Aby nie nudzić się w sobotni wieczór, przygotowałem krótki wpis dotyczący demonów w grze "Frostgrave". W zasadzie - chciałbym pochwalić się tym, jak je skonwertowałem i pomalowałem. Ale nim przejdziemy do galerii, kilka słów o popularności szkoły magii przyzwań (Summoning).
Nie trzeba grać w gry wojenne, by zdawać sobie sprawę z faktu, że w razie konfliktu nic tak nie pomaga, jak przewaga liczebna. Czyli coś, o co bardzo trudno we "Frostgrave". Liczba członków bandy jest ustawiona na sztywne 10 - i nie jest łatwo ją zwiększyć. Co nie znaczy - że nie istnieją sposoby. Najprostszy to rozbudowa bazy (jedno z ulepszeń daje nam możliwość wystawienia dodatkowego żołnierza). Inne to wzywanie za pomocą magii różnych stworzeń - dzikich zwierząt, nieumarłych - oraz demonów. Za pomocą czaru "Wezwanie demona" możemy otrzymać małą pomoc z zaświatów. Ma ona tą zaletę, że przybyła istota nie liczy się do limitu członków bandy. A w dodatku, gdy kostka się ładnie poturla (albo czarodziej jest bardzo doświadczony w rzucaniu tego zaklęcia) - dostaniemy coś znacznie potężniejszego, niż nawet najsilniejszy niedźwiedź. Do tego możemy wezwać chochlika, zwanego impem. Niby nie kontrolujemy go bezpośrednio - ale umieszczenie go za liniami wroga może mu bardzo utrudnić zbrojną eksplorację. Gdyby zaś diablik zginął - można zawsze wezwać nowego.
Nic więc dziwnego, że po pierwszych nieudanych próbach gry elementalistą przestawiłem się na demonologię. A ta wymagała odpowiednich modeli.
Pierwszy z demonów to model pełniący funkcję większego lub normalnego demona. Jak się pewnie niejeden z was domyśla - znaczna jego część była w chwili narodzin bloodletterem. Dłoń należała niegdyś do skavena (z szóstej edycji WFB), głowa zaś do crypt flayer'a.
Kolejna figurka to demon albo imp (w zależności od tego, co na kostce wypadło, lub jest potrzebne na stole w danej chwili. Jego genealogia jest równie złożona. Głowa to wyżej wspomniany bloodletter, ręce należały niegdyś do ghoula. Nogi zaś to również blodletter. Z tym, że po małej operacji plastycznej.
Rola ostatniego stwora jest podobna do tej pełnionej przez zielonego rogacza. Powstał on ze zmieszania części należących do plague bearera (nogi, plecy), plague drone'y (oczywiście głowa) i driady (łapy). W powstaniu każdego z modeli nie obyło się oczywiście bez greenstuffu.
Bone to bone, dust to dust When the God won't help, then devil must |
Nie trzeba grać w gry wojenne, by zdawać sobie sprawę z faktu, że w razie konfliktu nic tak nie pomaga, jak przewaga liczebna. Czyli coś, o co bardzo trudno we "Frostgrave". Liczba członków bandy jest ustawiona na sztywne 10 - i nie jest łatwo ją zwiększyć. Co nie znaczy - że nie istnieją sposoby. Najprostszy to rozbudowa bazy (jedno z ulepszeń daje nam możliwość wystawienia dodatkowego żołnierza). Inne to wzywanie za pomocą magii różnych stworzeń - dzikich zwierząt, nieumarłych - oraz demonów. Za pomocą czaru "Wezwanie demona" możemy otrzymać małą pomoc z zaświatów. Ma ona tą zaletę, że przybyła istota nie liczy się do limitu członków bandy. A w dodatku, gdy kostka się ładnie poturla (albo czarodziej jest bardzo doświadczony w rzucaniu tego zaklęcia) - dostaniemy coś znacznie potężniejszego, niż nawet najsilniejszy niedźwiedź. Do tego możemy wezwać chochlika, zwanego impem. Niby nie kontrolujemy go bezpośrednio - ale umieszczenie go za liniami wroga może mu bardzo utrudnić zbrojną eksplorację. Gdyby zaś diablik zginął - można zawsze wezwać nowego.
Nic więc dziwnego, że po pierwszych nieudanych próbach gry elementalistą przestawiłem się na demonologię. A ta wymagała odpowiednich modeli.
Pierwszy z demonów to model pełniący funkcję większego lub normalnego demona. Jak się pewnie niejeden z was domyśla - znaczna jego część była w chwili narodzin bloodletterem. Dłoń należała niegdyś do skavena (z szóstej edycji WFB), głowa zaś do crypt flayer'a.
Kolejna figurka to demon albo imp (w zależności od tego, co na kostce wypadło, lub jest potrzebne na stole w danej chwili. Jego genealogia jest równie złożona. Głowa to wyżej wspomniany bloodletter, ręce należały niegdyś do ghoula. Nogi zaś to również blodletter. Z tym, że po małej operacji plastycznej.
Rola ostatniego stwora jest podobna do tej pełnionej przez zielonego rogacza. Powstał on ze zmieszania części należących do plague bearera (nogi, plecy), plague drone'y (oczywiście głowa) i driady (łapy). W powstaniu każdego z modeli nie obyło się oczywiście bez greenstuffu.
Powyższe figurki możecie traktować jako spoiler czwartkowego wpisu. Ale raczej nie stuprocentowo dosłowny. No i może się tak zdarzyć, że napiszę o czymś z zupełnie innej beczki, niż demony ze generycznego świata fantasy.
Ten trzeci podoba mi się najbardziej. Bardzo zacnie wyszedł.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWszystkie bardzo fajne. Ciekawie, z pomysłem i dobrze wykonane! Konwertuj więcej! :-)
OdpowiedzUsuńTe figurki pochodzą z okresu, gdy grałem w gry z mało licznymi armiami (i nadającymi się do konwersji). Mam tego znacznie więcej, skoro się podobają, to pora wrócić do archiwum. Archiwum N.
UsuńBardzo ciekawe konwersje. Podobają mi się.
OdpowiedzUsuńW przyszłości wrzucę coś jeszcze lepszego :)
UsuńWszystkie bardzo pomysłowe, ale trzeci najlepszy. Mają w sobie trochę takiego oldhammerowego klimatu mutantów :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mutanty, jakie występują obecnie w obu warhammerach mają być przede wszystkim groźne, a nie groteskowe.
UsuńCo do jednego bardzo demoniczne. Apel o częstsze konwertowanie słuszny.
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie - w sobotę, albo i wcześniej :)
UsuńMi z kolei, najbardziej podoba się ten pierwszy. Lubię takie "ogniste" kolory ;)
OdpowiedzUsuńJedyna figurka, którą pomalowałem w ten sposób. Malowanie było fajne, ale czasochłonne.
UsuńGłosuje na zawodnika nr 3 - jak ktoś już napisał, w tej konwersji uchwyciłeś ducha oldhammera. Super robota.
OdpowiedzUsuńTo bardzo miły memu sercu komplement, dziękuję :)
UsuńKonwersje to mocna rzecz w Twoim wykonaniu. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńKawał dobrej roboty, zarówno pod względem konwertowania, jak i malowania!
OdpowiedzUsuń