czwartek, 20 lipca 2017

Jest takie jedno imię... dobre dla dziewczynki... Recenzja "Wojnacji".


         Możliwe, że tytuł gry, o której dziś będę pisał jest wam znany. W końcu "Wojnacja" istnieje już kilka lat (od 2010) i bywa regularnie prezentowana na różnych imprezach. Jednak całościowo wydaje się pozostawać w cieniu innego, podobnego do niej, niezależnego polskiego systemu: "Warheim Fantasy Skirmish". Nawet "Umbra Turris" wydaje się mieć większą publiczność. Co tu dużo  kryć; sam byłem świadomy istnienia "Wojnacji", ale owa świadomość nie przekładała się na decyzję o bliższym zapoznaniu się z grą. "Po pierwsze" - myślałem sobie - "po co mi kolejny Mordheim? A po drugie - "trzeba skupić uwagę na systemach w które już się zaangażowałem". I tym oto sposobem ominęła mnie bliższa znajomość z ciekawym, niebanalnym tytułem. Na szczęście nadszedł konwent "Gladius" i mogłem zorientować się bliżej, o co chodzi z tą całą "Wojnacją". 


Dwie zupełnie różne gry. Dziś będę pisał o tej po lewej.


      Zanim przejdę do meritum, jeszcze parę słów wstępu. W nowych grach figurkowych interesuje mnie wszystko, co stanowi odejście od klasycznego schematu, występującego w "Warhammerze Fantasy Battle", "Warhammerze 40k" - i pośrednio również w "Mordheimie" (czy "Nekromundzie"). Ów schemat to sztywny podział na turę własną i przeciwnika, downtime, duża ilość zasad do opanowania (zarówno dotyczących podstawowego przebiegu gry jak i poszczególnych frakcji), istotna znaczenie, jakie ma dla zwycięstwa odpowiednia rozpiska oraz umiarkowana decyzyjność, nie rekompensowana jakąś mechaniką gospodarowania zasobami. Dodajmy do tego jeszcze dużą powierzchnię gry, długi czas rozgrywki oraz istotne koszta finansowe i czasowe potrzebne do przygotowania grywalnej armii - i mamy przepis na niegrywalnego crapa. 

      Do tej pory moje zapotrzebowanie na skirmishe zaspokajał z nawiązką "Frostgrave". To znakomita gra, tak długo jak czynnik losowy pozostaje w granicach średniej statystycznej. A że zastosowano tam kostki dwudziestościenne - na ogół balans mieści się w normie. Niestety, po drugim zgonie czarodzieja w pierwszym starciu zacząłem troszeczkę wątpić w to, czy akurat ta gra jest wystarczająco dopracowana...

Robiąc sobie przerwę od przygód magów oraz ich eskorty natrafiłem na prezentację wspomnianej "Wojnacji".



Małe jest piękne. I praktyczne. 

      Jak już pisałem w relacji, stanowisko prezentacyjne "Wojnacji" na konwencie "Gladius" kusiło od pierwszego wejrzenia. Wielki banner na korytarzu. A wewnątrz sali kilka miejsc do grania, zróżnicowana i spora ekipa życzliwych ludzi tłumaczących zasady. Oraz łuki, części zbroi i sztylety. Ale nawet zaproszenie space marinesa i demonetki Slaanesha nie sprawi, że gra stanie się dzięki temu dobra.


Hej, dzieciaki! Chcecie kupić trochę figurek?

   Moją uwagę zwróciła niewielka powierzchnia potrzebna do zabawy. Jeśli do tej pory myśleliście, że "X-wing" jest systemem nie wymagającym wiele miejsca, to co powiecie na stół o rozmiarach  40 na 60 cm? A taki właśnie jest używany w "Wojancji". Zaintrygowany tym rozwiązaniem (wszak miejsce, jakiego wymagają bitewniaki jest jedną z kilku przyczyn, dla których trudno zacząć figurkowe hobby) zacząłem przyglądać się bliżej pokazowi. A na koniec nabyłem podręcznik. Uznałem że zakup to dobry pomysł, zaś system zasługuje na bliższe (tzn - bezpośrednie) poznanie. 


Bitewniak, w którego można zagrać w m1. Źródło.



Za siedmioma górami, na innej planecie. Z krasnoludami, elfami i orkami.

        Pomimo, że "Wojnacja" jest totalnie niezależnym i niekomercyjnym systemem, to jej autorzy (czyli zespół w składzie: Arek Grzeszczak, Igor Wiśniewski, Nina Wilczyńska i Sylwia Sałkowskaz dużą starannością odrobili pracę domową z tworzenia gry. Jak wiadomo jednym z elementów całości jest tak zwany fluff. W tym wypadku mamy do czynienia z wielkim kontynentem składającym się z licznych krain, zamieszkanym przez różne rozumne rasy. Istoty te są wam zapewne znane z dziesiątek innych gier fantasy: oprócz wymienionych w tytule rozdziału mamy jeszcze gobliny, barbarzyńców i różnej maści bestie oraz zwierzaki. Nad całością niepodzielnie dominuje Imperium Kiryjskie. Jest on państwem tak potężnym i dobrze zorganizowanym, iż wszelka wojna na większą skalę jest przedsięwzięciem samobójczym.


Tutaj będziemy się potykać. Nawet siedziba leśnych elfów jest w tym samym miejscu, co w Starym Świecie.
      

   Nie znaczy to oczywiście, że konflikty (wraz ze skłonnością do ich siłowego rozwiązywania) zniknęły ze świata. W obecnych realiach polityczno - militarnych mają po prostu znacznie mniejsze rozmiary (poniżej progu reakcji, jak to się mówi). Ot kilku - kilkunastu mniej lub bardziej profesjonalnych wojowników spotyka się na jakimś ustroniu w celu zbrojnego zajęcia własności, wyeliminowania konkurentów politycznych lub handlowych. 

   Grający w "Wojnację" może wybrać jedną z trzynastu frakcji. Ponieważ autorzy wydali jedynie zasady, możemy korzystać z dowolnych (ale chociaż trochę pasujących!) modeli. Poznajmy bliżej potencjalnych uczestników zmagań:

Imperium Kiryjske.
Siły zbrojne superpaństwa, reprezentowane głównie przez opancerzoną od stóp do głów piechotę. 
 
Figurki od Perry Miniatures wydają się pasować jak ulał.
 
 

Wolni kupcy.
Kojarzycie renesansowych kupców, Marienburg? Chodzi tutaj o miejską biedotę, burżuazję i klasy wyższe dosłowne walczące o zyski. Korzystają z usług piratów, żeglarzy - a nawet alchemików (gdyby tak udało zmienić się ołów w złoto!).


Figurki od Scorpion Miniatures przypływają, by zdobyć twoją gotówkę!
Krasnoludzkie rody
Jeśli ktoś widział jednego krasnoluda, to tak, jakby widział je wszystkie. Są niskie, brodate, mężne w boju. Kochają złoto, ciężką robotę i jeszcze cięższe picie. Jednym słowem - wzór z Sevres tej rasy.


Z nowego pudełka krasnoludów od North Star narobisz więcej niż jedną bandę.

Dzikie elfy.
Również klasyka gatunku. Mieszkają w lesie, strzelają z łuku... Prawie jak w "Biurach i ludziach". W tej grze zostały pozbawieni wsparcia ruchomych roślin. Mankament ten został jednak zrekompensowany możliwością wzięcia do bandy wilkołaków.


Elfy z tego zdjęcia (wyprodukowane przez Citadel Miniatures) mogą mieć więcej lat, niż niejeden czytelnik tego tekstu.

Rycerskie lenna 
Walcząca arystokracja utraciła na znaczeniu w nowych realiach politycznych, ale zakutym łbom trudno pozbyć się starych nawyków. Mamy więc do czynienia z drużynami zbrojnych pachołków (a nawet magów i niziołków) pod dowództwem szlachetnie urodzonych i ciężko opancerzonych. 
Pospólstwo pracujące na sukces militarny swojego pana. Wyprodukowane przez Fireforge. Brakuje halflingów i jakiegoś barona.

Bękarty Helheim.
Pod tym kryptonimem, nieobcym fanom mitologii skandynawskiej kryją się prozaiczne szkielety, zombie, wampiry i nekromanci.


Opcja "full wypas". Undeadzi z "The legends of Fabled Realms".



Władcy bestii.
Kolejna dobrze znana wszystkim klisza. Daleka północ, zima przez 8 miesięcy w roku, ciemno i niebezpiecznie. A wśród tej dziczy faceci twardzi jak stal, w futrach i z toporami. W "Wojnacji" są dodatkowo wspierane przez zwierzęta-potwory.
Takich barbarzyńców oferuje nam firma North Star.

Klany orków.
Orki wymyślono, by krasnoludy z elfami nie pozabijały się na wzajem. I tu wystąpią dokładnie takie orki, jakie znacie i lubicie. Szczególnie, jeśli gracie w "WoWa".
Tym razem firma Shieldwolf Miniatures. Orki mają fajne, ale tarczowniczki jeszcze lepsze.
 
Córki Nemezis.
O ile w realnej historii nie wystąpiła nigdy żeńska organizacja religijna skupiona na walce zbrojnej, to w światach fantasy wprost się od nich roi. Przed wami kolejna wersja bojowych zakonnic.
Oprócz niezachwianej wiary i męstwa (?) w walce, niezbędnym kryterium przyjęcia do zakonu jest rozmiar miseczki C. Powyżej oddział od Mantic Games.
Goblińskie wioski.
Takie orki, tylko mniejsze, słabsze i bardziej tchórzliwe. Za to w znacznie większych ilościach. Mają wielu fanów, bowiem ich modele często tchną euforią, sprytem i szaleństwem.
Tych zielonoskórych tworzy (prawie jak Saruman) Crooked Claw Miniatures.

Śnieżne elfy.
Żyją jeszcze dalej na północy, niż wspomniani barbarzyńcy. Z opisu trudno się zdecydować, czy bardziej przypominają wysokie, czy też mroczne elfy z WFB. 
Figurki z Games Workshop. Wyglądają bardziej na mroczne elfy - ale wcale nie musicie się tym sugerować przy wyborze i malowaniu figurek.

Mroczne krasnoludy.
Gdy w świecie fantasy pojawia się grupa krasnoludów znudzona opisaną powyżej monotonią egzystencji, to nie bierze się za rolnictwo, ani nie zostaje coachami - tylko oddaje cześć Mrocznym Bogom. W "Wojnacji" możemy dowodzić też takimi apostatami.
Źli, brodaci i niscy. Producent - Werewoolf Miniatures
Goblińscy wynalazcy.
Nie każdy goblin to śmierdzący szlamem prymityw, odurzający się muchomorami w przerwach pomiędzy jeżdżeniem na pająku i ucieczkami przed krasnoludami. Przedstawiciele tej frakcji to dostojni i stateczni naukowcy, dysponujący wysoką technologią (sztuczna inteligencja na korbkę).
Czy maszyna zdolna do konserwacji samej siebie i niezależnego funkcjonowania będzie jeszcze potrzebować swego twórcy? Robociki od Micro Art Studio.

     Jak widzicie - jest z czego wybierać. W dodatku wystarczy tylko rzucić hasło (czyli nazwę frakcji), by mniej - więcej mieć rozeznanie
w jej specyfice. Wydaje się, że taka fabuła ułatwia nowych graczom szybkie zorientowanie się w realiach. Niestety - nazwać ją sztampową to eufemizm. A szkoda, bo w tekstach fluffowych widać, że autorzy mają kilka niebanalnych pomysłów, które pewnie mogłyby móc bardziej rozwinąć skrzydła, gdyby nie konwencja systemu. Czyli konwencja prostej, małej, taniej i łatwej do opanowania gry.


Małe i tanie jest piękne

      Już wiecie, że partyjkę "Wojnacji" można rozegrać na stoliku rozkładanym w kolejowym przedziale. Mało tego - system ten posiada jeden z najmniejszych podręczników podstawowych ever (w tej dziedzinie trudno będzie zrzucić z podium "Age of Sigmar"). Książeczka jest niewiele większa od smartfona. Liczy sobie 30 stron (z czego niektóre wydrukowane w kolorze!).  A na nich zawarto na prawdę dużo: nie tylko kompletny opis mechaniki (bardziej złożonej niż we wspomnianym "Age of Sigmar"), ale też zasady do kampanii, turniejów, scenariusze oraz opis świata. 
Jakby tego było mało - można go zupełnie legalnie i zupełnie za darmo ściągnąć ze strony "Wojnacji". Tylko dobrze go potem wydrukować.
Oczywiście to za mało, by gra była kompletna. Jako, że występuje w niej aż 13 frakcji - istotna część zasad (jaką są parametry jednostek) została zamieszczona na tej samej stronie internetowej. 


Porównywanie podręcznika do różnych obiektów. Część druga.

    Zdecydowano, że owe reguły zostaną umieszczone na kartach - całkiem podobnych do tych, jakie występują w typowych karciankach. Każda z kart zawiera pełne informacje o jednostce: nie tylko jej parametry i koszt punktowy ale też akcje jakie może ona wykonać, specyficzne zasady specjalne, przynależność do frakcji oraz  krótki opis. Sporo danych - nic dziwnego, że na karcie jest tłoczno; niekiedy trzeba skupić spojrzenie. Nie jest to tytuł przyjazny osobom z wadami wzroku, ale to samo można powiedzieć prawie o każdym bitewniaku.
Niemniej jednak wielką zaletą "Wojnacji" jest to, że nie wymaga ona wydania nawet grosza na zasady.

     Ale to nie papierowe rpg, nie gra się samymi zasadami. Równie (a może nawet bardziej) istotne są figurki. Jak na niezależny system przystało, "Wojnacja" nie jest powiązana z żadną dedykowaną linią modeli. A że występujące w niej postacie to mniej lub bardziej typowi żołnierze, najemnicy, przestępcy, krasnoludy, orki, undeady i gobliny - to grający mają z czego wybierać. Tego typu ludki, na trwałe wrośnięte w popkulturę trudno objąć prawami autorskimi; wielu producentów ma je w swojej ofercie. To, co zaprezentowałem przy wymienianiu frakcji to tylko ułamek możliwości i propozycji.

Jeszcze lepiej, szybciej i taniej będzie, gdy - zgodnie z ideą, jaka przyświecała powstaniu systemu - zamiast kupować nowe ludziki, będziecie używać do gry modeli, które już posiadacie.
.  
Na kartach opisano, jak wygląda dana jednostka - i warto wczytać się w ten opis, by figurka ją obrazująca  nawiązywała swym kształtem do tego, co ma odzwierciedlać. Same nazwy nie wystarczą. Na przykład we frakcji orków występują jednostki takie jak guziec i dzik. Tylko że ten pierwszy to typ wojownika, drugi zaś to dobrze znany Sus scrofa, którego można spotkać w zoo, lesie lub na plaży. Ale już należący do tej samej frakcji bawół to znów kryptonim orka z toporem dwuręcznym.

Innymi słowy - przydałyby się jakieś rysunki, by wszyscy grający mogli mieć mniej-więcej zbliżoną wizję, jak ma wyglądać dana figurka.  


Koniecznie zajrzyjcie do tekstu, z którego pożyczyłem zdjęcie. Tam jest dużo zarówno o zastosowaniu figurek z Władcy Pierścieni, jak i o tworzeniu rozpisek.


Tak czy inaczej - nie będzie ich potrzeba wiele. Typowa banda biorąca udział w rozgrywce liczy sobie kilka modeli (maksymalnie kilkanaście, choć ta ilość może się zmienić w zależności od przyjętego progu punktowego). Do tego kilka makiet, niewielki stolik. Zasady za darmo. Próg wejścia wydaje się wyjątkowo niski.


Reguły wojenki.

  Pora na bliższe przedstawienie mechaniki systemu. Jest w niej sporo interesujących pomysłów. Aby uporządkować ich opis, zacznijmy rozważania od bliższego przyjrzenia się jednej z kart jednostek. Proszę państwa - oto dzik.







    W prawym dolnym rogu widać liczbę 34. To wartość punktowa naszego knura (pardon - dzika. Jak zobaczycie, różne typy tych zwierząt oznaczają różne jednostki..). Typowa rozgrywka ma rozmiar od 250 do 300 punktów, zwierzak zaś nie należy do elity wojowników. Wniosek z tego taki, że liczebność oddziałów biorących udział w starciu nie będzie zbyt duża (choć oczywiście niektóre frakcje stawiają raczej na ilość wojaków - zgadnijcie, które?). 

     Ważne jest to, że karty pełnią w "Wojnacji" wiele ról - nie tylko ściągi z zasadami. Po pierwsze - służą one do rozmieszczenia jednostek na stole. Po prostu rozkładamy je (rewersem do góry) w swej strefie rozstawienia. Na zajmowanym przez nie obszarze będzie można ustawić powiązane z nimi figurki. Im tańszy punktowo żołnierzyk - tym więcej można ich wystawić pod jedną kartą. Na przykład po odsłonięciu karty dzika możemy położyć na jej obszarze aż do trzech modeli. Oczywiście każdy z nich musi być "wykupiony" za punkty. Gdybyśmy chcieli wystawić modele w większym rozproszeniu, potrzebujemy więcej egzemplarzy danej karty.

      
     System rozstawiania jednostek to - moim zdaniem - jedno z bardziej udanych i oryginalnych rozwiązań w "Wojnacji".  

      Karty posłużą też do aktywowania jednostek (lub ich grup). Każda z kart użytych do wystawienia jest układana przez graczy w stos. W ciągu tury jednostki będzie można aktywować po kolei, zgodnie z kolejnością kart w stosie. Kolejny ciekawy pomysł, wspierający planowanie i decyzyjność.    

      Po ułożeniu stosu gracze testują inicjatywę. Ten, który uzyskał przewagę, odkrywa wierzchnią kartę i aktywuje wszystkie powiązane z nią figurki.

      Aktywacja rządzi się regułami znanymi choćby z klasycznej gry "Ufo: Enemy unknown". Każdy model dysponuje pewną ilością punktów akcji (w przypadku dzika wartość ta wynosi 3). Za te punkty jednostka wykonuje ruchy, ataki, akcje specjalne. Ich spis znajduje się w centrum karty. Każda figurka dysponuje ruchem (1 punkt akcji pozwala na przemieszczenie się o ilość centymetrów równą aktualnemu parametrowi "ruch"), atakiem standardowym (2 punkty akcji) oraz szarżą (ruch + atak w jednym działaniu). Do tego oczywiście dochodzi mrowie akcji specjalnych: czarowanie, bufowanie i debufowanie, nietypowe ataki, strzelanie - i wiele innych, zależnych od możliwości danej jednostki.
Specjalną zdolnością dzika jest możliwość wykonania dwóch ataków pod rząd. Po pierwsze - zużywa dzięki temu mniej punktów akcji. Po drugie zaś - ogranicza możliwości przeciwnika, jeśli chodzi o reakcję.


Oprócz opisanych dzików i guźców, w "Wojnacji" występuje kawaleria na dzikach. Nazywają się odyńce.


        I tutaj dochodzimy do czegoś, co spodobało mi się w "Wojnacji" najbardziej - czyli punktów kondycji. Jest to druga pula punktów określających możliwości figurki. Dzik ma ich aż cztery! Najlepsze w nich jest to, że dysponujemy nimi wedle własnego uznania. Możemy za ich pomocą wzmacniać swój atak i obronę, zwiększać zasięg ruchu - czy wreszcie reagować na ataki nieprzyjaciela, odpowiadając mu pięknym za nadobne, lub nawet uderzać wcześniej! Sęk w tym, że wszystko co dobre, szybko się kończy; te punkt również. Odzyskiwanie ich jest dostępne za pomocą akcji "odpoczynek". A zejście z kondycją do zera sprawia, że nasz miniaturowy wojownik walczy słabiej (czytaj: ma minusy do charakterystyk). 

     Zasady te sprawiają, że dowodząc figurkami mamy do podjęcia jakieś istotne decyzje. Czy zwiększać moc ataku - czy też może zachować je na później? Wydawać punkty akcji na odpoczywanie, czy też nacierać za pomocą samych bazowych akcji? Dużo wyborów do podjęcia, żaden nie wydaje się z góry lepszy od innych. Na pewno dysponując pewną pulą punktów kondycji mamy możliwość reagowania na niekorzystny rozwój wydarzeń (czyli słabe rzuty) - i wykaraskania się z tarapatów.

   Jeszcze kilka słów o mechanice walki. Autorzy postawili na tzw. realizm czyli wieloetapowe rozstrzyganie skuteczności ataku. Najpierw rzucamy na trafienie. Jeśli się udało - próbujemy zranić. Powodzenie tego testu może spowodować różnorodne obrażenia. I tutaj pojawia się kolejny element "realizmu bitewniakowego": rany. Nasz wojownik, nawet jeśli dostał dwuręcznym młotem, nie musi zginąć (czy być wyłączonym ze starcia) od razu. Zanim do tego dojdzie, może zostać  ranny  np w nogi. Popatrzmy na kartę dzika raz jeszcze. Jego "ruch" wynosi 5. Ale obok mamy liczbę -2 i kostkę z dwójką. A to oznacza, że jeśli przeciwnik po udanym ataku wyrzucił właśnie 2, to od tej pory kulawy dzik rusza się tylko o 3 centymetry.
Na szczęście w "Wojnacji" obyło się bez takich tabel.

      W bitewniaku na masową skalę pilnowanie tej buchalterii nastręczałoby sporo kłopotów - ale przy małej liczbie figurek jest to jak najbardziej do udźwignięcia. 
Problematyczne jest jednak co innego - a mianowicie system zaznaczania ran, punktów zdrowia i punktów kondycji za pomocą kostek układanych przy figurce. Może się zdarzyć, że przy podstawce ustawione są nawet 4 kosteczki. Nie ułatwiają one ani przesuwania modeli, ani dostawiania ich do siebie w walce wręcz. 
Niestety - nie można owych kostek kłaść na kartach. Jak już wiecie, do jednej karty może być przypisane kilka figurek. Po drugie - co turę są one zbierane ze stołu i na nowo układane w stos. Reasumując, system oznaczania zmiennych za pomocą kostek można by jakoś udoskonalić. A jako że system się nieustannie rozwija - można mieć nadzieję, że doczekamy się jakiejś poprawy w tym względzie.



Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.  

    Na zakończenie recenzji wypadałoby przedstawić jakieś podsumowanie - i oto one. "Wojnacja" zaskoczyła mnie pozytywnie. Jej główne zalety to wyjątkowo niski próg wejścia, proste ale intrygujące reguły. Dzięki naprzemiennej aktywacji jednostek nie pozostawia miejsca na nudę, gracze zaś nie są niewolnikami kości. Całość zabawy kojarzy mi się mocno ze scenami walk z papierowych gier fabularnych, kiedy to drużyna śmiałków stawia czoła złowrogim mocom. Rpgowy feeling jest pogłębiony przez takie rozwiązania jak punkty akcji i różnorodne efekty zranień. A jeśli mało wam pojedynczego starcia, czujecie głód opowieści - to zawsze stoi przed wami możliwość rozegrania kampanii. 


Popularność "Wojnacji" jest jednak całkiem spora A przynajmniej - niezerowa. Powyżej - zdjęcie z turnieju na "Pyrkonie 2017".


       Zazwyczaj w wywiadach i recenzjach staram się oszacować popularność danego tytułu. W tym wypadku jednak nie ma takiej potrzeby. Jeśli masz ochotę zagrać w "Wojnację", nie musisz szukać bardzo zaangażowanego towarzysza zabawy, niekonieczny jest też kontakt z rozbudowanym środowiskiem fanów. Łatwo można nauczyć zasad każdego, kto grał w rpgi czy bardziej złożone planszówki. Przygotowanie makiet i figurek nie zajmuje wiele czasu, nie jest też kosztowne. Można pokusić się o przygotowanie bandy i dla siebie, i dla przeciwnika, cena takiego kroku nie będzie wysoka (tzn - porównywalna z kosztem średniej planszówki. Lub nawet niższa).

    A zatem - polecam, szczególnie tym, którzy chcieli zacząć figurkową przygodę, ale na przeszkodzie stały koszta, mała ilość miejsca do grania, nieznajomość języka angielskiego, brak przeciwnika czy cierpliwości do malowania dziesiątków figurek. Zajrzyjcie na stronę systemu, ściągnijcie podręcznik i sprawdźcie, jaka frakcja najsilniej was nęci...      

Albo obejrzyjcie poniższy filmik - on bardziej wprowadzi was w arkana "Wojnacji"
 




37 komentarzy:

  1. Ha! Chyba pierwszy raz moja facjata gości na czyimś blogu (jestem na zdjęciu z Pyrkonu)!
    Widzę, że doszliśmy do podobnych wniosków! Ja w swojej recenzji (http://6mmwargames.blogspot.com/2017/05/pyrkon2017.html) wypunktowałem chyba te same punkty co ty, różnica jest taka, że dla mnie małe pole gry to bardziej - niż +.
    Jedno z czym się z tobą nie zgodzę to akapit o tym jak szybko można wprowadzić kogoś do gry, po przemyśleniu sprawy dochodzę do wniosku, że gra ma większy próg wejścia ze względu na bardzo dużą ilość potencjalnych "kombosów" wynikających z różnych figurek (Ja tak miałem grając goblinami w demowej grze). Gra bez zrozumienia pełnych zasad kondycji (przyznaję, że nie ogarnąłem ich w 100%) i umiejętności rozgrywania wspomnianego wcześniej "kombo" będzie raczej nudna (i krótka jeśli przeciwnik będzie ich używał!). Jak zwykle bardzo fajny tekst!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, doecenieni i zalinkowanie swojej recenzji: im więcej informacji tym większa szansa dla czytelnika na podjęcie świadomego wyboru o wejściu w daną grę.
      Kwestia, o której piszesz dotyczy chyba wszystkich gier (nie tylko planszowych czy figurkowych); doświadczony gracz ma zawsze przewagę nad nowicjuszem. Ale jeśli na przykład obaj są zupełnie świeży w "Wojnacji", to łatwiej będzie się nauczyć reguł tej właśnie gry niż na przykład "OiM". Poza tym kart w ramach danej frakcji nie ma tak dużo, i można owe kombosy szybciej wyłapać niż w "Age of Sigmar".

      Usuń
    2. Akurat z goblinami to problem jest taki, że wbrew powszechnym standardom (gdzie taktyka na Uraaa jest główną taktyką) są faktycznie jedną z trudniejszych do pokierowania frakcji. Jakkolwiek wrażenie z Pyrkonu może być też związane z tym, że goblińska rozpiska jaka jeździ po imprezach jest dedykowana do gier pokazowych dla "jednej osoby" znaczy prowadzącego Vs uczącego się, gdzie goblinami gra właśnie prowadzący - sęk w tym, że ludzi jakoś mocno do tych goblinów ciągnie i zwyczajnie chcą nimi grać ;)
      W każdym razie w oficjalnym Army Buldierze excelowym zawsze wiszą 3 proponowane rozpiski na frakcję, z których pierwsza z brzegu jest subiektywnie najprostsza w obsłudze.

      Usuń
    3. Ufff mnie na tym ostatnim zdjęciu zasłonił jakiś łysy jegomość :D:D:D. Ale Az i MvB się prezentują :P

      Usuń
    4. Na kolejnym turnieju na pewno będzie lepiej!

      Usuń
  2. Wygląda to ciekawie. Obszar potyczki, pole bitwy to zdecydowanie za duże słowo, bardzo zaskakujący. Chyba na plus, zakładam że przy takiej małej liczbie figurek wielkie manewrowanie nie jest potrzebne. Zdecydowanie do wypróbowania zwłaszcza, że można to zrobić bez jakiejkolwiek inwestycji jak już ktoś posiada kilka figurek. Dzięki za przedstawienie systemu, coś tam kilka razy słyszałem, ale tytuł był zdecydowanie pod moim radarem. Teraz to się pewnie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z polem gry to nie tyle kwestia ograniczonego manewrowania - co przejście z cali na centymetry. Czyli możliwości są takie same jak na 2,5 większym stole... a samo poruszanie modeli jest nawet istotniejsze bo podstawki są "jakby 2,5 raza większe" - czyli trudniejsze do obejścia.

      Usuń
    2. To właśnie mnie ujęło w tej grze, że mogę zacząć grac od razu z marszu; prawie każdy figurkowiec ma w swej kolekcji ma jakieś ludki pasujące do "Wojnacji". Szkoda, że nie można łączyć frakcji.

      Usuń
    3. Z założenia balansu i koncepcji frakcji, każda z nich ma jakieś swoje przewagi i problemy. Przy czym przewagi oznaczają często dostęp do tańszych/lepszych modeli danego typu czy możliwość wspierania bądź wzmacniania innych. Ilość i moc kombosów jakie powstałyby po zniesieniu frakcji wymyka się tu nawet naszej wyobraźni ;)

      Usuń
  3. No teraz jestem tym systemem żywo zainteresowany, ale muszę jednak zdobyć papierowy podręcznik, bo nie lubię czytać z kompa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam kłopot z korzystaniem z podręczników i rozpisek w wersji elektronicznej. Ale w przypadku "Wojnacji" nie ma problemu: ściągasz i drukujesz :)

      Usuń
  4. No nie wiem, nie wiem. Jest Dragon Rampant, Warheim, MoRdheim, gdzie mogę już sobie potworzyć armie/bandy w klimacie fantasy. Ktoś, coś w stolicy chciałby pokazać jak się w to gra?

    OdpowiedzUsuń
  5. To co wydaje się przewagą wojnacji to gospodarowanie zasobami -punktami akcji i kondycji. Nagle poza ustawieniem i manewrowaniem figurkami znaczenie ma też co robimy podczas zwarcia. Ale to takie wrażenie na sucho, sam chciałbym zobaczyć w praniu jak to się sprawdza

    Dumny puchacz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał Kucharski, Dumny Puchacz - trzeba przestać teoretyzować i ustawić się na jakieś granie. Ludki już mamy, makiety i matę też. Jak by nam się udało uzgodnić jakiś termin, to można by puścić ogłoszenie i zrobić prezentację. Może wydawca podeśle jakieś suweniry dla uczestników?

      Usuń
  6. Ooo! Dzięki temu tekstowi mocno zainteresowałem się tym systemem. Byłem właśnie gotowy spróbować wejść w Malifaux, ale ten artykuł przechylił moje zainteresowanie w stronę Wojnacji, zwłaszcza że Malifaux nie okazało się tanim skirmishem jak mi się początkowo wydawało ;P. Punkty akcji jak w Wild West Exodus, operowanie kondycją jak w Warmachinie punktami focusa/furii, no i najważniejsze naprzemienna aktywacja ;P. Co do problemu z oznaczaniem punktów to problem bardzo łatwo rozwiązać - wystarczy dodać na kartach jednostek jakieś kółka czy kwadraciki. Markerem można wypełniać punkt zaznaczając spożytkowane punkty kondycji, stracone punkty żywotności itd. Do tego dostosować karty jendnostek do najpopularniejszych przezroczystych protektorów stosowanych w karciankach i po kłopocie ;P. Swoją drogą mierzyć można w dowolnym momencie czy też nie? - bo jakoś mi to umknęło (chociaż dopiero zabrałem się za czytanie zasad ;P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rozwiązanie nie sprawdzi się jak masz więcej niż jedną jednostkę przypadną do danej karty jak iw momencie ustawiania talii aktywacji choć może być lepsze niż milion kostek przy figurce ;)

      Usuń
    2. Wystarczy, że jedną kopię kart używasz w stosie kart aktywacji, a pozostałe do oznaczania. Aczkolwiek w tym wypadku karty i figurki (np. oznaczenie na podstawce) dla przejrzystości powinny mieć też oznaczenia np. A,B,C czy 1,2,3 itd. Jest też inny sposób np. żetony/znaczniki/kamyczki. Rozstawiasz karty, a na nich kładziesz żetony punktów żywotności, kondycji etc. Usuwasz znaczniki na kartach wraz z wydawanymi punktami. Ten model oznaczania można zaobserwować w znanym większości x-wingu. Drugi sposób nie wymusza na autorze lub graczach zaprojektowanie nowej aktualizacji kart.

      Usuń
    3. Można mierzyć w dowolnym momencie. :) Graliśmy w systemy, gdzie sie nie dało i z doświadczenia wiemy, że to potem prowadzi do liczenia milimetrów i tylko wydłuża wszystko.

      Usuń
    4. Co do oznaczeń i kostek to nie demonizowałbym ich przed pograniem z nimi paru gier. W praktyce sprawdzają się dużo lepiej niż oznaczenia na kartach i w sumie nie ma ich dużo... zasadniczo jedna z kondycją i zwykle maksymalnie jedna z raną a później zgon. niby technicznie może być ich dużo... ale w praktyce dwie to zwykle max a i druga często tylko na chwilę, bo później model trafi drugi Pz i leci do stwórcy.

      Co do przewag kostek nad oznaczeniem na kartach (były z tym eksperymenty w starej edycji) - to tak:
      - Kostkę WIDAĆ cały czas... zarówno gracz kontrolujący model jak i przeciwnik doskonale widzą kto jest zmęczony a kto jest ranny i jak bardzo.
      - Łatwo stwierdzić, która rana i kondycja należy do którego modelu. Przy oznaczaniu na kartach niezbędne są jakieś imiona czy numery na podstawkach i karcie
      - przestawianie kostki kondycji w górę i w dół wydaje się subiektywnie szybsze i wygodniejsze od sięgania po długopis i zakreślania/wycierania.

      W każdym razie warto testować i i próbować zamiast zrażać się do wyobrażenia milionów kostek. Kilka ran jest możliwych ale to serio w szczególnych wypadkach i na konkretnych jednostkach. Gra jest naprawdę mocno optymalizowana pod kątem takich rzeczy - między innymi dlatego ponad połowa goblinów nie ma kondycji a 1 punkt życia na drobnej piechocie to niemal ich cecha rasowa ;)

      Usuń
    5. Pamiętam jak grałem w Neuroshimę Tactics oznaczając na kartach modeli ilość pozostałych im nabojów i granatów... bo ktoś w Portalu podejrzał Warmachinę i uznał, że to fajny sposób będzie ;) Przez co gracze ledwo się orientowali po swoich modelach ile kto kulek ma i kto granaty nosi... a pilnowanie z tym przeciwnika to już niewyobrażalność kosmos był ;) A wystarczyłoby jednostkom po kosteczce dać jak i tak tylko 3-5 pestek na żołnierza było ;)

      Usuń
    6. To w temacie oznaczeń powiem, że na przykład do Dropfleet Commandera są specjalne podstawki do statków, z miejscami na oznaczenie (za pomocą kostek właśnie) różnych parametrów statku. Można by takie zdobyć i na nich osadzić figurki. Zgadzam się, że mogę trochę wyolbrzymiać tą trudność; za pomocą małych kostek można dać radę, nie ma ich tak znowu dużo. W każdym razie mam zamiar zagrać kilka gier i przetestować kilka sposobów na oznaczanie.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Akurat u Orków, poza częściowo Odyńcem, nie ma zwierząt. Dzik to nadal Ork, jego fluffowy opis ma niejako uzasadniać czemu mają możliwość uniknąć powalenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czy inaczej opis flufowy jest już poprawiony w systemie i od następnej opublikowanej wersji nie powinien już mylić ;)

      Usuń
    2. Właśnie przeczytałem fluffowy opis dzika - i nadal mimo wszystko kojarzy mi się ze zwierzakiem, a nie z orkiem. Niestety wykonanie rysunków jednostek jest zbyt obszernym zadaniem, by można było liczyć na szybkie ich pojawienie się. Ale nawet prosty szkic rozwiewałby tego typu dylematy.

      Usuń
    3. Jak czytałem opis dzika wyobrażałem sobie orka z takiej kasty, dopiero po wpisie na blogu zauważyłem, że może chodzić o zwierzę. Szkice jednostek niekoniecznie byłyby dobrym pomysłem -to co jest fajne w opisach na kartach to swoboda interpretacji -dzięki temu gracze nie muszą kombinować z modelami o konkretnym wyposażeniu, tylkosami decydują kogo reprezentuje jaka figurka, łatwiej dopasować figurki które już się ma gotowe albo te fajne, które chciałoby się pomalować a nie było dotychczas powodu

      Dumny puchacz

      Usuń
    4. Myślę, że takie podejście świetnie się sprawdzi w grach domowych, w stałym gronie grających. Tam można by nawet używać figurek innych ras (skavenów, lizardmenów) - jako zamiennika do jakiejś frakcji. Natomiast gdyby już chcieć wyjść z graniem i ludkami w świat, to pewien ogólny konsensus co do tego, jak mniej więcej ma wyglądać dana jednostka, byłby pomocny.

      Usuń
    5. Z dzikiem to przyznaję, że była wtopka w kwestii flufu, bo nikt tej "nieprecyzji" nie wyłapał w ekipie w chwili powstawania jednostki, a później nikt nie zgłosił problemu. W każdym razie od kolejnej wersji kart - Dzik zyska doprecyzowany opis w poniższej postaci.
      https://drive.google.com/file/d/0B0bo8YbAKb5TTktKS2xqbEs0VEE/view?usp=sharing
      W każdym razie taki jest właśnie plus formuły drukowanych kart, że nieścisłości można łatać w miarę na bieżąco.

      A co do kwestii wyobrażeń na podstawie flufu Vs szkiców to początkowe założenie było właśnie takie jak wspomina Puchacz - czyli pełna dowolność interpretacji. Szkice mogłyby pomóc ale ograniczyłyby dowolność... myślę, że można w ramach kompromisu pomyśleć o jakimś zbiorczym opracowaniu przykładowych modeli pod konkretne jednostki. Pojawiający się w artykule motyw ilustrowanych producentami frakcji naprawdę wydaje się optymalny pod względem pozostawania w stanie nienachalnej sugestii.

      Co do kwestii gier w domu a poza nim... z jednej strony racja ale z drugiej jak spotka się Imperium na rzymsko-historycznych modelach z jakimś Imperium odrealnionym i mocno fantastycznym... to nie wiem czy to będzie do końca złe czy nawet trochę ciekawe, gdzie prócz starcia dwóch różnych graczy i band będzie można zobaczyć także niepisane starcie o słuszność konwencji i interpretacji ;)
      Jakkolwiek tekst czy jakieś przybite na stronie opracowanie pomagające w wyborze modeli z pewnością by nie zaszkodziło.

      Usuń
    6. Wczoraj rozegraliśmy sobie partyjkę "Wojnacji" i zadowolenie z gry znacznie wzrosło. Najbardziej spodobała się nam (DP i mi) możliwość urozmaicenia ataków i mały stół. Kostki wcale tak nie przeszkadzały. Na pewno w domu można spokojnie grać bardzo róznymi figurkami i wygląda to całkiem fajnie.

      Usuń
    7. Miło słyszeć. Maksymalizowanie wpływu na samą walkę było jednym z głównych założeń drugiej edycji. Przy czym chcieliśmy uzyskać duże możliwości i decyzyjność bez przesadnego komplikowania samej walki, czy wydzielania dla niej oddzielnych i złożonych faz jak to miało miejsce np w Konfrontacji czy różnych typów ataków(w sensie zupełnie innej mechaniki) jak w UT.

      Usuń
    8. Wyszło bardzo fajnie, potwierdzam pozytywne wrażenia, chociaż pierwsza rozgrywka nie była pozbawiona drobnych błędów jak się okazało gdy jeszcze zajrzałem do zasad po grze.
      Drobnym minusem jest mała skala ruchu jednostek -zazwyczaj nie czułem podczas gry konieczności ustawiania modeli co do milimetra, ale kiedy zasięg zdolności ma jedynie 2cm trzeba być precyzyjnym przy poruszaniu modeli i uważać, żeby przypadkiem nie potrącić jakiejś figurki.

      Co do gry w Warszawie -jestem za, ustalmy tylko gdzie i kiedy

      Dumny puchacz

      Usuń
    9. Przed nami comiesięczna prezentacja Hail Caesar, czwartego sierpnia. A potem można by rozkręcić wojnację. Ale to raczej w jakimś klubie, żaden sklep tego nie prowadzi :)

      Usuń
    10. No niestety sklepy zwykle są umiarkowanie chętne do współpracy z nami niestety. Choć może lokalnym graczom byłyby bardziej przychylne. Nie wiem na ile wynika to z nieznajomości założeń a ile ze strachu przed zainteresowaniem graczy czymś mniej komercyjnym niż AoS czy 40k ;)
      Póki co jedynie Mgla.pl dała się przekonać, że współpraca bardziej pomoże ze starymi zaległościami w magazynach niż zaszkodzi. Przy czym na organizowanie tam pokazów mamy troszkę za daleko niestety.
      W każdym razie gdyby się coś gdzieś udało ogarnąć to będę wdzięczny za informacje i postaram się wspomóc.

      Usuń
  9. śnieżne elfy :) podoba mi się już

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Astrid ostatnio tak aktywnie zaczęła zdradzać Krasnoludzkie Rody ze Śnieżnymi Elfami, że nawet tekst napisała o tych drugich.
      https://wojnacja.blogspot.com/2017/08/jak-to-ugryzc-czyli-wszystko-o-grze.html#more
      Co prawda jak widać po tekście jest fanką sierści ponad długimi uszami ale i tak całkiem zgrabnie opisuje o co chodzi w tych elfach.

      Usuń
    2. Przeczytałem - i polecam każdemu, kto myśli o bliższym poznaniu Wojnacji.

      Usuń
  10. Fajny tekst. Bo o grze nie jest głośno ale jak raz trafiłem na demo granie to robiło robotę.

    Tylko ten dzik to jak grałem, to był normalnym orkiem z tego co pamiętam.

    OdpowiedzUsuń