czwartek, 4 sierpnia 2016

To nie są gry do piwa i precli.



Zacznę od podziękowań. Bardzo się cieszę, że mój poprzedni tekst zachęcił do refleksji i dzielenia się własnymi przemyśleniami w komentarzach. Wasze słowa były dla mnie bardzo inspirujące. Na pewno więc napiszę w przyszłości o:

- postrzeganych przeze mnie przyczynach wolnego tempa rozwoju bitewniakowych zasad;

- tym, co ciągnie ludzi do bitewniaków;

- i czym różni się bitewniak od planszówki - a przede wszystkim od pseudobitewniaka.

Ale to jeszcze nie dziś. Czekajcie cierpliwie, bo mam w zanadrzu mnóstwo dużo ciekawszych tematów. Ale dziś - wątek wakacyjny.
Piwo, cizia i precel. Brak bitewniaków na tym zdjęciu nie jest przypadkiem. Chyba, że za element bitewniakowy uznać pomalowaną figurkę.


UWAGA - WPIS NAMAWIA DO UŻYWANIA ALKOHOLU! JAKO TAKI, NIE JEST ZALECANY DLA KOBIET W CIĄŻY I MŁODZIEŻY DO LAT 18TU!

                Jeśli interesujecie się bitewniakami już jakiś czas, to pewnie zdarzyło się wam usłyszeć termin "beer & pretzel game". Termin ten bywa tłumaczony na polski jako "gra do piwa i precli". Co on dokładnie oznacza? Co oznaczać powinien? Kiedy te słowa padają w dyskusji o bitewniakach? Czemu gier tego typu nie można kupić w supermarketach w dziale "piwo i słone przekąski" (tak jak można kupić tam talie kart)? I wreszcie - czemu nawet najprostszy bitewniak nie nadaje się do tego typu rozrywki?

O co kaman?

Jeśli czegoś nie ma w google, podobno nie ma tego w ogóle. Tymczasem tego typu gry mają nawet swoją definicję w wikipedii!

https://en.wikipedia.org/wiki/Beer_and_pretzels_game

Jeśli jesteś zbyt leniwy, by klikać w linka i otwierać nowe okno, to przytoczę jej najważniejsze punkty. Mianowicie - gry do piwa i precli mają łatwe do oponowania zasady, odznaczają się dużą losowością i ujmują poruszany w nich temat w lekki sposób. Nie wymagają też od grających dużego skupienia. Definicja może i trafna - ale według mnie nieco zbyt ostrożna. Zupełnie pomijająca kluczowe słowo "beer". Więc wystąpię tu ze swoją własną. Gra do piwa i precli to taka, w którą możesz efektywnie grać tak długo, jak długo jesteś w stanie kontrolować zwieracze. Taka, której zasady opanowujesz w pełni przed dopiciem pierwszego browca. Taka, która wnosi do zwykłej pijatyki subtelną wartość dodaną, wzbogaca wchłanianie trunków - zamiast w nim przeszkadzać.
Wyobrażacie sobie partyjkę jakiegoś bitewniaka w takich warunkach? Bo ja tak - wiele bowiem jestem w stanie sobie wyobrazić.

W mordę, kopę lat, no to starterek, jedziemy z terenami. Na drugą nóżkę, co tam wystawiasz! pochujało cie, ryczerze sie nie kalkulujo. Wole finlandie, ale poza tym to wódki i pacierza nie odmawiam... O sorry, nie chiaem rozlć, iusz fyćrm.. Moja armta est d dupyyy?! Chyba kurwa twoja! No to na zgode, żby nsze dzić miay bgtych rdzicuff... Inicjatywka! Kurwa, jebana kstka, pod szafe poszła, chuj, bdziemy rzcać z intrnetu, a ficiłeś te te teledsk.?. Hik! Dbra, gramy, uwga! Kltwa Nurgla - błeeeeeee!!! Ha ha ha - jak się zrbiło miesce, to trzba polć.

A na drugi dzień:
Otrzymałeś wiadomość tekstową: "Stary, sorry za wczoraj. Jak dostanę wypłatę, to ci odkupię smoka".

No więc - niby można grać w bitewniaki podczas ostrego picia - ale to podobnie jak z prowadzeniem auta po alkoholu. Lepiej tego nie robić, koszta mogą być zbyt wysokie w stosunku do ilości funu. A mimo to w dyskusjach o różnych grach i rozgrywkach czasami pojawiają się omawiane dziś słowa. Najczęściej padają one jako odpowiedź na żale i frustracje graczy, którzy źle czują się z brakiem balansu gry w którą grali. Albo jakaś jednostka jest za słaba, albo jakiś matchup jest wybitnie niekorzystny, albo losowość irytuje zamiast cieszyć. I wtedy dostają ripostę: "Nie spinaj się. Jak nie umiesz przegrywać, to daruj sobie pamperki. Ja tam sobie cisnę z kumplami klimatyczne gry do piwa i precli i wszyscy się dobrze bawimy!" Mówiąc krótko: "Jak to nie podoba ci się nasz Turniej Melodyjnego Pierdzenia? Jakiś dziwny jesteś..." W niektórych grach bitewnych losowość ma bowiem odgrywać fundamentalną rolą, odzwierciedlać zamęt pola bitwy. It's not a bug - it's a feature, jak mawiał klasyk.

Klimatyczna gra do piwa i precli. 0,5 ukryte w wieży, puszki z browarami odgrywają rolę Mistycznych Obelisków. A do zakąszania - figurki.


A ja uważam, że czasami można się na tą losowość i brak balansu pogniewać. Wyobraźmy sobie gracza, który najpierw ładuje grubą kasę w gruby podręcznik i figurki. A potem poświęca - dni, tygodnie, miesiące - na opanowanie zasad, sklejenie i pomalowanie figurek. Startuje w pierwszej bitwie - i oczywiście jest klepany przez bardziej doświadczonego oponenta niczym opel u wiejskiego blacharza. Przełyka gorycz pierwszej porażki. Poświęca - tygodnie, miesiące, lata - na dokupienie i pomalowanie nowych figurek, wyłapanie różnych luk i korzyści w przepisach, zdobywanie doświadczenia w pojedynkach i poznawanie przeciwnika. Potem przychodzi co do czego - i rzuca najpierw 1 na zranienie, w następnej rundzie 1 na ilość ran - a trzecia runda jest rozgrywana tylko po to, by formalności stało się zadość.

Podsumowując - jeśli ktoś mówi o bitewniaku: "gra do piwa i precli" - to zazwyczaj ma na myśli wspomnianą na początku dużą rolę czynnika losowego. Ale najczęściej jest to wymówka, mająca usprawiedliwić niedopracowanie mechaniki i balansu gry. Jednak żaden bitewniak (nawet taki jak X-Wing, w którym można grać jedną figurką - i to fabrycznie pomalowaną) grą do piwa i precli być nie może. Po pierwsze - wymaga dużego zaangażowania w naukę i opanowanie zasad. Po drugie - najczęściej jednak wymaga znacznych nakładów finansowych i czasowych w przygotowanie do rozgrywki - i to od wszystkich graczy. Po trzecie - ciężko grać w te gry na luzie - wymagają bowiem dużego skupienia, pilnowania zasad i sprawdzania na bieżąco różnych zmiennych i zależności. A poza tym - rzadko kiedy pozwalają na zabawę więcej niż dwóm osobom na raz. No i przeszkadzają w piciu. Butelki i kufle kiepsko wyglądają wśród makiet i figurek - a chodzić po nie do innego stołu niewygodnie. A w miarę wzrastania poziomu promili we krwi coraz trudniej o zachowanie płynnego ciągu gry i uniknięcie realnych strat.

Podsumowując - jeśli usłyszysz o jakimś bitewniaku "gra do piwa i precli" - to nie nastawiaj się na jadącą po bandzie pijacką zabawę, ale raczej na czerpanie satysfakcji z fajnie pomalowanych figurek i lightowej, przyjaznej atmosfery gry. Bo przecież nie z dopracowanych, sprawiedliwych, zrównoważonych, płynnych i łatwych do opanowania zasad.

No dobrze. Już wiemy, że bitewniaki nie nadają się do piwa/wódki i precli. Ale każdy dobry publicysta nie tylko wskazuje i nazywa problem, ale stara się też zaproponować rozwiązanie.

Oto:


5 przetestowanych w stanie nieważkości gier, realnie uatrakcyjniających picie z przyjaciółmi i kumplami.


1. Agenci molocha.
Jeśli zobaczysz tą okładkę w sklepie - kupuj! Jeśli Ci nie podejdzie - sprzedasz za grubą kasę na allegro.

Jedna z wielu gier, których akcja dzieje się w uniwersum Neuroshimy. Fabuła jest gęsta - razem ze znajomymi jesteście oddziałem żołnierzy, mających do wykonanie serię misji, których powodzenie może przesądzić o wyniku kampanii. Być może dzięki waszym staraniom złowroga sztuczna inteligencja zwana Molochem odniesienie śmiertelną ranę. Nie może zatem pozostać obojętna na wysiłki wrogich jej ludzi. Dlatego nasyciła ich szeregi tytułowymi Agentami (Molocha). Część z grupy to cyborgi, nie do odróżnienia na pierwszy i drugi rzut oka od ludzi. A ponieważ dowództwo nie wie, kto dokładnie gra na dwa fronty - wysłało do walki wszystkich. W praktyce się okaże, kto ma w żyłach olej zamiast krwi!
Sama gra to "mafia na sterydach". Zasady panujące w oddziale nijak się mają do wojskowej dyscypliny - rozkazy są poddawane głosowaniu, nowych oficerowie są promowani, gdy starzy utracili votum zaufania... Bajzel - ale zabawny bajzel. Mnóstwo okazji do snucia domysłów, rzucania i przekierowywania podejrzeń i oskarżeń. Pokazów pokerowego bleffu, oracji godnych Saula Goodmana. A to wszystko przy na prawdę prostych zasadach. Całość rozgrywki trwa w porywach do 30 minut, grać może nawet 10 osób! I to za cenę mniejszą niż blister figurek.  Oczywiście pudełeczko z grą zawiera jakieś dodatki, bonusowe zasady,  wątki fabularne - ale pomimo wielu rozegranych partii - nigdy nie były mi ani moim znajomym potrzebne.

2) Potwory w Tokio.
Niby gra dla dzieci... ale to dobrze! Jeśli ogarnie ją sześciolatek - to i pijany trzydziestolatek da radę!

Tym razem fabuła jest prostsza. King Kong, Godzilla, Cthulhu, Gigantyczny Robot Kosmitów i tym podobne indywidua zebrały się w Tokio, by raz na zawsze rozstrzygnąć kwestię - kto z nich jest największym madafaką na dzielni. A rozstrzygnąć to łatwo - pokonując pretendentów, lub widowiskowo szerząc śmierć i zniszczenie wśród skośnookich mieszkańców!  
Tyle o treści. Mechanika zabawy jest wyjątkowo prosta - turlamy kostkami z różnymi symbolami - możemy się leczyć, atakować, zdobywać punkty i specjalne potworne moce. Jeśli jakiś układ wylosowanych symboli nam nie pasuje - możemy przerzucić niektóre z kostek. I tak aż do uzyskania jako pierwszy dwudziestu punktów zwycięstwa - albo pozostania ostatnim żywym na placu boju.
Dużą zaletą tego tytułu jest prostota zasad oraz to, że daje ona sporo frajdy zarówno w mniejszym (2-3 osoby) jak i większym gronie. Kosztuje nieco więcej - ale nadal jest tańszy od wielu figurek. Tym razem więcej zależy od losu niż od charyzmy - może się zatem szczególnie spodobać tym, którzy nawaleni popadają w melancholię i nie mają ochoty na debaty.

3) Bang! Gra kościana.
Może okładka i grafiki niekoniecznie zachęcają. Ale zawsze można dorobić własne :)

Z dalekiego wschodu przenosimy się do krainy, gdzie padają strzały z nikąd - na Dziki Zachód! Gdzieś na północny zachód od Rio Diablo, w Tomb Town bandyci postanowili wyrównać rachunki z szeryfem i jego przydupasami. Strzelanina rozpętała się nocą. Nikt nie wiedział, czy mierzy do swego kompana, czy do wroga...
To kolejna gra, w której występują dwa (a w porywach - trzy) zwalczające się stronnictwa. Tym razem konfrontacja jest bardziej bezpośrednia. Do tego w starcie wmieszało się przejeżdżające nieopodal plemię czerwonoskórych. Poziom chaosu i zamieszania w grze sięga sufitu, przebija go i robi grilla na dachu. Mechanicznie gra podobna jest do opisywanych powyżej - mamy specjalne kostki, staramy się zgadnąć po działaniach współgraczy - kto wróg, kto przyjaciel. I udajemy, że gramy inną rolę, niż w rzeczywistości.
Całość - znów banalnie prosta do ogarnięcia, zabawna i ciesząca dużą grupę ludzi na raz - za niewielkie pieniądze.

4) Dixit.

To wersja podstawowa. Dobra na start. Ale polecam też Dixit Odyseja.

A teraz coś z zupełnie innej beczki. To jest taka gra, którą trudno objaśnić bez osobistego kontaktu. Każdy z graczy ma kilka kart z obrazkami. Jeden z nich wybiera jedną, nadaje jej tytuł i kładzie rewersem do góry. Pozostali tymczasem szukają w swoich zbiorach takiej, do której ten tytuł również pasuje. Każdy dodaje swój wybór do początkowej karty. Są one tasowane i odsłaniane. Teraz trzeba zgadnąć - którą kartę położył autor tytułu. Z tym, że tytuł nie może być zbyt prosty do zgadnięcia. Jeśli wszyscy pozostali gracze trafnie wskażą kartę - autor tytułu nie dostaje żadnych punktów. Ani nie za trudny. Bo brak trafnych wskazań - to też brak punktów.

Nie wiem, jak to wam brzmi. Po powyższym opisie zasady mogą wydawać się proste - lub wprost przeciwnie. Ale clou gry są obrazki. Mocno niejednoznaczne, i niekiedy niepokojące. Na przykład takie:


Albo takie:


I dajcie im taki tytuł żeby ktoś z grających zgadł. Ale nie taki, żeby zgadli wszyscy.

W grze zdobywa się punkty za dobrze dobrane tytuły (nie za trudne i nie za łatwe), trafne odgadnięcia i dołożenie kart, które zostaną wskazane przez innych graczy.
Gra ta cieszy się opinią nietypowej, rozbudzającej kreatywność i zdolności poetyckie, otwierającej podświadomość... Nie was nie zrażą te hipsterskie banialuki. Grałem w nią nie raz - i za każdy razem tym bardziej cieszyła, im więcej pustych butelek stało na stole. Pojawiały się coraz bardziej odjechane pomysły, coraz bardziej pieprzne i jadące po bandzie hasła. Było warto, więc i wam, moi czytelnicy - polecam:) Jak wszystkie poprzednie tytuły - i ten jest relatywnie (punktem odniesienia niech będzie przeciętny box figurek) tani oraz banalnie prosty do opanowania.

5) Boże Igrzysko. Magnaci.
Aż chce się krzyknąć: "Hańba!" i rzucić buzdygan na podłogę!

Na koniec gra, która mogłaby na niejednym sprawić wrażenie ciężkiego, strategicznego tytułu. Przed nami około 300 lat historii Rzeczypospolitej szlacheckiej. Każdy z graczy kontroluje potężną magnacką familię. I chce wyrwać dla siebie jak największy kawał sukna. A jeśli ma być gorszy od swych rywali - to i dla własnej prywaty Rzeczpospolitą podpalić!
Nie będę się szczegółowo rozpisywał nt zasad. Chodzi w nich o ukrytą licytację. Każdy z graczy posiada karty o różnej "sile" i używa ich do pozyskiwania bonusów oraz rozwiązywania kryzysów które spadają na dawną Polskę, Litwę i Ruś z nieuchronnością poniedziałkowego kaca.

Ze wszystkich opisanych dziś gier ta jedna może wydawać się bardziej złożona i wymagająca myślenia. Ale jeśli jesteś w stanie opanować zasady dowolnego bitewniaka - te będą dla Ciebie igraszką. Trwa też nieco dłużej niż pozostałe (około 1,5 godz), wymaga nieco większego skupienia - i pozwala na wspólną zabawę maksymalnie pięciu osobom. W dodatku jest nieco droższa (ale nadal tańsza od boxa figurek - pod warunkiem, że jest to box z dużym potworem, wydany przez Games Workshop) od pozostałych. Ale tematyka gry sprawia, że grać w nią na trzeźwo to gorzej niż pomyłka - to profanacja!


I to tyle na dziś... Na zdrowie!

p. s. Jakby strona spłatała psikusa i wyświetliła dwa takie same komentarz, jeden po drugim - to usunę "kopię bezpieczeństwa". Dla dobra czytelności dyskusji.




17 komentarzy:

  1. Oj chyba będę Twoim blogowym marudą ;) Nie zgadzam się, że bitewniaki nie nadają się do precli i piwa. Jakieś 90% gier rozegranych przeze mnie, to właśnie takie gry. Nie widzę w tym nic złego. Figurki przy tym nie cierpią, pomimo sporadycznych wypadków (czasem butelka lub szklanka się przewróci). Nikt też się nie upił i nie rozpiździelił stołu i figurek na nim. W związku z czym nie widze żadnego problemu. Wszystko jest dla ludzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ blogowy maruda to najwdzięczniejszy czytelnik - zachęcam i zapraszam:) Zawsze wykaże błędy w rozumowaniu i nieścisłości. Tym razem, jednak pozostanę przy swoim zdaniu. Wiem, że da się wypić piwo (a prawdziwi czempioni - nawet 2 lub 3) - i grać po tym w bitewniaka. Sam nawet przerobiłem taką akcję. Ale to taki półśrodek - ani nie można się w pełni urżnąć - ani w pełni skupić na graniu, które jednak wymaga sporego zaangażowania. Gry, które polecam, nie stwarzają takiego problemu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie lubię gdy ktoś do bitewniaka pije piwo i zjada cokolwiek - po pierwsze brudzi figurki, po drugie brudzi makiety, po trzecie pod wpływem alkoholu podejmuje złe decyzje i urok gry pada.

    OdpowiedzUsuń
  4. O to właśnie miałem na myśli! Złe decyzje to pół biedy. Bitewniaki to wymagające gry i czasami można wręcz stracić zdolność do efektywnego prowadzenia wojsk.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gerwazy a gdzie Zimna Wojna? Brak w tym spisie tego przedstawiciela gry do mocniejszego alkoholu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kto to napisał? Niestety byłem wtedy tak zrobiony, że nie pamiętam, z kim grałem?

    OdpowiedzUsuń
  7. A zagadka tym trudniejsza, ze takich partyjek bylo kilka :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piwko spoko, ale żadnych precli przy figurkach =)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja mam wrażenie, że ktoś tu źle zrozumiał anielskie "Beer & pretzels". Po pierwsze nie należy tego zwrotu rozumieć dosłownie, bo można grać w grę tego typu bez alkoholu i jedzenia. B&P to gry bez ciśnienia, bez głębi mechanicznej odwzorowującej każdy aspekt pola bitwy i bez grubego podręcznika pełnego zasad. Ot, taki "Frostgrave" - gra łatwa, przyjemna i lekko abstrakcyjna.
    Po drugie, nawet jeśli traktować piwo w zwrocie "Beer&Pretzels" dosłownie, to niestety wychodzi tu kultura (albo raczej jej brak) picia alkoholu w naszym kraju. Wiele z gier rozegrałem popijając dobre piwko (z założenia nie jem podczas gry, bo to brudzi figurki), a nigdy nie zdarzyło mi się, bym się nawalił w czasie gry. Jak ktoś chce się zakuć, to niech nie siada do figurek, ale nie oznacza to, że nie można wypić piwa/lampki wina w czasie kilkugodzinnej rozgrywki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kultury picia... Mi też się nigdy nie zdarzyło nawalić, grając w bitewniaka. Bo tego typu gra wymaga zbyt dużej koncentracji. Ale pić alkohol tylko dla samego smaku? Nie po to został wymyślony. Dlatego dla mnie jedno piwo na cztery godziny gry to nie mieści się w kategorii picia.

      Usuń
    2. "Ale pić alkohol tylko dla samego smaku? Nie po to został wymyślony." i to jest właśnie brak kultury picia, o której wspomniał czaki. Co do samego tekstu - odbieram go jako nieco chaotyczny.

      Usuń
  10. No i jeszcze jedna kwestia - trochę dziwnie wygląda to, że autor pisze które gry (akurat figurkowe) nie nadają się do grania przy alkoholu, podając kilka argumentów przeciw. Natomiast za chwilę mamy listę gier (tym razem planszowych), które już autorowi pasują do spożywania. I tu pojawia się zgrzyt, bo te same argumenty "przeciw" można z powodzeniem użyć i przy wymienionych planszówkach...

    OdpowiedzUsuń
  11. Mozna, ale przy tych planszówkach dowodzilismy empirycznie ich grywalność pod mniejszym i większym wpływem czy na kacu, a nawet lzejszy bitewniak (jak rzeczony frostgrave) po dwoch trzech piwach robil się problematyczny. Ale osobiście odczytuję ten wpis nie jako dosłowne rozważanie czy i ile alkoholu pasuje do gier figurkowych, tylko jako pokazanie jak kiepski w odniesieniu do bitewniaków jest ten zwrot -albo jest nadużywany jako wytłumaczenie wad gry (ma te wszystkie błedy bo to ma być lekka gra dla zabawy przy browarku) albo jako określenie lekko zabarwione pogardą (ta gra jest tak kiepska, ze nadaje sie conajwyzej do piwa i precli) -mam wrażenie, że wogóle nie jest używany na określenie gry bez ciśnienia i przesadnego skomplikowania mechaniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja mam inne doświadczenia - określenie "Beer & Pretzels" znam właśnie jako "określenie gry bez ciśnienia i przesadnego skomplikowania mechaniki", a nie jako gra słaba, prostacka albo z wadami. Co kraj to obyczaj ;)

      Usuń
    2. Ale każdy jeden bitewniak (nawet Frostgrave) ma skomplikowaną mechanikę.

      Usuń
  12. Picie i żarcie jak najdalej od gier. Już widzę minę właściciela gry na którą ktoś wyleje szklankę browca. Dixit fakt dobra gra ale po LSD, inaczej do nie należy siadać bo to strata czasu. Czipsy, pizza, tłuste paluchy, soory ale nie przy stole z ludkami.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. O to właśnie mi chodziło. Picie i żarcie nie idzie w parze z figurkami. A co Dixita - alkohol w zupełności wystarczy. Tylko legalne narkotyki!

    OdpowiedzUsuń