Nie tak dawno wybrałem się na Planszówki na Narodowym. Wizyta na tej imprezie stała się pretekstem do gorzkiej refleksji nad (nie)obecnością figurkowych gier bitwenych na różnych eventach, podczas których można by rekrutować potencjalnych fanów. Zloty i konwenty ściśle figurkowe odbywają się i wychodzą całkiem nieźle. Ale jakoś trudno połączyć tą dziedzinę rozrywki z innymi aspektami gamerskiego klimatu. Ponarzekałem więc sobie na producentów, dystrybutorów i sprzedawców - oraz na fanów, którym jakoś mało po drodze z planszówkami, komiksami, przebieraniem się za Harley Quinn czy grami komputerowymi (a w zasadzie konsolowymi).
Kilka tygodni później okazało się, że moje czarnowidztwo i załamywanie rąk było mocno przesadzone. Dowiedziałem się bowiem, że firma Wargamer zamierza wystąpić na Comic Conie - i pokazać szerokiej publiczności różnego rodzaju gry z małymi ludzikami w roli głównej.
Rzecz byłaby godna pochwalenia nawet gdyby stoisko miało się ograniczyć po pokazania zwiedzającym "Ogniem i Mieczem" oraz "TANKS". Ale tym razem udało się zrobić coś ze znacznie większym rozmachem. Zorganizowano bowiem kooperację kilku wydawnictw i dystrybutorów. A zatem, prócz tytułów ze stajni Wargamera miano pokazać coraz bardziej popularne gry od Warlord Games, oraz ofertę firm White Tree i Prodos Games. A do tego gry DUST "1947" i "Pulp City".
A jakby tego było mało - zapowiedziano stoisko profesjonalnego studia malarskiego "Private Brush", odpicowującego modele na wysoki połysk, ale też mającego szkolić młodych adeptów figurkowego hobby w ich pierwszych posunięciach.
Wydawało się, że spełnia się marzenie o integracji różnych rodzajów geekowskiej rozrywki. Jeśli dodać do tego w zasadzie pewne wystawienie bitewniaków wydawanych przez Games Workshop (albo zrobią to sama korporacja, albo jakiś sklep sprzedający jej asortyment) - mogliśmy się spodziewać całkiem szerokiego przeglądu przez świat gier figurkowych.
Dwa razy do roku w Nadarzynie.
Comic-Con to impreza o szczególnej randze, jeśli chodzi o miłośników fantastyki. Przyjeżdża tam rokrocznie około 130 000 fanów wszystkiego co mniej lub bardziej odrealnione, ale też atrakcyjne. Tam to mają miejsce zapowiedzi nowych tytułów, istotne premiery, zjeżdżają się gwiazdy większego i mniejszego formatu. Tak przynajmniej jest w San Diego, Calafiornia.
Spędy pod szyldem tej samej marki odbywają się na całym świecie. W 2017 roku konwent zorganizowano po raz pierwszy w Polsce, na terenie wystawowym Ptak Warsaw Expo, w Nadarzynie pod Warszawą. Przed chwilą dowiedziałem się, że ten podwarszawski Comic Con (bez myślnika), to jednak nie to samo, co Comic-Con amerykański. Mimo oczywistej zbieżności nazw. Zostawmy jednak na boku niejasne i w sumie nieistotne kwestie oryginału/kopi. W czerwcu nie oparłem się pokusie i pojechałem osobiście wziąć udział w imprezie.
Ogólne wrażenia z pobytu były dobre. Było tam dosłownie wszystko: spotkania z pisarzami, stoiska wydawnictw gier planszowych a nawet fabularnych. Gry komputerowe i konsolowe, zestawy VR, galeria konstrukcji z klocków lego, aktorzy z popularnych seriali, cosplayerzy, komiksy, food trucki, gadżety. A nawet Dawid Kwiatkowski.
Dzięki temu nie można się było nudzić. Co chwila nowa atrakcja przyciągała uwagę. Zwiedzaniu towarzyszyła niemal dziecięca ekscytacja i podjarka. Ani ja, ani mój 10 letni syn nie nudziliśmy się ani przez chwilę. Choć nie wszystkimi atrakcjami mogliśmy nacieszyć się w pełni. Na przykład w trakcie zabawy grami konsolowymi czuliśmy na plecach ciepły oddech napierającej kolejki... Ale i tak było fajnie, po całym dniu łażenia wyszliśmy zmęczeni i zadowoleni. W dodatku ceny wystawionych rzeczy były na prawdę okazyjne. Co prawda miałem nic nie kupować, a i tak wyszedłem z plecakiem wypchanym okazjami.
Ale to, co wywarło na mniej największy wrażenie, to nieprzeliczone rzesze odwiedzających. Mimo gigantycznej powierzchni wystawowej, cały czas było się w tłumie. Ludzi w różnym wieku, obojga płci wypełnili niemal w pełni hale. Tym bardziej żałowałem, że gry bitewne były tak słabo obecne. Dlatego też z nadzieją i radością wybrałem się dziś na jesienną edycję Comic Conu, by na własne oczy zobaczyć, a następnie opisać wam, jak to z figurkami na imprezie było.
Pierwsze wrażenie po raz drugi.
Kiedy jest się po trzydziestce, tego rodzaju wyjścia planuje się z dużym wyprzedzeniem. Tak też było i w tym wypadku. Przeglądałem program imprezy - i w oczy rzuciła mi się spora cena biletów. Wszystko jest fajnie, jeśli chodzicie do przedszkola. Ale gdy skończyłeś 7 rok życia, wejście może kosztować cię nawet 60 zł! Za jedną osobę. Na jeden z trzech dni konwentu. Oczywiście to impreza komercyjna, musi na siebie zarabiać; poza tym macie na niej niepowtarzalną okazję zobaczyć na własne oczy faceta, który grał stormtroopera... W dodatku taki próg pozwala na selekcję gości; wejdą ci, których na to stać (choć warto pamiętać, że krzywa konsumpcji ma dwa ostrza). Ale jeśli chcecie wybrać się na Comic Con całą rodziną, w której znajduje się dwójka dzieci szkolnych - koszt będzie, delikatnie mówiąc, niewąski. Na szczęście, jeśli chcecie darmowych imprez, zawsze jest Gladius czy Planszówki na Narodowym.
Po wjeździe na teren imprezy poświęciłem chwilkę na tradycyjne zamieszanie związane z parkowaniem i raźno ruszyłem w kierunku hal targowych. Formalności wejściowe też się nieco skomplikowały (być może ze względu na wejściówkę dla "prasy") - ale kilka minut przed 10.00 otwarto bramki. Jeszcze tylko krótka i niedokładna rewizja plecaków i już można dać nura w odmęty gamersko-fantastycznego klimatu. Od wejścia na zmysły napierało tsunami bodźców. Co krok to stoisko, lub cosplayerzy. Co stoisko lub cosplayerzy - tym bardziej absorbowali uwagę. Gdybym chciał napisać o wszystkich czekających na gości atrakcjach, pisałbym jeszcze kilka dni, po prostu je wymieniając. Czego tam nie było? Może nie uwierzycie (ale możecie sami sprawdzić) że samych kramów z fikuśnymi mydłami były ze trzy.
Tym razem impreza zajmowała dwie hale. Dzięki temu wszystko, co miał do zaoferowania Comic Con było bardziej skoncentrowane. Na samym początku, około 10.00 - 12.00 nie było jeszcze zbyt wielu gości. Później jednak było już naprawdę tłoczno, kolorowo i hałaśliwie.
Gry figurkowe na salonach.
Gdy już odnalazłem się w labiryntach hal i korytarzy, swe kroki skierowałem w najbardziej interesujące mnie miejsce. Gniazdo gier bitewnych mieściło się w hali C, niemalże na skraju wszelkich eventowych szlaków. Przestrzeń przeznaczona na gry była bardzo rozległa, bez problemu można było podejść do jednego z licznych stanowisk pokazowo - szkoleniowych. Jak to wyglądało? każde z nich to stolik, na którym ułożono niewielką, wygodną (ale dobrze wykonaną i pasującą do gry) makietę oraz modele biorące udział w rozgrywce. Do tego dostawiono inny stolik, zawierający akcesoria niezbędne do gry (karty, kostki, przykładowe figurki). A przy nich krzesełka, by nie toczyć bitwy na stojąco.
To co należy bardzo docenić, to wielka ilość i rozmaitość nagromadzonych tytułów. Pokazywano gry w różnych skalach, z różną ilością figurek, z bardzo różnymi mechanikami i fabułą. Tutaj będę już dużo bardziej dokładny i wymienię je wszystkie. Przepraszam za (byle)jakość zdjęć; pośpiech, złe światło, kiepskie umiejętności i sprzęt... Zresztą i tak lepiej jest widzieć to wszystko na żywo.
Ad rem:
* Ogniem i Mieczem.
Pełny opis tej gry (z mojego punktu widzenia) możecie przeczytać tutaj. W normalnym życiu nie masz najmniejszych szans zostać dowódcą wojsk Rzeczypospolitej Obojga Narodów i poprowadzić wojsk litewskich przeciw wrażym i sprośnym Moskwicinom. Dzięki temu tytułowi możesz to zmienić - i stoczyć mniejsze i większe bitwy w burzliwym czasie powstania Chmielnickiego, Potopu i odsieczy wiedeńskiej. Ciekawa skala, intrygujący system rozkazów, proste rozpatrywanie starć, wielka różnorodność frakcji oraz niebagatelna wartość edukacyjna to główne zalety tego systemu.
* TANKS
Jeśli w dzieciństwie bawiłeś się w czołg w śmietniku i podziwiałeś charakternego Gustlika, to jest to gra dal Ciebie. Szczególnie, jeśli nie masz zbyt czasu, pieniędzy ani miejsca by angażować się w rozbudowane gry bitewne. Banalne reguły, szybka gra, niskie koszta. No i czołgi w roli głównej.
* Test of Honour.
Wśród kwitnących na różowo drzewek wiśniowych, w wiosce położnej na brzegu szemrzącego strumienia spotkali się dwaj zaciekli wrogowie: samuraj A i samuraj B. Każdy z nich ma przy sobie żelastwo naostrzone niczym japoński nóż oraz kilku oddanych żołnierzy. Jasne jest, że tylko jeden wróci do domu żywy.
Po pełniejszy opis zapraszam tutaj. "Test of honour" opowiada właśnie o utarczkach pomiędzy samurajami i ich zbrojnymi sługami. Ma ciekawą mechanikę aktywacji jednostek, szybkie zasady walki i bardzo łatwo nauczyć się zasad tej gry. W dodatku zestaw podstawowy pozawala na zabawę dwóm graczom.
* Alien vs Predator.
O tej grze nie mogę napisać (na razie!) zbyt wiele. Zamiast makiety - plansza. Tytuł sporo mówi nam o treści. Jeśli lubisz oba agresywne gatunki kosmitów - możesz zrobić im mały sparring. I to kilka razy.
* Black Powder.
O tej grze rozmawiałem swego czasu z Maciejem Królem. Tym razem mamy do czynienia z pełnokrwistym masowym bitewniakiem, opowiadającym o wielkich bitwach z okresu XVIII i XIX wieku. Mimo rzesz figurek na stole gra toczy się bardzo szybko.
* DUST 1947
O tej grze będziecie mogli wkrótce przeczytać więcej. Na razie powiem tylko tyle, że akcja gry toczy się w alternatywnej linii czasu. Dzięki mimowolnej pomocy kosmitów, Niemcom udało się stworzyć wunderwaffe. To znacznie przeciągnęło wojnę. Obecnie wszystkie strony konfliktu korzystają z laserów, mechów, pancerzy wspomaganych i plecaków odrzutowych. Sama zaś gra, dzięki zastosowaniu swego rodzaju planszy toczy się szybko i dynamicznie (odpada problem mierzenia odległości).
* Bolt Action.
Pozostajemy w okresie drugiej wojny. O "Bolt Action" możecie przeczytać w tym wpisie. Obecnie to jeden z bardziej popularnych w Polsce tytułów. Wyróżnia się prostą i emocjonującą mechaniką, dużą ilością frakcji i niskimi kosztami. Oraz popularnym uniwersum.
* Pulp City.
Mimo tego, że najpopularniejszy polski superbohater to Wilq, to ci bardziej klasyczni również cieszą się pewną popularnością. Ta gra opowiada o starciach superbohaterów z superzłoczyńcami - w konwencji stricte komiksowej. Mamy więc różne stronnictwa, postaci o mocach niedostępnych zwykłym śmiertelnikom i szybką rozgrywkę. Występują wniej powszechnie takie sytuacje jak rzucanie autami, latanie i używanie supermocy. Kluczem do zwycięstwa jest umiejętne skorzystanie z synergii między zdolnościami różnych postaci.
Planuję napisać więcej o tym tytule.
* Infinity.
Powszechnie uważa się tą grę za jedną z najlepszych, jeśli chodzi o skirmishe w klimacie cyberpunka i s-f. Tytuł ma za sobą lata istnienia, zebrał sporo wiernych fanów. Dziś jest bardzo rozbudowany. Kluczem do zwycięstwa jest umiejętne korzystanie z terenu i zdolności członków kilkuosobowej drużyny.
* Afterglow.
Tym razem mamy do czynienia z grą w klimacie postapo. Zagłada dotknęła jednak świat istot znanych raczej z fantasy: krasnoludów, elfów i ludzi. Teraz kilkunastoosobowe oddziały walczą o skarby dawnej cywilizacji. Gra daje dużo możliwości taktycznych i oferuje wyjątkowo piękne modele.
* Warzone Resurrection.
Swego czasu była to bardzo popularna gra i uniwersum. Pierwsza w pełni polska karcianka, pierwszy bitewniak z polskim podręcznikiem - to właśnie świat Warzone'a. Dziś gra została wskrzeszona i zyskała zupełnie nowe siły. W grze dowodzimy małymi oddziałami kosmicznych megakorporacji lub stronnictw religijnych i demonicznych. Niebawem będę chciał wam przybliżyć ciekawą i burzliwą historię tej gry.
* Anno Domini 1666.
Jedna z dwóch polskich odpowiedzi na "Warhammer Underworlds: Shadespire". Mamy więc planszę, małą ilość figurek i nietypowy system testowania walki - za pomocą kart. W efekcie gra jest szybka i emocjonująca. A modele to majstersztyk.
Treścią gry są starcia pomiędzy bohaterami z kart Sienkiewicza, a bohaterami z kart Dumasa. Za jakiś czas przeczytacie o niej więcej.
* X - Wing.
Ta gra zrewolucjonizowała bitewniaki. Pokazała, że system figurkowy nie musi być drogi, trudny do opanowania i wymagać umiejętności księgowego i prawnika. W dodatku jej akcja toczy się w wyjątkowo popularnym uniwersum. Zaś sprzedawane do niej figurki są od razu pomalowane. I do tego system jest w całości po polsku!
Jak widać, jest tego pod dostatkiem. Każdy znajdzie coś dla siebie. Czy jednak czegoś zabrakło? Owszem. Wielkim nieobecnym imprezy jest Games Workshop. Co prawda można było kupić na różnych stosikach niektóre gry tego wydawcy (w tym najnowszą "Necromundę") - lecz nie prowadzono pokazów, nie demonstrowano ich publiczności. Pewnie było tak dlatego, że prezentacje wymienionych wyżej tytułów zorganizowane zostały przez ich wydawców i dystrybutorów. Sam Games Workshop zignorował tym razem imprezę.
Zanim podsumuję, muszę wspomnieć o czymś, co również można znaleźć jeszcze jutro pod Nadarzynem, a czego nie było do tej pory na żadnej znanej mi imprezie figurkowej. O stanowisku malarskim.
Gry bitewne to nie tylko pojedynek dowódców (lub hersztów) ale też cały aspekt malarski i modelarski. Ciężko cieszyć się tym hobby, gdy nie lubi się ubarwiać małych ludzików.
Przy tym stole mogłeś zupełnie z marszu, bez żadnego wcześniejszego przygotowania i doświadczenia usiąść, wziąć jedną z przygotowanych figurek i zobaczyć, jak radzisz sobie z pędzlem. I na ile taka aktywność sprawia Ci radość. W dodatku można było skorzystać z rad profesjonalistów: ludzi na co dzień malujących w Private Brush.
Podsumowując: byłem pod wielkim wrażeniem. Nigdy nie widziałem, by ktoś wykonał tak wielki wysiłek związany z propagowaniem figurkowego hobby. Każdemu stanowisku z grą towarzyszył osobny instruktor, gotów w każdej chwili poświęcić całą uwagę ludziom chcącym poznać gry bitewne. Same demonstracje były dostosowane do warunków konwentu: pokazano w nich esencję gry, wyjaśniono najważniejsze zasady. Do tego - można było od razu, na miejscu sprawdzić się (i podszkolić) jako malarz.
Również na miejscu można było od razu zakupić wszystko, co potrzebne do rozpoczęcia przygody z daną grą. I to ze sporą zniżką! A także wybrać spośród wielu różnorodnych systemów taki, który najbardziej pasuje do naszych potrzeb, zdolności i możliwości.
No i najważniejsze - cały ten kombajn znalazł się we właściwym miejscu i czasie. Niektórzy ze zwiedzających nigdy wcześniej nie byli świadomi istnienia gier bitewnych! A tutaj mogli być obsłużeni profesjonalnie i kompleksowo. Przy stołach widziałem wielu bardzo młodych ludzi, którzy przyszli w towarzystwie rodziców na imprezę ogólnofantastyczną. Nie wiadomo, czy od razu po wyjściu zaczną zbierać armię - ale na pewno dowiedzieli się, że w ogóle istnieje taka gałąź rozrywki.
Byłoby znakomicie, gdyby oprócz popularyzacji hobby, tego typu przedsięwzięcie było opłacalne dla organizatorów (m.in firmę Wargamer, czy Warlord Games Polska). Dawałoby to nadzieję na powtórzenie go w przyszłości.
Jak spędzić jutrzejszą niedzielę?
Relacje z imprez zawsze warto poczytać, ale mają one głównie wartość sentymentalną. Ewentualnie mogą pomóc w decyzji, czy wybrać się na kolejną edycję? Dlatego tak zależało mi na wyrobieniu się z relacją dziś. Byście mogli (jeżeli już wcześniej nie mieliście takich planów) zdecydować, czy spędzić ją na Comic Conie i pobawić się tam grami bitewnymi.
Oczywiście sprawa nie jest zupełnie jednoznaczna. Jak to zwykle w życiu bywa: są plusy dodatnie i ujemne.
Do tych pierwszych na pewno zalicza się mnogość prezentowanych systemów i wyjątkowo dogodne warunki ich poznawania. W żadnym sklepie, czy na konwencie nie będzie tylu prezentujących, stoiska ze wszystkimi grami - i jeszcze możliwości pomalowania figurek.
Kolejny jest związany z samą imprezą. Wesoły tłum, muzyka, przebieranki, kramy - to wszystko tworzy atmosferę karnawału, o jaką trudno choćby na ulicy. Warto pójść choćby po to, by zobaczyć jak pomysłowe mogą być cosplaye. By na własnej skórze doświadczyć nadmiaru bodźców, ofert i możliwości. Poznać nie tylko gry bitewne, ale też planszowe, komputerowe, konsolowe, postrzelać z ASG, pooglądać modele dinozaurów, zobaczyć obóz post-apo, podziwiać walkę mieczem dwuręcznym, zrobić sobie fryzurę wikinga, zjeść gofra, poczytać komiksy... I wiele, wiele innych.
Minusem jest niewątpliwie kwestia organizacyjna i koszty. Trzeba jakoś dostać się za Warszawę; podstawiony przez organizatora autobus może znów nie wystarczyć. Potem zapłacić za wejście. Na szczęście koszta są po części rekompensowane przez promocyjne ceny. No i przez mnogość atrakcji. Jeśli nie robimy zakupów, korzystamy z nich gratis.
Osobiście, mimo pewnego przytłoczenia, odczuwam zadowolenie z soboty spędzonej na Comic Conie. I, jeśli to będzie możliwe, planuję wybrać się na wiosnę.
ps. Od czasu emisji ostatniego tekstu licznik odwiedzin przekroczył kolejną psychologiczną granicę. Stuknęło mianowicie 100000 i idzie dalej. To daje olbrzymią satysfakcję. Mam świadomość, że moja propozycja trafia w gusta czytelników, że grono odbiorców się poszerza. Mam nadzieję, że czytanie sprawia wam radość, albo przynajmniej pozwala zabić nudę.
Oczywiście piszę dalej, wraz z biegiem czasu przybywa mi coraz więcej pomysłów, a opracowanie wpisu idzie sprawniej. Zachęcam więc do odwiedzin, lektury, komentowania. A dziś wieczorem mikropopijawka. Wasze zdrowie, i za rozwój bitewniakowych pogranicz!
Ale to, co wywarło na mniej największy wrażenie, to nieprzeliczone rzesze odwiedzających. Mimo gigantycznej powierzchni wystawowej, cały czas było się w tłumie. Ludzi w różnym wieku, obojga płci wypełnili niemal w pełni hale. Tym bardziej żałowałem, że gry bitewne były tak słabo obecne. Dlatego też z nadzieją i radością wybrałem się dziś na jesienną edycję Comic Conu, by na własne oczy zobaczyć, a następnie opisać wam, jak to z figurkami na imprezie było.
Pierwsze wrażenie po raz drugi.
Kiedy jest się po trzydziestce, tego rodzaju wyjścia planuje się z dużym wyprzedzeniem. Tak też było i w tym wypadku. Przeglądałem program imprezy - i w oczy rzuciła mi się spora cena biletów. Wszystko jest fajnie, jeśli chodzicie do przedszkola. Ale gdy skończyłeś 7 rok życia, wejście może kosztować cię nawet 60 zł! Za jedną osobę. Na jeden z trzech dni konwentu. Oczywiście to impreza komercyjna, musi na siebie zarabiać; poza tym macie na niej niepowtarzalną okazję zobaczyć na własne oczy faceta, który grał stormtroopera... W dodatku taki próg pozwala na selekcję gości; wejdą ci, których na to stać (choć warto pamiętać, że krzywa konsumpcji ma dwa ostrza). Ale jeśli chcecie wybrać się na Comic Con całą rodziną, w której znajduje się dwójka dzieci szkolnych - koszt będzie, delikatnie mówiąc, niewąski. Na szczęście, jeśli chcecie darmowych imprez, zawsze jest Gladius czy Planszówki na Narodowym.
Po wjeździe na teren imprezy poświęciłem chwilkę na tradycyjne zamieszanie związane z parkowaniem i raźno ruszyłem w kierunku hal targowych. Formalności wejściowe też się nieco skomplikowały (być może ze względu na wejściówkę dla "prasy") - ale kilka minut przed 10.00 otwarto bramki. Jeszcze tylko krótka i niedokładna rewizja plecaków i już można dać nura w odmęty gamersko-fantastycznego klimatu. Od wejścia na zmysły napierało tsunami bodźców. Co krok to stoisko, lub cosplayerzy. Co stoisko lub cosplayerzy - tym bardziej absorbowali uwagę. Gdybym chciał napisać o wszystkich czekających na gości atrakcjach, pisałbym jeszcze kilka dni, po prostu je wymieniając. Czego tam nie było? Może nie uwierzycie (ale możecie sami sprawdzić) że samych kramów z fikuśnymi mydłami były ze trzy.
Tym razem impreza zajmowała dwie hale. Dzięki temu wszystko, co miał do zaoferowania Comic Con było bardziej skoncentrowane. Na samym początku, około 10.00 - 12.00 nie było jeszcze zbyt wielu gości. Później jednak było już naprawdę tłoczno, kolorowo i hałaśliwie.
Gry figurkowe na salonach.
Gdy już odnalazłem się w labiryntach hal i korytarzy, swe kroki skierowałem w najbardziej interesujące mnie miejsce. Gniazdo gier bitewnych mieściło się w hali C, niemalże na skraju wszelkich eventowych szlaków. Przestrzeń przeznaczona na gry była bardzo rozległa, bez problemu można było podejść do jednego z licznych stanowisk pokazowo - szkoleniowych. Jak to wyglądało? każde z nich to stolik, na którym ułożono niewielką, wygodną (ale dobrze wykonaną i pasującą do gry) makietę oraz modele biorące udział w rozgrywce. Do tego dostawiono inny stolik, zawierający akcesoria niezbędne do gry (karty, kostki, przykładowe figurki). A przy nich krzesełka, by nie toczyć bitwy na stojąco.
To co należy bardzo docenić, to wielka ilość i rozmaitość nagromadzonych tytułów. Pokazywano gry w różnych skalach, z różną ilością figurek, z bardzo różnymi mechanikami i fabułą. Tutaj będę już dużo bardziej dokładny i wymienię je wszystkie. Przepraszam za (byle)jakość zdjęć; pośpiech, złe światło, kiepskie umiejętności i sprzęt... Zresztą i tak lepiej jest widzieć to wszystko na żywo.
Ad rem:
* Ogniem i Mieczem.
Jak widać - to może być gra dla całej rodziny! |
* TANKS
Czterej pancerni i instruktor. |
* Test of Honour.
Gdy dorosnę, zostanę szogunem! |
Wśród kwitnących na różowo drzewek wiśniowych, w wiosce położnej na brzegu szemrzącego strumienia spotkali się dwaj zaciekli wrogowie: samuraj A i samuraj B. Każdy z nich ma przy sobie żelastwo naostrzone niczym japoński nóż oraz kilku oddanych żołnierzy. Jasne jest, że tylko jeden wróci do domu żywy.
Po pełniejszy opis zapraszam tutaj. "Test of honour" opowiada właśnie o utarczkach pomiędzy samurajami i ich zbrojnymi sługami. Ma ciekawą mechanikę aktywacji jednostek, szybkie zasady walki i bardzo łatwo nauczyć się zasad tej gry. W dodatku zestaw podstawowy pozawala na zabawę dwóm graczom.
* Alien vs Predator.
Zrób sobie statek kosmiczny na własnym stole. |
O tej grze nie mogę napisać (na razie!) zbyt wiele. Zamiast makiety - plansza. Tytuł sporo mówi nam o treści. Jeśli lubisz oba agresywne gatunki kosmitów - możesz zrobić im mały sparring. I to kilka razy.
* Black Powder.
W walce o francuską dominację na kontynencie. |
* DUST 1947
Polska wyglądałaby dziś dużo lepiej, gdyby wojny toczono wyłącznie na planszach i stołach. |
O tej grze będziecie mogli wkrótce przeczytać więcej. Na razie powiem tylko tyle, że akcja gry toczy się w alternatywnej linii czasu. Dzięki mimowolnej pomocy kosmitów, Niemcom udało się stworzyć wunderwaffe. To znacznie przeciągnęło wojnę. Obecnie wszystkie strony konfliktu korzystają z laserów, mechów, pancerzy wspomaganych i plecaków odrzutowych. Sama zaś gra, dzięki zastosowaniu swego rodzaju planszy toczy się szybko i dynamicznie (odpada problem mierzenia odległości).
* Bolt Action.
Beyond the gates to Berlin. |
* Pulp City.
Na pełnej pycie! |
Mimo tego, że najpopularniejszy polski superbohater to Wilq, to ci bardziej klasyczni również cieszą się pewną popularnością. Ta gra opowiada o starciach superbohaterów z superzłoczyńcami - w konwencji stricte komiksowej. Mamy więc różne stronnictwa, postaci o mocach niedostępnych zwykłym śmiertelnikom i szybką rozgrywkę. Występują wniej powszechnie takie sytuacje jak rzucanie autami, latanie i używanie supermocy. Kluczem do zwycięstwa jest umiejętne skorzystanie z synergii między zdolnościami różnych postaci.
Planuję napisać więcej o tym tytule.
Miasteczko, jakich miliony w kosmosie. |
* Afterglow.
To miejsce coś mi przypomina. |
* Warzone Resurrection.
Powróć do lat 90tych! |
Swego czasu była to bardzo popularna gra i uniwersum. Pierwsza w pełni polska karcianka, pierwszy bitewniak z polskim podręcznikiem - to właśnie świat Warzone'a. Dziś gra została wskrzeszona i zyskała zupełnie nowe siły. W grze dowodzimy małymi oddziałami kosmicznych megakorporacji lub stronnictw religijnych i demonicznych. Niebawem będę chciał wam przybliżyć ciekawą i burzliwą historię tej gry.
* Anno Domini 1666.
Gra figurkowa, która zajmuje mniej miejsca, niż nie jedna planszówka. |
Trzech na jednego? Uważajcie na Zerwikaptur! |
Treścią gry są starcia pomiędzy bohaterami z kart Sienkiewicza, a bohaterami z kart Dumasa. Za jakiś czas przeczytacie o niej więcej.
* X - Wing.
Czy słyszysz dźwięk działek laserowych? |
Ta gra zrewolucjonizowała bitewniaki. Pokazała, że system figurkowy nie musi być drogi, trudny do opanowania i wymagać umiejętności księgowego i prawnika. W dodatku jej akcja toczy się w wyjątkowo popularnym uniwersum. Zaś sprzedawane do niej figurki są od razu pomalowane. I do tego system jest w całości po polsku!
Jak widać, jest tego pod dostatkiem. Każdy znajdzie coś dla siebie. Czy jednak czegoś zabrakło? Owszem. Wielkim nieobecnym imprezy jest Games Workshop. Co prawda można było kupić na różnych stosikach niektóre gry tego wydawcy (w tym najnowszą "Necromundę") - lecz nie prowadzono pokazów, nie demonstrowano ich publiczności. Pewnie było tak dlatego, że prezentacje wymienionych wyżej tytułów zorganizowane zostały przez ich wydawców i dystrybutorów. Sam Games Workshop zignorował tym razem imprezę.
Zanim podsumuję, muszę wspomnieć o czymś, co również można znaleźć jeszcze jutro pod Nadarzynem, a czego nie było do tej pory na żadnej znanej mi imprezie figurkowej. O stanowisku malarskim.
Gry bitewne to nie tylko pojedynek dowódców (lub hersztów) ale też cały aspekt malarski i modelarski. Ciężko cieszyć się tym hobby, gdy nie lubi się ubarwiać małych ludzików.
Wbrew pozorom - to nie salon manicure. |
Przy tym stole mogłeś zupełnie z marszu, bez żadnego wcześniejszego przygotowania i doświadczenia usiąść, wziąć jedną z przygotowanych figurek i zobaczyć, jak radzisz sobie z pędzlem. I na ile taka aktywność sprawia Ci radość. W dodatku można było skorzystać z rad profesjonalistów: ludzi na co dzień malujących w Private Brush.
Podsumowując: byłem pod wielkim wrażeniem. Nigdy nie widziałem, by ktoś wykonał tak wielki wysiłek związany z propagowaniem figurkowego hobby. Każdemu stanowisku z grą towarzyszył osobny instruktor, gotów w każdej chwili poświęcić całą uwagę ludziom chcącym poznać gry bitewne. Same demonstracje były dostosowane do warunków konwentu: pokazano w nich esencję gry, wyjaśniono najważniejsze zasady. Do tego - można było od razu, na miejscu sprawdzić się (i podszkolić) jako malarz.
Również na miejscu można było od razu zakupić wszystko, co potrzebne do rozpoczęcia przygody z daną grą. I to ze sporą zniżką! A także wybrać spośród wielu różnorodnych systemów taki, który najbardziej pasuje do naszych potrzeb, zdolności i możliwości.
No i najważniejsze - cały ten kombajn znalazł się we właściwym miejscu i czasie. Niektórzy ze zwiedzających nigdy wcześniej nie byli świadomi istnienia gier bitewnych! A tutaj mogli być obsłużeni profesjonalnie i kompleksowo. Przy stołach widziałem wielu bardzo młodych ludzi, którzy przyszli w towarzystwie rodziców na imprezę ogólnofantastyczną. Nie wiadomo, czy od razu po wyjściu zaczną zbierać armię - ale na pewno dowiedzieli się, że w ogóle istnieje taka gałąź rozrywki.
Byłoby znakomicie, gdyby oprócz popularyzacji hobby, tego typu przedsięwzięcie było opłacalne dla organizatorów (m.in firmę Wargamer, czy Warlord Games Polska). Dawałoby to nadzieję na powtórzenie go w przyszłości.
Jak spędzić jutrzejszą niedzielę?
Relacje z imprez zawsze warto poczytać, ale mają one głównie wartość sentymentalną. Ewentualnie mogą pomóc w decyzji, czy wybrać się na kolejną edycję? Dlatego tak zależało mi na wyrobieniu się z relacją dziś. Byście mogli (jeżeli już wcześniej nie mieliście takich planów) zdecydować, czy spędzić ją na Comic Conie i pobawić się tam grami bitewnymi.
Oczywiście sprawa nie jest zupełnie jednoznaczna. Jak to zwykle w życiu bywa: są plusy dodatnie i ujemne.
Do tych pierwszych na pewno zalicza się mnogość prezentowanych systemów i wyjątkowo dogodne warunki ich poznawania. W żadnym sklepie, czy na konwencie nie będzie tylu prezentujących, stoiska ze wszystkimi grami - i jeszcze możliwości pomalowania figurek.
Kolejny jest związany z samą imprezą. Wesoły tłum, muzyka, przebieranki, kramy - to wszystko tworzy atmosferę karnawału, o jaką trudno choćby na ulicy. Warto pójść choćby po to, by zobaczyć jak pomysłowe mogą być cosplaye. By na własnej skórze doświadczyć nadmiaru bodźców, ofert i możliwości. Poznać nie tylko gry bitewne, ale też planszowe, komputerowe, konsolowe, postrzelać z ASG, pooglądać modele dinozaurów, zobaczyć obóz post-apo, podziwiać walkę mieczem dwuręcznym, zrobić sobie fryzurę wikinga, zjeść gofra, poczytać komiksy... I wiele, wiele innych.
Prosto z Altdorfu! |
Minusem jest niewątpliwie kwestia organizacyjna i koszty. Trzeba jakoś dostać się za Warszawę; podstawiony przez organizatora autobus może znów nie wystarczyć. Potem zapłacić za wejście. Na szczęście koszta są po części rekompensowane przez promocyjne ceny. No i przez mnogość atrakcji. Jeśli nie robimy zakupów, korzystamy z nich gratis.
Osobiście, mimo pewnego przytłoczenia, odczuwam zadowolenie z soboty spędzonej na Comic Conie. I, jeśli to będzie możliwe, planuję wybrać się na wiosnę.
ps. Od czasu emisji ostatniego tekstu licznik odwiedzin przekroczył kolejną psychologiczną granicę. Stuknęło mianowicie 100000 i idzie dalej. To daje olbrzymią satysfakcję. Mam świadomość, że moja propozycja trafia w gusta czytelników, że grono odbiorców się poszerza. Mam nadzieję, że czytanie sprawia wam radość, albo przynajmniej pozwala zabić nudę.
Oczywiście piszę dalej, wraz z biegiem czasu przybywa mi coraz więcej pomysłów, a opracowanie wpisu idzie sprawniej. Zachęcam więc do odwiedzin, lektury, komentowania. A dziś wieczorem mikropopijawka. Wasze zdrowie, i za rozwój bitewniakowych pogranicz!
Tylko nie pomylić butelek! Szczególnie muszę uważać na tą po prawej. |
Dzięki za relacje i gratuluję pierwszych 100k.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Mam nadzieję, że dalej będzie szło przynajmniej tak samo dobrze.
UsuńFajna relacja, oby więcej takich imprez :)
OdpowiedzUsuńNawet nie chodzi tylko o ilość imprez, ale też ich jakość. Dla mnie znakomitą rzeczą było połączenie w jednym miejscu pokazów i nauki systemów, nauki malowania oraz sprzedaży zasad i figurek.
UsuńNo i fajnie. Dzięki za relację. Mam tylko jedną uwagę: to nie są kolory Altdorfu :>
OdpowiedzUsuńAltdorf jest niebiesko - czerwony?
UsuńTak, niebiesko-czerwony.
UsuńJeśli chodzi o AVP to chętnie służę jakąś małą prezentacją w Warszawie na Wilczej.
OdpowiedzUsuńTo za jakiś czas się skontaktuję. Kolejna gra, którą warto tutaj opisać, będąca strawnym miksem bitewniaka i planszówki. Szkoda, że oprócz prowadzenia bloga muszę chodzić do pracy...
UsuńHistoria Warzona jest pogmatwana i mroczna :D
OdpowiedzUsuńI właśnie dlatego jest taka ciekawa... Swego czasu to uniwersum miało w Polsce większą popularność niż WH 40k... A potem... To temat na osobny odcinek :)
UsuńBardzo fajna relacja, z przyjemnością doczytałem do końca!
OdpowiedzUsuńRównież planowałem się wybrać ale odpuscilem przez wzgląd na moją ciężarna żonę, która też miała ochotę się ze mną wybrać.
Myślę, że jej też by się podobało. Impreza robi się cykliczna, więc raczej co się odwlecze to nie uciecze. Za parę lat wybierzecie się we trójkę :)
UsuńŚwietna relacja, gdybym miał bliżej to na pewno bym się wybrał. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzję Pulp City, bo wygląda ciekawie.
...no i gratulacje 100K! :D
Tak sobie myślę, że przez rozległość naszego kraju i brak dobrego i taniego transportu międzymiastowego trudno o integrację różnych środowisk figurkowych. Gdyby miał poświęcić 3 godziny z weekendu na dojazd (i to tylko w jedną stronę!) to raczej zostałbym w domu.
UsuńPrzydałoby się nam takie Teżewe, czy Shinkansen. ;)
UsuńA tak serio jest to rzeczywiście duży problem, gdy człowiek pracuje cały tydzień to takie 6h wyjęte z weekendu na ciśnięcie się w pociągu/siedzenie za kółkiem to duży ból. :/
I jeszcze wytłumacz drugiej połówce tą prawie 24h nieobecność + nadprogramowe ubytki w domowym budżecie. :P
Sytuacja nie obca niejednemu z nas. Można to potraktować jako indywidualny układ różnych czynników, albo przykład na to, że Polacy zbyt wiele czasu poświęcają na pracę (średnia liczba przepracowanych godzin o wiele wyższa niż np w Niemczech), za mało zarabiają (jaką macie nadwyżkę po ogarnięciu podstawowych wydatków domowych?). A w dodatku infrastruktura transportu publicznego nie zaspokaja potrzeb mieszkańców.
UsuńRelacja pierwsza klasa :)
OdpowiedzUsuńImpreza też była niczego sobie. Bardzo chciałbym, by była powtarzana w podobnej formie jak najczęściej.
UsuńSzkoda, że nie mogłem wpaść, ale dzięki Tobie chociaż wiem jak dużo mnie ominęło =)
OdpowiedzUsuńTo tylko bitewniakowy wierzchołek góry lodowej. Gdybym robił zdjęcia każdej innej atrakcji... To byłaby znacznie dłuższa relacja. Dlatego warto pójść!
UsuńDopiero teraz trafiłem na twą relację. Co prawda ja buszowałem głównie wśród komiksów, ale nie oparłem się figurkom do AD1666...są po prostu świetne. Nie wiem, kto rzeźbił, ale brawo! Kupiec i złodziej trafili do pudła z zapasami, a ja z żalem stweirdzam, że byliśmy [ja, żona i córa] już na drugim WCC, a jeszcze nie udało się zasiąść do żadnej gry. Za dużo, panie dziejku, tych atrakcji :)
OdpowiedzUsuńŚciskam prawicę, mam nadzieję, że impreza odbędzie się i w 2018 parę razy :)
Oczywiście że się odbędzie - już są plakaty ją zapowiadające. Trzeba szykować się na kwiecień. Poza nią jest jeszcze parę innych imprez figurkowych. AD 1666 na 100% będzie pokazywane na mistrzostwach w Ogniem i Mieczem w Wilanowie. Też polecam tą imprezą - jest większa szansa na skupienie się na kilku grach. Tam nie przytłacza tak mocno nadmiar atrakcji.
Usuń