Zacznę od podziękowań. Bardzo się
cieszę, że mój poprzedni tekst zachęcił do refleksji i dzielenia się własnymi
przemyśleniami w komentarzach. Wasze słowa były dla mnie bardzo inspirujące. Na
pewno więc napiszę w przyszłości o:
- postrzeganych przeze mnie przyczynach wolnego
tempa rozwoju bitewniakowych zasad;
- tym, co ciągnie ludzi do
bitewniaków;
- i czym różni się bitewniak od
planszówki - a przede wszystkim od pseudobitewniaka.
Ale to jeszcze nie dziś. Czekajcie
cierpliwie, bo mam w zanadrzu mnóstwo dużo ciekawszych tematów. Ale dziś -
wątek wakacyjny.
![]() |
Piwo, cizia i precel. Brak bitewniaków na tym zdjęciu nie jest przypadkiem. Chyba, że za element bitewniakowy uznać pomalowaną figurkę. |
UWAGA - WPIS NAMAWIA DO UŻYWANIA ALKOHOLU! JAKO TAKI, NIE
JEST ZALECANY DLA KOBIET W CIĄŻY I MŁODZIEŻY DO LAT 18TU!
Jeśli
interesujecie się bitewniakami już jakiś czas, to pewnie zdarzyło się wam
usłyszeć termin "beer & pretzel game". Termin ten bywa tłumaczony
na polski jako "gra do piwa i precli". Co on dokładnie oznacza? Co
oznaczać powinien? Kiedy te słowa padają w dyskusji o bitewniakach? Czemu gier
tego typu nie można kupić w supermarketach w dziale "piwo i słone przekąski"
(tak jak można kupić tam talie kart)? I wreszcie - czemu nawet najprostszy
bitewniak nie nadaje się do tego typu rozrywki?
O co kaman?
Jeśli czegoś nie ma w google,
podobno nie ma tego w ogóle. Tymczasem tego typu gry mają nawet swoją definicję
w wikipedii!
https://en.wikipedia.org/wiki/Beer_and_pretzels_game
Jeśli jesteś zbyt leniwy, by
klikać w linka i otwierać nowe okno, to przytoczę jej najważniejsze punkty.
Mianowicie - gry do piwa i precli mają łatwe do oponowania zasady, odznaczają
się dużą losowością i ujmują poruszany w nich temat w lekki sposób. Nie
wymagają też od grających dużego skupienia. Definicja może i trafna - ale
według mnie nieco zbyt ostrożna. Zupełnie pomijająca kluczowe słowo
"beer". Więc wystąpię tu ze swoją własną. Gra do piwa i precli to
taka, w którą możesz efektywnie grać tak długo, jak długo jesteś w stanie
kontrolować zwieracze. Taka, której zasady opanowujesz w pełni przed dopiciem
pierwszego browca. Taka, która wnosi do zwykłej pijatyki subtelną wartość
dodaną, wzbogaca wchłanianie trunków - zamiast w nim przeszkadzać.
Wyobrażacie sobie partyjkę
jakiegoś bitewniaka w takich warunkach? Bo ja tak - wiele bowiem jestem w
stanie sobie wyobrazić.
W mordę, kopę lat, no to
starterek, jedziemy z terenami. Na drugą nóżkę, co tam wystawiasz! pochujało
cie, ryczerze sie nie kalkulujo. Wole finlandie, ale poza tym to wódki i
pacierza nie odmawiam... O sorry, nie chiaem rozlć, iusz fyćrm.. Moja armta est
d dupyyy?! Chyba kurwa twoja! No to na zgode, żby nsze dzić miay bgtych rdzicuff...
Inicjatywka! Kurwa, jebana kstka, pod szafe poszła, chuj, bdziemy rzcać z
intrnetu, a ficiłeś te te teledsk.?. Hik! Dbra, gramy, uwga! Kltwa Nurgla -
błeeeeeee!!! Ha ha ha - jak się zrbiło miesce, to trzba polć.
A na drugi dzień:
Otrzymałeś wiadomość tekstową:
"Stary, sorry za wczoraj. Jak dostanę wypłatę, to ci odkupię smoka".
No więc - niby można grać w
bitewniaki podczas ostrego picia - ale to podobnie jak z prowadzeniem auta po
alkoholu. Lepiej tego nie robić, koszta mogą być zbyt wysokie w stosunku do
ilości funu. A mimo to w dyskusjach o różnych grach i rozgrywkach czasami
pojawiają się omawiane dziś słowa. Najczęściej padają one jako odpowiedź na
żale i frustracje graczy, którzy źle czują się z brakiem balansu gry w którą
grali. Albo jakaś jednostka jest za słaba, albo jakiś matchup jest wybitnie
niekorzystny, albo losowość irytuje zamiast cieszyć. I wtedy dostają ripostę:
"Nie spinaj się. Jak nie umiesz przegrywać, to daruj sobie pamperki. Ja
tam sobie cisnę z kumplami klimatyczne gry do piwa i precli i wszyscy się
dobrze bawimy!" Mówiąc krótko: "Jak to nie podoba ci się nasz Turniej
Melodyjnego Pierdzenia? Jakiś dziwny jesteś..." W niektórych grach
bitewnych losowość ma bowiem odgrywać fundamentalną rolą, odzwierciedlać zamęt
pola bitwy. It's not a bug -
it's a feature, jak mawiał klasyk.
![]() |
Klimatyczna gra do piwa i precli. 0,5 ukryte w wieży, puszki z browarami odgrywają rolę Mistycznych Obelisków. A do zakąszania - figurki. |
A ja uważam, że czasami można się
na tą losowość i brak balansu pogniewać. Wyobraźmy sobie gracza, który najpierw
ładuje grubą kasę w gruby podręcznik i figurki. A potem poświęca - dni,
tygodnie, miesiące - na opanowanie zasad, sklejenie i pomalowanie figurek.
Startuje w pierwszej bitwie - i oczywiście jest klepany przez bardziej
doświadczonego oponenta niczym opel u wiejskiego blacharza. Przełyka gorycz
pierwszej porażki. Poświęca - tygodnie, miesiące, lata - na dokupienie i
pomalowanie nowych figurek, wyłapanie różnych luk i korzyści w przepisach,
zdobywanie doświadczenia w pojedynkach i poznawanie przeciwnika. Potem
przychodzi co do czego - i rzuca najpierw 1 na zranienie, w następnej rundzie 1
na ilość ran - a trzecia runda jest rozgrywana tylko po to, by formalności
stało się zadość.
Podsumowując - jeśli ktoś mówi o
bitewniaku: "gra do piwa i precli" - to zazwyczaj ma na myśli
wspomnianą na początku dużą rolę czynnika losowego. Ale najczęściej jest to
wymówka, mająca usprawiedliwić niedopracowanie mechaniki i balansu gry. Jednak
żaden bitewniak (nawet taki jak X-Wing, w którym można grać jedną figurką - i
to fabrycznie pomalowaną) grą do piwa i precli być nie może. Po pierwsze
- wymaga dużego zaangażowania w naukę i opanowanie zasad. Po drugie -
najczęściej jednak wymaga znacznych nakładów finansowych i czasowych w
przygotowanie do rozgrywki - i to od wszystkich graczy. Po trzecie - ciężko
grać w te gry na luzie - wymagają bowiem dużego skupienia, pilnowania zasad i
sprawdzania na bieżąco różnych zmiennych i zależności. A poza tym - rzadko
kiedy pozwalają na zabawę więcej niż dwóm osobom na raz. No i przeszkadzają w
piciu. Butelki i kufle kiepsko wyglądają wśród makiet i figurek - a chodzić po nie
do innego stołu niewygodnie. A w miarę wzrastania poziomu promili we krwi coraz
trudniej o zachowanie płynnego ciągu gry i uniknięcie realnych strat.
Podsumowując - jeśli usłyszysz o
jakimś bitewniaku "gra do piwa i precli" - to nie nastawiaj się na
jadącą po bandzie pijacką zabawę, ale raczej na czerpanie satysfakcji z fajnie
pomalowanych figurek i lightowej, przyjaznej atmosfery gry. Bo przecież nie z
dopracowanych, sprawiedliwych, zrównoważonych, płynnych i łatwych do opanowania
zasad.
No dobrze. Już wiemy, że
bitewniaki nie nadają się do piwa/wódki i precli. Ale każdy dobry publicysta
nie tylko wskazuje i nazywa problem, ale stara się też zaproponować
rozwiązanie.
Oto:
5 przetestowanych w stanie
nieważkości gier, realnie uatrakcyjniających picie z przyjaciółmi i kumplami.
1. Agenci molocha.
![]() |
Jeśli zobaczysz tą okładkę w sklepie - kupuj! Jeśli Ci nie podejdzie - sprzedasz za grubą kasę na allegro. |
Jedna z wielu gier, których akcja
dzieje się w uniwersum Neuroshimy. Fabuła jest gęsta - razem ze znajomymi
jesteście oddziałem żołnierzy, mających do wykonanie serię misji, których
powodzenie może przesądzić o wyniku kampanii. Być może dzięki waszym staraniom
złowroga sztuczna inteligencja zwana Molochem odniesienie śmiertelną ranę. Nie
może zatem pozostać obojętna na wysiłki wrogich jej ludzi. Dlatego nasyciła ich
szeregi tytułowymi Agentami (Molocha). Część z grupy to cyborgi, nie do
odróżnienia na pierwszy i drugi rzut oka od ludzi. A ponieważ dowództwo nie
wie, kto dokładnie gra na dwa fronty - wysłało do walki wszystkich. W praktyce
się okaże, kto ma w żyłach olej zamiast krwi!
Sama gra to "mafia na sterydach".
Zasady panujące w oddziale nijak się mają do wojskowej dyscypliny - rozkazy są
poddawane głosowaniu, nowych oficerowie są promowani, gdy starzy utracili votum
zaufania... Bajzel - ale zabawny bajzel. Mnóstwo okazji do snucia domysłów,
rzucania i przekierowywania podejrzeń i oskarżeń. Pokazów pokerowego bleffu,
oracji godnych Saula Goodmana. A to wszystko przy na prawdę prostych zasadach.
Całość rozgrywki trwa w porywach do 30 minut, grać może nawet 10 osób! I to za
cenę mniejszą niż blister figurek. Oczywiście
pudełeczko z grą zawiera jakieś dodatki, bonusowe zasady, wątki fabularne - ale pomimo wielu
rozegranych partii - nigdy nie były mi ani moim znajomym potrzebne.
2) Potwory w Tokio.
![]() |
Niby gra dla dzieci... ale to dobrze! Jeśli ogarnie ją sześciolatek - to i pijany trzydziestolatek da radę! |
Tym razem fabuła jest prostsza.
King Kong, Godzilla, Cthulhu, Gigantyczny Robot Kosmitów i tym podobne
indywidua zebrały się w Tokio, by raz na zawsze rozstrzygnąć kwestię - kto z
nich jest największym madafaką na dzielni. A rozstrzygnąć to łatwo - pokonując
pretendentów, lub widowiskowo szerząc śmierć i zniszczenie wśród skośnookich
mieszkańców!
Tyle o treści. Mechanika zabawy
jest wyjątkowo prosta - turlamy kostkami z różnymi symbolami - możemy się
leczyć, atakować, zdobywać punkty i specjalne potworne moce. Jeśli jakiś układ
wylosowanych symboli nam nie pasuje - możemy przerzucić niektóre z kostek. I
tak aż do uzyskania jako pierwszy dwudziestu punktów zwycięstwa - albo
pozostania ostatnim żywym na placu boju.
Dużą zaletą tego tytułu jest
prostota zasad oraz to, że daje ona sporo frajdy zarówno w mniejszym (2-3 osoby)
jak i większym gronie. Kosztuje nieco więcej - ale nadal jest tańszy od wielu
figurek. Tym razem więcej zależy od losu niż od charyzmy - może się zatem
szczególnie spodobać tym, którzy nawaleni popadają w melancholię i nie mają
ochoty na debaty.
3) Bang! Gra kościana.
![]() |
Może okładka i grafiki niekoniecznie zachęcają. Ale zawsze można dorobić własne :) |
Z dalekiego wschodu przenosimy
się do krainy, gdzie padają strzały z nikąd - na Dziki Zachód! Gdzieś na
północny zachód od Rio Diablo, w Tomb Town bandyci postanowili wyrównać
rachunki z szeryfem i jego przydupasami. Strzelanina rozpętała się nocą. Nikt
nie wiedział, czy mierzy do swego kompana, czy do wroga...
To kolejna gra, w której
występują dwa (a w porywach - trzy) zwalczające się stronnictwa. Tym razem
konfrontacja jest bardziej bezpośrednia. Do tego w starcie wmieszało się
przejeżdżające nieopodal plemię czerwonoskórych. Poziom chaosu i zamieszania w
grze sięga sufitu, przebija go i robi grilla na dachu. Mechanicznie gra podobna
jest do opisywanych powyżej - mamy specjalne kostki, staramy się zgadnąć po
działaniach współgraczy - kto wróg, kto przyjaciel. I udajemy, że gramy inną
rolę, niż w rzeczywistości.
Całość - znów banalnie prosta do
ogarnięcia, zabawna i ciesząca dużą grupę ludzi na raz - za niewielkie
pieniądze.
4) Dixit.
![]() |
To wersja podstawowa. Dobra na start. Ale polecam też Dixit Odyseja. |
A teraz coś z zupełnie innej
beczki. To jest taka gra, którą trudno objaśnić bez osobistego kontaktu. Każdy
z graczy ma kilka kart z obrazkami. Jeden z nich wybiera jedną, nadaje jej
tytuł i kładzie rewersem do góry. Pozostali tymczasem szukają w swoich zbiorach
takiej, do której ten tytuł również pasuje. Każdy dodaje swój wybór do
początkowej karty. Są one tasowane i odsłaniane. Teraz trzeba zgadnąć - którą
kartę położył autor tytułu. Z tym, że tytuł nie może być zbyt prosty do
zgadnięcia. Jeśli wszyscy pozostali gracze trafnie wskażą kartę - autor tytułu
nie dostaje żadnych punktów. Ani nie za trudny. Bo brak trafnych wskazań - to
też brak punktów.
Nie wiem, jak to wam brzmi. Po
powyższym opisie zasady mogą wydawać się proste - lub wprost przeciwnie. Ale
clou gry są obrazki. Mocno niejednoznaczne, i niekiedy niepokojące. Na przykład
takie:
Albo takie:
I dajcie im taki tytuł żeby ktoś
z grających zgadł. Ale nie taki, żeby zgadli wszyscy.
W grze zdobywa się punkty za
dobrze dobrane tytuły (nie za trudne i nie za łatwe), trafne odgadnięcia i
dołożenie kart, które zostaną wskazane przez innych graczy.
Gra ta cieszy się opinią
nietypowej, rozbudzającej kreatywność i zdolności poetyckie, otwierającej
podświadomość... Nie was nie zrażą te hipsterskie banialuki. Grałem w nią nie
raz - i za każdy razem tym bardziej cieszyła, im więcej pustych butelek stało
na stole. Pojawiały się coraz bardziej odjechane pomysły, coraz bardziej
pieprzne i jadące po bandzie hasła. Było warto, więc i wam, moi czytelnicy -
polecam:) Jak wszystkie poprzednie tytuły - i ten jest relatywnie (punktem
odniesienia niech będzie przeciętny box figurek) tani oraz banalnie prosty do
opanowania.
5) Boże Igrzysko. Magnaci.
![]() |
Aż chce się krzyknąć: "Hańba!" i rzucić buzdygan na podłogę! |
Na koniec gra, która mogłaby na
niejednym sprawić wrażenie ciężkiego, strategicznego tytułu. Przed nami około
300 lat historii Rzeczypospolitej szlacheckiej. Każdy z graczy kontroluje
potężną magnacką familię. I chce wyrwać dla siebie jak największy kawał sukna.
A jeśli ma być gorszy od swych rywali - to i dla własnej prywaty Rzeczpospolitą
podpalić!
Nie będę się szczegółowo
rozpisywał nt zasad. Chodzi w nich o ukrytą licytację. Każdy z graczy posiada
karty o różnej "sile" i używa ich do pozyskiwania bonusów oraz
rozwiązywania kryzysów które spadają na dawną Polskę, Litwę i Ruś z
nieuchronnością poniedziałkowego kaca.
Ze wszystkich opisanych dziś gier
ta jedna może wydawać się bardziej złożona i wymagająca myślenia. Ale jeśli
jesteś w stanie opanować zasady dowolnego bitewniaka - te będą dla Ciebie
igraszką. Trwa też nieco dłużej niż pozostałe (około 1,5 godz), wymaga nieco
większego skupienia - i pozwala na wspólną zabawę maksymalnie pięciu osobom. W
dodatku jest nieco droższa (ale nadal tańsza od boxa figurek - pod warunkiem,
że jest to box z dużym potworem, wydany przez Games Workshop) od pozostałych.
Ale tematyka gry sprawia, że grać w nią na trzeźwo to gorzej niż pomyłka - to
profanacja!
I to tyle na dziś... Na zdrowie!
p. s. Jakby strona spłatała psikusa i wyświetliła dwa takie same komentarz, jeden po drugim - to usunę "kopię bezpieczeństwa". Dla dobra czytelności dyskusji.