W ostatnich miesiącach zacząłem odczuwać niedosyt imprez stricte bitewniakowych w Polsce. W Anglii to mają konwenty... Dziesiątki wystawców, setki gier, tysiące odwiedzających. A figurek nie da się policzyć.
Tymczasem u nas... Figurki i gry figurkowe występują na masowych eventach. Niestety często w roli skromnego dodatku do głównych atrakcji, takich jak cosplayerki, grupy rekonstrukcyjne, Carice van Houten czy Dawid Kwiatkowski. Jeśli już się pojawią - to są to najpopularniejsze gry. Czyli te, za którymi stoi najlepiej finansowana machina marketingowa i dystrybucyjna. A więc: tytuły od Games Workshop, Fantasy Flight Games. Ewentualnie zostanie zaprezentowana pozycja nawiązująca tematycznie do danej imprezy. Na przykład historyczne gry wojenne na "Grenadierze".
W Ameryce wszystko jest większe, nawet konwenty. Zdjęcie z konwentu Nova, liczącego sobie podobno 1500 uczestników. |
Ale nadal brakuje czegoś stricte figurkowego. Imprezy, która koncentrowałaby się na wszelkiej maści bitewniakach, tych najbardziej popularnych oraz tkwiących w nieco głębszych niszach. Takiej, gdzie można by zająć się każdym aspektem tego hobby: pograć, pogadać na temat fluffu, mechaniki, ulubionych i znienawidzonych gier, pomalować, uzupełnić kolekcję podręczników i figurek, zapoznać się z nowościami oraz zapowiedziami, a wreszcie dotknąć rąbka szaty sław figurkowego świata.
Wtem niespodziewanie, niczym cios gladiatora, pojawiła się informacja o konwencie "Gladius". Gdy tylko ją ujrzałem, pomyślałem sobie: "Szczęściarz ze mnie! Chcę czegoś, i to dostaję!"
To był 12 kwietnia 2017 roku. Początkowe informacje na jej temat były skromne. Podano konkretną datę i miejsce. Ale szczegółowy program dopiero powstawał. Organizatorzy zapraszali do jego tworzenia wszystkich fanów, ludzi prowadzących kluby gier bitewnych oraz wydawców i dystrybutorów.
Pomyślałem wówczas, że warto się zaangażować osobiście. Wszak program jest otwarty i można umieścić w nim wszystko, co się z figurkami wiąże.
Rozpiska.
Całość przedsięwzięcia była koordynowana przez dwóch ludzi: Ryszarda "Raleena" Kitę i Macieja "Xardasa" Drążkiewicza. Obaj są istotnym postaciami w środowisku warszawskich fanów gier bez prądu (szczególnie tych, którzy wolą historyczne strategie od euro). Warto wspomnieć o takich ich zasługach jak aktywna animacja klubu "Agresor", organizacja konwentu "Strategos", opieka nad forum czy udzielanie się w innych imprezach związanych (mniej lub bardziej) z wargamingiem i historią ("Pola chwały", "Grenadier"). Jak widać, za organizację "Gladiusa" wzięli się weterani.
Jak już napisałem, program konwentu był otwarty. Czyli każdy mógł zgłosić własną atrakcję: nie zależnie od tego, czy byłeś fanem, czy sprzedawcą i dystrybutorem, czy też może autorem i wydawcą własnego systemu, mogłeś napisać do organizatorów - i byłeś witany z otwartymi rękami. Bardzo mi to pasowało, pojawiła się znakomita okazja do promowania "Hail Caesar" :). Oczywiście nie tylko ja myślałem w ten sposób. W krótkim czasie lista atrakcji zaczęła się zapełniać. Naturalne było, że do udziału w konwencie zgłosili się wydawcy współpracujący od lat z forum strategie.net.pl - tacy jak Oddział Ósmy, Assault Publishing czy GM Boardgames. Oprócz nich udział zapowiedziały inne wydawnictwa i sklepy, m.in Warlord Games Polska, White Tree, Hexy, Tereny do gier czy Army Case. Profesjonaliści zostali wsparci przez fanów. Nie trzeba było wiele czasu, by program spęczniał, niczym Amerykanin na wyprzedaży hamburgerów. Trochę żałowałem, że patronat wydawnictwa Osprey Games ograniczył się do wysłania podręczników, które później stanowiły nagrody dla tych, którzy przygotowali najfajniejsze prezentacje. Z chęcią posłuchałbym o "Ghost Archipelago" albo zagrał w "Pikeman's Lament".
Ale nie uprzedzajmy faktów.
Strategia.
Idea "Gladiusa" pochłonęła mnie, zapragnąłem wcześniej dowiedzieć się więcej i wesprzeć organizatorów. Owocem tego zrywu był wywiad z Maćkiem Drążkiewiczem. Dzięki niemu mogłem się dowiedzieć (a następni ci, którzy przeczytali wpis), jakie były zamiary organizatorów, o co im chodziło? W zamyśle impreza miała służyć temu, by fani gier figurkowych mogli poznać nowe (często niszowe, tzn. nie wydawane przez Games Workshop) gry, oraz poznać grających w nie ludzi. Siłą rzeczy była więc ona przygotowywana z myślą o tych, którzy nie tylko są już są zainteresowani (i to nie platonicznie!) bitewniakami, ale chcą też poszerzyć swe horyzonty. Oraz są gotowi do pokazania innym własnej pasji (oczywiście pod warunkiem, że chodzi o gry figurkowe, a nie np. walki kogutów).
Taka strategia owocowała jednak pominięciem atrakcji, które teoretycznie mogłyby znaleźć się w programie imprezy figurkowej. Z założenia postanowiono o nieorganizowaniu żadnego turnieju.
Mało też było atrakcji dla przypadkowych odwiedzających - to znaczy takich, którzy wpadli na konwent z ulicy, z dziećmi, babcią i psem. Chociaż moim zdaniem, jeśli ktoś podejmuje wysiłek dostania się na tego typu imprezę, raczej nie znalazł się na niej, bo kostki dały taki wynik w tabeli losowych spotkań. Odwiedzającego musiało choć trochę ciągnąć do figurek. Zaś jak każdy dorosły wie, czasem trzeba godzić pasję z innymi rolami życiowymi.
Tak czy inaczej, na konwencie nie było farbek do malowania twarzy, waty cukrowej i kucyka do przejażdżek. Tylko czyste, bitewniakowe mięso.
Stół i makiety.
Jak już wiecie, całość imprezy odbyła się na piątym piętrze budynku Wydziału Instalacji Budowlanych, Hydrotechniki i Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej przy ulicy Nowowiejskiej 20. Wystartowała w piątek, 16tego czerwca - i trwała przez cały weekend aż do niedzieli wieczór.
Moim zdaniem warunki terenowe sprzyjały przebiegowi imprezy. Gdy już udało się dotrzeć na górę budynku (winda mimowolnie sprzyjała integracji ;) ), można było niemal od razu rzucić się w wir konwentowych atrakcji. Istotną część stanowił bowiem korytarz, długi i szeroki. Można więc było rozmieścić na nim kilka pokaźnych stołów, na których prezentowano w sumie aż kilka gier bitewnych. A dodatkowo wcale nie utrudniało to przechodzenia.
Reszta atrakcji odbywała się w salkach wykładowo - warsztatowych. I to rozwiązanie sprawdziło się jeszcze lepiej - moim zdaniem. W większych z nich rozstawiono stoiska sprzedawców i wystawców oraz stoły do gier. W mniejszych - same stoły do gier. Standardowe wyposażenie pomieszczeń znakomicie zdało egzamin jako akcesoria do bitewniaków. Ze stołów można było ustawić zgrabne blaty, na krzesłach przysiąść, lub odstawić w kąt. A ostatecznie zostawało na tyle miejsca, że prezentujący i odwiedzający mogli w komforcie (bez nadmiernego gwaru i hałasu, na dostatecznie dużej przestrzeni) zajmować się figurkami.
Przebieg rozgrywki.
W trakcie "Gladiusa" wystąpiłem w dwóch rolach. Przybyłem tam jako zwykły fan i zwiedzający, chcący poznać jak najwięcej gier i ogólnie przez dwa dni zanurzyć się w figurkowym klimacie. Ale też chciałem pokazać innym uczestnikom dwie gry, którymi według mnie warto się zainteresować. Przytargałem więc figurki i podręczniki do "Hail Caesar" oraz "Dragon Rampant".
Zacząłem od rekonesansu w piątkowe popołudnie. Okazało się, że w tym czasie konwent ruszył ostro z kopyta. Toczyły się już pierwsze walki o Cypr. Byłem pod wrażeniem wielkiej makiety i małej skali figurek. Obserwując zmagania Greków z Turkami (w ramach systemu "Cold War Commander"), można było poczuć strategiczny rozmach. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym starciu, to polecam wpis na stronie The Node.
Udało mi się też odbyć dłuższą rozmowę z Marcinem Gerkowiczem, szefem Assault Publishing. W jej trakcie opowiedział mi sporo o grze "Shadows in the Void". Słuchając go, czułem, że znalazłem się we właściwym miejscu. Gra jawiła się jako bardzo interesująca, na pewno warta rozważenia jako alternatywa dla "Dropfleet Commander", a już na pewno mechanicznie dużo bardziej intrygująca od "X-winga".
Ale największe wrażenie zrobiły na mnie figurki.
Dość szybko udało mi się zarezerwować i przygotować stanowisko prezentacyjne, zapragnąłem więc zapoznać się bliżej z tym, co oferował "Gladius". Podekscytowany krążyłem od stołu do stołu, patrzyłem na rozkładane gry i mówiłem sobie "Jutro i w niedzielę zagram sobie i pogadam dłużej z ludźmi, którzy je przedstawiają".
Druga tura.
Przybywszy w sobotę rano na miejsce, skoncentrowałem się jednak na tych prezentacjach, za które byłem sam odpowiedzialny. Wkrótce zresztą zjawił się Dumny Puchacz i udzielił wsparcia. W efekcie mieliśmy co pokazać i czekaliśmy na zainteresowanych.
I tu pojawiła się pewna immanentna trudność, która niejednemu dała się już we znaki. Polega ona na tym, że nie można być w dwóch miejscach jednocześnie. Nie dałem rady na raz pokazywać rozgrywek i uczestniczyć w innych atrakcjach. Jeżeli miałbym z czegoś w tej imprezie być niezadowolony - to właśnie z tego faktu. Tylko że znalazłem się w tej sytuacji na własne życzenie, na przyszłość wyciągnę wnioski i pewnie zorganizuję to jakoś inaczej.
Tymczasem pokazy, moim zdaniem, udały się. Gospodarzyłem zarówno w rozgrywce "Dragon Rampant" jak i Hail Caesar".
Niestety, przez prowadzenie własnych pokazów ominął mnie udział w kilku cudzych. Na szczęście, z pomocą znanego już Łukasza Mańkowskiego udało mi się zagrać w "Beyond the gates of Antares".
Ominęło mnie mnóstwo atrakcji: prelekcje, pełny pokaz "Prawem i lewem" czy "Fields of Glory: Renaissance" i bliższe przyjrzenie się ofercie stoisk. Na szczęście jednak trafiłem na dwie gry, które zrobiły na mnie kolosalne, pozytywne wrażenie.
Pierwsza z nich to "Wojnacja" - system totalnie niezależny i niekomercyjny. Jak każde porządne dzieło fantasy, i ta gra posiada własne uniwersum, z rasami, państwami i historią, czerpiące pełnymi garściami z rożnych miejsc i okresów realnego świata. Rozgrywka przedstawia starcia mały oddziałów; w zasadzie band. Jeśli znasz "Mordheim", to mniej więcej wiesz o co chodzi.
Stanowisko "Wojnacji" intrygowało zgromadzonymi akcesoriami: były tam łuki, sztylety i rękawice płytowe - oraz pewnie inne sprzęty, których już teraz nie pamiętam. Ponadto w prezentacji gry brały kobiety płci żeńskiej, co było wyjątkiem na "Gladiusie".
Na mnie jednak największe wrażenie zrobiła sama gra. Bardzo prosta, szybka i tania (pod tym ostatnim względem bijąca na głowę wszystko, o czym pisałem do tej pory na "Bitewniakowych pograniczach"). Do tego - nie wymagająca dużo miejsca. To chyba najmniejszy powierzchniowo bitewniak, jaki widziałem. Zaś mechanika jest jednocześnie prosta, grywalna, realistyczna - i zadowalająco zrównoważona jeśli chodzi o proporcje między losowością a decyzyjnością. Wkrótce będzie mogli przeczytać tutaj o "Wojnacji" znacznie więcej; kupiłem bowiem podręcznik i mam zamiar realnie pograć!
Druga gra, która mnie zafascynowała, stanowi antytezę "Wojnacji". Zamiast bójek małych grup - uporządkowane walki toczone przez wielotysięczne armie. Zamiast abstrakcyjnej fantastyki - próba dość wiernego oddania realiów pewnego konfliktu zbrojnego.
Chodzi mi o system "Bogowie Wojny - Lee". Ta gra to znakomity przykład tego, jak fajna mechanika może sprawić, że nawet mało atrakcyjny temat staje się interesujący. Dzięki skali przyjętej w grze można wczuć się w klimat wielkiej, toczącej się na przestrzeni kilkunastu mil bitwy. Do tego dochodzą takie elementy jak blef, gospodarowanie zasobami (w postaci potencjału dowodzenia głównodowodzącego i jego podwładnych), pewna doza losowości w kontrolowaniu działań oddziałów - i wpływ dowódców na funkcjonowanie jednostek.
A oprócz tego wszystkie klasyczne elementy bitewniaka, takie jak przesuwanie modeli, czy rozpatrywanie starć między oddziałami.
Na razie "Bogowie Wojny - Lee" są jeszcze dopracowywani. Zasady są testowane, figurki "się robią". System ma mieć premierę na jesieni tego roku. I już teraz nie mogę się doczekać; będę szukał sposobności by zagrać. Na pewno też będę chciał przedstawić wam go na "Bitewniakowych pograniczach".
Sprawdzenie warunków scenariusza i punkty zwycięstwa.
Dobra impreza to taka, z której żal wychodzić. I tak właśnie czułem się w niedzielę wieczorem. Żałowałem, że część prezentujących i wystawców była obecna tylko w sobotę. Żałowałem, że koło 20tej ogarniało mnie zmęczenie i nie dawałem rady. I żałowałem, że pora już opuścić przebogaty świat figurek i wrócić do żmudnej rzeczywistości.
Ale nie żałowałem swojego uczestnictwa. Z mojego punktu widzenia "Gladius" spełnił wszystkie oczekiwania. Pokazałem ulubione gry i poznałem kilka nowych, z czego dwie były dla mnie małymi objawieniami. Troszeczkę brakowało mi stoisk (szczególnie w niedzielę), z atrakcyjnymi, promocyjnymi ofertami. Ale może to i lepiej, kto wie, do czego doprowadziłby szał zakupów?
Nie mogę się więc doczekać kolejnej edycji, w którą również mam zamiar się zaangażować.
Czy jednak "Gladius" jako konwent odniósł sukces?
To zależy od przyjętych kryteriów. Na pewno spełnił on rolę integrującą i edukacyjną. Cieszyłem się z możliwości poznania nowych systemów i zajmujących się nimi ludźmi. Pod jednym dachem udało się zgromadzić bardzo różnorodne tytuły. Do tego jeszcze prelekcje na tematy stricte bitewniakowe... Fani bitewniaków mieli w czym przebierać na imprezie. Ale czy przebierali?
Nie liczyłem frekwencji; na tak zwane oko oszacowałbym ją na kilkadziesiąt - sto kilkadziesiąt osób, które odwiedziło w sumie konwent. Czy to dużo, czy mało? Trudno powiedzieć. Bitewniaki to niszowa zabawa, zaś te prezentowane na "Gladiusie" należały do wyjątkowo hmmm... unikatowych.
Gdyby liczebność odwiedzających miała być priorytetem, można by ją zwiększyć poprzez zwiększenie liczby atrakcji, dodanie turniejów czy konkursów, położenie nacisku na jakieś bardziej znane i grane systemy. Nie zaszkodziła by w tym też bardziej intensywna promocja.
Weźmy jednak pod uwagę, że przygotowanie imprezy z jeszcze bardziej naładowanym programem mogłoby przekraczać możliwości czasowe dwójki organizatorów. Na pewno stworzenie czegoś większego wymaga też większego sztabu.
Istnieją przypuszczenia, że to długi weekend spowodował mały napływ gości. W pewnym stopniu nie są one pozbawione podstaw - jeden z moich kumpli wybrał wycieczkę zamiast figurek. Niemniej jednak w ten sam weekend miały miejsce dwa inne wydarzenia figurkowe, które zgromadziły niemałą publiczność: turniej "Dust'a" (też w Warszawie) i premiera nowej edycji "Warhammera 40k". A gdyby program imprezy odnosił się do tego drugiego tematu? Gdyby odbyła się prelekcja na temat zmian, nauka gry i konkurs, w którym można wygrać starter? Czy zjawiło by się wtedy przynajmniej czterdziestu uczestników więcej?
Na pewno można by wymyślać dodatkowe punkty programu godzinami. Tylko że dwóch organizatorów nie ma fizycznej możliwości spełnienia różnorodnych oczekiwań. Aby jeszcze bardziej rozbudować program, konieczne jest pełniejsze zaangażowanie różnych środowisk fanowskich oraz szeroko rozumianej branży figurkowej.
Niemniej jednak taka liczba uczestników sprawiła, że uczestnictwo było (przynajmniej dla mnie) komfortowe. Nie było tłoku, hałasu, duchoty, nikt nie "pożyczył sobie" figurek i nie popsuł makiet. Efektem ubocznym umiarkowanej frekwencji było więc dostosowanie konwentu do warunków lokalowych.
Reasumując - "Gladius" wypełnił związane z nim oczekiwania. Był imprezą gdzie ludzie siedzący już w figurkowym hobby mogli poszerzyć swoje horyzonty. W dodatku wszystko wskazuje na to, że konwent ten ma spory potencjał. Nie brakuje ludzi gotowych go wspierać: przygotowywać pokazy, prelekcje czy naukę gry. "Gladius" może też być atrakcyjnym miejscem dla firm. Możliwe jest, że impreza urośnie: będzie na niej jeszcze więcej prezentacji, jeszcze więcej stoisk i wykładów - wreszcie więcej odwiedzających.
Może też z czasem nieco zmieni swój charakter? Być może zachowana zostanie zasad "zero turniejów", ale pojawią się konkursy? Będą prezentowane bardziej popularne systemy?
Czas pokaże. Ale najlepsze w "Gladiusie" jest to, że nawet, jeśli się wcale nie zmieni, to i tak będzie znakomitą imprezą. Taką, którą warto odwiedzić, i na własne oczy przekonać się, jak zróżnicowany i rozbudowany jest świat gier figurkowych.
Do zobaczenia na "Gladiusie 2018"!
PS. Jak już napisałem, ominęło mnie wiele ciekawych rzeczy. W dodatku w niniejszym opisie pominąłem takie detale jak znakomite identyfikatory - informatory, kwestię wyżywienia czy dokładny spis wszystkich gier. Dlatego, byście mieli pełny obraz imprezy, przygotowałem dla was zestawienie relacji z konwentu. Jeśli przejrzycie je, będziecie się mogli poczuć, jakbyście tam chociaż trochę byli. W sumie dają one niemal kompletny przegląd "Gladiusa", godzina po godzinie, atrakcja po atrakcji.
Relacja autorstwa Raleena - część 1.
Relacja autorstwa Raleena - część 2
Relacja autorstwa psborsuka.
Relacja autorstwa Dragon Warriora
Relacja autorstwa Ciszy
Relacja autorstwa Sarmora
Relacja autorstwa Marcina Sowy
Rozpiska.
Całość przedsięwzięcia była koordynowana przez dwóch ludzi: Ryszarda "Raleena" Kitę i Macieja "Xardasa" Drążkiewicza. Obaj są istotnym postaciami w środowisku warszawskich fanów gier bez prądu (szczególnie tych, którzy wolą historyczne strategie od euro). Warto wspomnieć o takich ich zasługach jak aktywna animacja klubu "Agresor", organizacja konwentu "Strategos", opieka nad forum czy udzielanie się w innych imprezach związanych (mniej lub bardziej) z wargamingiem i historią ("Pola chwały", "Grenadier"). Jak widać, za organizację "Gladiusa" wzięli się weterani.
Znudził Ci się figurkowy mainstream? Infinity i Saga stały się banalne? Na tym forum znajdziesz ludzi, regularnie grających w systemy mogące zaspokoić nawet najbardziej wyrafinowane gusta. |
Ale nie uprzedzajmy faktów.
Strategia.
Idea "Gladiusa" pochłonęła mnie, zapragnąłem wcześniej dowiedzieć się więcej i wesprzeć organizatorów. Owocem tego zrywu był wywiad z Maćkiem Drążkiewiczem. Dzięki niemu mogłem się dowiedzieć (a następni ci, którzy przeczytali wpis), jakie były zamiary organizatorów, o co im chodziło? W zamyśle impreza miała służyć temu, by fani gier figurkowych mogli poznać nowe (często niszowe, tzn. nie wydawane przez Games Workshop) gry, oraz poznać grających w nie ludzi. Siłą rzeczy była więc ona przygotowywana z myślą o tych, którzy nie tylko są już są zainteresowani (i to nie platonicznie!) bitewniakami, ale chcą też poszerzyć swe horyzonty. Oraz są gotowi do pokazania innym własnej pasji (oczywiście pod warunkiem, że chodzi o gry figurkowe, a nie np. walki kogutów).
Taka strategia owocowała jednak pominięciem atrakcji, które teoretycznie mogłyby znaleźć się w programie imprezy figurkowej. Z założenia postanowiono o nieorganizowaniu żadnego turnieju.
Mało też było atrakcji dla przypadkowych odwiedzających - to znaczy takich, którzy wpadli na konwent z ulicy, z dziećmi, babcią i psem. Chociaż moim zdaniem, jeśli ktoś podejmuje wysiłek dostania się na tego typu imprezę, raczej nie znalazł się na niej, bo kostki dały taki wynik w tabeli losowych spotkań. Odwiedzającego musiało choć trochę ciągnąć do figurek. Zaś jak każdy dorosły wie, czasem trzeba godzić pasję z innymi rolami życiowymi.
Tak czy inaczej, na konwencie nie było farbek do malowania twarzy, waty cukrowej i kucyka do przejażdżek. Tylko czyste, bitewniakowe mięso.
Stół i makiety.
Jak już wiecie, całość imprezy odbyła się na piątym piętrze budynku Wydziału Instalacji Budowlanych, Hydrotechniki i Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej przy ulicy Nowowiejskiej 20. Wystartowała w piątek, 16tego czerwca - i trwała przez cały weekend aż do niedzieli wieczór.
Moim zdaniem warunki terenowe sprzyjały przebiegowi imprezy. Gdy już udało się dotrzeć na górę budynku (winda mimowolnie sprzyjała integracji ;) ), można było niemal od razu rzucić się w wir konwentowych atrakcji. Istotną część stanowił bowiem korytarz, długi i szeroki. Można więc było rozmieścić na nim kilka pokaźnych stołów, na których prezentowano w sumie aż kilka gier bitewnych. A dodatkowo wcale nie utrudniało to przechodzenia.
Pokój, jakich tysiące w polskich instytucjach. A już niedługo zostaną w nim stoczone epickie starcia! |
Reszta atrakcji odbywała się w salkach wykładowo - warsztatowych. I to rozwiązanie sprawdziło się jeszcze lepiej - moim zdaniem. W większych z nich rozstawiono stoiska sprzedawców i wystawców oraz stoły do gier. W mniejszych - same stoły do gier. Standardowe wyposażenie pomieszczeń znakomicie zdało egzamin jako akcesoria do bitewniaków. Ze stołów można było ustawić zgrabne blaty, na krzesłach przysiąść, lub odstawić w kąt. A ostatecznie zostawało na tyle miejsca, że prezentujący i odwiedzający mogli w komforcie (bez nadmiernego gwaru i hałasu, na dostatecznie dużej przestrzeni) zajmować się figurkami.
Przebieg rozgrywki.
W trakcie "Gladiusa" wystąpiłem w dwóch rolach. Przybyłem tam jako zwykły fan i zwiedzający, chcący poznać jak najwięcej gier i ogólnie przez dwa dni zanurzyć się w figurkowym klimacie. Ale też chciałem pokazać innym uczestnikom dwie gry, którymi według mnie warto się zainteresować. Przytargałem więc figurki i podręczniki do "Hail Caesar" oraz "Dragon Rampant".
Zacząłem od rekonesansu w piątkowe popołudnie. Okazało się, że w tym czasie konwent ruszył ostro z kopyta. Toczyły się już pierwsze walki o Cypr. Byłem pod wrażeniem wielkiej makiety i małej skali figurek. Obserwując zmagania Greków z Turkami (w ramach systemu "Cold War Commander"), można było poczuć strategiczny rozmach. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym starciu, to polecam wpis na stronie The Node.
Udało mi się też odbyć dłuższą rozmowę z Marcinem Gerkowiczem, szefem Assault Publishing. W jej trakcie opowiedział mi sporo o grze "Shadows in the Void". Słuchając go, czułem, że znalazłem się we właściwym miejscu. Gra jawiła się jako bardzo interesująca, na pewno warta rozważenia jako alternatywa dla "Dropfleet Commander", a już na pewno mechanicznie dużo bardziej intrygująca od "X-winga".
Ale największe wrażenie zrobiły na mnie figurki.
Kluczową rolę w tej grze odgrywa namierzanie przeciwnika. Na zdjęciu pojazd radarowy, pomagający w radiolokacji. |
Oczywiście znajomość pozycji wroga na nic się nie zda, gdy nie ma czym do niego strzelać. |
Wszędzie dobrze, ale w bunkrze najlepiej. |
Więcej informacji o tej grze tutaj. |
Dość szybko udało mi się zarezerwować i przygotować stanowisko prezentacyjne, zapragnąłem więc zapoznać się bliżej z tym, co oferował "Gladius". Podekscytowany krążyłem od stołu do stołu, patrzyłem na rozkładane gry i mówiłem sobie "Jutro i w niedzielę zagram sobie i pogadam dłużej z ludźmi, którzy je przedstawiają".
Wojska papieża i jego sprzymierzeńców szykują się do obrony przed armią króla Francji (i jego sprzymierzeńców). |
Jedna z najbardziej klimatycznych rzeczy w historii wojskowości - las pik. |
Druga tura.
Przybywszy w sobotę rano na miejsce, skoncentrowałem się jednak na tych prezentacjach, za które byłem sam odpowiedzialny. Wkrótce zresztą zjawił się Dumny Puchacz i udzielił wsparcia. W efekcie mieliśmy co pokazać i czekaliśmy na zainteresowanych.
Nie ważne, czy Sycylia będzie biedna, czy bogata. Ważne, żeby była kartagińska! |
Podaruj drugie życie figurkom do WFB! |
I tu pojawiła się pewna immanentna trudność, która niejednemu dała się już we znaki. Polega ona na tym, że nie można być w dwóch miejscach jednocześnie. Nie dałem rady na raz pokazywać rozgrywek i uczestniczyć w innych atrakcjach. Jeżeli miałbym z czegoś w tej imprezie być niezadowolony - to właśnie z tego faktu. Tylko że znalazłem się w tej sytuacji na własne życzenie, na przyszłość wyciągnę wnioski i pewnie zorganizuję to jakoś inaczej.
Tymczasem pokazy, moim zdaniem, udały się. Gospodarzyłem zarówno w rozgrywce "Dragon Rampant" jak i Hail Caesar".
Stół wyszykowany do drugiej bitwy pokazowej. |
Dorosła samica drony przyucza młode w trudnej sztuce wypatrywania ofiary. Czytała Krystyna Czubówna. |
Pierwsza z nich to "Wojnacja" - system totalnie niezależny i niekomercyjny. Jak każde porządne dzieło fantasy, i ta gra posiada własne uniwersum, z rasami, państwami i historią, czerpiące pełnymi garściami z rożnych miejsc i okresów realnego świata. Rozgrywka przedstawia starcia mały oddziałów; w zasadzie band. Jeśli znasz "Mordheim", to mniej więcej wiesz o co chodzi.
Stanowisko "Wojnacji" intrygowało zgromadzonymi akcesoriami: były tam łuki, sztylety i rękawice płytowe - oraz pewnie inne sprzęty, których już teraz nie pamiętam. Ponadto w prezentacji gry brały kobiety płci żeńskiej, co było wyjątkiem na "Gladiusie".
Na mnie jednak największe wrażenie zrobiła sama gra. Bardzo prosta, szybka i tania (pod tym ostatnim względem bijąca na głowę wszystko, o czym pisałem do tej pory na "Bitewniakowych pograniczach"). Do tego - nie wymagająca dużo miejsca. To chyba najmniejszy powierzchniowo bitewniak, jaki widziałem. Zaś mechanika jest jednocześnie prosta, grywalna, realistyczna - i zadowalająco zrównoważona jeśli chodzi o proporcje między losowością a decyzyjnością. Wkrótce będzie mogli przeczytać tutaj o "Wojnacji" znacznie więcej; kupiłem bowiem podręcznik i mam zamiar realnie pograć!
Bitwa o wygódkę - rozstawienie wojsk. |
Koło płotu trwają zacięte walki. |
Żołnierz w śmiertelnym pojedynku z wielkim pająkiem! |
Już druga edycja! Zazwyczaj bywa tak, że kolejne wersje są lepsze od poprzednich. |
Druga gra, która mnie zafascynowała, stanowi antytezę "Wojnacji". Zamiast bójek małych grup - uporządkowane walki toczone przez wielotysięczne armie. Zamiast abstrakcyjnej fantastyki - próba dość wiernego oddania realiów pewnego konfliktu zbrojnego.
Chodzi mi o system "Bogowie Wojny - Lee". Ta gra to znakomity przykład tego, jak fajna mechanika może sprawić, że nawet mało atrakcyjny temat staje się interesujący. Dzięki skali przyjętej w grze można wczuć się w klimat wielkiej, toczącej się na przestrzeni kilkunastu mil bitwy. Do tego dochodzą takie elementy jak blef, gospodarowanie zasobami (w postaci potencjału dowodzenia głównodowodzącego i jego podwładnych), pewna doza losowości w kontrolowaniu działań oddziałów - i wpływ dowódców na funkcjonowanie jednostek.
A oprócz tego wszystkie klasyczne elementy bitewniaka, takie jak przesuwanie modeli, czy rozpatrywanie starć między oddziałami.
Na razie "Bogowie Wojny - Lee" są jeszcze dopracowywani. Zasady są testowane, figurki "się robią". System ma mieć premierę na jesieni tego roku. I już teraz nie mogę się doczekać; będę szukał sposobności by zagrać. Na pewno też będę chciał przedstawić wam go na "Bitewniakowych pograniczach".
Amerykańskie pole bitwy. |
Nie tylko ja byłem zainteresowany tą grą. |
Okrągłe żetony to element blefu. Część z nich może być oddziałami, część zaś to tylko patrole. Tylko które są które? |
Sprawdzenie warunków scenariusza i punkty zwycięstwa.
Dobra impreza to taka, z której żal wychodzić. I tak właśnie czułem się w niedzielę wieczorem. Żałowałem, że część prezentujących i wystawców była obecna tylko w sobotę. Żałowałem, że koło 20tej ogarniało mnie zmęczenie i nie dawałem rady. I żałowałem, że pora już opuścić przebogaty świat figurek i wrócić do żmudnej rzeczywistości.
Ale nie żałowałem swojego uczestnictwa. Z mojego punktu widzenia "Gladius" spełnił wszystkie oczekiwania. Pokazałem ulubione gry i poznałem kilka nowych, z czego dwie były dla mnie małymi objawieniami. Troszeczkę brakowało mi stoisk (szczególnie w niedzielę), z atrakcyjnymi, promocyjnymi ofertami. Ale może to i lepiej, kto wie, do czego doprowadziłby szał zakupów?
Nie mogę się więc doczekać kolejnej edycji, w którą również mam zamiar się zaangażować.
Czy jednak "Gladius" jako konwent odniósł sukces?
To zależy od przyjętych kryteriów. Na pewno spełnił on rolę integrującą i edukacyjną. Cieszyłem się z możliwości poznania nowych systemów i zajmujących się nimi ludźmi. Pod jednym dachem udało się zgromadzić bardzo różnorodne tytuły. Do tego jeszcze prelekcje na tematy stricte bitewniakowe... Fani bitewniaków mieli w czym przebierać na imprezie. Ale czy przebierali?
Nie liczyłem frekwencji; na tak zwane oko oszacowałbym ją na kilkadziesiąt - sto kilkadziesiąt osób, które odwiedziło w sumie konwent. Czy to dużo, czy mało? Trudno powiedzieć. Bitewniaki to niszowa zabawa, zaś te prezentowane na "Gladiusie" należały do wyjątkowo hmmm... unikatowych.
Gdyby liczebność odwiedzających miała być priorytetem, można by ją zwiększyć poprzez zwiększenie liczby atrakcji, dodanie turniejów czy konkursów, położenie nacisku na jakieś bardziej znane i grane systemy. Nie zaszkodziła by w tym też bardziej intensywna promocja.
Weźmy jednak pod uwagę, że przygotowanie imprezy z jeszcze bardziej naładowanym programem mogłoby przekraczać możliwości czasowe dwójki organizatorów. Na pewno stworzenie czegoś większego wymaga też większego sztabu.
Cesarz lubi to! Gladius po lewej. |
Istnieją przypuszczenia, że to długi weekend spowodował mały napływ gości. W pewnym stopniu nie są one pozbawione podstaw - jeden z moich kumpli wybrał wycieczkę zamiast figurek. Niemniej jednak w ten sam weekend miały miejsce dwa inne wydarzenia figurkowe, które zgromadziły niemałą publiczność: turniej "Dust'a" (też w Warszawie) i premiera nowej edycji "Warhammera 40k". A gdyby program imprezy odnosił się do tego drugiego tematu? Gdyby odbyła się prelekcja na temat zmian, nauka gry i konkurs, w którym można wygrać starter? Czy zjawiło by się wtedy przynajmniej czterdziestu uczestników więcej?
Na pewno można by wymyślać dodatkowe punkty programu godzinami. Tylko że dwóch organizatorów nie ma fizycznej możliwości spełnienia różnorodnych oczekiwań. Aby jeszcze bardziej rozbudować program, konieczne jest pełniejsze zaangażowanie różnych środowisk fanowskich oraz szeroko rozumianej branży figurkowej.
Niemniej jednak taka liczba uczestników sprawiła, że uczestnictwo było (przynajmniej dla mnie) komfortowe. Nie było tłoku, hałasu, duchoty, nikt nie "pożyczył sobie" figurek i nie popsuł makiet. Efektem ubocznym umiarkowanej frekwencji było więc dostosowanie konwentu do warunków lokalowych.
Reasumując - "Gladius" wypełnił związane z nim oczekiwania. Był imprezą gdzie ludzie siedzący już w figurkowym hobby mogli poszerzyć swoje horyzonty. W dodatku wszystko wskazuje na to, że konwent ten ma spory potencjał. Nie brakuje ludzi gotowych go wspierać: przygotowywać pokazy, prelekcje czy naukę gry. "Gladius" może też być atrakcyjnym miejscem dla firm. Możliwe jest, że impreza urośnie: będzie na niej jeszcze więcej prezentacji, jeszcze więcej stoisk i wykładów - wreszcie więcej odwiedzających.
Może też z czasem nieco zmieni swój charakter? Być może zachowana zostanie zasad "zero turniejów", ale pojawią się konkursy? Będą prezentowane bardziej popularne systemy?
Czas pokaże. Ale najlepsze w "Gladiusie" jest to, że nawet, jeśli się wcale nie zmieni, to i tak będzie znakomitą imprezą. Taką, którą warto odwiedzić, i na własne oczy przekonać się, jak zróżnicowany i rozbudowany jest świat gier figurkowych.
Do zobaczenia na "Gladiusie 2018"!
PS. Jak już napisałem, ominęło mnie wiele ciekawych rzeczy. W dodatku w niniejszym opisie pominąłem takie detale jak znakomite identyfikatory - informatory, kwestię wyżywienia czy dokładny spis wszystkich gier. Dlatego, byście mieli pełny obraz imprezy, przygotowałem dla was zestawienie relacji z konwentu. Jeśli przejrzycie je, będziecie się mogli poczuć, jakbyście tam chociaż trochę byli. W sumie dają one niemal kompletny przegląd "Gladiusa", godzina po godzinie, atrakcja po atrakcji.
Relacja autorstwa Raleena - część 1.
Relacja autorstwa Raleena - część 2
Relacja autorstwa psborsuka.
Relacja autorstwa Dragon Warriora
Relacja autorstwa Ciszy
Relacja autorstwa Sarmora
Relacja autorstwa Marcina Sowy
Bardzo ciekawe hmmm sprawozdanie. Dobrze, że coś takiego pojawiło się na mapie PL, a do tego bez konieczności włączania klimatyzacji jeśli dobrze zrozumiałem część o komforcie uczestnictwa ;-)
OdpowiedzUsuńBogowie pogody sprzyjali organizatorom, nie było ani za ciepło, ani za zimno. Bo gdyby było, to włączenie klimatyzacji nastręczałoby fundamentalnych problemów :)
UsuńW Warszawie odbywała się w terminie Gladiusa jeszcze jedna duża impreza i według mnie to ona odciągnęła sporą cześć potencjalnych uczestników.
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/valkiria.net/photos/ms.c.eJxlkkEOBTEIQm80Qa1V73~_xSf7iJ~;PcEgQKNVleRdZJSx~;1Y3~;EyuuLuAIcXVzFzK2lQ~_U7haus5dVEanGKXq5hnorldZ064ByN~_NIqIr36iabXDJUlcorNa~_hlZtTxQySIeKxNgwt69GpsmGdd6ayEGwkxYbINCy6YbdAZAyfFn5DGBdMbXhn9e8ULp2eYJg~-~-.bps.a.10156035739382908.1073741838.48906147907/10156035745152908/?type=3&theater
Wow! Valkiria żyje i w dodatku przyjechała do Warszawy!
UsuńA na marginesie przypomnienia o Dniu Czołgisty - wygląda na to, że gargantuiczna obfitość i różnorodność, jaką można współcześnie obserwować na rynku gier przenosi się też w sferę imprez. Każdy znajdzie coś dla siebie, coś co jest precyzyjnie dopasowane do własnego gustu. A to oznacza, że coraz trudniej będzie o zorganizowanie na prawdę masowego eventu, mogącego być frekwencyjną konkurencją dla np. Pyrkonu.
Super relacja. Powodzenia przy następnym Gladiusie. Z własnego doświadczenia wiem, że jak coś pokazujesz na konwencie, lub jesteś związany z jego obsługą, to raczej mało zobaczysz i prawie na pewno nie pograsz... Ale taka już kolej rzeczy, ktoś musi pracować, by ktoś mógł się bawić... Powodzenia przy następnym konwencie!
OdpowiedzUsuńPrzy prezentacji też się dobrze bawiłem - niemniej jednak niedosyt pozostał. Ale to dobrze - lepszy niedosyt niż przesyt.
UsuńCoś za coś. Na pewno będziesz czuł się lepiej, jeśli kilku z odwiedzających namówiłeś na prezentowane przez Ciebie systemy ;)
UsuńTak właśnie się stało. Wczoraj robiliśmy z bratem kolejną prezentację HC w sklepie FGB i przyszły aż 3 zorientowane osoby!
UsuńJa cały czas żałuję, że nie zapoznałem się wystarczająco dobrze z systemami ma których mi zależało - Dropfleet Commander, Shadow in the Void czy właśnie Hail Ceasar. Jak byś organizował pokazy tego ostatniego to dawaj znać.
UsuńNo ale jestem także bardzo zadowolony zainteresowaniem jakie wywołał Cold War Commander.
Pokazy Hail Caesar organizuję z bratem cyklicznie - w każdy pierwszy piątek miesiąca o 17.30 w sklepie Figurkowe Gry Bitewne. Jak łatwo obliczyć - następny w sierpniu, czwartego.
UsuńW CWC najbardziej mi się spodobała skala. Wreszcie walki o coś więcej, niż jedna wioska :)
"Kobiety płci żeńskiej" hehe. Dzięki za relację, sam bym pewnie oszalał na miejscu na widok tylu gier, w które z chęcią bym zagrał. Co do Wojnacji to sam się przyglądam, podręcznik za dychę wydaje się być dobrą inwestycją, chyba zamówię, bo widziałem na mgle.
OdpowiedzUsuńZa dwa tygodnie - recenzja "wojnacji". Ale z tego co widziałem, podręcznik można ściągnąć za darmo ze strony systemu.
UsuńWiem, ale lubię papier. Ogólnie mam jakiś fetysz podręczników do gier, samo kolekcjonowanie mnie jara :P No i czekam na recenzję :)
UsuńAle ten podręcznik jest inny niż wszystkie. Mam ich niemało w swej kolekcji, i ten jest zaiste wyjątkowy. Zresztą - proszę o cierpliwość! Jeszcze tylko dwa tygodnie...
UsuńMnie też kupili. Od dwóch tygodni wyciągnąłem swoje 28mm i maziam.
UsuńDzięki za podzielenie się wrażeniami z wydarzenia :)
OdpowiedzUsuńDo usług! Zapraszam do lektury innych raportów; widać z nich, że tych wrażeń było dużo dużo więcej.
UsuńRozbudowana, rzeczowa, a przede wszystkim ciekawa relacja!
OdpowiedzUsuńTo miły komplement, ale jednak trochę niezasłużony. Za dużo stałem przy jednym stole, by móc napisać pełną relację. Dlatego zapraszam do lektury tych zalinkowanych :)
UsuńSuper relacja ale jak patrze na te malutkie modele z perspektywy malarza to aż ciarki mnie przechodzą
OdpowiedzUsuńRadzę sobie z tym problemem, starając się patrzy z perspektywy gracza spoglądającego na stół do gry. Ten punkt widzenia wybacza wiele niedoskonałości malarskich :)
UsuńTu muszę przyznać, że ilościowo to mnie solidnie Hail Caesar przeraził na żywo. Właśnie przez wzgląd na świetny poziom wymalowania ;)
UsuńDziękuję, wszyscy staraliśmy się, żeby te ludki wyglądały fajnie :)
Usuń