O ile w latach 80-tych straszyła nas w popkulturze postapokalipsa atomowa, to obecnie bardziej popularna jest postapokalipsa zombi. Głowice jakoś zniknęły z pola widzenia opinii publicznej. Zamiast tego niepokój nakręcany jest przez hordy ohydnych, krwiożerczych i mięsożernych humanoidów, których nie można już nazywać ludźmi. A przeciwko tym potworom staje grupka ocalałych - rodzina i przyjaciele. Oczywiście mają oni swoje własne problemy i kwasy, ale te muszą zejść na dalszy plan, gdy larum grają, a zombi stoi u wrót! Do tego permanentne ryzyko zarażenia i przejścia na nieświeżą stronę mocy... I oto konwencja gatunku w pigułce.
Zakrzepła krew, rozbryzgane flaczki... Albo nadchodzą zombie, albo trafiłeś do tradycyjnej polskiej restauracji. |
Antropolodzy kultury napisali zapewne tomy o tym, dlaczego teraz ten gatunek święci triumfy popularności (gdybyście kiedyś myśleli, że to nieprzydatny zawód). Nie wiem, na ile ich pomysły są trafne, więc skupię się na faktach. A te są jednoznaczne: powstają komiksy, filmy, książki, gry komputerowe i na urządzenia mobilne, gry planszowe, karciane i figurkowe właśnie na temat zombich (i oczywiście ludzi chcących przetrwać zmagania z nimi). W dodatku tytuły te nie trafiają w próżnię. Wprost przeciwnie: zdobywają sobie miliony fanów poza geekowskim gettem. Dobrym przykładem i jednocześnie elementem tego trendu jest seria "The Walking Dead". Najpierw były komiksy Roberta Kirkmana i współpracujących rysowników. Te sprzedały się tak dobrze, że nakręcono inspirowany nimi serial. Też zassał - powstało 7 kilkunastoodcinkowych sezonów, ósmy w toku. Nie poznałem ani jednego ani drugiego - za dużo się dzieje, czasu zbyt mało, by poznać choćby pobieżnie każdą potencjalnie interesującą i wartościową publikację. Ale seria jakże udanych memów dotarła i do mnie.