apokalipsy.

    Kiedy mamy już za sobą krótki wstęp, możemy wreszcie po rozkoszować się główną zawartością podręcznika. Czyli rozpiskami armii. Wyglądają one nieco inaczej, niż klasyczne armybooki. Mianowicie są ograniczone na ogół do jednej - lub maksymalnie dwóch stron. Składają się z krótkiego (na prawdę) opisu danego państwa, listy słów, które trzeba wpisać w Google, by dowiedzieć się więcej, oraz części merytorycznej.

    Dla każdej armii podane zostały proporcje mających w niej występować jednostek (o co dokładnie chodzi, już wiecie) - oraz listę jednostek. Podano charakterystyki każdego wymienionego na niej oddziału, jego wyposażenie, koszt punktowy - oraz ewentualne opcje dodatkowe. Ponieważ oparto się na historii wojskowości danego miejsca i okresu, jednostki te nie są specjalnie zróżnicowano (w końcu wszystko to zwyczajni ludzi, zwyczajne konie i sporadycznie - zwyczajny słoń). Stąd mało który armybook liczy sobie więcej niż stronę. Bardziej adekwatnie byłoby więc napisać o nich "armypage".


Tak to wygląda na przykładzie armii Amorytów. Część 2. Źródło to samo, co wcześniej.


    Ich największą zaletą jest liczebność i różnorodność. Mamy do wyboru aż 63 armie! Nie tylko takie żelazne punkty programu, jak wojska wczesnego Imperium Rzymskiego, Aleksandra Wielkiego, jego Sukcesorów czy imperium Persji. Ci, którzy lubią grać armiami, o których raczej nikt nie słyszał znajdą dla siebie armie Urartu, hinduskie, czy Greków baktryjskich. A także Kuszytów, Kuszan i Sarmatów (oryginalnych, a nie jakichś podrabiańców).

Na tej stronie znajdziecie spis wszystkich wojsk znajdujących się w dodatku.

Dodatek do dodatku.

    Na tym etapie zauważyliście zapewne, że mam mieszane uczucia, co do tego podręcznika. Z jednej strony wydaje się być bezczelnym skokiem na kasę. Z drugiej zaś - jego zawartość wydaje mi wręcz nieodzowna do zabawy. Nie tylko z powodu wyczerpującej listy armii, ale też tego ostatniego rozdzialiku. Mamy w nim bowiem coś, czego bardzo mi brakowało chyba w każdym systemie. Mianowicie - sposób wyliczania wartości punktowej danej jednostki. Jest to ni mniej, ni więcej, tylko generator nowych jednostek. Dostajemy przepis, który krok po kroku prowadzi nas przez proces konstruowania danego oddziału, przydzielania mu wyposażenia i zasad specjalnych, a następnie oszacowywania jego ostatecznej wartości punktowej.  Całość nie wydaje się być zbyt złożona. Jak zrobiliście kiedyś postać do jakiegokolwiek papierowego rpga, to i z tym sobie poradzicie.


Dałeś radę dziesiątki razy, dasz radę i teraz.

  
      Ten fragment książeczki to prawdziwa perełka. Stanowi wielkie wsparcie dla arbitra, który chciałby przygotować scenariusz w którym występują nietypowe jednostki (na przykład w większości świeżo sformowane, lub weterani ze zdziesiątkowanych oddziałów). No i jeśli armii, którą chcielbyśmy zagrać, nie ma w podręczniku, możemy stworzyć ją od zera. Na przykład starożytne wojska koreańskie, japońskie czy z Ameryk. 

Słowo na koniec. 

      Jeszcze tylko podsumowanie, i kończymy. "Hail Caesar Army Lists - Biblical & Classical" to bardzo wartościowy dodatek. Szczerze mówiąc, ułatwia on zabawę w takim stopniu, że trudno mi wyobrazić sobie grę bez niego. W zasadzie ma on jedynie dwie, powiązane ze sobą, wady. Pierwsza to nieumieszczenie przez Warlord Games jego treści w podręczniku głównym. Druga zaś to cena, niewspółmierna do objętości fizycznej produktu. Gdyby zawierał on listy armii również do późniejszych okresów (do XVI wieku), byłby wart swej ceny. Na szczęście na każdy kłopot można znaleźć sposób. W pierwszej kolejności doradzam kupienie książki na spółkę, najlepiej z grupą kilku grających kolegów. W takiej sytuacji dość droga książeczka będzie niewiele droższa od farbki. Kolejny sposób na obniżenie kosztu - który jak najbardziej można połączyć z poprzednim - to zakup pdf'a ze strony producenta. Plik jest tańszy od fizycznej książki o 50%. A wydrukowanie go nie będzie wielkim kosztem. I tak w praktyce będziecie korzystać tylko z kilku stron. 


W tej grze masz większe możliwości od niego. Możesz stworzyć dowolne jednostki, pod warunkiem, że przeciwnik nie będzie oponował.

       Czy powyższy tekst może zainteresować kogoś, kto akurat niekoniecznie ma chęć na "Hail Caesar"? Chyba tylko jako przyczynek do dyskusji o wydawaniu armybooków. Z jednej strony mamy osobne tomy do każdego ugrupowania (jak choćby w grach od Games Workshop). Można też dać wszystkie (albo większość) armii w pojedynczej publikacji (przypadek recenzowanego właśnie dodatku). Wreszcie można też umieścić armybooki w podręczniku podstawowym ("Ogniem i Mieczem"). Albo też opublikować zasady dotyczące ustalania składu armii na stronie www, za darmo (na przykład "Age of Sigmar"). Choć to akurat nie jest najlepszy, najbardziej precyzyjny przykład - wszak wydano osobny podręcznik na temat m.in. tworzenia rozpisek. Ale przedstawione w nim reguły są czysto opcjonalne. Albo jeszcze inaczej - zamieszczać je razem ze sprzedawanymi figurkami ("X-wing"). Jako gracz nie będący synem Kulczyka preferuję oczywiście te rozwiązania, które najmniej biją mnie po kieszeni, które raczej obniżają próg wejścia, niż go podwyższają. I takie, które sprawdzają się w praktycznym użytkowaniu (lepszy jest mała broszurka, lub pojedyncza kartka, od parusetstronicowego tomu, w którym trudno dokładnie się rozeznać). Oczywiście nie jest to jedyne poprawne stanowisko. Jako gracz chętnie poczytałbym sobie czasami coś więcej o swych miniaturowych wojakach, ich historii, organizacji, silnych i słabych stronach. Ale wolałbym, by była to opcja - a nie przymus. 
      



      




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz