W zeszłym tygodniu wspominałem na łamach bloga Maćka Sabata. Jako, że był on człowiekiem, który poświęcił rpgom (i w ogóle stołowej rozrywce bez prądu) swe życie, to ma na swoim koncie większy lub mniejszy udział w wielu przedsięwzięciach z tej dziedziny. I o owocach jednego z nich dziś napiszę troszeczkę więcej. O grze "Wolsung: Steampunk Skirmish Game".
Ale zacznijmy od historii. Będzie króciutko, ale treściwie.
Wolsung: genesis.
Wolsung: genesis.
Orki, kółka zębate i miotacze ognia. Czy bez "Arcanum" powstałby "Wolsung"? Nieważne. Cała kultura to jedno wielkie ściągnie. Już od czasów Homera. |
W czasach, gdy istniał jeszcze ZSRR (1989), a wydawanie gier RPG wydawało się być całkiem dobrym pomysłem na biznes, ukazał się system "Shadowrun". Jego nowatorskość polegała na tym, że połączono klasyczne, wzorowane na "AD&D", fantasy z nowoczesnym (wówczas) gatunkiem cyberpunk. I tak powstał system, który do dziś (m. in. za sprawą komputerowych adaptacji) żyje w sercach fanów. A wydawcy zobaczyli, że mieszanka różnych, pozornie nieprzystających do siebie klimatów może okazać się mieszanką wybuchową.
Tymczasem, już 12 lat później, wypuszczono grę komputerową: "Arcanum: Of Steamworks and Magick Obscura". Graficznie i koncepcyjnie nasuwała nieodparte skojarzenia z "Falloutem" (pierwszą i drugą częścią). A różniła się od nich przede wszystkim światem przedstawionym. Tym razem pomieszano klasyczne, wzorowane na "AD&D", fantasy z steampunkiem - czyli światek, w którym XIX wiek nigdy się nie skończył. A z pomocą węgla, stali i pary można zbudować nie tylko egzoprotezę ramienia wyposażoną w działko Gatlinga, ale też mecha bojowego.
Przenosimy się w czasie i przestrzeni do Polski, roku 2009. Po wielu latach procesu twórczego drukiem ukazuje się system rpg "Wolsung: Magia Wieku Pary". Jako autorzy figurują Artur Ganszyniec i Maciej Sabat. Świat gry przypomina naszą rzeczywistość w okolicach XIX wieku. Podobny jest układ kontynentów, państwa też jakby znajome. Prawie jak z "Warhammera FRP" lub z atlasu historycznego. Podobnie jak w "Arcanum", świat "Wolsunga" jest zaludniony przez rasy rodem książek Tolkiena, a raczej z kart systemu "AD&D"
"Wolsung" odniósł duży sukces. Wikipedia podaje (a więc to musi być prawda!), że sprzedano aż 3000 egzemplarzy podręcznika podstawowego. Jak na polskie realia, okres, w którym się ukazał - to wynik bardziej niż bardzo dobry. W dodatku system wydano po angielsku (w USA), został nominowany do nagród branżowych.
A jeśli gra zdobywa popularność, to natychmiast obrasta przybudówkami. Była więc i planszówka w świecie "Wolsunga", były i dodatki do podstawowego systemu. I w końcu, w roku 2013 rozpoczęto produkcję i sprzedaż gry figurkowej: tytułowego "Wolsung: Steampunk Skirmish Game".
Od tej daty mijają już cztery lata. To wystarczająco dużo czasu, by można mówić o sukcesie lub porażce gry w wyścigu do serc i portfeli fanów. Wystarczająco dużo, by móc rzeczowo ocenić mechanikę czy wypowiedzieć się o polityce wydawniczej i stanie społeczności miłośników (i graczy!). Dziś więc przyjrzymy się bliżej właśnie "Wolsungowi". A na dodatek: wywiad z człowiekiem, który tworzy tą grę od chwili jej narodzin do dnia dzisiejszego: Łukaszem Perzanowskim.
Państwo pozwolą, że się przedstawię. Jestem Wolsung. Wolsung Steampunk Skirmish Game.
Zacznijmy od tego, od czego powinien zacząć dżentelmen, po wypłaceniu strzała z liścia - od przedstawienia się. Co to za gra, o co w niej chodzi?
Pomimo tego, że również w przypadku figurkowej wersji Wolsunga można mówić o sukcesie - i to na skalę światową (jakim niewątpliwie jest udana kampania na Kicstarterze), to system ten jest raczej mało popularny w swojej ojczyźnie. Dużo więcej ludzi słyszało choćby o 9th Age niż o tym bitewniaku. Stąd warto zacząć od podstaw.
Rzecz dzieje się w alternatywnej rzeczywistości - lub na innej planecie (w praktyce różnica jest nieistotna). Planeta ta przypomina naszą - podobna ilość, rozkład i kształt kontynentów. Państwa też jakby żywcem wyjęte z XIX wieku. Tylko lepszego, bo Polska w nim nie zginęła.
Świat jest zaludniony przez liczne humanoidalne rasy rozumne: elfy, krasnoludy, gnomy, orki, trolle, halflingi, ogry i ludzi. W odróżnieniu od WFRP, gatunki te nie tworzą własnych, odrębnych państw: są raczej kojarzone z klasami społecznymi. Elfy to arystokraci, krasnoludy pełnią rolę burżuazji, halflingi zaś klas niższych. Orki zaś robią za Chińczyków.
Jeżeli chcielibyście po tym krótkim wstępie dowiedzieć czegoś więcej o uniwersum, to czym prędzej zajrzyjcie na stronę Wolsunga:
Jeżeli wasz pierwszy kontakt z grą rozpocznie się od wizyty na powyższej stronie, to czekają was prawdopodobnie miłe wrażenia. Witryna jest wykonana bardzo profesjonalnie i estetycznie. I to nie tylko "jak na polską grę". Porównajcie sobie powyższy link choćby ze stroną firmową "Age of Sigmar". Która z nich daje więcej informacji o grze? Która pozwala stworzyć rozpiskę? Która zawiera klimatyczne, tutorialowe filmiki? Która daje dostęp do forum?
Chyba ich jedyną cechą wspólną jest to, że jedna zawiera odnośnik do sklepu, a druga sama jest sklepem.
No dobrze, strona jest ok, ale nie jedna gra, niekoniecznie najlepsza, miała już ładną stronę. Jak jest z Wolsungiem SSG? Na czym polega rozgrywka?
Legia Warszawa to najlepszy klub!!!
Stronami w niej są stowarzyszenia czy frakcje zwane klubami. Mogą to być różnego rodzaju organizacje. Na razie dostępnych jest ich pięć:
- Ash and Oak Club. Są to arystokraci. Z pokolenia na pokolenie coraz bogatsi, coraz bardziej wpływowi - i coraz bardziej znudzeni. Siedzą sobie w tym swoim klubie, ze szklaneczkami whiskey na stolikach i zastanawiają się, jakby tu zabić czas. Może jakaś intrygująca, budząca podziw historia? A że prawdziwy dżentelmen nie kłamie, pora zabrać swe szlachetne ciało w teren i poszukać przygód. A potem o nich opowiedzieć członkom klubu, zyskać ich szacunek i uznanie.
- Wynalazcy. Duchowi poprzednicy Mc Gyvera i pomysłowego Dobromira. Grupa Panów i Pań starających się poprawić życie ludzi (i innych istot) dzięki postępowi naukowo - technicznemu. Albo po prostu zbudować Machinę Śmierci. A przecież każdy wynalazek wymaga przetestowania w warunkach polowych. Dlatego trzeba ponakręcać te parowe roboty (w tym systemie zwane golemami) i puścić na miasto.
- Triada Smoka Lotosu. W "Wolsungu" występują orki. Ale nie są to zieloni gorylo-ludzie znani choćby z Warhammera, lecz raczej stwory podobne do tych, występujących w "Kryształach czasu". Czyli niby ludzie, ale bardziej dzicy, smagli, z wystającymi kłami... I pełnią rolę cudzoziemców (nie tylko wspomnianych wyżej Azjatów, ale też Arabów czy Turków). Owa Triada jest właśnie organizacją takich orków. Niby to kryminaliści, ale każdy wie, że dla dalekowschodnich mafii handel narkotykami, żywym towarem i organami do transplantacji są tylko przykrywką, skrywającą sprawy dużo bardziej mroczne i tajemnicze. Nie raz więc zwykłe zbiry, prowadzone przez mistrzów kung-fu i tajemniczych mędrców (w nieodzownych słomkowych kapeluszach) skrzyżują pięści i pięty z przeciwnikami na ulicach.
- Scylla. Prawie jak Sycylia. I już wszystko jasne - mafia. Tym razem jest to nietypowa mafia, złożona z halflingów. W wielu systemach fantasy rasa ta odznacza się bardzo silnymi więziami rodzinnymi i skłonnością do drobnych przestępstw. Ale jeśli wyposażyć ich w broń palną ("Pułkownik Colt uczynił ludzi równymi") - mogą stanowić pełnoprawnych (?) oponentów dla większych i silniejszych gatunków. W świecie "Wolsunga" rozwijają znacznie zasięg swej działalności kryminalnej. A mafia bez długich serii broni automatycznej, strzelanin i egzekucji na środku ulicy to nie mafia. Zatem - spluwy w dłoń!
- Agenci ven Riera. W świecie "Wolsunga" miała miejsce wojna, która ma być konglomeratem pierwszej i drugiej wojny światowej, które niestety wydarzyły się w rzeczywistości. Ale dla uczynienia jej bardziej zabawną, autorzy dodali taki smaczki jak zombie i smoki - bombowce, a odjęli Holocaust. W każdym razie wojna skończyła się dobrze, zły niemiecki kanclerz został pokonany, jego nieumarłe siły zbrojne rozbite przez koalicję aliantów.
Ale czy na pewno? Już przed wojną funkcje życiowe kanclerza ven Riera odbiegały od normy, był wszak liczem. Wiele wskazuje na to, że udało mu się umknąć ze szturmowanej stolicy. I teraz, przy pomocy wiernych agentów stara się wrócić do władzy. A ci agenci to banda nieumarłych, cyborgów i zdegenerowanych wynalazców. I nie wszystko załatwiają po cichu.
Oprócz tych organizacji mamy też kilku najemników, którzy dołączą do każdej bandy... to jest klubu.
Chcesz bawić się w bitewniaka - szykuj się do wojny.
Znamy już frakcje. Jak to w bitewniaku zwykle bywa, nie obejdzie się bez naparzania między nimi. Stanowi to wręcz esencję tego rodzaju rozrywki. W "Wolsungu SSG" procedura zabawy wygląda następująco:
- Ustalenie rozmiaru gry. W odróżnieniu od większości gier, nie mamy tutaj bezpośrednich punktów. Uzgadniamy, ilu bohaterów weźmie udział w starciu po jednej stronie.
- Wybór scenariusza. Podręcznik podstawowy proponuje ich kilka. A potem trzeba ustawić makiety. I tym razem są one same w sobie uczestnikami zabawy. Rzecz bowiem dzieje się w mieście Lyonesse, wolsungowym odpowiedniku XIX Londynu. A jak wie każdy, kto oglądał filmy o Kubie Rozpruwaczu i Sherlocku Holmesie, miasto to jest ciasne, zadymione i ceglaste. A w dodatku istotną rolę w zasadach odgrywa różnica wysokości pomiędzy figurkami. Dlatego tym razem zielona trawka, wiejski domek i wzgórze mogą nie wystarczyć.
- Kiedy już wiemy, o co i gdzie przyjdzie nam się bić, pora na dobór odpowiednich ludzi do danej roboty. Więc wybieramy bohaterów, okazujemy ich oponentowi - i ruszamy na zakupy. Nasi herosi mogą się dozbroić, albo zrekrutować popleczników (którzy w trakcie starcia będą robić za wsparcie albo żywe tarcze).
- Gdy wszystko jest już prawie gotowe, dociągamy karty, które będą nam służyć do zmiany losów starcia. Ustalamy inicjatywę, ustawiamy na pozycjach startowych figurki.
Teraz już czas na naparzankę! Ta odbywa się według dość prostych i zgrabnych reguł. Gracze naprzemiennie aktywują swoje figurki. Każda z nich może wykonać kilka akcji. Do wyboru dostępne są ruch, szarża, walka, strzelanie, rzucanie czarów i akcje specjalne. Standard i klasyka. Jeśli efekt danej akcji nie jest oczywisty, w ruch idą kości (k6). Bierzemy ich tyle, ile wynosi współczynnik (a zatem - im wyższy tym lepiej) za daną akcję i turlamy. Każdy wynik 4 i wyższy to sukces. Spora część akcji ma postać testów przeciwstawnych. Wówczas trzeba uzyskać więcej sukcesów. No chyba, że masz to szczęście, że jesteś graczem aktywującym figurkę; wtedy remis w ilości sukcesów jest równoznaczny z twoją przewagą..
Powyższe zasady wyglądają dość klasycznie, przypominają nieco choćby te z "Frostgrave". Ale w "Wolsungu" możemy przeciwstawić się ślepemu losowi. Każdy z graczy ma w każdej turze do dyspozycji kilka kart (ze standardowej talii, jaką można kupić w każdym markecie na dziale z piwem). Karty te pozwalają na modyfikację rzutów kością, "dopalanie" zwykłych działań lub mieszanie w inicjatywie i aktywacji.
Tyle, jeśli chodzi o zasady. Co prawda nie grałem osobiście w "Wolsunga" ale po lekturze podręcznika podstawowego widzę je w jasnych barwach. Oferują one bowiem coś, co bardzo uprzyjemnia rozgrywkę: łatwość opanowania, losowość w granicach prawdopodobieństwa oraz możliwość modyfikacji tej losowości.
Składzik nadzwyczajnego dżentelmena.
Ale samymi zasadami to sobie można pograć w rpga. Do gry figurkowej trzeba figurek. I o ile są gry, w które można bawić się przy pomocy modeli dowolnego producenta, to wydawca "Woslunga SSG" (Micro Art Studio) oferuje ludki mające reprezentować konkretnych bohaterów oraz przybocznych. Oraz wiele innych detali: budynki, elementy terenu, specjalne urządzenia a nawet specjalnie wydrukowane maty do gry.
Same figurki to odlewy żywiczne, z tzw. "białego metalu" - lub mieszaniny obu tych materiałów. Na zdjęciach prezentują się wyjątkowo atrakcyjnie, i nie jest to tylko zasługą malarza, ale też jakości wykonania. Miałem je w ręku i widziałem, jak bardzo dokładnie są zrobione. W dodatku pozbawione błędów w postaci dużych nadlewek, czy co gorsza - dziur i ubytków.
Ze względu na ilość detali - stanowią pewne wyzwanie dla hobbysty. Na szczęście ostrość rzeźby pomoże w malowaniu, w dodatku nie potrzeba ich do gry dużo.
Zbliżamy się do końca omówienia zarysów systemu. Kiedy wiemy już, jak grać, mamy przygotowane figurki i makiety, to ostatnim brakującym elementem jest sparingpartner. Jeśli nastawiamy się na granie w domowym zaciszu, z rodziną lub kumplami, którzy podzielają zajawkę na mix steampunka i fantasy, to w zasadzie nie ma problemu. Na tą chwilę "Wolsung SSG" jest kompletną grą. Frakcje są zróżnicowane i rozbudowane. Do tego makiety, elementy terenu i podręczniki Wystarczająco dużo, by w małym gronie bawić się latami, zarówno rozgrywając potyczki, jak i malując figurki. Jeśli dodać do tego treść zawartą w podręcznikach do rpgowej wersji tej gry, i gotowość do autorskich modyfikacji wraz ze szczyptą kreatywności... Można wówczas opuścić zadymione i zasikane zaułki i ruszyć w szeroki świat. Mamy wtedy zabawę na całe życie.
Ale co, jeśli nie mamy rodziny ani przyjaciół?
Konieczne będzie odnalezienie innych graczy. Pomóc w tym może forum, umieszczone na stronie gry, albo też profile facebookowe: po polsku i w języku wspólnym.
I na tym można by zakończyć tekst - będący pobieżnym omówieniem gry, do której powstania przyczynił się pośredni wspomniany w zeszłym tygodniu Maciek Sabat. Ale to nie koniec! Bonusem dla wiernych czytelników jest wywiad z Łukaszem Perzanowskim. On to pociąga za sznurki w świecie "Wolsunga SSG". Stąd też uznałem, by warto zamienić z nim kilka słów. Byście mogli wyrobić sobie jak najpełniejszą opinię o opisywanej grze.
Państwo pozwolą, że się przedstawię. Jestem Wolsung. Wolsung Steampunk Skirmish Game.
Nie jesteś trochę za niski, jak na azjatyckiego mędrca? |
Zacznijmy od tego, od czego powinien zacząć dżentelmen, po wypłaceniu strzała z liścia - od przedstawienia się. Co to za gra, o co w niej chodzi?
Pomimo tego, że również w przypadku figurkowej wersji Wolsunga można mówić o sukcesie - i to na skalę światową (jakim niewątpliwie jest udana kampania na Kicstarterze), to system ten jest raczej mało popularny w swojej ojczyźnie. Dużo więcej ludzi słyszało choćby o 9th Age niż o tym bitewniaku. Stąd warto zacząć od podstaw.
Rzecz dzieje się w alternatywnej rzeczywistości - lub na innej planecie (w praktyce różnica jest nieistotna). Planeta ta przypomina naszą - podobna ilość, rozkład i kształt kontynentów. Państwa też jakby żywcem wyjęte z XIX wieku. Tylko lepszego, bo Polska w nim nie zginęła.
Gdzieś tu była Tilea... |
Świat jest zaludniony przez liczne humanoidalne rasy rozumne: elfy, krasnoludy, gnomy, orki, trolle, halflingi, ogry i ludzi. W odróżnieniu od WFRP, gatunki te nie tworzą własnych, odrębnych państw: są raczej kojarzone z klasami społecznymi. Elfy to arystokraci, krasnoludy pełnią rolę burżuazji, halflingi zaś klas niższych. Orki zaś robią za Chińczyków.
Jeżeli chcielibyście po tym krótkim wstępie dowiedzieć czegoś więcej o uniwersum, to czym prędzej zajrzyjcie na stronę Wolsunga:
Jeżeli wasz pierwszy kontakt z grą rozpocznie się od wizyty na powyższej stronie, to czekają was prawdopodobnie miłe wrażenia. Witryna jest wykonana bardzo profesjonalnie i estetycznie. I to nie tylko "jak na polską grę". Porównajcie sobie powyższy link choćby ze stroną firmową "Age of Sigmar". Która z nich daje więcej informacji o grze? Która pozwala stworzyć rozpiskę? Która zawiera klimatyczne, tutorialowe filmiki? Która daje dostęp do forum?
Chyba ich jedyną cechą wspólną jest to, że jedna zawiera odnośnik do sklepu, a druga sama jest sklepem.
No dobrze, strona jest ok, ale nie jedna gra, niekoniecznie najlepsza, miała już ładną stronę. Jak jest z Wolsungiem SSG? Na czym polega rozgrywka?
Legia Warszawa to najlepszy klub!!!
Stronami w niej są stowarzyszenia czy frakcje zwane klubami. Mogą to być różnego rodzaju organizacje. Na razie dostępnych jest ich pięć:
Śmietanka towarzyska: bon vivant, fanka steampunku, pokojówka z pornosa i dwóch oklepmordów. |
- Ash and Oak Club. Są to arystokraci. Z pokolenia na pokolenie coraz bogatsi, coraz bardziej wpływowi - i coraz bardziej znudzeni. Siedzą sobie w tym swoim klubie, ze szklaneczkami whiskey na stolikach i zastanawiają się, jakby tu zabić czas. Może jakaś intrygująca, budząca podziw historia? A że prawdziwy dżentelmen nie kłamie, pora zabrać swe szlachetne ciało w teren i poszukać przygód. A potem o nich opowiedzieć członkom klubu, zyskać ich szacunek i uznanie.
Jessie! Uzyskaliśmy czystość rzędu 98,4%! |
- Wynalazcy. Duchowi poprzednicy Mc Gyvera i pomysłowego Dobromira. Grupa Panów i Pań starających się poprawić życie ludzi (i innych istot) dzięki postępowi naukowo - technicznemu. Albo po prostu zbudować Machinę Śmierci. A przecież każdy wynalazek wymaga przetestowania w warunkach polowych. Dlatego trzeba ponakręcać te parowe roboty (w tym systemie zwane golemami) i puścić na miasto.
Kuciak sotko kaśny jas! |
- Triada Smoka Lotosu. W "Wolsungu" występują orki. Ale nie są to zieloni gorylo-ludzie znani choćby z Warhammera, lecz raczej stwory podobne do tych, występujących w "Kryształach czasu". Czyli niby ludzie, ale bardziej dzicy, smagli, z wystającymi kłami... I pełnią rolę cudzoziemców (nie tylko wspomnianych wyżej Azjatów, ale też Arabów czy Turków). Owa Triada jest właśnie organizacją takich orków. Niby to kryminaliści, ale każdy wie, że dla dalekowschodnich mafii handel narkotykami, żywym towarem i organami do transplantacji są tylko przykrywką, skrywającą sprawy dużo bardziej mroczne i tajemnicze. Nie raz więc zwykłe zbiry, prowadzone przez mistrzów kung-fu i tajemniczych mędrców (w nieodzownych słomkowych kapeluszach) skrzyżują pięści i pięty z przeciwnikami na ulicach.
Buongiorno il mio amico... mam do ciebie mały interes... |
- Scylla. Prawie jak Sycylia. I już wszystko jasne - mafia. Tym razem jest to nietypowa mafia, złożona z halflingów. W wielu systemach fantasy rasa ta odznacza się bardzo silnymi więziami rodzinnymi i skłonnością do drobnych przestępstw. Ale jeśli wyposażyć ich w broń palną ("Pułkownik Colt uczynił ludzi równymi") - mogą stanowić pełnoprawnych (?) oponentów dla większych i silniejszych gatunków. W świecie "Wolsunga" rozwijają znacznie zasięg swej działalności kryminalnej. A mafia bez długich serii broni automatycznej, strzelanin i egzekucji na środku ulicy to nie mafia. Zatem - spluwy w dłoń!
Ciekaw rzeczy działy się w budce po prawej. |
- Agenci ven Riera. W świecie "Wolsunga" miała miejsce wojna, która ma być konglomeratem pierwszej i drugiej wojny światowej, które niestety wydarzyły się w rzeczywistości. Ale dla uczynienia jej bardziej zabawną, autorzy dodali taki smaczki jak zombie i smoki - bombowce, a odjęli Holocaust. W każdym razie wojna skończyła się dobrze, zły niemiecki kanclerz został pokonany, jego nieumarłe siły zbrojne rozbite przez koalicję aliantów.
Ale czy na pewno? Już przed wojną funkcje życiowe kanclerza ven Riera odbiegały od normy, był wszak liczem. Wiele wskazuje na to, że udało mu się umknąć ze szturmowanej stolicy. I teraz, przy pomocy wiernych agentów stara się wrócić do władzy. A ci agenci to banda nieumarłych, cyborgów i zdegenerowanych wynalazców. I nie wszystko załatwiają po cichu.
Oprócz tych organizacji mamy też kilku najemników, którzy dołączą do każdej bandy... to jest klubu.
Chcesz bawić się w bitewniaka - szykuj się do wojny.
Znamy już frakcje. Jak to w bitewniaku zwykle bywa, nie obejdzie się bez naparzania między nimi. Stanowi to wręcz esencję tego rodzaju rozrywki. W "Wolsungu SSG" procedura zabawy wygląda następująco:
- Ustalenie rozmiaru gry. W odróżnieniu od większości gier, nie mamy tutaj bezpośrednich punktów. Uzgadniamy, ilu bohaterów weźmie udział w starciu po jednej stronie.
- Wybór scenariusza. Podręcznik podstawowy proponuje ich kilka. A potem trzeba ustawić makiety. I tym razem są one same w sobie uczestnikami zabawy. Rzecz bowiem dzieje się w mieście Lyonesse, wolsungowym odpowiedniku XIX Londynu. A jak wie każdy, kto oglądał filmy o Kubie Rozpruwaczu i Sherlocku Holmesie, miasto to jest ciasne, zadymione i ceglaste. A w dodatku istotną rolę w zasadach odgrywa różnica wysokości pomiędzy figurkami. Dlatego tym razem zielona trawka, wiejski domek i wzgórze mogą nie wystarczyć.
Pizzeria to miejsce tak samo dobre na zasadzkę, jak każde inne. |
- Kiedy już wiemy, o co i gdzie przyjdzie nam się bić, pora na dobór odpowiednich ludzi do danej roboty. Więc wybieramy bohaterów, okazujemy ich oponentowi - i ruszamy na zakupy. Nasi herosi mogą się dozbroić, albo zrekrutować popleczników (którzy w trakcie starcia będą robić za wsparcie albo żywe tarcze).
- Gdy wszystko jest już prawie gotowe, dociągamy karty, które będą nam służyć do zmiany losów starcia. Ustalamy inicjatywę, ustawiamy na pozycjach startowych figurki.
Teraz już czas na naparzankę! Ta odbywa się według dość prostych i zgrabnych reguł. Gracze naprzemiennie aktywują swoje figurki. Każda z nich może wykonać kilka akcji. Do wyboru dostępne są ruch, szarża, walka, strzelanie, rzucanie czarów i akcje specjalne. Standard i klasyka. Jeśli efekt danej akcji nie jest oczywisty, w ruch idą kości (k6). Bierzemy ich tyle, ile wynosi współczynnik (a zatem - im wyższy tym lepiej) za daną akcję i turlamy. Każdy wynik 4 i wyższy to sukces. Spora część akcji ma postać testów przeciwstawnych. Wówczas trzeba uzyskać więcej sukcesów. No chyba, że masz to szczęście, że jesteś graczem aktywującym figurkę; wtedy remis w ilości sukcesów jest równoznaczny z twoją przewagą..
Powyższe zasady wyglądają dość klasycznie, przypominają nieco choćby te z "Frostgrave". Ale w "Wolsungu" możemy przeciwstawić się ślepemu losowi. Każdy z graczy ma w każdej turze do dyspozycji kilka kart (ze standardowej talii, jaką można kupić w każdym markecie na dziale z piwem). Karty te pozwalają na modyfikację rzutów kością, "dopalanie" zwykłych działań lub mieszanie w inicjatywie i aktywacji.
Tyle, jeśli chodzi o zasady. Co prawda nie grałem osobiście w "Wolsunga" ale po lekturze podręcznika podstawowego widzę je w jasnych barwach. Oferują one bowiem coś, co bardzo uprzyjemnia rozgrywkę: łatwość opanowania, losowość w granicach prawdopodobieństwa oraz możliwość modyfikacji tej losowości.
Składzik nadzwyczajnego dżentelmena.
Ale samymi zasadami to sobie można pograć w rpga. Do gry figurkowej trzeba figurek. I o ile są gry, w które można bawić się przy pomocy modeli dowolnego producenta, to wydawca "Woslunga SSG" (Micro Art Studio) oferuje ludki mające reprezentować konkretnych bohaterów oraz przybocznych. Oraz wiele innych detali: budynki, elementy terenu, specjalne urządzenia a nawet specjalnie wydrukowane maty do gry.
Same figurki to odlewy żywiczne, z tzw. "białego metalu" - lub mieszaniny obu tych materiałów. Na zdjęciach prezentują się wyjątkowo atrakcyjnie, i nie jest to tylko zasługą malarza, ale też jakości wykonania. Miałem je w ręku i widziałem, jak bardzo dokładnie są zrobione. W dodatku pozbawione błędów w postaci dużych nadlewek, czy co gorsza - dziur i ubytków.
Ze względu na ilość detali - stanowią pewne wyzwanie dla hobbysty. Na szczęście ostrość rzeźby pomoże w malowaniu, w dodatku nie potrzeba ich do gry dużo.
Zbliżamy się do końca omówienia zarysów systemu. Kiedy wiemy już, jak grać, mamy przygotowane figurki i makiety, to ostatnim brakującym elementem jest sparingpartner. Jeśli nastawiamy się na granie w domowym zaciszu, z rodziną lub kumplami, którzy podzielają zajawkę na mix steampunka i fantasy, to w zasadzie nie ma problemu. Na tą chwilę "Wolsung SSG" jest kompletną grą. Frakcje są zróżnicowane i rozbudowane. Do tego makiety, elementy terenu i podręczniki Wystarczająco dużo, by w małym gronie bawić się latami, zarówno rozgrywając potyczki, jak i malując figurki. Jeśli dodać do tego treść zawartą w podręcznikach do rpgowej wersji tej gry, i gotowość do autorskich modyfikacji wraz ze szczyptą kreatywności... Można wówczas opuścić zadymione i zasikane zaułki i ruszyć w szeroki świat. Mamy wtedy zabawę na całe życie.
Ale co, jeśli nie mamy rodziny ani przyjaciół?
Jak widać - odbywają się turnieje Wolsunga SSG. I mają przynajmniej trzech uczestników. Jak zaś donoszą najlepiej poinformowane źródła - liczba uczestników osiąga wartości dwucyfrowe. |
Konieczne będzie odnalezienie innych graczy. Pomóc w tym może forum, umieszczone na stronie gry, albo też profile facebookowe: po polsku i w języku wspólnym.
I na tym można by zakończyć tekst - będący pobieżnym omówieniem gry, do której powstania przyczynił się pośredni wspomniany w zeszłym tygodniu Maciek Sabat. Ale to nie koniec! Bonusem dla wiernych czytelników jest wywiad z Łukaszem Perzanowskim. On to pociąga za sznurki w świecie "Wolsunga SSG". Stąd też uznałem, by warto zamienić z nim kilka słów. Byście mogli wyrobić sobie jak najpełniejszą opinię o opisywanej grze.
EXTRA!!!!1!!1!!! Wywiad z Łukaszem Perzanowskim!
Zacznijmy od zapoznania się... Proszę przedstawić się setkom czytelników.
Opowiedz troszeczkę o sobie i o tym, jak zaczęła się Twoja przygoda ze światem
figurek. Jak to się stało, że zajmujesz zawodowo zabawkowymi żołnierzykami? A
może to tylko poboczne zajęcie i za dnia jesteś szarym dziennikarzem Daily
Planet albo milionerem – sierotą?
Nazywam się Łukasz Perzanowski. Moja przygoda z figurkami zaczęła się w
1998 roku, gdy po długim wybrzydzaniu na stylistykę rycerzy w kosmosie
biegających z łańcuchowymi mieczami dostałem na imieniny od mojego kuzyna
Kacpra mojego pierwszego Terminatora Deathwingu. Oczywiście pomalowałem go
farbami emaliowymi Humbrol, oczywiście na czarno, i oczywiście byłem z niego
strasznie dumny bez żadnych obiektywnych powodów.
Od tego czasu ten figurkowy świat i samo malowanie figurek mnie wciągnęło,
aż do regularnej współpracy z firmą Micro Art Studio, najpierw przy malowaniu
modeli, potem produktów, a w końcu i opracowywaniu tychże.
XXI wiek to świetna sprawa. Nie tylko możecie zobaczyć mojego interlokutora na żywo, ale przy okazji obejrzeć bardzo fajny film o rozgrywce w Wolsunga. Do czego zachęcam. I poznacie zasady, i pośmiejecie się przy okazji.
We wcześniejszym wywiadzie ( https://gameoftravel.com/2015/08/18/interview-with-lukasz-perzanowski-creator-of-wolsung-steampunk-skirmish-game/ ) można
było się dowiedzieć się nieco o kulisach powstania gry. Tym razem chciałbym
dowiedzieć się o kulisach współpracy z Kuźnią Gier na początkowym etapie
powstawania "Wolsunga SSG". Czy umowa była tak szczegółowa jak ta
dotycząca Świata Dysku? Jaki wkład w powstanie gry mieli twórcy systemu
"Wolsung RPG", szczególnie Maciek Sabat? Czy uzgadnialiście wspólną
politykę autorską i wydawniczą?
Współpraca z Kuźnią Gier przy tworzeniu Wolsunga SSG była podyktowana
głównie tym, że czuliśmy się na siłach by stworzyćgrę figurkową, lecz nie
czuliśmy się na siłach by wymyślać do niej świat i tło fabularne. Sebastian
Makowski, szef Micro Art Studio, nawiązał więc kontakt z Michałem Stachyrą z
Kuźni Gier i uzyskał licencję. Licencja ta nie była aż tak szczegółowa jak ta
dotycząca Świata Dysku. Merytorycznie kierowani byliśmy jeśli chodzi o świat i
klimat Wolsunga przez Artura Ganszyńca. Z Maciejem Sabatem nie miałem nigdy
kontaktu.
Mimo pierwszych pomysłów na
głębokie powiązanie obu gier jeśli chodzi o występujące w nich postaci i pełni
dobrej woli z obu stron, odległość geograficzna i brak doświadczenia w koordynowaniu projektów sprawiły, że
każda z firm tworzyła swoje produkty w swoim gronie, tempie i w oparciu o swoje
doświadczenia.
Może być tak, że część czytelników niniejszego tekstu niewiele słyszała o
"Wolsung SSG". Czy mógłbyś przedstawić grę w kilku zdaniach? Jaka
jest jej fabuła? Czym wyróżnia się mechanika? Czy można w nią grać, nie znając
systemu rpg?
Wolsung SSG (Steampunk Skirmish Game, w odróżnieniu od RPG, Role Playing
Game) jest grą figurkową typu skirmish, wymagającą od 5 do ok. 15 figurek na
stronę, z których każda ma pewną ilość swoich zasad specjalnych.
Zasady podstawowe są krótkie i proste do nauczenia się i pozwalające na
barwne, filmowe wręcz wyczyny. Mechanika aktywacji po jednym modelu sprawia, że
gra świetnie działa także dla 3 lub 4 graczy!
Z RPG łączy ją rozróżnienie postaci na bohaterów i statystów oraz
zastosowanie kart do gry do wykonywania bohaterskich wyczynów. Znajomość zasad
systemu RPG nie jest potrzebna, by zacząć grać w grę figurkową.
|
Podręcznik do rpga to znakomity sposób na stworzenie dodatkowych misji czy bohaterów. Albo zabawa sama w sobie. Albo po prostu - poczytajcie sobie w wolnej chwili. Świetnie napisana książka. |
Jak wygląda rozgrywka w "Wolsung SSG" w praktyce? Jak wielka
powierzchnia jest potrzebna, jak dużą rolę odgrywają makiety? Ile figurek
trzeba na start? Iloma gra się komfortowo? Jak wygląda tworzenie rozpiski? Ile
czasu trwa starcie, gdy ma się już opanowane zasady?
Zależało nam, by powierzchnia gry była mniejsza niż większości gier
figurkowych, by można było przeprowadzić pełnoprawną rozgrywkę na praktycznie
dowolnym kuchennym stole. Sugerowana wielkość powierzchni gry to metr na metr,
choć gra działa dobrze nawet na połowie tej powierzchni przy odpowiednim
zwiększeniu gęstości makiet.
Makiety w Wolsungu jako grze Micro Art Studio, firmy produkującej elementy
terenu do różnych gier, pełnią bardzo ważną rolę. Zasady były opracowywane
równolegle z makietami dedykowanymi do tej gry i pozwalają na pełne
wykorzystanie ich elementów.
Na początek potrzebny jest jeden zestaw startowy na gracza – około pięciu
figurek z wybranego klubu. Każdy z zestawów startowych ma dwóch bohaterów i
może być bez zagłębiania się w tajniki budowania rozpiski użyty w całości
przeciwko dowolnemu innemu zestawowi startowemu. Komfortowa ilość modeli w grze
to około 8-12 na gracza przy grze na 3 lub 4 bohaterów. Takie starcie powinno
zająć około godziny - półtorej przy pełnej znajomości zasad.
Tworzenie rozpiski opiera się na rozróżnieniu zaczerpniętym z RPG: postaci
w każdym klubie dzielą się na bohaterów i pomocników. Bohaterowie są unikalni w
ramach jednej rozpiski, za to pomocników można w ramach wybranego klubu
dowolnie dobierać przed każdą grą. Każdy z bohaterów posiada pewną ilość
Funduszy. Budując rozpiskę do kampanii czy turnieju należy wybrać pewną ilość
spośród dostępnych danemu klubowi bohaterów – np. 4. Potem, grając konkretny
scenariusz, określone jest, czy jest on na 2, 3 czy 4 bohaterów – i taką ich
liczbę należy wybrać ze swojej rozpiski i ujawnić przeciwnikowi. Na koniec,
wiedząc jaki gramy scenariusz, przeciwko jakiemu klubowi, oraz jakich bohaterów
wybrał przeciwnik, wybieramy pomocników spośród dostępnych dla wybranego przez
nas klubu, wydając nie więcej Funduszy niż mają w sumie wybrani przez nas do
tego scenariusza bohaterowie.
Tutaj coś, co bardzo przykuło moją uwagę. Mamy fantasy, XIX wiek, Londyn... To może elf - Bobby? Kask, fajeczka i herbata już są... |
Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach... Na szczęście nie jestem
dżentelmenem i mogę spytać o tzw koszty wejścia. Ile trzeba wyłożyć, żeby
zacząć grać?
Aby zacząć grać w Wolsunga należy sprawić sobie co najmniej jeden starter
na gracza, karty do gry i kostki sześcienne. Ponieważ komfortowa wielkość gry
to nie dwóch, lecz trzech – czterech bohaterów, należy się liczyć z tym, że
trzeba będzie dokupić jeszcze jeden starter lub kilka blisterków. 120-300zł
Poza samymi figurkami trzeba jeszcze mieć na czym grać – mata do gry, kilka
domków, szopy, stragany powinny na jakiś czas wystarczyć. 500-700zł
Niewymagane lecz wygodne są także różne akcesoria usprawniające i
poprawiające wygląd i czytelność rozgrywki: miarka ruchu, znaczniki
przewrócenia i obrażeń.
W zeszłym roku wydana została już druga edycja zasad do "Wolsung
SSG". Jakie zmiany zostały wprowadzone do reguł, jaki efekt chciałeś
uzyskać za pomocą nowych zasad?
Od wydania pierwszej edycji zasad gry Wolsung SSG w 2012 roku nagromadziło
się korekt, pytań, poprawek i łatek poprawiających balans. Jednocześnie, w 2015
roku zaczęliśmy rozmowy z Warehouse Games dotyczące wydania podręcznika w
języku niemieckim. Wskazane było, aby wersja niemiecka nie potrzebowała już
tych wszystkich poprawek. Skoro już wprowadzaliśmy poprawki, można było
poprawić też klarowność prezentacji zasad. Wszystko to, plus znaczne już
wyczerpanie nakładu, doprowadziło do wydania w czerwcu 2016 roku drugiej edycji
gry. Niemiecka wersja zasad także jest dostępna od października 2016. Na razie
nie ma planów, by poza wersją elektroniczną (do pobrania za darmo ze strony)
powstała polska wersja zasad.
A tutaj dalszy etap prac nad tą figurką czyli komputerowy model 3D. Nie wiadomo, czy tak ostatecznie będą wyglądać te figurki. Ale różnica w porównaniu z pierwszym szkicem jest uderzająca! |
Wygląda na to, że gra jest regularnie wspierana przez wydawcę: dopracowana
strona WWW, forum, profil na facebooku. Czy działania te przekładają się na
wzrost popularności gry? Co możesz powiedzieć o współpracy ze środowiskiem
fanów? Czy aktywiści Wolsunga mogą liczyć na jakieś wsparcie ze strony wydawcy?
Cieszę się, że jest to tak odbierane. Ja ze swojej strony zawsze chciałbym,
by działo się więcej, lepiej. Wolsung nie jest (jeszcze) głównym produktem
Micro Art Studio i muszę zabiegać o budżet na różne działania i produkty
rywalizując z produktami i działaniami, które obecnie przynoszą większy
przychód firmie. Na szczęście, w ostatnim roku udało się zaktywizować polskich
fanów gry w kilku miastach, co widać zarówno po zorganizowanym graniu
(kampanie, turnieje), jak i po ich wkładzie w tworzenie nowych, ciekawych
scenariuszy. Jest to kierunek który jako Micro Art Studio będziemy od tego roku
aktywnie wspierać przy użyciu programu Ambasadora. Ambasador to gracz, który
działając aktywnie w swoim mieście pokazuje i organizuje rozgrywki w Wolsung
SSG, w zamian za co zostaje nagradzany przez Micro Art Studio.
Ten oto sympatyczny policjant nawołuje do wstąpienia w szeregi ambasadorów. Tak wyobraża sobie rysownik osobników z poprzednich obrazków. |
Ktoś czytający powyższe słowa mógłby poczuć się zainteresowany karierą w
wolsungowej dyplomacji. Czy możesz powiedzieć nieco więcej o oczekiwaniach
wobec ambasadorów i marchewkach, które mają skusić ich do aktywności?
Tu trzeba by przytoczyć regulamin programu, który chcemy opublikować do
końca tego miesiąca lub na początku lutego.
Póki co regulamin jest tutaj ale jeszcze
może ulec zmianom.
A teraz pytanie o porównanie środowiska polskiego i zagranicznego.
Wolsung, pomimo bycia w 100% polską produkcją, jest wydawany po angielsku. Jak
wpłynęło to na popularność gry poza naszym krajem? Na oficjalnym forum gry
zarejestrowano 531 użytkowników (w chwili pisania tego pytania). Ilu z nich
jest z Polski?
Wolsung SSG od początku skierowany był do graczy zagranicznych. Podyktowane
to było choćby procentowym udziałem sprzedaży produktów Micro Art Studio do
Polski a za granicę.
Samo forum jest grze potrzebne, lecz prawdziwe życie toczy się na Facebooku
– w grupie dyskusyjnej anglojęzycznej oraz polskiej.
Wygląda na to, że plan udaje się realizować; profil ogólnoświatowy
charakteryzuje się dużo większą aktywnością. I tutaj nasunęło mi się pytanie: w
Polsce rpg Wolsung jest relatywnie znany w środowisku fanowskim. Na świecie to
tylko jeden z tysięcy systemów rpg... Czy trudno było/jest wypromować to
uniwersum poza naszym krajem?
Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia – jest to pytanie do Kuźni Gier.
Wolsung RPG i SSG żyją obok siebie.
Czy istnieje obecnie związek pomiędzy Wolsungiem - bitewniakiem a Wolsungiem - rpgiem? Czy zespoły opracowujące obie gry z tego uniwersum
pozostają ze sobą w kontakcie i wspólnie ustalają wydarzenia w uniwersum?
Pozostajemy w kontakcie z Arturem Ganszyńcem i konsultujemy z nim wszystkie
nowe modele, ich tło fabularne i nazwy. Od kiedy rysownikiem naszych postaci
jest Mateusz Bielski, zapalony fan Wolsunga RPG, Garnek nie zgłaszał
zastrzeżeń. Kontakt z Kuźnią Gier jest obecnie minimalny.
Podobno nic tak nie nakręca sprzedaży jak dobry skandal. Czy skandal z
upolowanym lwem na okładce jednego z dodatków rzeczywiście pomógł, czy też był
tylko burza w szklance wody?
A był taki? Mam wrażenie, że coś mnie ominęło.
Chodzi o to, że okładka dodatku do Wolsunga pt "W pustyni i w
puszczy" przedstawia scenę polowania zwieńczonego sukcesem. Niektórzy z
bardziej ekologicznie wrażliwych odbiorców (w tym - zagranicznych) poczuli się
nią poruszeni w niemiły sposób. I nie omieszkali dać wyraz owemu poruszeniu w
internecie.
Zasada PR mówi: nieważne, jak o tobie mówią, byle by mówili. Wolsung z
uwagi na wybrany okres (koniec XIXw.) prezentuje światopogląd bardzo już
nieaktualny, co dla jednych jest zaletą, a dla drugich wadą. Inteligentny
odbiorca zauważy, że jest to specyfika epoki – zarówno podejście do różnych
ras, jak i zwierząt, jak i wiele innych aspektów. Ktoś, kto obraża się na grę,
która w lekki sposób traktuje czynności i poglądy normalne w okresie
historycznym do którego się odwołuje, wydaje się mylić fikcję z
rzeczywistością. Polecam lekturę Juliusza Verne’a czy choćby „W Pustyni i w
Puszczy” Sienkiewicza dla zahartowania.
Estetyka steampunku nie jest wybitnie popularna w Polsce (zwłaszcza, gdy
porównać ją do popularności klimatu Żołnierzy Wyklętych). A tymczasem, oprócz
"Wolsunga", w społeczności fanów figurek funkcjonuje
"Malifaux" Nota bene - dość podobny mechanicznie do
"Wolsunga". Gdyby zestawić te dwie gry ze sobą - czym się różnią? Co
jest ich mocnymi i słabymi stronami?
Wiele razy słyszałem po wstępnym skrótowym przedstawieniu zasad, że Wolsung
jest podobny to Malifaux. Kilka razy osoby które to powiedziały, po
przeprowadzeniu pełnej rozgrywki, poprawiały się, że Wolsung i Malifaux mają
wspólne tylko to, że są steampunowym skirmishem który używa kart, jednak
mechanicznie są różne. Niestety, nie grałem w Malifaux i sam nie mogę się
wypowiedzieć na temat tych podobieństw lub różnic. Mogę odesłać do Tomka
Paziewskiego, gracza w Malifaux i Ambasadora Wolsunga w Warszawie.
Steampunk. XIX wiek bez pruderii, rasizmu i staników. |
Wyobraźmy sobie, że zebrałeś na kickstarterze 9 milionów dolarów (niby
mało prawdopodobne - ale jednak możliwe, jak pokazuje przykład "Kingdom
Death: Monster 1.5". I możesz wydać do Wolsunga wszystko, co tylko chcesz.
Co by to było? Jak zmieniłbyś grę?
Plastikowe tereny. Trzy nowe kluby. Modele postaci do Character Creation
Rules. Kampania. Nowa figurka do każdego klubu co miesiąc.
Nowe kluby - a jakie? Mało co tak kręci fanów systemu jak nowe
frakcje..
.
To byłoby gdybanie bez żadnego związku z planowaną przyszłością. Wolałbym
się w to nie zapędzać, gdyż rozbudzenie oczekiwań graczy na jakąś konkretną
frakcję, gdy nie mamy jeszcze wobec niej żadnych konkretnych planów
wydawniczych, może odnieść skutek odwrotny do zamierzonego.
I na koniec pytanie o bardziej realne plany. Czego można spodziewać się
po "Wolsungu" w najbliższej przyszłości? Nowe frakcje, nowe dodatki,
nowe figurki, nowe akcesoria? A może jakieś imprezy promocyjne?
Poza plastikowymi terenami, które mają bardzo wysoką barierę wejścia,
właściwie będziemy realizować wszystko, co powyżej, tylko w dużo wolniejszym
tempie.
Mamy bardzo już zaawansowane prace nad szóstym klubem do Wolsung SSG, Alven
Yardem – taką Wolsungową policją. Zasady są już w 80% gotowe, obecnie są w
fazie testów. Część modeli jest już wyrzeźbiona, inne czekają na swoją kolej.
Jak zwykle, życie dyktuje własne tempo wydawnicze – rysownik poprawia coś
tydzień dłużej, rzeźbiarzowi termin się przesunął o dwa tygodnie, potem zepsuje
się maszyna do drukowania modeli i jest miesiąc opóźnienia, wydruk okazuje się
mieć za drobny jakiś detal i rzeźbiarz musi go poprawić -kolejny tydzień –
kolejny wydruk – kolejne dwa tygodnie z przesyłką, następnie wypadamy z kolejki
do formowania więc trzeba dwa tygodnie poczekać, potem dostajemy modele, ale
akurat malarz chory, tydzień później zaczyna malować, potem grafik musi przygotować
opakowanie, ale nie opłaca się drukować jednego, trzeba poczekać na 6
produktów… I robi się 4 miesiące opóźnienia do czegoś, co z samej swojej
specyfiki zajmuje 2 miesiące.
Poza tym będziemy wydawać nowe modele do już istniejących klubów (w pierwszej
kolejności w oparciu o grafiki z oficjalnej talii kart).
18 lutego w Gdyni w PPNT organizujemy granie w Wolsung, poza tym w
księgarni Vademecum w Gdyni od lutego rusza drugi już sezon kampanii. W FGB w
Warszawie regularnie co wtorek można poprosić Tomka o pokazanie Wolsunga lub
pograć. W Białymstoku Mateusz robi pokazy, może zacznie bardziej regularnie. W
Łodzi Wicher jest osobą od pokazów i grania. W Lublinie był Marcin, ale nie
wiem co teraz robi. Póki co nie mam zbyt szczegółowej zwrotnej informacji od
ludzi organizujących granie w Wolsung SSG, to się zmieni wraz z uruchomieniem
programu Ambasadora.
W drugiej połowie czerwca 2017, zapewnie 17-18, planujemy drugą edycję
kampanio-turnieju w siedzibie Micro Art Studio, w Gdyni, na którą serdecznie zapraszamy!
Szermierz parowy. Dla tych, którzy czują ducha rywalizacji. |
Postaram się też zorganizować wraz z Beasts of War Wolsungowy Boot Camp w
ich siedzibie w Coleraine w Irlandii Północnej – lecz tu jeśli chodzi o termin
jesteśmy uzależnieni od nich.
Pozdrawiam,
Łukasz Perzanowski
Bardzo dziękuję za wywiad, przybliżający
grę i proces wydawniczy. Mam nadzieję, że dzięki niemu trochę więcej ludzi
usłyszy o Wolsungu, zainteresuje się i spróbuje rozgrywki. A jeśli ktoś z nich
będzie się przy tym dobrze bawił - to gra i blog spełnią swą misję :)
Pora już kończyć wpis na dobre. Dawno nie wyszło mi nic tak długiego, ale to też zasługa mojego rozmówcy. Mam nadzieję, że tym tekstem udało mi się dotrzeć do kogoś, kto ma smaczka na nietypowego, steampunkowego bitewniaka. Jeśli gra wydała ci się interesująca, to zachęcam do spróbowania na żywo. Podobnie jak z dziewczynami: ładny wizerunek i zachęcające opinie to za mało, by podjąć rozsądną decyzję o zaangażowaniu się. Na szczęście grę można wypróbować przed kupnem. Jeśli mieszkasz w Warszawie (a jak ziszczą się plany rządu, to niedługo wielu ludzi się do niej przeprowadzi), to wpadnij do sklepu Figurkowe Gry Bitewne. Tam ci pokażą, jak działa cały ten Wolsung. Kto wie - może to będzie coś dla ciebie? Ludziom z "Beasts of war" się podobało, więc coś musi być na rzeczy.
Pora już kończyć wpis na dobre. Dawno nie wyszło mi nic tak długiego, ale to też zasługa mojego rozmówcy. Mam nadzieję, że tym tekstem udało mi się dotrzeć do kogoś, kto ma smaczka na nietypowego, steampunkowego bitewniaka. Jeśli gra wydała ci się interesująca, to zachęcam do spróbowania na żywo. Podobnie jak z dziewczynami: ładny wizerunek i zachęcające opinie to za mało, by podjąć rozsądną decyzję o zaangażowaniu się. Na szczęście grę można wypróbować przed kupnem. Jeśli mieszkasz w Warszawie (a jak ziszczą się plany rządu, to niedługo wielu ludzi się do niej przeprowadzi), to wpadnij do sklepu Figurkowe Gry Bitewne. Tam ci pokażą, jak działa cały ten Wolsung. Kto wie - może to będzie coś dla ciebie? Ludziom z "Beasts of war" się podobało, więc coś musi być na rzeczy.
Bardzo ciekawy wpis. Wolsunga SSG znałem tylko z "widzenia", bardzo lubię oficjalne budynki do systemu. Dzięki za przybliżenie realiów świata i mechaniki gry. Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńBudynki mają genialne. Ale mechanika też jest niezła; od razu widać, że nie została napisana w latach 80tych... Generalnie sam bym spróbował, gdyby nie to, że aktualnie siedzę w 4 bitewniakach.
UsuńZnam, grałem i mam jedną frakcję i drugą w planach :)
OdpowiedzUsuńDzięki za obszerny wpis;)
Skoro planujesz drugą frakcję, to pewnie jest to fajny system. Ciekawe, czy stanie się bardziej popularny?
UsuńDzięki za info o systemie, na pewno spróbuję!
OdpowiedzUsuńPytanie - czy da się w to grać bez budynków? Korzystając z terenów ze "standardowych" bitewniaków (gęsto ustawionych)?
Szczerze mówiąc - nie wiem, bo sam nie grałem. Zebrałem tylko informacje o grze i przejrzałem zasady. No i z tego co widzę, to bym odpowiedział: pewnie się da. Tylko nie wszystko będzie możliwe do wykonania. Na przykład w Wolsungu dzieje się coś, co jest wyjątkiem wśród bitewniaków. A mianowicie - wchodzenie do środka budynków i rozgrywania w nich starć. Oczywiście można zrobić takie domki samemu.
UsuńZasady terenu działają w oparciu o wysokość terenu, także da się - po prostu może się okazać, że w całej twojej kolekcji wszystkie budynki mają poniżej 3" i będziesz się dziwił, że tak mało teren wpływa na ruch i strzelanie. Albo wszystko co wyższe niż 3" nie ma barierek i nabędziesz przekonania, że bez sensu tam wchodzić, bo za łatwo się spada.
UsuńZgrabnie. Muszę Ci powiedzieć, Gervaz, że całkiem fajne teksty spod Twojego pióra wychodzą, ale, moim zdaniem, mają jeden mankament: są za długie jak na formę, jaką jest blogowy wpis. Może jakby tak dzielić je na mniejsze części, tak po 5-6 tysięcy znaków, wzrosłaby przystępność?
OdpowiedzUsuńMiło mi zawsze, gdy czytam pochwały. Co do długości... to coś jest na rzeczy. Myślę, że ludzie, którzy tu zaglądają, nie mają problemów z przyswojeniem sobie długiego i złożonego tekstu (skoro przeczytali rulebooki ;)), ale niekoniecznie muszą mieć czas na czytanie rozwlekłych wypocin. Nie wiem jednak, czy będę zmieniał formę. Piszę teksty, jakie sam bym chciał przeczytać. No i daję mało zdjęć własnych figurek, więc krótki tekst nie bardzo jest na miejscu. We'll see...
UsuńKoyoth dobrze mówi. Pisz jak piszesz tylko dziel tekst na 2-3 części. Częste posty wygenerują więcej wejść, a odcinkowosc nakręci hype u czytelników. Przyznam sie, ze ja tez wchodzę po kilka razy i czytam na raty.
UsuńTo jest ciekawa podpowiedź. Nie chodzi mi o wyświetlenia: to jest i ma być w 100% niekomercyjny blog. Ale jak czytasz na dwa razy, to nie jest to wygodne. I dla innych ludzi pewnie też nie. Chyba będę dawał nieco krótsze (tak z połowę bieżącej średniej długości), bardziej wyspecjalizowane teksty. A wejścia będę podbijał zdjęciami figurek. Już wiem, jak zrobić taniego i prostego lightboxa, więć wreszcie powinny zacząć wychodzić ok.
UsuńJa swojego lightboxa kupiłem na Allegro za jakieś 40zl, oświetlam go lampkami biurowymi z mocnymi ledami. Co do wejść, większość z nas ma niekomercyjne blogi, ale częste odwiedziny cieszą oko i dają przekonanie ze ktoś jednak czyta nasze wypociny ;)
UsuńCzy to znaczy, że używasz nie tylko górnego światła do podświetlania lightboxa? Pytam o technikę, bo chciałbym umieć robić takie zdjęcia jak Ty.
UsuńJako ze używam czarnego tła mój namiot nie działa od spodu. Czarny nie odbija światła. Dlatego daje dwa źródła swiatla po bokach i jakoś tam to wychodzi, Choc nie zawsze :) wkrecilem sobie mocne ledy do dwóch lampek biurkowych.
UsuńOk, wyszukałem na allegro ten namiot. Faktycznie 40 zeta to nie jest jakaś olbrzymia kasa. Z oświetleniem postaram się poeksperymentować. Liczę na poprawę jakości swoich zdjęć. Dziękuję za podpowiedzi.
Usuń