czwartek, 16 marca 2017

Patrzcie świnie, król areny! Pierwsza w Polsce recenzja "Arena Rex".

Dzisiejszy wpis nie powstałby bez rozmowy z Maćkiem i Michałem ze sklepu FGB. Pokazali mi oni bowiem coś, co domaga się opisanie i świetnie pasuje do tematyki niniejszego bloga. A zatem - dziękuję i biorę się do pracy.

    Tydzień temu narzekałem na monotonię tematyki bitewniaków. Zawsze tylko wojna. I to często mająca zaważyć na losach świata. A przecież można naparzać się z dużo bardziej prozaicznych przyczyn. Na przykład dla sportu i rozrywki. Niestety czasami bywało tak, że ta rozrywka dotyczyła bardziej innych, niż samego walczącego. Piszę tu o walkach gladiatorów.


Walki gladiatorów nie były głównym wątkiem tego akurat filmu. Co nie przeszkodziło mu być jednym z najlepszych, jakie oglądałem.

    Mieszkańcy starożytnego Rzymu, z braku telewizji i gier komputerowych urozmaicali sobie dni wolne wyjściem na gladiatorów. Jako że każda rozrywka ewoluuje ku coraz lepszym i bardziej złożonym formom, i ten show ulegał coraz większemu urozmaiceniu. Zaczęło się od coraz bardziej dziwacznego uzbrajania wojowników, potem zaczęto wymyślać oryginalne scenariusze starć. Aż w końcu inscenizowano bitwy morskie. Na statkach pływających po arenie zalanej wodą.

Formuła krwawego widowiska była też od czasu do czasu wykorzystywana podczas tępienia zagorzałych wyznawców religii pochodzącej z Bliskiego Wschodu.
    Zadziwia mnie, jak rzadko tematyka gladiatorów występuję w bitewniakach. Wydaje się przecież ona wręcz stworzona do tego typu zabawy. Tymczasem systemy dotyczące walk na arenie można policzyć na palcach jednej ręki: "Jugula", "Gorechosen", planszówkowy "Spartacus: A Game of Blood & Treachery" i do tego "Arena Rex" (o którym właśnie dziś będę pisał). Pewnie istnieje jeszcze kilka innych gier figurkowych - ale i tak jest ich niewiele w porównaniu z planszówkami o gladiatorach.

Marsz gladiatorów.

    Dlaczego zainteresowałem się "Arena Rex'em"? Ogólnie bitewniak może być ciekawy z dwóch powodów: dobrych, prostych i intrygujących zasad, albo pięknych figurek. I tak się szczęśliwie składa, że "Arena Rex" odznacza się obiema tymi właściwościami. Ale zanim przejdę do szczegółów - parę słów o ogólnych założeniach gry.



Na arenie dobre wejście to połowa sukcesu. Druga połowa to dobre wyjście. Na własnych nogach.


     
      Akcja toczy się w alternatywnej starożytności. Tło historyczne i polityczne nie nadmiernie rozbudowane. Istnieje kilka państw, które nie istniały w tym samym okresie. Do tego jeszcze mamy Atlantydę, Indian i Wikingów. Jeśli ciągle wydaje się wam to nieco nudne i prozaiczne - dodajmy realną, namacalną obecność mitycznych bestii i potworów. Trwa okres pokoju i prosperity. A ponieważ w czasach dostatku ludzie się nudzą, walki gladiatorskie są popularne niczym mecze piłkarskie. W każdej mieścinie otwarta jest arena, na której wojownicy walczą na śmierć i życie. Część z nich jest niewolnikami, a inni po prostu chcą zdobyć nagrody pieniężne związane ze zwycięstwem lub fejm na dzielni. A jeszcze innych nudzą banalne orgie w pałacach i szukają mocniejszych wrażeń. Tak czy inaczej - spotkają się w gorące południe na piasku miejskiej areny, wyposażeni w narzędzia do sprawnego krzywdzenia bliźnich.

       W trakcie zabawy gracze będą mieli okazję stoczyć takie właśnie pojedynki (i większe bijatyki). Ponieważ jednak osobiste imitowanie czynności zawodowych gladiatora może skończyć się śmiercią lub kalectwem, w naszym imieniu będą potykać się ludziki wykonane z żywicy. Stoczą między sobą walkę na miniaturowej makiecie areny.

       "Arena Rex" jest stosunkowo nowym tytułem. Wszystko zaczęło się wiosną 2013 roku na Kickstarterze, popularnej stronie wspomagającej wydawanie bitewniaków. Amerykańska firma  Red Republic Games zebrała od zainteresowanych prawie ćwierć miliona dolarów. I dzięki temu mogła zrealizować obietnicę wydania tego tytułu, co też uczyniła.

        Efektem publikacji jest rozbudowana linia figurek w skali 35 mm. I te figurki stanowią o sile "Arena Rex". Pomysłowe projekty, bardzo jakość wykonania i do tego rozmiar większy, niż standardowe 28mm sprawiają, że można patrzyć na nie bez końca. Sam producent chętnie się nimi chwali - i słusznie. Jeśli cokolwiek można im zarzucić - to wyposażenie ich w niezgodne z realiami historycznymi uzbrojenie i wyposażenie. Ale lepiej odpuścić sobie szukanie realizmu w grze, w której muzułmańska striptizerka jeździ na gigantycznym skorpionie. To czystej wody fantasy i nawiązania do starożytności stanowią raczej smaczek stylistyczny. 



Zabawy wygląda mniej więcej tak. Rolę dostojnika decydującego o "być albo nie być" danej figurki pełni klej cyjanoakrylowy.

     
   Do grania nie potrzebujemy zbyt dużo miejsca. Autorzy sugerują, by arena (a w zasadzie jej model) liczyła sobie nie mniej, niż 30 cali średnicy. I trudno wyobrazić sobie teren, który byłoby łatwiej odzwierciedlić modelarsko, niż taką właśnie, piaszczystą arenę. Po prostu rysujesz na stole koło o wymaganych rozmiarach, rozsypujesz piasek przyniesiony z piaskownicy - i już masz pełną immersję :) Dość tych dowcipasów, wróćmy do konkretów. W tej grze nie trzeba wielu figurek. Typowe starcie to pięciu gladiatorów pod wodzą jednego z dwóch graczy. Ale zabawę można spokojnie zaczynać już od trzech modeli - co czyni "Arena Rex'a" rekordzistą pod względem minimalnej ilości wymaganych figurek.


Gotowy do przyjęcia ciosu.


Regulas ludi.

      Gdy już mniej więcej wiadomo, jak gra wygląda i o co w niej chodzi, pora na przyjrzenie się jej zasadom. Mogą bowiem zmienić one genialny temat i figurki w niestrawny crap, albo sprawić, że nawet gra kapslami daje mnóstwo radości.

Jakimi regułami rządzi się "Arena Rex"?

    Autorzy niewątpliwie postawili na prostotę i szybkość rozgrywki. Zacznijmy od tego, że każdy z gladiatorów ma swoją własną kartę postaci. Umieszczono na niej informacje o czterech podstawowych parametrach:

- ruch - o ile cali możemy przesunąć figurkę.
- atak - ilość kostek, którymi turlamy, by sprawdzić, jak mocno uderzyliśmy oponenta. Każda 4ka i więcej to sukces
- obrona - podobnie jak wyżej, ale każdy sukces niweluje sukces w teście ataku przeciwnika
- pancerz - każdy punkt kasuje jedno obrażenie wynikające z udanego testu ataku.

      Do tego mamy kilkanaście hitpointów, zdolności postaci i zdolności wynikające z frakcji, do której przynależy. Oraz coś, co jest sercem tej gry: drzewo uszkodzeń (damage tree). To nietypowy, ale bardzo udany koncept, więc napiszę o nim nieco więcej.

     Jak już się pewnie domyśliliście, po udanym wykonaniu ataku napastnik uzyskuje kilka sukcesów. Ale nie przekładają się one na bezpośrednie obrażenia. Zamiast tego spogląda na drzewo uszkodzeń na swojej karcie postaci.
Popatrzmy na poniższego nosorożca:




    Załóżmy, że zwierzak uzyskał 3 sukcesy w teście ataku (po odjęciu sukcesów obrońcy). Teraz może wybrać jeden z punktów startowych (tych znajdujących się w najwyższym rzędzie) swego drzewa obrażeń. Jeden z nich (z dwójką) oznacza dwa obrażenia. Drugi (ze strzałką) oznacza efekt przesunięcia przeciwnika (i dodatkowo jedno obrażenie). Za każdy sukces schodzimy o jedno piętro w dół (przy czym pierwszy sukces wydajemy na wystartowanie). Jak łatwo zauważyć, w tym przypadku zadamy 7 obrażeń lub trzykrotnie będziemy mogli pomiatać przeciwnikiem po glebie.
     A gdybyśmy zebrali cztery sukcesy, dotarlibyśmy do bojowego wykorzystania rogu na pysku, co dałoby nam dwa punkty przychylności (sympatii, jaką darzy nas publiczność). Punkty te można konwertować na mocniejsze ataki, lub bardziej szczelną obronę.

   Zwróćcie jeszcze uwagę na licznik punktów życia. Niektóre z punktów oznaczono symbolem wieńca laurowego. Gdy dostaniemy tyle obrażeń, by licznik zszedł do tego poziomu - zostajemy nagrodzeniu punktem przychylności.

      Sama kolejność działań wydaje się początkowo wyglądać dość klasycznie. Po rzucie na inicjatywę gracze naprzemiennie aktywują swoich gladiatorów. W ramach tej aktywacji można przemieszczać figurki lub atakować modele przeciwnika (na kilka różnych sposobów). Większość akcji powoduje jednak narastanie zmęczenia (fatigue). Gdy każda z naszych figurek jest już zmęczona, pora na rundę odpoczynku, dzięki której, w ciągu kilku sekund gladiatorzy mogą odzyskać siły, zaczerpnąć powietrza, zrelaksować się...
Niemniej jednak przeciwnik nie stoi jak kołek w trakcie poczynań naszych ludków. Może on wykonać różnorakie reakcje (takie jak np. kontratak, czy wspomaganie obrony kolegi z drużyny) - które również męczą.

Jedna z frakcji, genialnie pomalowana przez BloodASmedium. Źródło.


     Walka toczy się zgodnie z przepisami jednego z kilku scenariuszy, który określa jej przebieg, strony biorące w niej udział czy warunki zwycięstwa. Oczywiście nie ma sensu przepisywać tutaj instrukcji. Tym bardziej, że wydawca zamieścił ją na swej stronie, o tu.
Oczywiście ten plik nie jest tak ładny jak wersja drukowana, nie niesie tak wielu informacji o świecie. Ale to nie Muzeum Narodowe tylko zasady do bitewniaka. Nie musi być ładnie - musi być czytelnie i jasno.

     Konstrukcja bandy to chyba najprostsza mechanika, jaką widziałem (a przepraszam - jest jeszcze "Age of Sigmar" w wersji podstawowej!). Gracze uzgadniają, jak dużą walkę toczą (sugerowane rozmiary to trzech na trzech, pięciu na pięciu i ośmiu na ośmiu). W teorii każdy wojownik jest równy innemu. Oczywiście są równiejsi (tacy, którzy mają dwie strony karty postaci - a więc jakby dwa życia, z różnymi możliwościami). Tacy są równi dwóm innym. I tyle.

      Na koniec wypada napisać jeszcze parę słów o frakcjach. W "Arena Rex" zwą się one Ludi i są powiązane z danym regionem lub królestwem

- Legio XIII. Jest to szkoła gladiatorów finansowana przez armię imperium Galo-Romańskiego. Walczący w jej barwach wojownicy nawiązują do klimatu wczesnego średniowiecza, barbarzyńskich Galów i zdyscyplinowanych Rzymian. Możemy się więc spodziewać figurek o historycznych imiona, wyposażonych w ahistoryczne uzbrojenie.


Paladyn z półtoraręcznym mieczem, pani w płytowym kirysie i człowiek-drzewo. Strzeżcie się, wjeżdżający do Galii!


- Ludus Magnus. Tym razem mamy do czynienia z najsłynniejszą szkołą gladiatorów, mieszczącą się od wieków w stolicy Republiki Rzymskiej - Rzymie (niespodzianka!). Instytucja ta jest zlokalizowana w przybudówce do Koloseum i jest czołowym liderem w dostarczaniu rozwiązań z obszaru walk scenicznych i entertainment combat. Figurki z tej frakcji są stylizowane na klasycznych gladiatorów. Choć oczywiście nieco urozmaiconych i udziwnionych w porównaniu do pierwowzoru.

The Original Roman Gladiator Federation TM.


- Morituri.  W uniwersum "Arena Rex" istnieje również starożytny Egipt, zwasalizowany przez któreś z państw rzymskich. I z niego właśnie wywodzą się wojownicy, dla których walka na arenie ma nie tylko znaczenie prestiżowe i finansowe, ale również religijne. Gladiatorzy ci wierzą, że pokonanie wrogów na arenie przyspieszy zmartwychwstanie ich władców. Tego typu pomysły mogły narodzić się na bliskim wschodzie - i właśnie do kultury tego obszaru nawiązują figurki. Mamy więc egipskich wojowników, kapłanów i opasłych eunuchów.


Hurgada Last Minute


- Zephyri. Szkoła zlokalizowana w północno - zachodnim krańcu imperium Galo-Romańskiego. Z niej zaś wywodzą się zawodnicy pochodzący spoza granic cywilizowanego świata. Dzicy nawet w zestawieniu z Galami. Frakcja ta nawiązuje do motywów nordyckich i indiańskich.

Kto wie, czym skończyłaby się wikińska kolonia w Ameryce Północnej, gdyby jej mieszkańcy nie zaczęli pertraktacji od walki z miejscowymi?

- Gorgons. Mała frakcja złożona z trzech kobiet - potworów. Jedna z nich to przeklęta przez bogów śmiertelniczka, dwie pozostałe nie mogą zostać pomylone z człowiekiem nawet przy słabym świetle i pod wpływem alkoholu.


Oto jedna z owych dam. Samemu trochę strach prosić ją o rękę. Może koledzy pomogą?



Vox populi.

    Pora na opinię. Jak w większości moich recenzji muszę oprzeć się na wrażeniach z drugiej ręki. To co działa na korzyść (w mojej opinii. Ale trend streamliningu nie wziął się z powietrza) "Arena Rex" to krótki czas rozgrywki i łatwe do opanowania zasady. Wystarczy, że zna je jeden z graczy - z łatwością wytłumaczy je koledze, który dopiero przyszedł na spotkanie.
Do tego szybka, dynamiczna rozgrywka. Nawet jeśli nie uda się zdobyć zwycięstwa, bez problemu można zagrać rewanżyk.

A w dodatku decyzje mają wpływ na przebieg rozgrywki. Którego gladiatora poruszyć w pierwszej kolejności? W jakim stopniu opłaca się eksploatować swych wojowników i obciążać ich żetonami zmęczenia? Jaki typ obrażeń bardziej nam się opłaci? Ile zebrać punktów przychylności, jaki efekt za nie odpalić? Gracze nie są więc sprowadzeni do roli automatów turlających kostkami i wprowadzającymi ich wyniki w życie.

Kolejna zaleta to relatywnie małe koszty wejścia. Co prawda figurki trzeba sprowadzić z Ameryki, zapłacić za nie w dolarach, i to nie mało na przykład starter kosztuje nas 45 $. Co w przeliczeniu po dzisiejszym kursie daje cenę równą ponad 183 złote. Do tego jeszcze koszty wysyłki. Ale tym co kupimy, można spokojnie grać, a płacimy i tak mniej, niż za jakikolwiek inny starter. A to tylko tyle, ile trzeba zapłacić za jedną bandę. Ponieważ jednak maksymalny rozmiar grupy to 8 modeli, zakupów tych nie będzie tak dużo.

    Do tego nie musimy nabywać podręcznika (jak już napisałem - jest na stronie) czy specjalnych kostek.


Jedna z figurek robiących największe wrażenie. Kto nie boi się jej pomalować?


      Oczywiście jak wszystko, również "Arena Rex" ma kilka mankamentów. Ludzie, którzy realnie używali tej gry skarżą się na pewną niejasność w zasadach. Co prawda na stronie wydawcy działa forum, można zadawać pytania... ale to raczej kłopot, niż zaleta.
I jeszcze jedna informacja - na forum zarejestrowano prawie 4600 osób, co stanowi jakąś miarę zainteresowania systemem. Pytanie tylko, jaki procent tych ludzi mieszka po naszej stronie Atlantyku.
  Niektórych razi też swoboda, z jaką potraktowano historyczne realia sportu gladiatorskiego. Wiedza na ten temat nie została w żaden sposób odzwierciedlona w wyglądzie i statystykach figurek. I nie do końca jasne jest, jak generowane są charakterystyki gladiatorów, co może owocować dysbalansem. Brakuje też bardziej urozmaiconych technik walki typu strzelanie czy rzucanie pociskami.

     Może też  po pewnym czasie nudzić pewne ograniczenie tematyki. Gdyby ktoś chciał grać tylko w tą grę, może po pewnym czasie mieć dość nieustannym bieganiem po arenie. Co prawda są scenariusze, które urozmaicają zabawę - ale tylko w zakresie walk gladiatorskich. Brakuje też wątku zdobywania doświadczenia, ran i wyposażania bohaterów.

Vicarius.

  Na koniec chciałbym napisać o wyjątkowej cesze tej gry. Jest ona bowiem wręcz stworzona do proksowania. Już wiecie, że zasady można ściągnąć za darmo. Częstym rozwiązaniem stosowanym przez wydawców zamieszczających zasady w internecie jest takie zorganizowanie komponentów, by sama instrukcja nie wystarczyła do gry. Można, dzięki niej poznać reguły... ale do pełnej zabawy niezbędne są zazwyczaj specjalne karty czy kostki. 


Gladiator inaczej. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by został królem areny.

   Jednak w przypadku "Arena Rex" sprawy mają się zupełnie inaczej. Na stronie systemu zamieszczono nie tylko zasady. Jak już widzieliście, każda jednostka jest opisana za pomocą karty. I widzieliście też samą kartę, którą również zamieszczono na stronie. Tak samo jest w przypadku każdej innej figurki - jeśli chcecie ją wystawić, to dzięki materiałom z internetu zawczasu wiecie, jakie są jej możliwości. 
   No i do pełni szczęścia brakuje nam tylko żetonów. Ale potrzebny jest tylko ich jeden rodzaj. W zasadzie wystarczą monety grosikowe.
     
     W zasadzie do tej gry nie trzeba nawet figurek. Na kracie każdej jednostki jest bowiem informacja, jakich rozmiarów jest podstawka (od której mierzy się wszelkie odległości w grze). Możemy więc wyciąć kółeczko o odpowiedniej średnicy i grać sobie za pomocą taki właśnie krążków. Ale nie o to przecież chodzi w grach figurkowych. Dużo przyjemniejszym rozwiązaniem mogłoby być proksowanie. Czyli zastąpienie modeli proponowanych przez producenta innymi. Na przykład bardziej historycznymi - albo zupełnie otwarcie fantastycznymi. Jeśli do tego masz talent do obsługi programów graficznych, możesz podmienić obrazki i tekst na kartach, tworząc tytuł w zupełnie innym klimacie. Za zupełnie inną cenę. 


A na koniec - wspomnienie o najlepszym chyba filmie o gladiatorze. I o życiu w ogóle.



PS. Od emisji ostatniego posta blog osiągnął ponad 20.000 wyświetleń. Ten blog. Dziękuję wszystkim, którzy zapracowali na ten wynik. Piję dziś wieczorem wasz zdrowie, a potem biorę się do pisania, bo następne świętowanie przy 50-ciu tysiącach.


A chmielowego kasztelana w butelce raczej nie polecam.



12 komentarzy:

  1. Świetny artykuł, cieszę się że dowiedziałem się o Arena Rex dzięki Tobie :)

    A już poza tekstem, to sugerowałbym jakieś bardziej przejrzyste logo na bloga, bo napisy zlewają się z tłem. Co więcej, na głównej stronie ciężko się operuje z całymi wpisami - masz fajny styl pisania, więc wystarczyłby fragment, aby zachęcić czytelnika do kliknięcia w odnośnik.
    W tym momencie przy scrollowaniu można się zgubić i wszystko zdaje się zlewać w jedną wielką ścianę tekstu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług! jeszcze nie jedną mało popularną grę mam zamiar tu zaprezentować.

      Co do układu tekstu... Chwilę zajęło mi zrozumienie, ale już załapałem, i zrobię eksperyment. Poprawię też logo.

      Usuń
  2. Rzeczywiście bardzo ładne figurki, zwłaszcza gorgony, nosorożec i proximo -mogłyby się nadać jako bóstwa albo bestie wśród standardowych miniaturek 28mm. Skala i cena pozostałych nie trafia już w mój gust -ale jak pisałeś system zachęca do rozegrania partyjki proksami - tego typu gra kojarzy mi się bardziej z popularnymi ostatnio planszówkami w których zamiast żetonów używane są figurki -modele to tylko estetyczny dodatek.

    A już za kilka miesięcy zamiast łomży poświętujesz czymś ciekawszym, jak czytelnicy dopiszą :-)

    Dumny puchacz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o dopisanie czytelników, to bardzo na nich liczę. Napiłbym się tego skarbu, co próbowałeś przy malowaniu ostatnio.

      Usuń
  3. Toż to taka planszówka z dodatkami, cholernie droga. Gdyby nie ta cena, mógłbym rozważyć Morturi plus trochę bestii, czy nawet kupienie parunastu modeli i traktowanie tego właśnie jako planszówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Granice między planszówkami a bitewniakami ulegają płynnemu zatarciu: http://bitewniakowepogranicza.blogspot.com/2016/09/ochrona-czystosci-rasy-bitewniakow.html

      Brak planszy i mierzenie odległości to niby bardziej bitewniak... ale to czysto rabiniczna kwestia. Osobiście zalecam proksowanie.

      Usuń
  4. Łomża??? Na serio świętujesz Łomżą?
    Cóż de gustibus non est disputandum, recenzja fajna zachęca do sprawdzenia gry. Figurki świetne jakby było z kim grać i kiedy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najlepsze piwo, jakie mam w domu! Bo ostatnie. Poza tym, przedziale cenowym do 3 zł Łomża jest w ścisłej czołówce. Szczególnie Łomża Export. Ale ta też jest niezła.

      Problemy z graniem są i moim udziałem. Najbardziej, to nie mam kiedy. Za dużo gier, za mało życia :(

      Usuń
  5. Tak jakoś przyciemniłeś z tym wpisem - pokazał się kiedyś, wchodzę- nie jest dostępny. A teraz wchodzę i jest!
    O samej grze nie słyszałem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niestety wina mojego bałaganiarstwa. Raz kliknąłem tam gdzie nie trzeba, wtedy kiedy nie trzeba. No i zrobiło się zamieszanie...

      Usuń
    2. Ale uważni i wytrwali i tak dotrą do tekstu :)
      System już przeglądam w odmętach Internetów:)

      Przyszły tydzień mam wolny to zajrzę może do FKB na małe zakupy :)

      Usuń
    3. Niestety raczej nie kupisz tam nic do "Arena Rex". System nie bez powodu nie cieszy się popularnością - z tego co wiem, żaden sklep czy dystrybutor nie sprowadzał do tej pory tych figurek.
      Za to są tam inne fajne rzeczy. Na przykład chemia modelarska od Vallejo.

      Usuń