czwartek, 1 czerwca 2017

Seks i zbrodnia w starożytnej Grecji! Recenzja cyklu o Leocharesie.


                Zakładam, że wśród czytelników niniejszego bloga są ludzie, którzy lubią czytać w ogóle. I to nie tylko rulebooki. Dlatego dziś mam dla was coś z zupełnie innej beczki: a mianowicie recenzję książki, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie - i którą chcę wam polecić.
               Zacznę jednak od paru słów wyjaśnienia. Co robi literatura piękna (choćby i popularna) na blogu o bitewniakach? Powody pisania o niej są dwa. Po pierwsze - na swoim blogu jestem równy wojewodzie, i jeśli zechcę, mogę napisać nawet o nowym mężu Iwony Węgrowskiej. Druga przyczyna jest jednak dużo bardziej merytoryczna.


W dzisiejszych czasach nie wystarczy niebanalna, intrygująca muzyka i talent wokalny. Trzeba jeszcze pokazać coś od siebie.
Koniec przerwy na soft porno, wracamy do tematu.


            W życiu każdego fana figurek (czy gier w ogóle) następuje smutna chwila, gdy brazylijski serial już nie cieszy jak kiedyś. Czyli następuje spadek zaangażowania. To oczywiście nic dziwnego ani złego, ludzka uwaga nie jest przystosowana do ciągłego śledzenia jednego tematu. Zdrowo jest po paru godzinach siedzenia nad ludkami pójść na ustawkę czy nawalić się w trupa. Jednak istnieje też możliwość, by odejść od rzemieślniczo - kompetencyjnego aspektu hobby i skupić się na warstwie fluffowej. Pozostać w klimacie, robiąc sobie przerwę.
I do tego właśnie znakomicie nadają się różnego rodzaju książki i filmy.

             Od jakiegoś czasu mocno wkręciłem się w figurkową starożytność (tą z rejonu Morza Śródziemnego). Za tym zaś poszła potrzeba zdobycia wiedzy na temat takich spraw jak uzbrojenie, wyposażenie, organizacja wojsk, czy przebieg bitew i kampanii. Oczywiście amatorskie zainteresowanie sprawiło, że nabyta wiedza jest nader skromna i wyrywkowa. Niemniej jednak, jak to mówi młodzież: mam zajawkę na starożytność. I to nie tylko rozumianą jako plansza, na której toczy się realne i miniaturowe bitwy, ale też jako swego rodzaju alternatywną rzeczywistość. Wyobraźcie sobie na przykład świat, w którym nie istnieją takie oczywistości jak chrześcijaństwo, drukowane książki, orientacja seksualna i ciepła woda w kranie... Albo dowiedzcie się, jak wyobrażają go sobie ludzie, którzy żyją z prób ułożenia szczątkowych informacji w spójny i pełny obraz.


A gdyby tak zrobić grę figurkową, w której chodzi się na agorę, handluje na targu i urządza uroczystości religijne?





Naukowiec pisze książkę.

      Kryminały miały mocną pozycję w literaturze popularnej już od czasów Agathy Christie i Arthura Conan Doyle'a. Również na przełomie XIX i XX wieku zaczęła święcić triumfy powieść historyczna; opowieści z dawnych czasów miały bawić - i jednocześnie budzić w odbiorcach dumę z przeszłości narodu.
Literatura rozrywkowa, wraz z upowszechnianiem się umiejętności czytania i pisania w XX wieku, rozwijała się i różnicowała. Dla urozmaicenia zaczęto mieszać gatunki. Kamieniem milowym w tej hybrydyzacji było "Imię róży". Od tamtej pory historyczny kryminał nie dziwi. Mało tego - nadprodukcja bitewniaków jest niczym przy nadprodukcji książek. Stąd też warto w poszukiwaniu ciekawego tytułu poszukać jakichś wskazówek... By nie utknąć w czterech tomach "Achaji".

        Dziś chciałem wam opowiedzieć o książce, na której nie tylko się nie zawiodłem - ale wręcz przerosła moja oczekiwania. Jak większość z was, przeglądam czasami gazety i portale informacyjne... I gdzieś mi się obiła o mózg wiadomość, że wyszła książka "Kiedy Atena odwraca wzrok". Chodzi w niej o starożytne Ateny, główny bohatera jest kimś w rodzaju policjanta, tropi jakiś spisek... Niby fajnie, ale takich książek są dziesiątki. Jednak iskra zainteresowania została zapalona. Autorem tej książki jest Jakub Szamałek. Jego biogram może wpędzić w kompleksy... skończył archeologię na Oksfordzie, tytuł doktora zdobył na Cambridge. I jakby tego było mało - współprojektował "Wiedźmina 3". A do tego urodził się w 1986 roku. Imponujące osiągnięcia - ale czy potrafi napisać dobrą książkę? Jego wykształcenie sugeruje, że świat przedstawiony w powieściach będzie zgodny z aktualnie uznanym stanem wiedzy o starożytnym świecie.
Ale czy to wystarczy, by lektura trzymała w napięciu? Czy nie zmieni się w nudny artykuł naukowy?

Na szczęście nie założył skarpet do sandałów. Jak jakiś Rzymianin.

Intryga.

        Współczesny kryminał jest poddany tak wielu różnym nieformalnym konwencjom, że zaczyna przypominać tragedię grecką. Mamy więc bohatera, który rzadko kiedy może cieszyć się powodzeniem w życiu rodzinnym i zawodowym. Za to wyróżnia się ponadprzeciętną wiedzą, intuicją, inteligencją, spostrzegawczością oraz cynizmem i umiejętnością rzucania ciętych ripost. Jego adwersarzem nie jest Mirosław Cz., który w trakcie alkoholowej libacji zamordował swą konkubinę Janinę Ż. za pomocą siekiery. Raczej jest to geniusz zła - nie tylko nieludzko inteligentny, ale i diaboliczny. W dodatku nie rzadko wspierany przez skorumpowane władze czy biznes.
Do tego zbrodnia porażająca perwersyjnym artyzmem makabry i podany między wierszami obraz problemów społecznych. Oto mamy współczesny kryminał.


      Cykl o Leocharesie składa się z trzech tomów: "Kiedy Atena odwraca wzrok", "Morze niegościnne" i "Czytanie z kości". Łączy je nie tylko osoba głównego bohatera, ale też pewien schemat.

       Protagonistę serii poznajemy jako obywatela Aten, z czasów, gdy rozpoczynała się druga Wojna Peloponeska. Pomimo uwikłania w nią wielu miast - państw, realnie była ona starciem Aten z Spartą.
Nasz Ateńczyk niby z zawodu jest złotnikiem, ale bardziej przypomina oficera służby bezpieczeństwa czy kontrwywiadu, niż rzemieślnika. Po odkryciu smykałki do tropienia matactw i intryg zaczął amatorsko parać się śledztwami i został doceniony przez władze polis (nomen omen?). Jego rolą jest trzymanie ręki na pulsie nastrojów i porządku społecznego. Szpieguje niezadowolonych, tropi spiski i spełnia inne życzenia swego mocodawcy, Peryklesa. I wtedy pojawia się przeciek o zbliżającym się zamachu zorganizowanym przez spartański wywiad...


Pilnowanie porządku w greckim mieście to spore wyzwanie. Można się w tym pogubić.


       To początek przygód. Wiele się wydarzy w ich trakcie. W wyniku różnych perturbacji (oraz własnych decyzji) w drugim tomie "Niegościnne morze" odwiedzimy ówczesny Krym, kolonizowany przez Greków. A jako, że stabilność i powodzenie są fatalnym materiałem na historię, ostatecznie nasz bohater, wraz ze swą rodziną, trafi do Tarentu - i jeszcze dalej.


Czarno, ciemno, trupy. Nie tylko okładki bitewniaków mają swoją konwencję.


       W ostatnim, trzecim tomie ("Czytanie z kości") poznajemy obecny status głównego bohatera. Po tysiącleciach awansował do rangi eksponatu muzealnego. Okazuje się, że nie wszystko z jego szkieletem jest takie, jakim się wydaje. Analizę materiałów źródłowych prowadzi świeżo upieczona i klepiąca młodzieńczą biedę archeolożka Inga Szczęsna, wraz ze współpracownikami. Wkrótce okaże się, że to co wykopano z cmentarzyska, może mieć związek z prowadzonym przez Leocharesa śledztwem, mającym wykryć mordercę króla Veii. 
Słyszeliście kiedykolwiek o Veii? Dzięki tym książkom poznacie starożytność znacznie lepiej, niż pozwala na to program nauczania w liceach ogólnokształcących.  

       W każdym z tomów właściwą akcję otwiera trup. Ginie ktoś ważny (albo ma zginąć mnóstwo ludzi), ale nikt nie wie nic pewnego. Poszlaki wskazują na jakiegoś ninja, wpadającego niczym cień do rezydencji władcy, dokonującego morderstwa i rozpływającego się w ciemnościach. Potem sytuacja zwyczajowo się gmatwa, okazuje się, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. A ten, kto stał za morderstwem, nie zawaha się przed powtórzeniem go, by tylko utrzymać tajemnicę. Wściubiający nos w nie swoje sprawy Leochares szybko znajduje się na celowniku sztyletu.


A tak wygląda trzeci tom cyklu. Przynajmniej się rozjaśniło.


      Nie da się ukryć, że w tym cyklu, podobnie jak w większości literatury kryminalnej, występuję pewna stałość fabuły. Autorzy, tworzący charakterystyczne postaci, często opowiadają tą samą historię po kilka razy, zmieniając w kolejnych odcinkach tylko pewne detale. Mniej więcej wiemy, na co się nastawić. Na szczęście nie przeszkadza to w cieszeniu się powieścią. Wprost przeciwnie - można zżyć się z bohaterem. I zaczynając lekturę, zastanawiać się, jak tym razem poradzi sobie z przeciwnościami? Jaką cenę zapłaci za sukces?

Bukolika?

          W dotychczasowych recenzjach książek z Leocharesem w roli główniej doceniano fakt, że przedstawiona w nich starożytność nie jest bynajmniej podobna do marmurowych pomników i płaskorzeźb. W istocie: bohaterowie nie porozumiewają się dialogami rodem z Homera czy Platona. Daleko im też do posągowego piękna fizycznego czy ideałów moralności. Nie - a wręcz przeciwnie. Starożytni Grecy przedstawieni przez Jakuba Szamałka są ludźmi takimi, jak my: niesłowni, niedbali, pyszni, okrutni i wulgarni. Do tego przesadzają z piciem, nie dbają o zdrowie, nie układa im się w małżeństwie, rzygają, kłócą się, wyzywają i zaniedbują. Mają swoje wady - i rzeczywiście przypominają osoby ze świata, który nie stosował jeszcze na masową skalę kosmetyków, zaawansowanej chirurgii urazowej oraz wodociągów i elektryczności.


        Jestem pod wielkim wrażeniem realizmu świata przedstawionego. W większości książek, których akcja dzieje się w przeszłości, owa przeszłość pełni raczej rolę dekoracji teatralnych (jak np w książkach E. Cherezińskiej), niż czynników w istotny sposób determinujących życie i obyczajowość bohaterów. Na ich samopoczucie i działania istotny wpływ mają takie fakty, że w nocy robi się ciemno, żonie nie wypada wychodzić z domu, nie istnieje istotna różnica między bogiem a rzeźbą przedstawiającą boga, a pożywienie nie jest łatwo i ogólnie dostępne.


To musiał być prawdziwy hit, skoro sceny z tego dzieła sztuki trafiły na naczynia. Coś, jak dzisiejsze "Star Wars"

 
         Poczucie bycia w tamtym świecie jest dodatkowo wzmocnione przez opisy. Ale nie rozbudowane. Miejsca, przedmioty, narzędzia, szaty - wszystko to jest pokazywane jakby z perspektywy bohaterów. A co za tym idzie - poświęca się im mało czasu i uwagi; stanowią oczywistą oczywistość. Kto by się przejmować stylem, w jakim ulepiono dany garnek, gdy uwagę nieodparcie przyciąga szarżujący strażnik? I liczy się to, że jest uzbrojony w miecz. Nie ważne, jakiego rodzaju, jak wykonany, czym ozdobiona jest rękojeść czy pochwa.

        I na koniec (tego akapitu) wrócę jeszcze do charakteru bohaterów. Leochares, jako postać odgrywająca główną rolę, musi budzić choć trochę sympatii. Ma oczywiście swoje skazy; wygląda na człowieka pysznego, uzależnionego od adrenaliny ryzykanta, nie wylewa za kołnierz. Trudno mu też w swych decyzjach uwzględniać potrzeby najbliższych. Ale ostatecznie daje się lubić - nie jest sadystą czy psychopatą, kieruje się swoistym kodeksem etycznym. Taki sposób konstrukcji bohatera to norma we współczesnej powieści kryminalnej. Owemu nieperfekcyjnemu bohaterowi często zostaje przeciwstawiony demon w ludzkiej skórze. Fałszywy, zwodniczy, egoista, który nie tylko dąży do celu po trupach, ale też znajduje wyraźną rozkosz w wymyślnych torturach i zabójstwach.


Takiej starożytnej Grecji raczej nie znajdziecie w cyklu.

Na szczęście w recenzowanym cyklu uniknięto tej kliszy. Zabójcy okazują się ludźmi bardzo podobnymi do innych postaci. Ich motorem działania nie jest wyssana z palca diaboliczność czy trauma - ale chęć osiągnięcia własnych celów, zaspokojenia ambicji, poczucie sprawiedliwości - czy wreszcie posłuszeństwo wobec poleceń przełożonych. Spodobało mi się takie podejście; dzięki niemu, czytając, możemy poczuć się jak w prawdziwym życiu, a nie w komiksie o Doktorze Zło.


 
Nie ma książki idealnej.

        I cykl o Leocharesie nie stanowi wyjątku. Brakowało mi trochę rozmachu i epickości. Niby w ich trakcie toczą się wojny - ale z perspektywy bohaterów objawiają się one co najwyżej w postaci potyczki z konnym patrolem, tudzież z kilkunastoosobową grupką barbarzyńców. Znaczna część akcji to bieganie po uliczkach, ukrywanie się w krzakach, wyważanie drewnianych drzwiczek i od czasu do czasu bójka z użyciem mniej lub bardziej improwizowanych przedmiotów.


Za to taką - jak najbardziej!


        Do tego szybkie tempo akcji. Właściwe przygody trwają po kilka dni. W tym czasie kamera nie odstępuje Leocharesa nawet na krok; jesteśmy świadkami wszystkich jego poczyń. Z jednej strony - uniknięto w ten sposób przynudzania. Z drugiej zaś, trudno dokładniej i głębiej poznać postaci. O ile przeżycia i osobowość głównego bohatera oraz jego żony są przedstawione z dużą skrupulatnością, to charakter innych person został - w najlepszym wypadku - nakreślony kilkoma grubymi krechami. O bardziej epizodycznych postaciach nie wspominając.
     
        Swego rodzaju mankamentem może być fakt, że cykl został już zamknięty. Nie należy się spodziewać dalszych przygód antycznego detektywa. Obecnie autor realizuje się twórczo raczej w grach komputerowych i książeczkach dla dzieci. 
Do tego każda z książek szybko wchodzi. Nie tylko dzięki wartkiej narracji, ale też przez ograniczoną objętość. Nie są to tomiszcza rozmiarów "Lodu". 300 stron, dwa wieczory lub jedna podróż pociągiem - i już jesteśmy po lekturze. A szkoda, czytając nabrałem apetytu na znacznie więcej.

Warto przeczytać.

      Jeśli zjechałeś od tytułu aż do tego miejsca, bez czytania całości - to na pożegnanie przedstawię podsumowanie. Cykl składający się z książek "Kiedy Atena Odwraca wzrok", "Morze niegościnne" i "Czytanie z kości" polecam gorąco wszystkim tym, którzy lubią dobrą literaturę rozrywkową i nie mają odruchu wymiotnego, gdy ujrzą skrót "p.n.e.". Oczywiście - to tylko kryminał, którego zadaniem jest dostarczenie czytelnikowi dreszczyku emocji. Jednak autor wywiązał się z tego zadania na szóstkę. Są dobrze napisane, unikają wielu gatunkowych schematów i pokazują wiarygodny obraz świata starożytnych Greków. Ale to nie znaczy, że są podręcznikami historii i archeologii, do których fabuła została dodana na siłę. Zresztą - dwie Nagrody Wielkiego Kalibru (dla najlepszej polskojęzycznej powieści kryminalnej i sensacyjnej) nie są raczej kwestią przypadku. 

Książek jest za dużo. Więc jeśli będziecie wybrać coś spośród setek propozycji - polecam przygody Leocharesa. 


Naprawdę dobra rzecz! Prezydent to lubi!



ps. Czymże by był prywatny blog bez odrobiny prywaty? Korzystając z tego, że jestem przy klawiaturze, raz jeszcze chciałem podziękować Jarkowi (znanemu powszechnie jako Toll) za bardzo miły prezent. Wiedzcie wszem i wobec, że Jarek to super gość, promieniujący pozytywną energią, słońce Wilczej, czujny strażnik kasy fiskalnej i opiekun warszawskich hobbystów. A wiele koleżanek mówiło, iż ma też inne zalety. Ale płoniły lico, gdy pytałem o szczegóły i tylko wzdychały, rozmarzone...







6 komentarzy:

  1. Ciekawa recenzja, ale niestety książek mam stos do przeczytania, a pół stosu do recenzji na blogu, więc raczej przedstawiony tytuł trafi na listę "kiedyś". Niemniej jednak po opisie widzę że to dobry stuff.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc z książkami ten sam problem, co z grami - cywilizacja nadmiaru. U mnie stos książek też raczej rośnie, niż maleje.

      Usuń
  2. Kurcze zachęciła mnie ta recenzja, a akurat szukam kolejnej książki do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem na 80% pewien, że przypadnie Ci do gustu. A jeśli nie - nie jest to 600 stronicowa cegła, która się długo ciągnie. Książka z niskim progiem wejścia :)

      Usuń
    2. Książka wchodzi jak w masło, nawet jak fabuła nie zachwyci albo styl nie trafi (mnie osobiście czasem wydawał się zbyt dosadny), to podczas lektury można się wczuć w klimat życia w greckim polis. Jak dla mnie wrażenia bardzo na plus, zwłaszcza, że lektura zbiegła się z malowaniem greckich wojaków do Hail Caesar

      Dumny puchacz

      Usuń
    3. Powiedzmy sobie szczerze - gdyby nie wkręcenie w starożytność, ominąłbym tą książkę, nie zdając sobie z tego sprawy (tak jak codziennie nie trafiają do mojej świadomości setki potencjalnie wartościowych pozycji).

      Usuń