niedziela, 20 sierpnia 2017

Nadchodzą legiony Vadera! Wróżenie z internetowych fusów na temat bitewniaka "Star Wars: Legion".

   
   Jednym z pierwszych tekstów na tym blogu był przegląd informacji, które "wyciekły" do sieci ponad rok temu i zwiastowały nadejście zupełnie nowego bitewniaka: "RuneWars: The miniature game". Na tamten czas - był to nie lada news. Wielka firma, wtedy jeszcze współpracująca z Games Workshop, rzuca wyzwanie swemu byłemu partnerowi, i podejmuje walkę na jego boisku. A przy tym stara się odświeżyć i urozmaicić gry w klimacie wielkiej, regimentowej bitwy, dodając do nich ukryte rozkazy, nietypowe kości oraz oczywiście mnóstwo kart i żetonów. 

   Ów nowy tytuł ukazał się na początku bieżącego roku i zebrał dość pozytywne opinie. Linia wydawnicza została znacznie rozbudowana. Jednak w Polsce nie odniósł sukcesu na miarę "X-winga". Być może przez cenę, być może przez pewną złożoność rozgrywki - a może to wina mało popularnego uniwersum? W każdym razie nie jest to nadal gra znajdująca się choćby w dziesiątce najchętniej wybieranych bitewniaków w naszym kraju. Prawdopodobnie w szerokim świecie jej popularność jest znacznie większa. Inaczej wydawca zza oceanu raczej nie szykował by kolejnego szturmu na pozycje, na których okopał się Games Workshop.

   Tym razem chodzi o grę figurkową opowiadającą o starciach małych oddziałów w uniwersum będącym mieszanką sf i fantasy. Takim, gdzie galaktyką włada potężny imperatora mający na swe rozkazy armię genetycznie zmodyfikowanych super-żołnierzy. Tylko że jeden setting znany jest każdemu fanowi fantastyki, drugi zaś -  chyba każdemu człowiekowi na Ziemi. Zaczyna się więc kolejna kosmiczna wojna handlowa. Nowa edycja "Warhammera 40.000" okazała się wielkim sukcesem, zarówno jeśli chodzi o opinie fanów jak i dochód. Ale w miniony weekend cały świat dowiedział się o konkurencyjnym tytule. czyli o bitewniaku "Star Wars: Legion".


"Szefie, czy dobrze robimy tego bitewniaka?"



Nowa nadzieja.

    Jak to bywa w przypadku zapowiedzi, dysponujemy niepełnymi informacjami o mającej się ukazać grze. Mamy oczywiście materiały udostępnione przez producenta, czyli Fantasy Flight Games. Przekazują nam one jak znakomitym i przełomowym tytułem jest nowy system, oraz na czym będzie z grubsza polegał. A ponieważ jego premierę ogłoszono w trakcie największego konwentu na świecie, Genconu, paru ludzi dobrej woli nagrało filmiki z prezentacji, by nawet mieszkańcy odległej Polski mogli zobaczyć, jak gra działa w praktyce.

    "Star Wars: Legion" będzie w miarę tradycyjnym bitewniakiem. To znaczy, że w pudełku z grą dostaniemy kilkadziesiąt (a dokładnie: 33) figurek, kostki, żetony, miarki i karty. Ale do pełni szczęścia i udanej zabawy będziemy potrzebować dodatkowo sporej płaskiej powierzchni i kilku - kilkunastu makiet. No i jeszcze trzeba będzie skleić i pomalować figurki... A wszystko po to, by na własnym stole stworzyć miniaturowy wycinek pustynnej (lub, lodowej, lub bagiennej...) planety, będący areną, na której zmierzą się siły praworządno-złe i chaotyczno-dobre. 


Jeszcze tylko pół roku i każdy będzie mógł kupić takie pudełko.


   Całość zabawy ma symulować szybką i dynamiczną walkę pomiędzy oddziałami Imperium i Rebelii. Jak to często w tego typu grach bywa, cele poszczególnych scenariuszy i misji mogą być w pewnym stopniu zróżnicowane - ale zawsze w ich realizacji pomocne będzie umiejętne robienie krzywdy wojskom przeciwnika.

  Znając ogólną ideę, przejdźmy do konkretów. Czym ten akurat bitewniak będzie się różnił od pozostałych? Zacznijmy może od tego, co typowe dla gier wydawanych przez FFG i jednocześnie rzadko spotykane w innych pozycjach - a mianowicie kostek. W wielu systemach kostki posiadające na ściankach wartości liczbowe służą do określania efektów różnych działań i wydarzeń. Tutaj kostki wyglądają zupełnie inaczej. Zamiast oczek czy cyfr mają na niektórych ściankach symbole sukcesu lub wzmocnienia. I tak skuteczność ataku jest rozpatrywana poprzez rzut pulą kości. Każdy sukces oznacza jedno trafienie. Dobrze ilustruje to poniższy obrazek:


Czterech żołnierzy Rebelii wystrzeliło ze swych strzelb blasterowych do oddziału speederów. W efekcie wypadł jeden sukces i jedno wzmocnienie. Które akurat w przypadku tego oddziału i tej broni nic nie daje. Za chwilę żołdacy Imperatora będą turlać odpowiednią kością obrony.

   Kolejne oryginalne rozwiązanie to system odmierzania różnego rodzaju zasięgów. W "Star Wars: Legion" zrezygnowano z realnie istniejących miar odległości takich jak popularne cale czy centymetry. Zamiast tego stosuje się różnego rodzaju linijki określające maksymalny zasięg ruchu czy ostrzału. Spójrzcie raz jeszcze na rysunek powyżej. Żołnierze Rebelii mają "szybkość" równą "2" - to te dwie czerwone kreski blisko prawego dolnego rogu karty. Zatem przesuwają się korzystając z linijki poruszania się nr 2. Zaś ich broń strzelecka ma zasięg 1-3 (liczby w niebieskich polach, pod nazwą broni). A więc mogą otworzyć ogień do wszystkiego, co jest nie dalej, niż długość odpowiedniej linijki. 

  Powyższe rozwiązania są doskonale znane wszystkim, którzy grali w "X-Winga". Ich wielkim plusem jest znaczne uproszczenie wszelkich czynności obliczeniowo-pomiarowych, które konsumują lwią część czasu przeznaczonego na grę oraz równie dużo mocy przerobowych naszego mózgowego procesora. Ale niestety - jesteśmy uzależnieni od komponentów dostarczanych przez producenta. I nie bądźcie naiwni - nie będą one kosztować tyle samo, co inne, bardziej popularne modele kości.


Najdroższe sześć kostek w moim życiu!
   Poświęćmy jeszcze chwilę mniej lub bardziej typowym oddziałom i przejdziemy potem do ogólnej mechaniki. W każdej grze bitewnej jednostki mają po kilka - kilkanaście parametrów, określających ich słabe i mocne strony. Popatrzcie na najmniej celnych żołnierzy wszech czasów.




   Po lewej stronie niebieskiego pola umieszczono podstawową kartę oddziału. Mamy więc symbol frakcji, do której przynależy, jego nazwę, ilość modeli (oprócz modelu dowódcy) i nieodzowny rysunek. Po lewej stronie umieszczono koszt oddziału i ikonki dopuszczalnych ulepszeń. Jest to rozwiązanie znane z "X-wing" - i bardzo dogodne z punktu widzenia marketingu. Za dodatkowe punktu możemy dodać nowych żołnierzy do jednostki, zmienić sprzęt i wyposażenie czy przydać specjalnych umiejętności. A wydawca może zwiększać atrakcyjność nowych zestawów, umieszczając w nich jakieś bardzo mocne karty; a więc nawet klient nie mający ochoty na tą akurat figurkę będzie miał powód, by ją kupić.
  
   W centrum pola opisano zdolności specjalne jednostki. Szturmowcy nie mają ich wiele, ale u takiego Luke'a Skywalkera czy Dartha Vadera prawie brakuje miejsca, by wymienić ich wszystkie możliwość.

    Po prawej stronie zamieszczono informacje o wartościach związanych z defensywą: pancerz, ilość tzw. hit pointów pojedynczego ludzika w oddziale i rodzaj używanej kostki podczas rzutów obronnych. Jeszcze niżej mamy sposób wykorzystania ikon wzmocnień, które mogą nam wypaść na kostkach i wspomniany już zasięg ruchu. A w dolnym rzędzie - wszystko o efektywności używanych broni.

Imperium kontratakuje.

  Oprócz samych zasad dotyczących walki i ściągania ludzików istotną częścią gier bitewnych są reguły dotyczące organizacji całości armii i dowodzenia. Podobno więcej warta jest armia baranów dowodzona przez lwa, niż na odwrót.

Pomimo obejrzenia kilku filmików z rozgrywki pokazowej, tą część mechaniki najtrudniej rozgryźć mi bez czytania instrukcji. Opis na stronie wydawcy też bardziej gmatwa, niż wyjaśnia sprawę:

Innovative Order Mechanics

At the beginning of each round of Star Wars: Legion, you and your opponent select a command card from your individual hands of command cards. The card that you select determines which player acts first throughout the round, and it also lets you deliver orders to a few of your units.
Ordering a unit in the command phase simply places an order token next to that unit. Then, during the activation phase, you have a choice—activate a unit that you ordered during the command phase, or draw a random order token from your order pool, which forces you to activate a unit of the same rank. Whether you want to guarantee you strike first or hold one unit’s attack until the last possible second, your command card gives you the means to deliver orders to your most important units
  Być może udało wam się coś z tego zrozumieć, ale niestety mnie ogarnęło jakieś zaćmienie. Na pewno ważną rolę odgrywają karty; określają one, który z graczy wykona pierwszy ruch. Przy tej okazji można położyć przy jednostkach żetony rozkazu. Następnie każdy gracz uruchamia swoje oddziały na zmianę. I może wykonać nimi dwie akcje (chyba że zasady specjalne mówią inaczej). Na pewno część tych akcji dotyczy ruchu, inna zaś atakowania. Aby określić dokładnie wszystkie możliwości, przydałaby się instrukcja. Która, jak to ma w zwyczaju FFG będzie udostępniona na stronie www na co najmniej kilka tygodni przed premierą tytułu. A do niej pewnie filmiki tłumaczące podstawy mechaniki.
Ciężkie jest życie dowódcy wysokiego szczebla w świecie Star Wars. Musisz być i sztabowcem, i pilotem, i strzelcem i dowódcą polowym. Do tego funkcje polityczne i administracyjne. No i oczywiście trening w Mocy. Nic dziwnego, że sprawy rodzinne leżą.
   W procesie aktywacji jednostek będą też miały znaczenie takie czynniki jak odległość od dowódcy armii czy owe enigmatyczne żetony. Wydaje się, że w jakiś sposób gwarantują nam one możliwość poruszenia oddziału w wybranym przez nas momencie. Zaś aktywacja jednostek, które zostały pozbawione rozkazu, będzie w pewnym stopniu uzależniona od losu. Być może w nieco podobnym sposób, jak w "Test of Honour"
  Typowe starcie ma trwać sześć tur. To może zniechęcić do kampienia i wymusić agresywną strategię. A także sprawić, że partia nie będzie ciągnęła się trzy godziny...
  Jeśli chodzi o pozostałe parametry gry, to można wnioskować o nich na podstawie zdjęć. Powierzchnia użyta do prezentacji "Star Wars: Legion" nie jest duża, na pewno mniejsza niż w przypadku "RuneWars: The miniatures game". Na moje oko podobna do tej w "X-wingu",;jakieś 90 na 90 lub 100 na 100 cm.
Pudełko ma zawierać figurki, kostki miarki, karty - i elementy terenu. Ale wydaje mi się, że nie znajdziemy w nim budynków z Tatooine, ale co najwyżej widoczne na stole barykady i skrzynki.

  Nazwa "starter" jest w przypadku gier bitewnych bardzo adekwatna. Wiadomo, że pierwsze pudełko to dopiero początek szaleństwa. Ten do omawianej gry kosztuje 90 dolarów, czyli jakieś 330 zł. To sporo, ale coraz częściej planszówki są właśnie tak wyceniane. Kłopot w tym, że wewnątrz nie czeka nas zbyt dużo dobrego. Figurek jest mniej niż na przykład w "Dark Imperium" do Wh40k - i znacznie mniej niż w podstawowym pudle do "A Song of Ice and Fire". Jakość modeli też stoi raczej na niższym poziomie, niż tych produkowanych przez Games Workshop. W dodatku będą one wykonane w skali 32mm. Przez co łatwiej będzie je pomalować, ale też nie będzie można użyć ludków z innej, nieco podobnej gry: "Star Wars: Imperial Assault".
  A pudło tak czy inaczej kupić trzeba; będzie zawierać niezbędne przybory. Jak również figurki do dwóch z trzech domniemanych frakcji w grze. Nie wiadomo natomiast, na ile będą wycenione różne zestawy dodatkowe. Niestety nie jestem w tej (i w wielu innych) kwestii optymistą. Dodatki do "Imperial Assault" potrafiły kosztować słono...
Wszyscy ci panowie wystąpią w bitewniaku. Tylko wyżsi i bardziej przypakowani.

Przebudzenie mocy
      Czas kończyć prezentację i pobawić trochę we wróża Macieja. Jaka przyszłość czeka ten system? Czy odniesie sukces równie wielki, jak "X-WIng" czy też może zostanie zapomniany po kilku latach? 

     Na pewno "Star Wars: Legion" ma kilka mocnych zalet. Akcję gry osadzono w najbardziej popularnym uniwersum fantastycznym. Jeżeli ktoś będzie szukał bitewniaka, w którym może pokierować osobistymi krokami Vadera, to dostanie właśnie ten tytuł.

      Kolejnym plusem wydają się być zasady. Jak w przypadku wszystkich gier FFG na pewno nie będą doskonałe - ale za to relatywnie proste do ogarnięcia (szczególnie w porównaniu do innych bitewniaków) i szybkiego przyswojenia. Liczne podobieństwa do "X-winga" karzą przypuszczać, że o zwycięstwie w grze w dużej mierze będzie decydować odpowiednie skonfigurowanie oddziałów i wyekwipowanie ich w najlepsze dodatki. Ale taka już natura tego rodzaju gier: dobra rozpiska to od 50 do 90% sukcesu. Niemniej jednak gra będzie raczej z gatunku tych szybkich i prostych.


Armia Imperium znajdująca się w starterze. Nic dziwnego, że muszą niszczyć planety, skoro nie mają ludzi, by je obsadzić.

    Oba powyższe czynniki sprawiają, że ten system może być często kupowany przez tatusiów, którzy chcieliby wreszcie zagrać ze swymi pociechami jak równy z równym w grę figurkową. A niekoniecznie mają ochotę wprowadzać małoletnich w mało pedagogiczne  tło fabularne "Warhammera 40.000" czy "Gry o Tron". Ponadto może on trafić do tych, którym jednak bliżej do planszówek, bo bitewniaki zniechęcają koniecznością poznania wielu stron zasad czy pomalowanie kilkudziesięciu figurek. Tutaj jest ich znacznie mniej, a wszystkie istotne zasady od razu zaprezentowano na zgrabnych i ładnych kartach.

    I tutaj dochodzimy do plusów ujemnych. "Star Wars: Legion" będzie pełnej krwi bitewniakiem. Czyli grą bardziej dla modelarzy i malarzy, stawiającą przed ludźmi pozbawionymi tego typu inklinacji sporą barierę. Wspomniane wyżej dzieci i gracze w planszówki mogą wybrać tytuły, w których figurek nie trzeba ani składać, ani malować. Czyli na przykład "X-winga" albo "Imperial Assault". To może znacznie ograniczyć jego popularność.

    Jednak gdyby zestawić ze sobą mocne i słabe strony tej gry, to wydaje się, że można przewidzieć jej powodzenie. Na pewno nie stanie się najlepiej sprzedającym bitewniakiem na świecie, ale dzięki wspomnianym atutom i zdecydowanemu promowaniu - wybiorą go tysiące mniej lub bardziej doświadczonych graczy. Być może jakaś część z nich będzie Polakami? Możliwe jest bowiem wydanie go naszym ojczystym języku przez Galaktę - tak jak wydano inne bitewniaki ze świata Gwiezdnych Wojen. Linia wydawnicza będzie z pewnością rozwijana, i tylko kwestią czasu jest pojawienie się Chewbacc'i czy Jabby. Tak czy inaczej - przybył nam jeszcze jeden bitewniak. Co pokaże FFG za rok? Figurkową "Legendę Pięciu Kręgów"? Skirmishowego "Netrunnera"? Już czekam!


Bojownicy o wolny kosmos! Niewielu ich, ale przeciwnik też niezbyt liczny.




   


14 komentarzy:

  1. Faktycznie wygląda prawie jak X-Wing :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby zgasić światło w pokoju, byłyby nie do odróżnienie :)

      Usuń
  2. Mam mieszane uczucia. Ze trzy lata temu pewnie bym był mocno zafascynowany. Teraz i model sprzedażowy FFG zaprezentowany w X-wing i Armadzie, jak i eksploatacja licencji mocno mnie ostudziły.

    "A wydawca może zwiększać atrakcyjność nowych zestawów, umieszczając w nich jakieś bardzo mocne karty; a więc nawet klient nie mający ochoty na tą akurat figurkę będzie miał powód, by ją kupić."
    Jeśli tak miałoby być (numer znany z X0wing i Armady) to ja za nawet nie zamierzam się zastanawiać na wejściem w to i odpuszczam.

    BTW można zobaczyć jak wygląda z bliska modela Luka - Sorastro na swoim kanale zamieścił film z malowaniem. Widać, że model składa się z trzech elementów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz pokazuje, że gra nie jest kierowana do wyjadaczy, co najchętniej zagraliby w bitwy w świecie Diuny, ale na mechanice Impetvsa. Ale początkujący, którzy dopiero zaczynają zabawę z figurkami i jeszcze nie znają wszystkich opcji, mogą się jak najbardziej skusić.

      Usuń
  3. Witam,

    W Armadzie jeszcze nie jest (a przynajmniej nie było do niedawna) takie chamskie zjawisko jak w Xach, gdyż np. ważne karty były jako "promki" na turniejach. Wiec można było sobie oszczędzić parę złotych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to by mogło ograniczyć sprzedaż "ważnych kart". Lepiej dodawać je do modeli będących w normalnej ofercie. Oczywiście lepiej dla wydawcy.

      Usuń
  4. Gra wygląda bardzo fajnie, extra modele i widać że stół nie jest taki duży więc musi się szybko dziać potyczka to na plus

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten stół to wersja "demo". Pełna wersja gry toczyć się będzie na stole 3'x6' czyli 2x takim jak widać na zdjęciach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to znaczy, że docelowo będzie też więcej figurek, pewnie co najmniej dwa razy więcej niż w podstawowym pudełku. Taka liczebność uzasadniałaby mechanikę kart rozkazów i tych żetonów. Oraz zasięgu dowodzenia.

      Usuń
  6. Te żatony rozkazów to zpewne jak w zakazanych gwiazdach. JEDEN z nich kłądziemy sobie zakryty (jako "wybrany"). Jak przychodzi pora naszej aktywacji - odsłaniamy go. I tutaj ciut inaczej niż w Gwiazdach - aktywujemy jednostkę wskazaną na tym żetonie ALBO losujemy jeden z niewybranych żetonów i aktywujemy wylosowaną jednostkę. Czyli jesteśmy w stanie zadziałać i mamy wpływ, który oddział aktywuje się jako pierwszy ALBO jako ostatni. Natomisat pozostałe oddziały - o kolejności ich aktywacji decyduje los :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za artykuł. Mimo wszystko nie chcę, nie interesuje mnie ta gra i na pewno w nią nie zagram, ani nawet nie spojrzę z pogrardą w stronę półki na której będzie leżeć :) Gry w tym uniwersum, które lubię, mnie jakoś nie kręcą, a i FFG jak do tej pory ze swoją raczej przeciętną jakością materiału do figurek, nie zachęca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem i po części podzielam tą opinię. Tą o jakości figurek w 100%. Ale jak ktoś mnie kiedyś zaprosi na partyjkę, w dogodnym terminie, to sobie raczej nie odmówię. Ale pieniążków nie wydam.

      Usuń
  8. > ...po to, by na własnym stole stworzyć miniaturowy wycinek pustynnej (lub, lodowej, lub bagiennej...) planety

    Zawsze bardzo podobały mi się planety z jednym klimatem. Cała planeto to pustynia. Cała planeta, to bagno. Cała planeta to arktyka. Urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może tak rzeczywiście jest w kosmosie? Spójrzmy chociaż na Marsa lub Księżyc - wszędzie taki sam krajobraz.

      Usuń