Jedną z fajniejszych rzeczy związanych z grami bitewnymi jest to, że za większością z nich kryją się bardzo intrygujące historie. Podczas gdy zwykły klient widzi figurki, zasady i mniej lub bardziej zgrabną politykę finansową i dystrybucyjną, na zapleczu rozgrywają się dramaty o kreatywności, przyjaźni ale też niezgodzie i bezwzględności.
Dziś na szczęście będę pisał o tych pierwszych wartościach. Przedstawię wam bowiem system, który zainteresował mnie już kilka lat temu, ale jakoś zawsze było coś ciekawszego, na czym skupiałem uwagę. Bo tak się składa, że ostatni raz, kiedy kręcili mnie superbohaterowie w konwencji "na serio" to okres wydawania komiksów o Spider-manie. Czyli okolice końca podstawówki. A potem już tylko "Wilq Superbohater" i "Strażnicy". Czyli parodia lub głęboka dekonstrukcja. W pewnym wieku na prawdę trudno traktować poważnie pana zakładającego majtki na spodnie.
Normalnie pominąłbym temat "Pulp City" milczeniem i niepamięcią. Gdyby nie jeden istotny szczegół: to polska gra. To znaczy - pomysłodawca i autor zasad, Maciej Żylewicz jest Polakiem. Przy opracowaniu i publikacji całej linii wydawniczej pracowali ludzi z całego świata, lecz większość z nich to rodacy. Pomimo krajowego pochodzenia gry, jest ona praktycznie nieużywana w naszej ojczyźnie. Pewnie bardziej zaangażowani fani figurkowego klimatu znają ją, ale nie byłem nigdy świadkiem sytuacji, gdy ktoś realnie gra w "Pulp City", kupuje figurki, czy pisze o nim na blogu. A mimo to tytuł radzi sobie dość dobrze na ogólnoświatowym rynku. Gra jest cały czas rozbudowywana, wydano już dwie edycje podręcznika głównego. No i dziesięć lat życia systemu to też nie w kij dmuchał.
Ponieważ tematem bloga są mniej znane gry bitewne (czyli - nie wydawane przez Games Workshop), najlepiej te pochodzące z Polski - "Pulp City" było od jakiegoś czasu "w planach". A poznanie gry na żywo w trakcie ostatniego Comic Conu sprawiło, że motywacja do opisania jej znacznie wzrosła. Przybyłem, zobaczyłem, zagrałem. Wstępnie mi się spodobało, pogrzebałem głębiej...
Historyjki rodem z komiksów.
Gdyby opisać "Pulp City" najkrócej jak się da, można by rzec: "skirmish o superbohaterach". Początek mamy już za sobą, spróbuję więc nakreślić szersze tło wydarzeń. Trwają właśnie w najlepsze lata 80te dwudziestego wieku (tak uroczo przypomniane w "Stranger Things"). Gdzieś na zachodnim wybrzeżu USA rozpościera się wielka metropolia, tytułowe Pulp City. Miasto byłoby świetnym miejscem do życia - sprzyja temu ciepły klimat i duży poziom urbanizacji. Oczywiście zawsze jest haczyk... W tym wypadku to szalejąca przestępczość. Nie jest niczym dziwnym gdy w trakcie napadu rabunkowego zostają zabita para milionerów wracająca z teatru.
Do tego po okolicy rozbijają się różnej maści osobniki wykraczające poza statystyczną normę. A to Perun popsuje odgromniki, a to inteligentne małpy rozpoczną rewolucję w celu uwolnienia całego gatunku, a to przyleci inwazja z kosmosu. Do tego dołóż jeszcze bunt robotów, powstałych z martwych superbohaterów czy zapomnianych bogów, którym znudziło się bycie zapomnianymi.
Jak widać, w Pulp City nie można się nudzić. Niestety, wątpliwe jest, czy można tam normalnie mieszkać. Na szczęście gracze nie rozważają przeprowadzki, a wykorzystanie fikcyjnego miasta jako piaskownicy, w której można pobawić się w fikcyjną demolkę.
W trakcie zabawy będziecie mogli pokierować poczynaniami różnych nadnaturalnych istot. Określane są one wspólnym mianem supremes. Ich różnorodność jest niebagatelna. Najsłabsi to tylko zwykli ludzie, którzy dzięki wyjątkowej determinacji, treningowi czy po prostu grubemu portfelowi wybijają się ponad przeciętność. O poziom wyżej lokują się się tajemnicze byty takie jak undeadzi, magowie, zmiennokształtni, golemy, kosmici, roboty czy Azjaci. Na najwyższym poziomie stoją przeróżne persony dysponujące prawie boską mocą. Są one władne wpływać (pomagać lub szkodzić) na wiele celów na raz.
Teoretycznie wszystkie te postacie mogą należeć do frakcji bohaterów lub łotrów. Ale sami wiecie, że ten podział często bywa sztuczny. Sami wiecie - niby Wilqu ratuje Opole przed Entombedem i Alc-manem, ale tak naprawdę są kumplami i częściej ze sobą współpracują niż walczą. Niektórzy osobnicy są trudni do jednoznacznego sklasyfikowania (występują w obu frakcjach). Ponadto nie jest niczym niewłaściwym starcie grupy bohaterów z inną grupą bohaterów. Jak widać dobro to rzecz względna.
Postacie występujące w grze nie są zastrzeżonym znakiem handlowym należącym do jakiejś słynnej korporacji związanej z komiksami (Marvel, DC Comics). Nie uda nam się więc stoczyć epickiej batalii Liga Sprawiedliwości vs Człowiek-Parówka i Markiz de Sedes. Zamiast tego autorzy systemu wymyślili własne uniwersum. Choć oczywiście jest ono naszpikowane kolosalną ilością inspiracji, trawestacji, zapożyczeń i transformacji klasycznych motywów superbohaterskich. Przy czym postacie zaprojektowano tak umiejętnie, że wystarczy na nie spojrzeć, poznać ich imiona lub (częściej) pseudonimy - by mieć całkiem dobre rozeznanie co do mocy i charakteru danego bohatera.
Lasery w oczach i wyrzutnia rakiet w dupie!
Kiedy już wiadomo gdzie, kto i co, trzeba odpowiedzieć na pytanie: jak? W tym akapicie skupię się na mechanice "Pulp City". Tylko zanim przejdę do szczegółów, przypomnę, że wydano dwie edycje podręcznika podstawowego. Pierwsza ukazała się w 2007, druga w 2015. O ile zasadnicza cześć mechaniki pozostała niezmieniona, to nowsza wersja, oprócz dużo lepszej szaty graficznej oferuje nam pewne rozszerzenie zasad. Na przykład pewnemu rozbudowaniu uległy scenariusze. W najprostszej wersji chodzi o to, o co w ustawce - jedna grupa ma wklepać w chodnik drugą. Najlepiej zdążyć z zadaniem w ciągu 6 tur gry. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy do gry wchodzi nowy duży podręcznik ("Supreme edition"). Trzeba bowiem określić fabułę (plot) i agendy poszczególnych drużyn. Wtedy cele ulegają pewnemu urozmaiceniu: a to trzeba skasować konkretnego oponenta, a to obrobić bank, a to wyburzyć jakąś ruderę...
Zanim jednak określimy cele, trzeba ustalić tzw level starcia. W innych grach ta kwestia określana jest ilością punktów, na które gramy. Najmniejszy możliwy level to 3. W takiej bójce każdą stronę reprezentują jeden supreme o poziomie 1 i jeden o poziomie 2. Im wyższy level starcia, tym więcej mocniejszych postaci może brać w nim udział.
A jeśli o moc postaci chodzi, to w każdym systemie jest ona wyrażana za pomocą statystyk, określających jej plusy dodatnie i ujemne. W przypadku "Pulp City" owe parametry są bardzo rozbudowane. Każdy bohater występujący w grze ma oczywiście swą własną ilość hitpointów. Ale prócz tego statystyki związane z punktami akcji, przypisanymi do siebie żywiołami (tu też jest na bogato - żywiołów w grze jest aż sześć !), rodzajem formy istnienia (żywy, robot, undead itp.), cechami podstawowe (siła, obrona, zręczność, energia, umysł, duch) oraz pochodzeniem (dzieło natury, tajemnicy lub nauki). Jest tego bardzo dużo, a przecież to dopiero początek. Niektórzy supremes mogą komenderować minionami (rozumianymi raczej jako policjanci, zbiry - a nie żółte ludziki w kształcie olbrzymich czopków). Każdy zaś ma swoje wyjątkowe możliwości i akcje. Reasumując - jest tego bardzo dużo. Może nawet za dużo...
Podstawy mechaniki są banalne - większość kwestii spornych (np. powodzenie ataku) rozstrzyga się rzutem przeciwstawnym współczynnik ofensywny + k6 vs współczynnik defensywny + k6. Atakującemu wyszło więcej? To znaczy że jakiś tam efekt powiązany z zastosowaną akcją wszedł w życie. Diabeł oczywiście tkwi w szczegółach. W całą mechanikę wpasowano bowiem multum kombinacji spod znaku "papier - kamień - nożyce". Dlatego w niektórych sytuacjach wynik owego rzutu będzie prawie że pewny. No i teraz cały ambaras w tym, by doprowadzić do takiej sytuacji, w której przewaga będzie po naszej stronie. Na przykład postać z cechą Brawler dodaje jedną kostkę, gdy atakuje wroga stykającego się z nią podstawką. Jeśli rzuca kilkoma kostkami - wybiera najlepszy dla siebie wynik. A więc nasz Brawler powinien podejść do przeciwnika na odległość strzała z łapy i wypruć mu z karata!
Tego typu przewag i interakcji jest znacznie, znacznie więcej. Część ma swe źródło w zasadach specjalnych dotyczących jednostek, inne zaś biorą się z układu makiet i figurek (na przykład bonus w walce wręcz za przewagę liczebną, czy bonus za przewagę wysokości
Jeszcze dwa słowa o zasadach rządzących aktywacją modeli. Na początku każdej rundy każda strona tworzy własną pulę punktów akcji. Ich ilość jest zależna od odpowiedniego parametru przytomnych postaci biorących udział w starciu. Na starcie starcia ta wartość jest najwyższa, w następnych rundach malej wraz ze wzrostem znokautowanych supremes.
Każdego aktywują swoich bohaterów naprzemiennie. Akcje związane z ruchem nie zużywają punktów akcji, ale sprawiają, że przemieszczająca się postać zdobywa punkt fatygi. W ciągu jednej tury można zgromadzić tylko dwa takie punkty. Ale walka nie polega przecież na bieganiu (czy lataniu, teleportowaniu się - w tej grze możliwych jest 6 różnych rodzajów poruszania się!). Każdy bohater dysponuje kilkoma własnymi, zindywidualizowanymi zdolnościami ofensywnymi. Należą one do jednej z dziesięciu kategorii - i oczywiście mają swe osobne reguły.
Jedna postać może być aktywowana w ciągu rundy kilka razy - aż wykorzysta przysługujący jej limit punktów akcji. Stąd też spora decyzyjność i możliwości taktyczne: możemy na przykład zaatakować a potem wycofać się, łączyć akcje ofensywne z ruchem, rozdzielić aktywności pomiędzy różne postacie. A wszystko to w celu uzyskania opisanej powyżej przewagi.
Reasumując mechanika najnowszej edycji "Pulp city" została uproszczona i usprawniona w stosunku do pierwowzoru. Nadal jest w niej sporo do ogarnięcia, zdecydowanie nie wejdzie do głowy tak łatwo jak ta z "Frostgrave". Niemniej jednak, dzięki małej ilości potrzebnych modeli (pierwsze starcia można rozgrywać już dwoma figurkami!), przejrzystemu skrótowi zasad oraz kartom postaci, które oprócz portretu zawierają komplet zasad - można temu podołać. W pierwszych kilku grach pewnie zapomni się o niektórych regułach, coś się pomyli... Ale to normalne w przypadku tytułów bardziej złożonych niż Chińczyk. Naprzemienna aktywacja sprawia że gra jest dynamiczna. A dzięki wysokiemu zindywidualizowaniu możliwości bohaterów można się poczuć jak w komiksie. Tu nie ma prozaicznych strzałów z pistoletu czy ciosów nożem - są za to fale plazmy, emitery promieni XYZ, czy klątwy voodoo. W każdym razie mi przypadła ona do gustu.
Trykoty, maski i peleryny.
Bitewniaki to jednak nie tylko zasady. To co sprawia, że można zakochać się w nich od pierwszego wejrzenia to oprawa wizualna. Czyli makiety, figurki, modele. W przypadku "Pulp city" wypada napisać o tym trochę więcej, bo temat jest złożony.
Zacznijmy od tego, że to skirmish. A to oznacza, że modeli nie trzeba dużo. Już pisałem, że najmniejsze starcie to pojedynek samowtór. To nawet mniej niż rekordowym pod tym względem "Age of Sigmar. Skirmish". Wydawać by się więc by mogło, że będzie to tytuł z bardzo niskim progiem wejścia, jeśli chodzi o aspekt modelarski i malarski.
Ważne jest jednak to, że w tą grę nie pociśniemy samymi figurkami. Nie tylko chodzi o to, że makiety dodają całej zabawie piękna i uroku - oraz w ogóle umożliwiają zagrania taktyczne takie jak choćby ukrycie się za osłoną. W "Pulp City" teren jest jeszcze ważniejszy. W grze istnieją bowiem reguły pozwalające na rzucanie kubłami na śmieci czy nawet furgonetkami! Poza tym, warto pokazać że akcja toczy się we współczesnej metropolii. A więc standardowa mata trawiasta może nie być najlepszym możliwym podłożem. Podobnie tak popularne makiety produkcji Games Workshop, oraz wszelkiego rodzaju obeliski i skały. Zamiast tego: ulice i kamienice, znaki drogowe, śmietniki, budki z gazetami, szyldy i billboardy. Dzięki tak dopracowanej scenerii łatwiejsze będzie głębsze zanurzenie się w historię, jaką opowiada nam "Pulp City".
Jeżeli chodzi o teren potrzebny do zabawy, to jest on zależny od ilości używanych w niej modeli. Na najniższych poziomach starcia wystarczy wycinek miasta o rozmiarach 24 na 32 cale. Zaś większe starcia lepiej będzie się toczyć na polu 48 na 48 cali.
A ponieważ bohaterowie i łotrzy biją się w przestrzeni publicznej, rykoszetem mogą dostać niewinni przechodnie, stróże prawa, kryminaliści... Odgrywają oni istotną rolę w różnych scenariuszach, dlatego warto wystarać się o mające ich reprezentować modele. Sam producent oferuje nam atomową rodzinę 2+2+2. Zdobycie innych wzorów nie będzie wcale trudne.
No i finalnie przystępujemy do samych modeli supremes. O ile to, co oferuje nam "Malifaux" nazwałbym figurkowym mistrzostwem świata (pomysł, projekt, jakość wykonania), to ludziki z "Pulp City" mają ambicje im dorównać. Niestety - nie zawsze udaje się owe ambicje zaspokoić... Wszystkie modele wykonano z metalu lub żywicy. Standardową postać o gabarytach ludzkich do "Pulp City rzeźbi się w skali 35mm. Przez to jest ona większa od innych typowych figurek - ale to w końcu superbohater! Generalnie każdy z modeli cechuje się co najmniej bardzo dobrą jakością rzeźby i odlewu. To co u niektórych można by poprawić to dynamika póz i sama koncepcja rzeźby. Z drugiej zaś strony, przyjęta konwencja spełnia swoje zadanie: ludziki są wyraziste, czytelne i intuicyjnie czujemy, co jest ich słabą i mocną stroną.
Skoro jesteśmy w temacie figurek, warto porozmawiać o kosztach. Nie tylko samych modeli, ale gry w ogóle. Podręcznik podstawowy, bez którego bardzo trudno grać kosztuje 30 euro, co równa się, według dzisiejszego kursu cenie 126 zł 65 gr. Książka jest nie tylko użyteczna, ale też pięknie wydana. To prawdziwy rulebook do bitewniaka w starym stylu: duży, gruby, oprawiony w twarde okładki, kolorowy - wprost tchnący komiksowym klimatem (dzięki licznym ilustracjom i odpowiedniej czcionce).
Koszty makiet i modeli dodatkowych trudno określić. Nie są one dostępne w sklepie internetowym wydawcy. Jeśli miałeś szóstkę z ZPT i plastyki - zrobisz wszystko sam z butelki po wodzie, pudełka po ryżu i starych gazet. Ale równie dobrze możesz sobie zafundować makietę za kilka tysięcy złotych. Większość hobbystów znajduje się pewnie gdzieś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami.
Teraz pora nie pierwsze figurki. Może starterek na start? Możemy wybrać jedną z dwóch propozycji: trzech bohaterów albo trzech łotrów. Każdy z nich to ma cenę nominalną równą prawie 25 euro (ok 105 zł). W środku dostaniemy nie tylko same modele i podstawki do nich, ale również karty z charakterystykami postaci oraz skrót zasad. Ten skrót to zdecydowanie za mało, żeby zacząć zabawę, ale bardzo przydaje się już przy samych grach; jest po prostu dużo poręczniejszy niż - nomen omen - podręcznik.
Możliwe jest, że po parunastu grach zestaw podstawowy już się wam przeje i nabierzecie ochoty na małą odmianę. I tutaj otwiera się ogrom możliwości: możemy bowiem zrekrutować aż 158 różnych bohaterów (albo łotrów). Podręcznik główny opisuje ich przynależność frakcyjną czy też możliwe do zawiązania sojusze i kooperatywy. Warto więc mieć go ze sobą, planując zakupy. Ceny modeli wahają się od prawie 6 euro do prawie 20. Im większy (w sensie rozmiaru podstawki i figurki) osobnik, tym droższy... Prawie jak na targu gladiatorów... Postać o posturze "zwykłego" człowieka kosztuje prawie 10 euro. Niby drogo - ale wciąż taniej, niż "Age of Sigmar". No i wybór znacznie bardziej urozmaicony, nie tylko Stormcaści i Khronowcy...
Spróbowałem poszukać figurek do "Pulp City" w znanych mi polskich sklepach internetowych z tego typu asortymentem. Potem zajrzałem do tych nieodwiedzanych. W końcu uderzyłem w ostatnią deskę ratunku: i-szop.pl. Nic. Pamiętam, że parę lat temu figurki można było dostać w Paradox Cafe... Postanowiłem więc skontaktować się z wydawcą za pomocą profilu na fb. I tam właśnie dowiedziałem się, że od stycznia 2018 sprzedaż modeli za złotówki będzie prowadził sklep Wargamer. Czy Wilcza wytrzyma kolejny grany na niej system?
Każdy Batman potrzebuje swego Jokera.
Idealnie byłoby, gdyby każdy zainteresowany tym tytułem mógł łatwo i szybko znaleźć sobie oponenta, z którym mógłby się wspólnie cieszyć się rozgrywką. Niestety - czytelnik tego tekstu mieszkający w Polsce prędzej znajdzie eko-wegańskiego McDonaldsa niż drugiego gracza. Nie znalazłem na facebooku polskiej grupy fanów. Również forum gry nie dostarcza jasnych wskazówek, gdzie szukać w naszym kraju innych miłośników "Pulp City". Na pewno gdzieś jacyś są. Najprędzej w Warszawie, gdzie znajduje się siedziba wydawcy.
Czy w takim razie jest sens kupić sobie podręcznik i dwa startery, a potem zapraszać do gry odwiedzających nas gości? Za takim rozwiązaniem przemawiają dość proste podstawowe reguły gry. Na prawdę - aktywacje, testowanie, ruch - a nawet zdolności postaci da się wytłumaczyć w 10 minut, szczególnie, gdy towarzysz zabawy grał już wcześniej w jakiegoś bitewniaka. Ale sama gra jest jak karcianka. Naładowana rożnymi kombosami, synergiami, kontrami. No i najbardziej satysfakcjonuje, gdy toczymy pojedynek z kimś na zbliżonym do nas poziomie opanowania gry. Nadaje się więc do regularnych partii w tym samym gronie. A w dodatku można się wówczas podzielić kosztami podręcznika, czy przygotowaniem makiet.
Podejrzewam, że gra może słabo nadawać się do gry turniejowej. Po pierwsze - kto miałby brać udział w tych turniejach? Przynajmniej w Polsce... A po drugie obawiam się o balans. W tym całym gąszczu reguł, bohaterów, zdolności, interakcji może kryć się wygrywająca kombinacja, albo kilka takowych. Zaangażowani gracze turniejowi wykryją ją prędko i będą stosować do upadłego. Po prostu tak duży materiał, obfitujący w różne zależności wyjątkowo trudno poddaje się playtestom. Dużo lepszym pomysłem wydaje się być granie narracyjne. Wszak temat gry wyjątkowo zachęca do opowieści o walce dobra ze złem, rzucania twardzielskich one-linerów i wyjawiania przed egzekucją ofiarom swych diabolicznych planów.
System ma za sobą dość długą historię. W ciągu tych dziesięciu lat rozwijał się sukcesywnie. Dochodziły nowe frakcje, udoskonalano mechanikę, wprowadzano nowe wzory kart i modeli. Co ciekawe, widać że w owych reformach uwzględniano opinie społeczności i recenzentów. Wydawanie nowości było finalizowane przy pomocy kicstartera. I może nie udało się zebrać miliona dolarów - ale zawsze zbiórka przekraczała kilkukrotnie założony próg minimalny. Innym miernikiem popularności systemu może być liczba użytkowników zarejestrowanych na forum. Ta zaś zbliża się do 900. Robię te wyliczenia po to, by spróbować określić, na ile bezpieczną inwestycją jest "Pulp City". Byłoby szkoda, gdyby wejść w system, który ni z tego ni z owego jest zamykany - jak było z 8 edycją WFB... No i wydaje mi się, że to bezpieczna lokata zaangażowania. Gra ma bazę fanów na zachodzie, więc jej ewentualna popularność lub niepopularność w kraju nie jest dla niej "być albo nie być". A zatem - jeśli chcecie spróbować superbohaterskiego, pulpowego klimatu - system stoi przed wami otworem. Oczywiście fajnie mieć kogoś w rodzinie lub kumpla, który będzie chciał towarzyszyć w tych przygodach. Na szczęście zawsze można zmusić dziecko do gry. Podczas pokazu sam widziałem, że dziesięciolatkowie radzą sobie bez problemu.
UWAGA - KONKURS!!!
Ponieważ już za parę dni święta, pora zostać świętym Mikołajem. Mam prezent, który trafi w ręce kogoś z was, jeśli tylko spełnicie jeden prosty warunek i dopisze wam szczęście... Czy marzyliście kiedyś o kobiecie gorącej jak Afryka, ostrej jak piri-piri i czarnej niczym Radom po 23.00? Oczywiście nie dostaniecie takowej, wszak niewolnictwo jest nie tylko niemoralne, ale też nielegalne. Za to może w wasze ręce trafić jej metalowa reprezentacja. Poznajcie Foxxy Blade, panią o której śpiewał i grał Jimi Hendrix.
Oprócz niej, zwycięzca otrzyma skrót zasad do "Pulp City.
A oto, co trzeba zrobić:
1. Klinijcie w ten link. Zaprowadzi was on do posta na facebooku, informującego i o konkursie i o tej recenzji.
2. Udostępnijcie go na swoim profilu lub stronie.
Potem wystarczy zaczekać do 28.12.2018, kiedy to drogą losowania, spośród udostępniających wyłonię nowego właściela figurki. A potem wysyłka - figurka w nowym roku trafia do nowego domu...
I na koniec wpisu coś, co będzie się pojawiać w ilościach hurtowych w ciągu najbliższych dni: życzenia świąteczne. Składa je każdy, jest ich dużo - no i niestety cechują się pewną monotonią. Może uda mi się ją trochę przełamać.
Nadchodzące święta dla każdego znaczą co innego. Można skupić się na ich wymiarze religijnym, rodzinnym, komercyjnym... W każdym razie znakomita większość z nas dostanie wielki prezent od tradycji i społecznego konsensusu: parę dni wolnego. Życzę Wam i sobie, byśmy wykorzystali ten czas na robienie tego, co sprawia nam radość, dzięki czemu w życiu jest więcej satysfakcji i sensu. I odpuścili sobie to, co zbędne i bezcelowe. Cokolwiek by to nie było :)
"Żeby grać w piłkę, musisz myśleć jak piłka." |
Normalnie pominąłbym temat "Pulp City" milczeniem i niepamięcią. Gdyby nie jeden istotny szczegół: to polska gra. To znaczy - pomysłodawca i autor zasad, Maciej Żylewicz jest Polakiem. Przy opracowaniu i publikacji całej linii wydawniczej pracowali ludzi z całego świata, lecz większość z nich to rodacy. Pomimo krajowego pochodzenia gry, jest ona praktycznie nieużywana w naszej ojczyźnie. Pewnie bardziej zaangażowani fani figurkowego klimatu znają ją, ale nie byłem nigdy świadkiem sytuacji, gdy ktoś realnie gra w "Pulp City", kupuje figurki, czy pisze o nim na blogu. A mimo to tytuł radzi sobie dość dobrze na ogólnoświatowym rynku. Gra jest cały czas rozbudowywana, wydano już dwie edycje podręcznika głównego. No i dziesięć lat życia systemu to też nie w kij dmuchał.
Każdy bohater ma swoją mroczną stronę... Tak - to właśnie autor systemu. |
Ponieważ tematem bloga są mniej znane gry bitewne (czyli - nie wydawane przez Games Workshop), najlepiej te pochodzące z Polski - "Pulp City" było od jakiegoś czasu "w planach". A poznanie gry na żywo w trakcie ostatniego Comic Conu sprawiło, że motywacja do opisania jej znacznie wzrosła. Przybyłem, zobaczyłem, zagrałem. Wstępnie mi się spodobało, pogrzebałem głębiej...
Historyjki rodem z komiksów.
Gdyby opisać "Pulp City" najkrócej jak się da, można by rzec: "skirmish o superbohaterach". Początek mamy już za sobą, spróbuję więc nakreślić szersze tło wydarzeń. Trwają właśnie w najlepsze lata 80te dwudziestego wieku (tak uroczo przypomniane w "Stranger Things"). Gdzieś na zachodnim wybrzeżu USA rozpościera się wielka metropolia, tytułowe Pulp City. Miasto byłoby świetnym miejscem do życia - sprzyja temu ciepły klimat i duży poziom urbanizacji. Oczywiście zawsze jest haczyk... W tym wypadku to szalejąca przestępczość. Nie jest niczym dziwnym gdy w trakcie napadu rabunkowego zostają zabita para milionerów wracająca z teatru.
Miasto wielkich możliwości! Możesz pracować w fastfoodzie, call center, roznosić ulotki... |
Do tego po okolicy rozbijają się różnej maści osobniki wykraczające poza statystyczną normę. A to Perun popsuje odgromniki, a to inteligentne małpy rozpoczną rewolucję w celu uwolnienia całego gatunku, a to przyleci inwazja z kosmosu. Do tego dołóż jeszcze bunt robotów, powstałych z martwych superbohaterów czy zapomnianych bogów, którym znudziło się bycie zapomnianymi.
Start promocji w Lidlu za 4, 3, 2.. |
Jak widać, w Pulp City nie można się nudzić. Niestety, wątpliwe jest, czy można tam normalnie mieszkać. Na szczęście gracze nie rozważają przeprowadzki, a wykorzystanie fikcyjnego miasta jako piaskownicy, w której można pobawić się w fikcyjną demolkę.
W trakcie zabawy będziecie mogli pokierować poczynaniami różnych nadnaturalnych istot. Określane są one wspólnym mianem supremes. Ich różnorodność jest niebagatelna. Najsłabsi to tylko zwykli ludzie, którzy dzięki wyjątkowej determinacji, treningowi czy po prostu grubemu portfelowi wybijają się ponad przeciętność. O poziom wyżej lokują się się tajemnicze byty takie jak undeadzi, magowie, zmiennokształtni, golemy, kosmici, roboty czy Azjaci. Na najwyższym poziomie stoją przeróżne persony dysponujące prawie boską mocą. Są one władne wpływać (pomagać lub szkodzić) na wiele celów na raz.
Teoretycznie wszystkie te postacie mogą należeć do frakcji bohaterów lub łotrów. Ale sami wiecie, że ten podział często bywa sztuczny. Sami wiecie - niby Wilqu ratuje Opole przed Entombedem i Alc-manem, ale tak naprawdę są kumplami i częściej ze sobą współpracują niż walczą. Niektórzy osobnicy są trudni do jednoznacznego sklasyfikowania (występują w obu frakcjach). Ponadto nie jest niczym niewłaściwym starcie grupy bohaterów z inną grupą bohaterów. Jak widać dobro to rzecz względna.
Jeśli tak wyglądają ci dobrzy, to nie chciałbym spotkać złych. |
Postacie występujące w grze nie są zastrzeżonym znakiem handlowym należącym do jakiejś słynnej korporacji związanej z komiksami (Marvel, DC Comics). Nie uda nam się więc stoczyć epickiej batalii Liga Sprawiedliwości vs Człowiek-Parówka i Markiz de Sedes. Zamiast tego autorzy systemu wymyślili własne uniwersum. Choć oczywiście jest ono naszpikowane kolosalną ilością inspiracji, trawestacji, zapożyczeń i transformacji klasycznych motywów superbohaterskich. Przy czym postacie zaprojektowano tak umiejętnie, że wystarczy na nie spojrzeć, poznać ich imiona lub (częściej) pseudonimy - by mieć całkiem dobre rozeznanie co do mocy i charakteru danego bohatera.
Lasery w oczach i wyrzutnia rakiet w dupie!
Kiedy już wiadomo gdzie, kto i co, trzeba odpowiedzieć na pytanie: jak? W tym akapicie skupię się na mechanice "Pulp City". Tylko zanim przejdę do szczegółów, przypomnę, że wydano dwie edycje podręcznika podstawowego. Pierwsza ukazała się w 2007, druga w 2015. O ile zasadnicza cześć mechaniki pozostała niezmieniona, to nowsza wersja, oprócz dużo lepszej szaty graficznej oferuje nam pewne rozszerzenie zasad. Na przykład pewnemu rozbudowaniu uległy scenariusze. W najprostszej wersji chodzi o to, o co w ustawce - jedna grupa ma wklepać w chodnik drugą. Najlepiej zdążyć z zadaniem w ciągu 6 tur gry. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy do gry wchodzi nowy duży podręcznik ("Supreme edition"). Trzeba bowiem określić fabułę (plot) i agendy poszczególnych drużyn. Wtedy cele ulegają pewnemu urozmaiceniu: a to trzeba skasować konkretnego oponenta, a to obrobić bank, a to wyburzyć jakąś ruderę...
W stylistyce okładki podręcznika podstawowego widać odejście od estetyki lat 80tych. |
Zanim jednak określimy cele, trzeba ustalić tzw level starcia. W innych grach ta kwestia określana jest ilością punktów, na które gramy. Najmniejszy możliwy level to 3. W takiej bójce każdą stronę reprezentują jeden supreme o poziomie 1 i jeden o poziomie 2. Im wyższy level starcia, tym więcej mocniejszych postaci może brać w nim udział.
A jeśli o moc postaci chodzi, to w każdym systemie jest ona wyrażana za pomocą statystyk, określających jej plusy dodatnie i ujemne. W przypadku "Pulp City" owe parametry są bardzo rozbudowane. Każdy bohater występujący w grze ma oczywiście swą własną ilość hitpointów. Ale prócz tego statystyki związane z punktami akcji, przypisanymi do siebie żywiołami (tu też jest na bogato - żywiołów w grze jest aż sześć !), rodzajem formy istnienia (żywy, robot, undead itp.), cechami podstawowe (siła, obrona, zręczność, energia, umysł, duch) oraz pochodzeniem (dzieło natury, tajemnicy lub nauki). Jest tego bardzo dużo, a przecież to dopiero początek. Niektórzy supremes mogą komenderować minionami (rozumianymi raczej jako policjanci, zbiry - a nie żółte ludziki w kształcie olbrzymich czopków). Każdy zaś ma swoje wyjątkowe możliwości i akcje. Reasumując - jest tego bardzo dużo. Może nawet za dużo...
Karta opisująca zdolności dziewczyny z okładki. Uważni miłośnicy karcianek dostrzegą tu mnóstwo zgromadzonych informacji. |
Podstawy mechaniki są banalne - większość kwestii spornych (np. powodzenie ataku) rozstrzyga się rzutem przeciwstawnym współczynnik ofensywny + k6 vs współczynnik defensywny + k6. Atakującemu wyszło więcej? To znaczy że jakiś tam efekt powiązany z zastosowaną akcją wszedł w życie. Diabeł oczywiście tkwi w szczegółach. W całą mechanikę wpasowano bowiem multum kombinacji spod znaku "papier - kamień - nożyce". Dlatego w niektórych sytuacjach wynik owego rzutu będzie prawie że pewny. No i teraz cały ambaras w tym, by doprowadzić do takiej sytuacji, w której przewaga będzie po naszej stronie. Na przykład postać z cechą Brawler dodaje jedną kostkę, gdy atakuje wroga stykającego się z nią podstawką. Jeśli rzuca kilkoma kostkami - wybiera najlepszy dla siebie wynik. A więc nasz Brawler powinien podejść do przeciwnika na odległość strzała z łapy i wypruć mu z karata!
Tego typu przewag i interakcji jest znacznie, znacznie więcej. Część ma swe źródło w zasadach specjalnych dotyczących jednostek, inne zaś biorą się z układu makiet i figurek (na przykład bonus w walce wręcz za przewagę liczebną, czy bonus za przewagę wysokości
Jeszcze dwa słowa o zasadach rządzących aktywacją modeli. Na początku każdej rundy każda strona tworzy własną pulę punktów akcji. Ich ilość jest zależna od odpowiedniego parametru przytomnych postaci biorących udział w starciu. Na starcie starcia ta wartość jest najwyższa, w następnych rundach malej wraz ze wzrostem znokautowanych supremes.
Każdego aktywują swoich bohaterów naprzemiennie. Akcje związane z ruchem nie zużywają punktów akcji, ale sprawiają, że przemieszczająca się postać zdobywa punkt fatygi. W ciągu jednej tury można zgromadzić tylko dwa takie punkty. Ale walka nie polega przecież na bieganiu (czy lataniu, teleportowaniu się - w tej grze możliwych jest 6 różnych rodzajów poruszania się!). Każdy bohater dysponuje kilkoma własnymi, zindywidualizowanymi zdolnościami ofensywnymi. Należą one do jednej z dziesięciu kategorii - i oczywiście mają swe osobne reguły.
W trakcie walki superbohaterów... źródło. |
Jedna postać może być aktywowana w ciągu rundy kilka razy - aż wykorzysta przysługujący jej limit punktów akcji. Stąd też spora decyzyjność i możliwości taktyczne: możemy na przykład zaatakować a potem wycofać się, łączyć akcje ofensywne z ruchem, rozdzielić aktywności pomiędzy różne postacie. A wszystko to w celu uzyskania opisanej powyżej przewagi.
Reasumując mechanika najnowszej edycji "Pulp city" została uproszczona i usprawniona w stosunku do pierwowzoru. Nadal jest w niej sporo do ogarnięcia, zdecydowanie nie wejdzie do głowy tak łatwo jak ta z "Frostgrave". Niemniej jednak, dzięki małej ilości potrzebnych modeli (pierwsze starcia można rozgrywać już dwoma figurkami!), przejrzystemu skrótowi zasad oraz kartom postaci, które oprócz portretu zawierają komplet zasad - można temu podołać. W pierwszych kilku grach pewnie zapomni się o niektórych regułach, coś się pomyli... Ale to normalne w przypadku tytułów bardziej złożonych niż Chińczyk. Naprzemienna aktywacja sprawia że gra jest dynamiczna. A dzięki wysokiemu zindywidualizowaniu możliwości bohaterów można się poczuć jak w komiksie. Tu nie ma prozaicznych strzałów z pistoletu czy ciosów nożem - są za to fale plazmy, emitery promieni XYZ, czy klątwy voodoo. W każdym razie mi przypadła ona do gustu.
Trykoty, maski i peleryny.
Bitewniaki to jednak nie tylko zasady. To co sprawia, że można zakochać się w nich od pierwszego wejrzenia to oprawa wizualna. Czyli makiety, figurki, modele. W przypadku "Pulp city" wypada napisać o tym trochę więcej, bo temat jest złożony.
Zacznijmy od tego, że to skirmish. A to oznacza, że modeli nie trzeba dużo. Już pisałem, że najmniejsze starcie to pojedynek samowtór. To nawet mniej niż rekordowym pod tym względem "Age of Sigmar. Skirmish". Wydawać by się więc by mogło, że będzie to tytuł z bardzo niskim progiem wejścia, jeśli chodzi o aspekt modelarski i malarski.
Ważne jest jednak to, że w tą grę nie pociśniemy samymi figurkami. Nie tylko chodzi o to, że makiety dodają całej zabawie piękna i uroku - oraz w ogóle umożliwiają zagrania taktyczne takie jak choćby ukrycie się za osłoną. W "Pulp City" teren jest jeszcze ważniejszy. W grze istnieją bowiem reguły pozwalające na rzucanie kubłami na śmieci czy nawet furgonetkami! Poza tym, warto pokazać że akcja toczy się we współczesnej metropolii. A więc standardowa mata trawiasta może nie być najlepszym możliwym podłożem. Podobnie tak popularne makiety produkcji Games Workshop, oraz wszelkiego rodzaju obeliski i skały. Zamiast tego: ulice i kamienice, znaki drogowe, śmietniki, budki z gazetami, szyldy i billboardy. Dzięki tak dopracowanej scenerii łatwiejsze będzie głębsze zanurzenie się w historię, jaką opowiada nam "Pulp City".
Czy byłeś kiedyś w Kutnie na dworcu w nocy? |
Jeżeli chodzi o teren potrzebny do zabawy, to jest on zależny od ilości używanych w niej modeli. Na najniższych poziomach starcia wystarczy wycinek miasta o rozmiarach 24 na 32 cale. Zaś większe starcia lepiej będzie się toczyć na polu 48 na 48 cali.
A ponieważ bohaterowie i łotrzy biją się w przestrzeni publicznej, rykoszetem mogą dostać niewinni przechodnie, stróże prawa, kryminaliści... Odgrywają oni istotną rolę w różnych scenariuszach, dlatego warto wystarać się o mające ich reprezentować modele. Sam producent oferuje nam atomową rodzinę 2+2+2. Zdobycie innych wzorów nie będzie wcale trudne.
No i finalnie przystępujemy do samych modeli supremes. O ile to, co oferuje nam "Malifaux" nazwałbym figurkowym mistrzostwem świata (pomysł, projekt, jakość wykonania), to ludziki z "Pulp City" mają ambicje im dorównać. Niestety - nie zawsze udaje się owe ambicje zaspokoić... Wszystkie modele wykonano z metalu lub żywicy. Standardową postać o gabarytach ludzkich do "Pulp City rzeźbi się w skali 35mm. Przez to jest ona większa od innych typowych figurek - ale to w końcu superbohater! Generalnie każdy z modeli cechuje się co najmniej bardzo dobrą jakością rzeźby i odlewu. To co u niektórych można by poprawić to dynamika póz i sama koncepcja rzeźby. Z drugiej zaś strony, przyjęta konwencja spełnia swoje zadanie: ludziki są wyraziste, czytelne i intuicyjnie czujemy, co jest ich słabą i mocną stroną.
Postać w lewym górnym rogu - co to za wydawnictwo? |
Skoro jesteśmy w temacie figurek, warto porozmawiać o kosztach. Nie tylko samych modeli, ale gry w ogóle. Podręcznik podstawowy, bez którego bardzo trudno grać kosztuje 30 euro, co równa się, według dzisiejszego kursu cenie 126 zł 65 gr. Książka jest nie tylko użyteczna, ale też pięknie wydana. To prawdziwy rulebook do bitewniaka w starym stylu: duży, gruby, oprawiony w twarde okładki, kolorowy - wprost tchnący komiksowym klimatem (dzięki licznym ilustracjom i odpowiedniej czcionce).
Koszty makiet i modeli dodatkowych trudno określić. Nie są one dostępne w sklepie internetowym wydawcy. Jeśli miałeś szóstkę z ZPT i plastyki - zrobisz wszystko sam z butelki po wodzie, pudełka po ryżu i starych gazet. Ale równie dobrze możesz sobie zafundować makietę za kilka tysięcy złotych. Większość hobbystów znajduje się pewnie gdzieś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami.
Teraz pora nie pierwsze figurki. Może starterek na start? Możemy wybrać jedną z dwóch propozycji: trzech bohaterów albo trzech łotrów. Każdy z nich to ma cenę nominalną równą prawie 25 euro (ok 105 zł). W środku dostaniemy nie tylko same modele i podstawki do nich, ale również karty z charakterystykami postaci oraz skrót zasad. Ten skrót to zdecydowanie za mało, żeby zacząć zabawę, ale bardzo przydaje się już przy samych grach; jest po prostu dużo poręczniejszy niż - nomen omen - podręcznik.
Dranie tanie niesłychanie! źródło. |
Możliwe jest, że po parunastu grach zestaw podstawowy już się wam przeje i nabierzecie ochoty na małą odmianę. I tutaj otwiera się ogrom możliwości: możemy bowiem zrekrutować aż 158 różnych bohaterów (albo łotrów). Podręcznik główny opisuje ich przynależność frakcyjną czy też możliwe do zawiązania sojusze i kooperatywy. Warto więc mieć go ze sobą, planując zakupy. Ceny modeli wahają się od prawie 6 euro do prawie 20. Im większy (w sensie rozmiaru podstawki i figurki) osobnik, tym droższy... Prawie jak na targu gladiatorów... Postać o posturze "zwykłego" człowieka kosztuje prawie 10 euro. Niby drogo - ale wciąż taniej, niż "Age of Sigmar". No i wybór znacznie bardziej urozmaicony, nie tylko Stormcaści i Khronowcy...
Spróbowałem poszukać figurek do "Pulp City" w znanych mi polskich sklepach internetowych z tego typu asortymentem. Potem zajrzałem do tych nieodwiedzanych. W końcu uderzyłem w ostatnią deskę ratunku: i-szop.pl. Nic. Pamiętam, że parę lat temu figurki można było dostać w Paradox Cafe... Postanowiłem więc skontaktować się z wydawcą za pomocą profilu na fb. I tam właśnie dowiedziałem się, że od stycznia 2018 sprzedaż modeli za złotówki będzie prowadził sklep Wargamer. Czy Wilcza wytrzyma kolejny grany na niej system?
Każdy Batman potrzebuje swego Jokera.
Idealnie byłoby, gdyby każdy zainteresowany tym tytułem mógł łatwo i szybko znaleźć sobie oponenta, z którym mógłby się wspólnie cieszyć się rozgrywką. Niestety - czytelnik tego tekstu mieszkający w Polsce prędzej znajdzie eko-wegańskiego McDonaldsa niż drugiego gracza. Nie znalazłem na facebooku polskiej grupy fanów. Również forum gry nie dostarcza jasnych wskazówek, gdzie szukać w naszym kraju innych miłośników "Pulp City". Na pewno gdzieś jacyś są. Najprędzej w Warszawie, gdzie znajduje się siedziba wydawcy.
Czy w takim razie jest sens kupić sobie podręcznik i dwa startery, a potem zapraszać do gry odwiedzających nas gości? Za takim rozwiązaniem przemawiają dość proste podstawowe reguły gry. Na prawdę - aktywacje, testowanie, ruch - a nawet zdolności postaci da się wytłumaczyć w 10 minut, szczególnie, gdy towarzysz zabawy grał już wcześniej w jakiegoś bitewniaka. Ale sama gra jest jak karcianka. Naładowana rożnymi kombosami, synergiami, kontrami. No i najbardziej satysfakcjonuje, gdy toczymy pojedynek z kimś na zbliżonym do nas poziomie opanowania gry. Nadaje się więc do regularnych partii w tym samym gronie. A w dodatku można się wówczas podzielić kosztami podręcznika, czy przygotowaniem makiet.
Najlepsza zabawa - w gronie sprawdzonych kumpli! |
Podejrzewam, że gra może słabo nadawać się do gry turniejowej. Po pierwsze - kto miałby brać udział w tych turniejach? Przynajmniej w Polsce... A po drugie obawiam się o balans. W tym całym gąszczu reguł, bohaterów, zdolności, interakcji może kryć się wygrywająca kombinacja, albo kilka takowych. Zaangażowani gracze turniejowi wykryją ją prędko i będą stosować do upadłego. Po prostu tak duży materiał, obfitujący w różne zależności wyjątkowo trudno poddaje się playtestom. Dużo lepszym pomysłem wydaje się być granie narracyjne. Wszak temat gry wyjątkowo zachęca do opowieści o walce dobra ze złem, rzucania twardzielskich one-linerów i wyjawiania przed egzekucją ofiarom swych diabolicznych planów.
System ma za sobą dość długą historię. W ciągu tych dziesięciu lat rozwijał się sukcesywnie. Dochodziły nowe frakcje, udoskonalano mechanikę, wprowadzano nowe wzory kart i modeli. Co ciekawe, widać że w owych reformach uwzględniano opinie społeczności i recenzentów. Wydawanie nowości było finalizowane przy pomocy kicstartera. I może nie udało się zebrać miliona dolarów - ale zawsze zbiórka przekraczała kilkukrotnie założony próg minimalny. Innym miernikiem popularności systemu może być liczba użytkowników zarejestrowanych na forum. Ta zaś zbliża się do 900. Robię te wyliczenia po to, by spróbować określić, na ile bezpieczną inwestycją jest "Pulp City". Byłoby szkoda, gdyby wejść w system, który ni z tego ni z owego jest zamykany - jak było z 8 edycją WFB... No i wydaje mi się, że to bezpieczna lokata zaangażowania. Gra ma bazę fanów na zachodzie, więc jej ewentualna popularność lub niepopularność w kraju nie jest dla niej "być albo nie być". A zatem - jeśli chcecie spróbować superbohaterskiego, pulpowego klimatu - system stoi przed wami otworem. Oczywiście fajnie mieć kogoś w rodzinie lub kumpla, który będzie chciał towarzyszyć w tych przygodach. Na szczęście zawsze można zmusić dziecko do gry. Podczas pokazu sam widziałem, że dziesięciolatkowie radzą sobie bez problemu.
Oby tylko nie przegiąć z superbohaterskim klimatem... Saulot (8000 p.n.e. - 1133) - pamiętamy. |
UWAGA - KONKURS!!!
Ponieważ już za parę dni święta, pora zostać świętym Mikołajem. Mam prezent, który trafi w ręce kogoś z was, jeśli tylko spełnicie jeden prosty warunek i dopisze wam szczęście... Czy marzyliście kiedyś o kobiecie gorącej jak Afryka, ostrej jak piri-piri i czarnej niczym Radom po 23.00? Oczywiście nie dostaniecie takowej, wszak niewolnictwo jest nie tylko niemoralne, ale też nielegalne. Za to może w wasze ręce trafić jej metalowa reprezentacja. Poznajcie Foxxy Blade, panią o której śpiewał i grał Jimi Hendrix.
Oprócz niej, zwycięzca otrzyma skrót zasad do "Pulp City.
A oto, co trzeba zrobić:
1. Klinijcie w ten link. Zaprowadzi was on do posta na facebooku, informującego i o konkursie i o tej recenzji.
2. Udostępnijcie go na swoim profilu lub stronie.
Potem wystarczy zaczekać do 28.12.2018, kiedy to drogą losowania, spośród udostępniających wyłonię nowego właściela figurki. A potem wysyłka - figurka w nowym roku trafia do nowego domu...
I na koniec wpisu coś, co będzie się pojawiać w ilościach hurtowych w ciągu najbliższych dni: życzenia świąteczne. Składa je każdy, jest ich dużo - no i niestety cechują się pewną monotonią. Może uda mi się ją trochę przełamać.
Nadchodzące święta dla każdego znaczą co innego. Można skupić się na ich wymiarze religijnym, rodzinnym, komercyjnym... W każdym razie znakomita większość z nas dostanie wielki prezent od tradycji i społecznego konsensusu: parę dni wolnego. Życzę Wam i sobie, byśmy wykorzystali ten czas na robienie tego, co sprawia nam radość, dzięki czemu w życiu jest więcej satysfakcji i sensu. I odpuścili sobie to, co zbędne i bezcelowe. Cokolwiek by to nie było :)
Pewnie nic nie przebije tych dni wolnych - ale dobry prezent nie jest zły :) |
Z tego co widzę to gra posiada super klimat i te piękne modele ci którzy to zaprojektowali widać zę się znają niezwykle na takich klimatach
OdpowiedzUsuńZaprojektowanie postaci i ich koncepcja graficzna to creme de la creme tej gry. Autorzy nie mają ciągnących się latami sag komiksowych ani filmów o milionowych budżetach, by zbudować historię postaci. Tylko imię i wygląd (komu chce się czytać opowiadania na temat figurek zamieszczone na stronie?). I to imię i wygląd są tak naładowane treścią i klimatem, że trudno wyobrazić sobie, by można to zrobić lepiej. Zapraszam na stronę systemu - można miło spędzić czas oglądając i poznając kolejnych superbohaterów i superłotrów.
UsuńStrasznie fajnie, że pokazujesz takie gry. Obserwując facebooka, chociażby grupę sprzedaży figurek czasem można odnieść wrażenie, że w Polsce gra się tylko w WH40K, Starego WH, AoS, czasem LotR, w co innego rzadko. A to przecież nieprawda. Chyba że ludzie nie sprzedają figurek do rzadkich systemów bo są cenniejsze niż najpopularniejsze gry :)
OdpowiedzUsuńOczywiście nadal uważam, że najlepszym produktem GW jest Agrax Earthshade xD
Nie oceniał bym GW tak surowo. Ich satynowy lakier to też mistrzostwo, kiedy używa się go zgodnie z instrukcją ;) Zgadzam się, że jednak przy ich produkcjach inne gry to wyjątkowa nisza. Np. Pulp City - próbowałem znaleźć jakieś polskie skupisko fanów. Lecz albo szukałem za mało wnikliwie, albo faktycznie sprawa jest wyjątkowo ukryta.
UsuńA strona targowiska pokazuje, czego ludzie chcą się pozbyć - to może być znak, że wchodzą w coś nowego.
To ja mam na odwrót, gram we wszystko oprócz systemów GW (no dobra teraz zacząłem Lotra zbierać) i to nie kwestia niechęci do producenta, a po prostu uważam że wiele gier ma dużo lepsze i ciekawsze mechanicznie zasady w lepszych cenach. No i wbrew pozorom jest coraz więcej graczy którzy szukają nowych systemów, w jednym z lokalnych sklepów podczas wieczorów grania na kilkanaście stołów systemy GW zajmują zazwyczaj 2-3, często jest więcej graczy Frostgrave,Bolt Action czy Ogniem i Mieczem niż 40K. No i na pewno rośnie liczba ludzi którzy posiadają figurki do więcej niż jednej gry ;)
UsuńA Warmaster i WFB 6 edycja to co? :)
Usuń@Cezary w porównaniu do starego Devlan mud, to Agrax może buty mu czyścić niestety...:D
Niestety to przed moją kadencją. Żałuję że nie mogłem przetestować, jeśli był dobry.
UsuńWarmastera poznałem tylko od strony figurek - i był rewelacyjny. Co zaś się tyczy WFB 6 edycji. Akurat gdy ona święciła triumfy, miałem przestój od battla. Ale nie uwierzę, że wszystkie army booki były na jednym poziomie mocy.
UsuńCo zaś się tyczy gier od GW. Nadal jestem pod wrażeniem "Warhammer Underworlds. Shadespire" A reszta nowych (lub odgrzewanych) produkcji to pozycje na solidną 4. No - może 4-.
Ne-cro-munda! Ne-cro-munda! :P
OdpowiedzUsuńJak mężczyzna obieca, że coś zrobi - to na pewno to zrobi! I nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku!
UsuńSłyszałem już o tej grze, a nawet nie wiedziałem że maczali w niej palce Polacy... To chyba kwestia słabej promocji na Polskę, nie widziałem żeby gdzieś można było kupić cokolwiek do tego systemu.
OdpowiedzUsuńPromocja jak najbardziej jest i to całkiem udana, jak widać. Ale nie u nas. Na szczęście to ma się zmienić od 2018 roku. Niestety - nie planuje się wydania polskiej wersji podręcznika. W najlepszym wypadku - skrót zasad i karty będą przetłumaczone.
UsuńPamietam jak kilka lat temu zaintrygowal mnie ten system. Zaczalem sie nawet rozgladac po polskich sklepach i bylem w szoku, ze rodzimy produkt a u nas go nie uswiadczysz. Ciekawa rzecz z duzym potencjalem kreacyjnym i fajnym aspektem "pokemonowatosci". Obecnie, gdybym mial sie sklaniac ku systemowi mniej serio, w komiksowym lekkil sosie, to bylby to Judge Dredd od Warlord Games.
OdpowiedzUsuńI tak kolejny system wpadł na radar bitewniakowych pogranicz... Niestety na stronie Warlorda już go nie ma :(
UsuńRzeczywiscie juz go nie ma! Wielka szkoda, zgaduje ze licencja byla niechodliwa, bo to franczyza kultowa tylko w waskim gronie milosnikow 2000AD. A zasady swego czasu przestudiowalem i zaswiadczam, ze wygladaly na przemyslane. Szczegolnie mozliwosc, a wrecz koniecznosc aresztowania danego delikwenta przez sedziego. Jesli jest to mozliwe ;)
UsuńAresztowania? Czy to na pewno Dredd? Przecież po to dodano policjantom kompetencje sędziego, by efektywniej zwalczać szalejącą przestępczość i ograniczyć przeładowanie więzień...
UsuńTak to wyglądało w filmie ze Stallonem (w tym miejscu polecam "Dredda" z 2012 - wierniejszy pierwowzorowi), ale w komiksach bywało różnie. Na pewno oryginalny Dredd jak i reszta sędziów działają w ramach drakońskiego prawa, ale nie zawsze równa się to egzekucji. Często padają wyroki w stylu 10 lat za przejście na czerwonym, albo zsyłka do kopalni na asteroidzie za kradzież tostera. W Megacity One załatwia się to w trybie mega przyspieszonym. W nomenklaturze erpegowej, Joe Dredda określiłbym czasami jako "lawful evil" :)
UsuńAż tak bardzo nigdy nie byłem wkręcony w to uniwersum. Kiedyś czytałem komiks o Lobo, w którym występował sędzia. I tyle... Nigdy nie myślałem o nim jako o "lawful evil". Dla mnie lawful evil to raczej Imperium z Gwiezdnych Wojen. Dla mnie ten komiks to raczej żart na temat fantazji o twardym, bezwzględnym policjancie, który przyjdzie i zrobi porządek. Pokazuje, jak by to wyglądało w praktyce.
UsuńO systemie słyszałem już wcześniej ale nikt się nim nie interesował więc umarł śmiercią naturalną w mojej głowie. Dzięki za dogłębniejsze przybliżenie :)
OdpowiedzUsuńA nikt się nim interesował - bo nie był jakoś szczególnie promowany. Trzeba było się natrudzić, by znaleźć o nim coś po polsku. Tu jest link do audycji i wywiadu z autorem zarazem. http://www.podcasts.com/3d6-podcast-22/episode/odcinek-6-pulp-city Niestety, u mnie nie działa.
UsuńKolejny super wpis. Co tydzień czekam na aktualizacje twojego bloga. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję utrzymać tempo jednego rozbudowanego wpisu na tydzień. Nie zawsze jest to łatwe, ale takie komplementy pokazują, że warto się starać. Dziękuję!
UsuńGra wygląda bardzo ciekawie, już w twoim artykule z Comic-Con'a mnie zainteresowała. :)
OdpowiedzUsuńBardzo zacne modele. :)
Oj tak - ze względu na tematykę byłem sceptyczny, ale mechanika mnie zupełnie przekonała. No i nie trzeba malować setek figurek. Za to warto przyłożyć się do makiet.
UsuńMasz chochlika interpunkcyjnego:
OdpowiedzUsuń"...rozumianymi raczej jako policjanci, zbiry..."
przecinek zamiast myślnika
;)
Eeee... niech już zostanie, tak jak jest. Nie wracajmy do tego fragmentu. Swoją drogą miło mi, że dotarłeś aż tutaj!
Usuń