czwartek, 29 czerwca 2017

Do wyjścia prosto! Recenzja gry "LABIRYNT ŚMIERCI- Kryształy Czasu"



       W mrocznych początkach lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Polska otwierała się na zachód. Ze świata triumfującego kapitalizmu przybyły do nas takie fanaberie jak odtwarzacze video, komputery ośmiobitowe oraz gry fabularne. O ile dwie pierwsze rzeczy stały się powszechnym doświadczeniem dorastającego wówczas pokolenia, to rpgi były wyjątkową niszą i nowością. Po pierwsze - mało kto wyobrażał sobie (przed ich pojawieniem się) rozrywkę polegającą na wspólnym opowiadaniu historii. Po drugie - były słabo dostępne i skierowane do wąskiej grupy odbiorców. Niemniej jednak, w 1993 roku do kiosków na terenie całego kraju trafił pierwszy numer czasopisma, które w dużym stopniu stworzyło rynek gier w Polsce. Szczególnie gier fabularnych.


Jeśli będziesz przyglądał się okładce wystarczająco długo, zobaczysz trzy słońca!

       Minęły dekady. Dziś oczywiście możemy się śmiać z wielkiego wojownika, który wyciąga z pochwy swój miecz. Ale wtedy, dla nastoletnich łebków, w małym stopniu zaznajomionych z dorobkiem zachodniej fantastyki i przemysłu gamingowego - to było objawienie. W ciągu zaledwie kilku miesięcy, parę numerów czasopisma stworzyło niemal od zera subkulturę obejmującą prawie cały kraj. Stworzyło rpgowców. Którzy zagrywali się niemal do upadłego w najlepszy dostępny powszechnie na rynku system rpg: "Kryształy czasu".

Dopiero wydanie rok później pierwszej edycji WFRP odmieniło oblicze polskiej, rpgowej ziemi.

      Ale wróćmy do "Kryształów czasu". Można by o nich, jako o systemie rpg napisać bardzo dużo. I to pod każdym możliwym względem. Wy, czytających teraz ten tekst, dzielicie się na dwie grupy. Jedni realnie grali w kacety, innych to doświadczenie ominęło. Mogli mieć do czynienia za to z innymi grami fabularnymi. Swego czasu miałem możliwość obserwowania gracza ze sporym doświadczeniem w papierowych rpgach, który po raz pierwszy zetknął się z "Kryształami...". Człowiek ten, losując swoją postać, przeżywał szok i niedowierzanie (szczególnie przy określaniu wartości wszystkich dziesięciu odporności).


Myślisz, że od czytania Necronomiconu można zwariować?...


      Dziś jednak pragnę napisać nie o systemie fabularnym, ale o planszówce. Niedawno miała swą premierę gra "Labirynt śmierci - Kryształy Czasu". Jej autorami są Artur Szyndler, twórca systemu rpg, oraz jego syn, również Artur Szyndler.


czwartek, 22 czerwca 2017

Uczeń przerósł mistrza? Wywiad z Mumandamusem na temat "Kings of War"

           
         Internet to wspaniała rzecz. Nie tak dawno, przy okazji tego wywiadu miałem okazję sięgnąć pamięcią do swych figurkowych początków. I przy okazji ożywiania pamięci stanął mi przed oczami obraz, który wtedy sprawił, że zakochałem się w figurkach. Było to zdjęcie zamieszczone w jednej (w zasadzie - jedynej wówczas dostępnej) broszurce reklamowej od Games Workshop. I teraz najlepsze: po latach znalazłem owo zdjęcie na sieci. Spójrzcie więc, jak dawniej Games Workshop kusiło nowych klientów.



      Cóż to jest za makieta! Pełna oczekiwania i napięcia. Dwie hordy zbliżają się. Obie równie mroczne i krwiożercze. Z szeregów pierwszej już odrywają się harcownicy, zbyt nakręceni na zabijanie, by dbać o własne życie. Gołym okiem widać, że obie siły składają się z potworów, i poleje się krew, bardzo dużo krwi. Ta idylliczna wioska za chwilę zmieni się w piekło.
Wyobraźnia opowiedziała mi tą historię i od tej pory wziąłem się za bitewniaki, z nadzieją, że uda mi się być świadkiem podobnych wydarzeń. Czasami się udawało (a było nawet jeszcze lepiej), czasami zaś zastanawiałem się "Co ja robię nad tym stołem? Czy nie lepiej byłoby obejrzeć "Plebanię"?"

W każdym razie - to wtedy w mej głowie utrwaliła się asocjacja: gry figurkowe to takie, w których występują wielkie regimenty, toczące ze sobą bitwę na dużą skalę. Gry skirmishowe (nawet wtedy, gdy występowały w nich oddziały - jak w WH40k wydały mi się jakimś młodszym i mniej udanym bratem prawdziwych, klockowych bitewniaków.


sobota, 17 czerwca 2017

Weekend z grami bitewnymi na "Gladiusie" 17-18 czerwca, Warszawa






             Bez zbędnych wstępów: premierowy "Gladius" wystartował. W piątek wieczorem osobiście udałem się na miejsce, do budynku Wydziału Instalacji Budowlanych, Hydrotechniki i Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej przy ulicy Nowowiejskiej 20. A tam zastałem ...


Przy wejściu powitał mnie znany plakat. I konkretna wskazówka - podążaj na piąte piętro.



A to dopiero początek! Właściwa zabawa zacznie się bowiem dziś, od 10.30. Jeśli wybierzecie się na "Gladius", będziecie mogli nie tylko poznać z widzenia ale też osobiście zagrać w wiele najróżniejszych gier bitewnych. 


czwartek, 15 czerwca 2017

Drzwi do kosmosu. Wywiad z Łukaszem Mańkowskim na temat gry "Beyond the Gates of Antares".

      
      Ludzka historia oraz fantazja stworzyły setki uniwersów, różniących się od siebie dekoracjami, kostiumami i rekwizytami. Obecnie są one często używane do uatrakcyjnienia takich czy innych gier. Na przykład gra o budowaniu talii może być ciekawsza, jeśli ubierze się ją w tematykę kosmicznych bitew, niż gdyby miała opowiadać o uprawie sadu owocowego.

        Jest tylko jeden szkopuł takiego rozwiązania. Nawiązania do określonych uniwersów mogą zachęcić jedną grupę ludzi - ale innych odstraszyć. Jedni nie lubią starożytnego Rzymu, inni Diuny - a jeszcze innym nie leży Star Trek. No chyba, że przerobiony.
A moim przypadku takim klimatem jest druga wojna światowa. Nie wiem czemu - może to banalne uzbrojenie, może to, że nie bierze w niej udziału żadna sympatyczna frakcja - a może przez to, że Polska jest w tym settingu albo masakrowana, albo wykorzystywana, albo oba powyższe na raz.

      Stąd też, gdy tylko dowiedziałem się o "Bolt Action", zachwyt nad mechaniką (losowa aktywacja, rozkazy, pinowanie jednostek, proste zasady rozstrzygania ataku) mieszał się ze zniechęceniem (II wojna światowa... No i kim tu grać?). A więc pozostałem do dziś dnia życzliwym acz zdystansowanym obserwatorem samego "Bolt Action" jak i rosnącego środowiska fanów tej gry. Fajnie, że jest tytuł, który wnosi jakąś innowację do świata bitewniaków. A moja osobista antypatia - zdaję sobie sprawę, że jest nieco dziwaczna - nie powinna zakłócać obiektywnego odbioru tej gry. I jeśli inni dobrze się bawią przy "Bolcie" - to doskonale:)


Jak widać, nie tylko ja odbieram zwykła drugą wojnę światową w popkulturze, jako zbyt prozaiczną


      Na szczęście okazało się, że podobna mechanika została wykorzystana również w innej grze. Jakiś czas później dowiedziałem się bowiem o "Beyond the Gates of Antares". Okazało się, że jej autorem jest Rick Priestley, jeden z ojców założycieli świata gier figurkowych. Ten, który dał światu Warhammera i Warhammera 40.000 (razem ze współpracownikami). W 2010 roku zrezygnował z pracy w Games Workshop i zaczął realizować swoje pomysły pod innymi szyldami. Okazało się, że potrafi on wyjść poza stały zestaw współczynników i system aktywacji "I go, you go".


czwartek, 8 czerwca 2017

Adeptus Marketingus. Nowe oblicze Games Workshop?




        Mało jest tematów tak ważnych dla fanów gier (szczególnie bitewnych), jak to, co dzieje się w Games Workshop. I nic dziwnego - to jedyna wielka, ogólnoświatowa korporacja figurkowa, dysponująca rozpoznawalnymi markami, siecią sklepów i wielkim potencjałem. Przede wszystkim - potencjałem przyciągania nowych graczy do hobby.
Potęga firmy to jedno - ale ważne też, jak jest używana. Nie da się ukryć, że uczucia fanów odnośnie Games Workshop są co najmniej mieszane. Przez jakiś czas była ona wręcz synonimem EvilCorpu. A ukoronowaniem tego stanu rzeczy była decyzja o zabiciu starego WFB i wprowadzenie "Age of Sigmar". Nawet nie tyle samo działanie - co sposób, w jaki je wykonano. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o czarnej legendzie, zapraszam do tego tekstu. 

        W czasie, gdy pisałem  o niezbyt pozytywnym wizerunku GW wśród figurkowej braci, widać było już na horyzoncie zmiany. Na początku 2015 roku nastąpiła zmiana na żelaznym tronie prezesa. Tom KIrby został zdymisjonowany ze stolca, sprowadzony do roli zwykłego akcjonariusza. Na jego miejsce, po długich poszukiwaniach osadzono Kevina Rountree, siedzącego w firmie przez niemal całe swe zawodowe życie (od 1998 roku).



Koniec z biedą, wojnami, słabą opieką zdrowotną! Od dziś czeka nas świetlana przyszłość! 

Pozostają w klimacie "Gry o Tron" można porównać Kirby'ego do Szalonego Króla Aerysa. Swą konsekwentną postawą (na którą składało się to wszystko, o czym napisałem wcześniej) doprowadził do zniechęcenia fanów na całym świecie, co z kolei doprowadziło do znaczącego spadku dochodów koncernu. Akcjonariusze zmuszeni byli do interwencji. W efekcie mamy nowego samca alfa, i nową politykę wizerunkową. I o niej właśnie dziś będziecie mogli poczytać.



czwartek, 1 czerwca 2017

Seks i zbrodnia w starożytnej Grecji! Recenzja cyklu o Leocharesie.


                Zakładam, że wśród czytelników niniejszego bloga są ludzie, którzy lubią czytać w ogóle. I to nie tylko rulebooki. Dlatego dziś mam dla was coś z zupełnie innej beczki: a mianowicie recenzję książki, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie - i którą chcę wam polecić.
               Zacznę jednak od paru słów wyjaśnienia. Co robi literatura piękna (choćby i popularna) na blogu o bitewniakach? Powody pisania o niej są dwa. Po pierwsze - na swoim blogu jestem równy wojewodzie, i jeśli zechcę, mogę napisać nawet o nowym mężu Iwony Węgrowskiej. Druga przyczyna jest jednak dużo bardziej merytoryczna.


W dzisiejszych czasach nie wystarczy niebanalna, intrygująca muzyka i talent wokalny. Trzeba jeszcze pokazać coś od siebie.
Koniec przerwy na soft porno, wracamy do tematu.


            W życiu każdego fana figurek (czy gier w ogóle) następuje smutna chwila, gdy brazylijski serial już nie cieszy jak kiedyś. Czyli następuje spadek zaangażowania. To oczywiście nic dziwnego ani złego, ludzka uwaga nie jest przystosowana do ciągłego śledzenia jednego tematu. Zdrowo jest po paru godzinach siedzenia nad ludkami pójść na ustawkę czy nawalić się w trupa. Jednak istnieje też możliwość, by odejść od rzemieślniczo - kompetencyjnego aspektu hobby i skupić się na warstwie fluffowej. Pozostać w klimacie, robiąc sobie przerwę.
I do tego właśnie znakomicie nadają się różnego rodzaju książki i filmy.

             Od jakiegoś czasu mocno wkręciłem się w figurkową starożytność (tą z rejonu Morza Śródziemnego). Za tym zaś poszła potrzeba zdobycia wiedzy na temat takich spraw jak uzbrojenie, wyposażenie, organizacja wojsk, czy przebieg bitew i kampanii. Oczywiście amatorskie zainteresowanie sprawiło, że nabyta wiedza jest nader skromna i wyrywkowa. Niemniej jednak, jak to mówi młodzież: mam zajawkę na starożytność. I to nie tylko rozumianą jako plansza, na której toczy się realne i miniaturowe bitwy, ale też jako swego rodzaju alternatywną rzeczywistość. Wyobraźcie sobie na przykład świat, w którym nie istnieją takie oczywistości jak chrześcijaństwo, drukowane książki, orientacja seksualna i ciepła woda w kranie... Albo dowiedzcie się, jak wyobrażają go sobie ludzie, którzy żyją z prób ułożenia szczątkowych informacji w spójny i pełny obraz.


A gdyby tak zrobić grę figurkową, w której chodzi się na agorę, handluje na targu i urządza uroczystości religijne?