niedziela, 29 października 2017

Kolejne rozczarowanie na Stadionie Narodowym. Figurkowy Karnawał Blogowy 37



      Przeczytawszy temat aktualnej edycji FKB (po szczegóły zajrzyjcie tutaj) pomyślałem: "to chyba nie dla mnie". Wydawało mi się, że temat "W przerwie walk" wyraźnie zachęca do pochwalenia się dziełami figurkowymi i modelarskimi, które przedstawiają wszelkiej maści wojowników w trakcie wykonywania czynności niebojowych. 
W taki sposób nie poszaleję. Każda figurka, jaką posiadam została zmobilizowana w celu wystąpienia na stole bitwy. Mógłbym porobić jakieś zabawne konwersje - ale to z kolei wymaga czasu, którego brakuje mi coraz bardziej.

      I w tym wypadku pomogło wyjście poza schemat. A gdyby tak słowo "walki" występujące w temacie zrozumieć metaforycznie? Odczytać je jako synonim całego figurkowego hobby? Makao, jesteśmy w domu! Wpis dotyczący "Przerwy w walkach" dotyczyłby przerwy w zajmowaniu się grami bitewnymi.

      Co mogłoby być lepszym przerywnikiem niż wyjście z rodziną i przyjaciółmi na dużą imprezę dotyczącą gier bez prądu? I napisanie o wrażeniach z niej? Oprócz wczasów all-inclusive w Tunezji? 

A zatem udałem się na coroczne "Planszówki na Narodowym". Jak zwykle chciałem spotkać się ze znajomymi, pograć w coś nowego i ciekawego, może coś kupić, miło spędzić czas. Ale oprócz tego postanowiłem zabawić się w reportera, śledzącego ślady gier bitewnych na tej imprezie.


Czy da się zgromadzić taką publiczność przy Age of Sigmar?






Jak co roku jesienią...

     Na owym spędzie bywam regularnie od czasów, gdy jeszcze odbywał się na Politechnice. Zdążyłem wypracować sobie różne strategie pozwalające na ominięcie długaśnych kolejek, zarezerwowanie sobie stolika w gralni i szybkie odnalezienie się w labiryntach sal wystawowych, stoisk i games room'ów. Oprócz tego czytałem zapowiedzi. I dlatego wiedziałem, że nie ma co spodziewać się drugiego Gladiusa czy Wojny Światów. Niemniej jednak biorąc pod uwagę skalę przedsięwzięcia, ilość gości odwiedzających imprezę, każdego roku jestem raz za razem rozczarowany znikomą obecnością gier bitewnych.

   Wydawać by się mogło, iż trudno o lepsze okoliczności, by móc pokazać daną grę bez prądu szerszej publiczności. Imprezę odwiedzają tysiące osób (w tym roku podobno 6500). Każda z nich zainteresowana tylko i wyłącznie przesuwaniem po stole pionków, kart żetoników. A potencjalnie również figurek. Nie ma tu dystraktorów w postaci cosplayerów, komiksów czy filmów. Tematyka jest jedna: gry planszowe. I choć na całym terenie przeznaczonym na ten event ustawiono setki stołów, przy których można zagrać, to gry bitewne były obecne tylko na sześciu z nich.
A jeśli zwiedziliście letnią edycję ComicConu 2017, to pewnie pamiętacie, że proporcje były bardzo podobne.


Niestety, Michael Jackson nie dojechał...
    I z szansy tej chętnie korzystają wydawcy planszówek. Nie znam oczywiście ich wyników finansowych, kosztów wystawienia stoiska oraz zysków ze sprzedaży podczas imprezy. Jednak gołym okiem widać, że największe firmy regularnie uczestniczą we wszelkich wydarzeniach, gdzie tylko jest choć cień szansy na pokazanie swych gier zainteresowanym osobom. I widać też, że ta forma rozrywki staje się coraz popularniejsza; wydawanych jest coraz więcej tytułów, powstają nowe firmy. Trudno określić, czy to efekt wysiłku marketingowego, czy też wyraz szerszych przemian społecznych (np. dotyczących zmian w modelu spędzania czasu lub wychowywania dzieci). Niemniej jednak w wyścigu o popularność gry bitewne przegrywają z planszowymi. Czemu tak się dzieje? Czemu tak mało bitewniaków na wielkich imprezach popularyzujących gry bez prądu? Pokuszę się o kilka odpowiedzi.

Nie ten target.

   Być może w głowach ludzi zajmujących się zawodowo wydawaniem, dystrybucją i sprzedażą gier figurkowych w Polsce tkwi przekonanie, iż gry planszowe i figurkowe to dwa zupełnie różne rodzaje rozrywki. Podobnie jak nie bardzo jest sens robić promocję muzyki klezmerskiej przy okazji meczów pierwszej ligi, tak nie ma warto pchać się z ludzikami tam gdzie plansze, pionki i komiksy.

   Trudno nie zgodzić się z takim myśleniem. Pod wieloma względami różnice między tymi typami gier są drastyczne. Nowoczesna planszówka to często pudło za kilkaset złotych, obiecujące zabawę dla kilku osób już w godzinę od otwarcia. A przecież istnieją prostsze, łatwiejsze do opanowania i tańsze tytuły. Tymczasem nawet "prosty i tani bitewniak" to często wydatek rzędu 300 zł. Na start. Dla jednego gracza. A w pełni można się nim cieszyć dopiero po pomalowaniu figurek. W istocie: próg wejścia sprawia, że trudno wskoczyć na ten wózek. I do tego tematyka... Jeśli na imprezę przyjdzie stereotypowa rodzina 2+2, to oczywiste, że raczej wydadzą swoje pieniądze na "Domek" niż np. na starter do "Dropfleet Commander"


A więc sądzi pan, że nasz bekon premium quality nie sprzeda się w Turcji?


   Niemniej jednak coraz częściej pojawiają się tytuły umiejętnie mieszające tradycje planszówek i bitewniaków. Coraz większą popularnością cieszy się "Test of Honour", a "Warhammer Underworld. Shadspire" spokojnie przyćmi i klasycznego WH 40.000 i AoS (klasyczny "AoS" - świat poszedł na przód...). Podobnie - miksem planszówki i bitewniaka jest "DUST 1947". Który był już zresztą regularnie  prezentowany na "Planszówkach na Narodowym". Nie starczyło mi w tym roku czasu na rozmowę z osobami, które zorganizowały tę prezentację. Nie wiem, czy byli to fani czy też może ktoś związany z grą zawodowo. Więc mamy jaskółkę, ale sama jedna niestety nie bardzo może uczynić wiosnę.

    Wystarczyłoby albo dobrać odpowiednie systemy (oprócz wspomnianych, bardzo na miejscu byłby np "X-Wing" albo "TANKS"), albo przedstawić bardziej skomplikowane gry w uproszczonej formie. Publiczność mogłaby się przekonać, że nie takie bitewniaki straszne, jak je malują.
   
Gra nie warta świeczki.

     Wiele wskazuje na to, że przygotowywanie prezentacji gier bitewnych może być mało opłacalne z ekonomicznego punktu widzenia. Wiele na to wskazuje, że nawet najfajniejszy i najbardziej atrakcyjny pokaz nie podbija sprzedaży w stopniu pozwalającym na zwrócenie jego kosztów. Na potwierdzenie tej tezy mam dwa argumenty: obserwację i informacje z drugiej ręki. 


     W recenzji "Ogniem i Mieczem" wspominałem pokaz, który został zorganizowany przez Wargamera podczas Warszawskich Targów Książki 2015. Proszę państwa: czego na nim nie było?! To, że można było zobaczyć dwa czy trzy stoły z tym systemem to dopiero wstęp. Oprócz flagowego wydawnictwa rozstawiono wiele innych gier, zarówno bitewnych jak i planszowych. W tym np. "X-Winga". Oprócz bardzo bogatej oferty, zadbano o atrakcyjną formę (przynajmniej mi się podobało XVII wieczne uzbrojenie i umundurowanie). Do tego duża grupa obsługujących. 
     W ciągu całych targów przez stoisko mogły przewinąć się setki, a może i nawet tysiąc z kawałkiem osób. Wszystko było tak naszykowane, że nie dało się nie zwrócić uwagi na gry i figurki.
I był to ostatni pokaz tego rodzaju, jaki widziałem. A staram się bywać na wszystkich możliwych imprezach ogólnogrowych, które odbywają się w Warszawie. 

     Dlaczego by nie powtarzać tego typu prezentacji? Odpowiedź, jaka mi się nasuwa, jest prosta: pokazy za dużo kosztują, a za mało zarabiają. Koszta to wynajęcie stoiska, transport, opłaty dla personelu no i oczywiście czas. Zysk zaś to sprzedane figurki (oraz podręczniki, akcesoria i wszystko to, z czego składa się bitewniak). Zarówno w trakcie prezentacji, jak i w okresie po niej. Najwyraźniej zarobiono za mało, by raz jeszcze wykorzystać taką formę promocji. Ktoś mógłby powiedzieć, że źle dobrano imprezę. Tylko że w przypadku Targów Książki (szczególnie tych w 2015 r) było dużo atrakcji związanych z komiksami, planszówkami. 



A może to wina formy pokazów? Na przykład sprzedawcy aut jakoś sobie radzą.

     Podobne refleksje usłyszałem od Maciej Króla. I są one dla mnie bardzo wiarygodne, wszak jest to człowiek, który zjadł zęby na sprzedawaniu w Polsce figurek. I całkiem łatwo  można spotkać jego i jego ekipę, gdy prezentują znakomite (moim zdaniem) bitewniaki od Warlord Games na różnych imprezach. Najbliższa okazja do spotkania na żywo samego Macieja jak i gier, to jesienny ComicCon pod Warszawą (24-26.11.2017). Ale do rzeczy.

   Weteran miniaturowego marketingu zwierzył się ze swej niełatwej doli. Okazuje się, że tego typu pokazy to bardzo angażujące zajęcie. Praktycznie cały weekend psu w plecy. Nie ma ani czasu na odpoczynek, ani na spędzenie czasu z rodziną. Zaś korzyść z tego niewielka, niekiedy wręcz zerowa. Więc po co się zarzynać, gdy życie tak krótkie?

    Ale efektem ubocznym tej konstatacji jest brak (lub ograniczona obecność) bitewniaków na większych imprezach.


Nie czas żałować róż, gdy wychodzi nowy WH 40.000.

    Pora na kolejne wyjaśnienie, uzupełniające to podane wyżej. Słaba reprezentacja figurkowych gier bitewnych może być związana z gettoizacją tego typu zabawy. Dawne getta były z jednej strony odizolowane od głównego nurtu życia miejskiego, z drugiej zaś - słabo zaludnione. Mniejszości rzeczywiście były mniejszością. Podobnie ma się sprawa zarówno z firmami zajmującymi się figurkami, jak i z fanami. Po pierwsze, jednych i drugich jest niewielu. 

I tak: firma nie może pozwolić sobie na wysłanie pracowników na imprezę masową. Bo gdy tam się udadzą, trzeba będzie zamknąć sklep. A potem zamknąć go w jakiś inny dzień tygodnia, bo event trwa dłużej niż 6 godzin. Zaś na wynajęcie kompetentnych w temacie sprzedawców nie ma pieniędzy.

     Z fanami jest podobnie. Ci najbardziej zaangażowani mogliby zorganizować prezentację własnym sumptem. Albo we współpracy z wydawcą/dystrybutorem. Ale oni akurat mogą mieć w tym czasie własny szabas. Czyli albo turniej lokalny lub ogólnokrajowy, albo premierę jakiegoś ważnego wydawnictwa. Zamiast zachęcać noobów i tłumaczyć im co to Slaanesh, dużo fajniej spotkać się z kumplami i pyknąć w ulubiony system. 



Nadchodzi kolejna kluczowa premiera. Której może nie zauważyć nikt, poza zagorzałymi fanami. 


    I tak to się kręci. Za mało jest osób o wystarczających kompetencjach i motywacji by poświęcić się dla sprawy bitewniaków, i zmarnować cały weekend na aktywność, która nie służy bezpośrednio ani własnym zyskom, ani własnej przyjemności. A w dodatku całkiem możliwe jest, że nie przełoży się od razu (a być może nigdy) ani na sprzedaż, ani na zainteresowanie danym systemem.


Nie o takie bitewniaki nic nie robiłem.

     Niewiele rzeczy jest łatwiejszych i przyjemniejszych od bicia się w cudze piersi. Jak zauważyliście, prawie od początku wpisu narzekam na brak zadowalającego zaangażowania się wydawców, sprzedawców (zarówno tych z pierwszej światowej ligi i zaczynających się na G, jak i bardziej niszowych, lokalnych) i fanów w prezentację gier bitewnych na tym jakże popularnym evencie. 


     Dlaczego jednak, powodowany zamiłowaniem do tego szlachetnego gatunku gier bez prądu i misją jego popularyzacji sam nie napisałem do organizatorów i nie ustawiłem swojego stolika, tak jak zrobili to ludzie pokazujący "HeroClix'a", "GuildBall'a", "DUST'a 1947" i "Pierwszą Wojnę Światową". Wszak koszt takiego działania nie był duży, gdybym poprosił o jego zwrot kogoś z dystrybucji, miałbym sporą szansę na zwrot.


      Podobnie mógłby zaapelować do szeroko rozumianego środowiska fanów: "Weźcie i zróbcie!"





    Oczywiście inteligentna osoba zawsze wymyśli sobie usprawiedliwienie. Moim jest przygotowywanie prezentacji na konwencie Gladius i w sklepie Figurkowe Gry Bitewne (niniejszym zapraszam na listopadową). A poza tym byłem zmęczony po tygodniu roboty i chciałem sobie najnormalniej poprzeglądać i pograć w planszóweczki! Tak też się stało. W dodatku musiałem na obiad wracać do domu... Niemniej jednak kiedyś, w przyszłości może spróbuję.


Mało nas.

      
     Jakiś czas temu zastanawiałem się, ilu ludzi gra w Polsce w bitewniaki. Nie udało mi się podać konkretnej liczby ani nawet aproksymacji. Jakby jednak nie dodawać - populacja jest za mała. Za mała, by zaistnieć w bardziej publicznej przestrzeni. To nie Wielka Brytania; Polska nie ma tak wielkiej tradycji i kultury figurkowej. Po części dzieje się tak "dzięki" barierom stwarzanym przez same gry. Ale te zaczynają kruszeć, pojawia się coraz więcej coraz bardziej przystępnych bitewniaków. Drugi powód to efekt (małej) skali. Każdy jeden powyższy akapit wyglądałby inaczej, gdyby graczy było więcej. 

    Jak doprowadzić do takiej sytuacji? Jeśli to w ogóle możliwe (a możliwe że niemożliwe. Być może gry bitewne są rozrywką przeszłości, podobnie jak polowania i granie na klawesynie. Teraz nadchodzi era gier na urządzenia mobilne), to nie obejdzie się bez jakichś działań popularyzatorskich. Pytanie, jak miałyby one wyglądać, kto miałby za nie odpowiadać, na jakich zasadach je organizować, pozostaje otwarte. Sytuacja nie jest zupełnie tragiczna, o czym świadczą imprezy takie jak "Gladius", "Wojna Światów" i w mniejszym stopniu "Pola Chwały". I one też pokazują, że nie można w tej materii liczyć tylko na ludzi zajmującymi się figurkami zawodowo. Bez kooperacji fanów z biznesem się nie obędzie. A ponieważ nie istnieje żaden Centralny Komitet Polskiej Zjednoczonej Partii Gier Bitewnych, owa kooperacja może być raczej przypadkowa i incydentalna.



Małe, odizolowane grupki fanów. Na pierwszym planie miłośnicy "BloodBowl", dalej "IXth Age", "Infinity", "Star Wars Armada" itd.


    A tymczasem zbliża się jesienny ComicCon. Mam nadzieję, że będzie tam więcej bitewniaków niż ostatnio.


PS. żeby nie było - jak zwykle jestem zadowolony z wyjścia. Dobrze jest odpocząć sobie od figurek, zagrać w grę, która kosztuje 40 zł, można nauczyć się jej zasad w 3 minut a potem bawić się godzinami! Szkoda, że nie mogliśmy zostać do końca. 


A i pod względem bitewniakowym, mimo tego co napisałem powyżej, było całkiem owocnie... Stay tuned! 





14 komentarzy:

  1. Dochodzę do wniosku, że w sumie nie mogę tego skomentować jednym zdaniem :)
    Świetny wpis! Ostatnio moim wytłumaczeniem na wszystko jest „notoryczny brak czasu” - tak a propos wytłumaczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To normalne, że dorosły człowiek nie ma czasu. Niestety! Sądzę, że lepiej by było, by było inaczej. Jakoś postęp techniczny nie może przełożyć się na lepszą jakość życia :( Ale gdyby było odpowiednio dużo fanów, to gdyby 90% nie miało czasu na tego typu zabawę, to i tak znalazłby się ktoś gotowy do prezentacji.

      Usuń
  2. Nie przesadzajmy z tą małą populacją graczy. Na sam premierowy turniej Warhammera 40k w Vanaheimie przybyło ok. 50 graczy. Pewnie nie ma nas w dziesiątkach tysięcy ale w tysiącach już tak (licząc wszystkie systemy). Tak jak pisałeś na naszą małą publiczna obecność wpływa wysoki próg wejścia. Prezentacja wymaga odpowiedniego terenu, mat, figurek. To nie gry planszowe - wydajesz 200-300zł, wyjmujesz z pudła, pograsz kilkanaście godzin i kupujesz nową. Zero wysiłku, niskie koszta, czysty "fun", zatrzęsienie tytułów. Taki Bolt Action często wymaga budowy pseudo-dioramy.

    Tak wyglądał jeden stół z gry na 3000 pkt. (na stronę).

    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=826271760866828&set=pcb.1704878872896034&type=3&theater&ifg=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że przywołałeś przykład Bolta. Biorąc pod uwagę koszty gry, ceny figurek, mechanikę, dostępność modeli, środowisko i tematykę - to powinien być najpopularniejszy bitewniak w Polsce. Brakuje mu tylko przetłumaczonych podręczników. Myślę że zmierza spokojnie w kierunku czołowego systemu, ale warto pokazywać by go częściej. To, co pokazałeś na linku to zabawa zaawansowanych weteranów. Ale ta gra jest grywalna również gdy każdy z graczy ma po 2- 3 oddziały i pojazd. A stół zawiera ograniczoną liczbę makiet. Cóż - ekipa pokazowa BA nie dotarła na narodowy, ale mam nadzieję, że to się zmieni w trakcie innych imprez.

      Usuń
  3. Dziękuje za parę słów o evencie. Sam nie dałe w tym roku. A co do Dust'a (który jest moim światem) to spotkałem go pierwszy raz parę lat temu na Planszówkach. Wtedy Marek, wraz z kilkoma kolegami (3?) pokazywali co mają bez wsparcia żadnej dystrybucji. Wtedy też kupiłem na wyprzedaży pierwszy starter.
    Teraz Marek dorobił się pozycji oficjalnego dystrybutora na Polskę i Europę (www.warfactory.pl). Dust stoi przede wszystkim swietną grupą graczy, sami się wzajemnie nakręcamy i promujemy. I to że mam kontakt do szefa całego tego świata Paolo Parente i on realnie docenia nasze zangażowanie, to jeszcze bardziej wciąga. Dlatego nie zwijam, ale rozwijam dustbrothers.pl
    Co do systemu to bardoz go polecam to daje radość w modelowania, graniu i nie trzeba wcale na wielką skalę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co napisałeś, jest żywym dowodem, że takie prezentacje mają duży sens. Wkręciłeś się i teraz sam popularyzujesz grę innymi kanałami. Widziałem DUSTA tylko raz w akcji, ale na pewno napiszę o nim kiedyś tekst przekrojowy. Dlatego dziękuję za podanie odpowiednich namiarów.

      Usuń
  4. Z tym liczeniem na "Comic Coin" to bym się nie rozpędzał, bo targety tej imprezy już za pierwszym razem były wątpliwe a ceny stoisk zdaje się jeszcze gorsze. Znaczy ja rozumiem, że to impreza dla naiwnych dzieciaków ze zbyt dużą ilością kasy co powinno idealnie wpasować się w target GW, ale też wiąże się to z ryzykiem nie tylko strat ale i odbicia się zbyt nieogarniętego klienta :P

    Oczywiście trochę generalizuję, ale po atmosferze towarzyszącej pierwszemu CC, która odbyła się niemal w duchu reaktywacji Secret Service - to naiwnie liczę, że frekwencja będzie znacznie mniejsza niż ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję na niższą frekwencję, bo planuję się wybrać z synem i liczę na to, że nie będzie kolejek ani tłumów. Zresztą zobaczymy, ile sobie zaśpiewają za jednodniowy bilet.

      Usuń
  5. Hej! byłeś i widziałeś nasze pokazy w heroclixa? porozmawiajmy o tym :) tam jest mała bariera wejścia w system :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem, ale nie poświęciłem prezentacji uwagi. Natomiast chętnie napisałbym o tej grze jakiś większy tekst. Poproszę o kontakt na mail: gervaz2016@gmail.com, lub o podanie namiaru na siebie.

      Usuń
  6. Gry pokazowe są potrzebne żeby zachęcić potencjalnych graczy do wstąpienia do grupy/grup na facebooku. Każda choćby minimalnie popularna gra ma taką grupę albo kilka i to dziś jest najbardziej prężna arena działań w temacie. Ludzie się umawiają, wymieniają figurkami, doświadczeniem i zachęcają każdego nowego bo wiedzą że im więcej graczy tym prężniejsza społeczność.
    Dla mnie żaden pokaz nie jest serio jeśli nie ma tam sterty wizytówek z linkami, wśród których grupa facebookowa jest na poczesnym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. W trakcie pokazu nie da się powiedzieć wszystkiego, ani nie da się wszystkiego zapamiętać. A pomysł z wizytówkami na pewno wykorzystam w trakcie własnych występów w przyszłości.

      Usuń
  7. Hej Gervaz. Jak byś się nudził to mam dla ciebie temat. Może spróbowałbyś wysnuć jakieś prognozy co do Brexitu i jego ewentualnych skutków dla wargamingu w Polse? Ostatecznie to kolebka naszego wargamingu. Mamy się bać czy nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To temat zbyt najeżony wątpliwościami. W sumie nie wiadomo, czy w ogóle do niego dojdzie. Czytałem ostatnio, że rząd angielski stara się jak może, by cofnąć ten krok. Ale nawet gdyby - to co najgorszego może się stać? USA nie leży w UE, a nie ma problemu z kupnem figurek do np. "X-Winga". Więcej zależy od potencjału eksportowego i marketingowego danej firmy, niż takich czy innych umów międzynarodowych. A różne tematy na zapas już mam :)

      Usuń