Czas pędzi do przodu niczym rycerz na koniu z piosenki Nocnego Kochanka. Jednym z przejawów tego przykrego zjawiska jest fakt, że wciąż młody system, jakim jest "Age of Sigmar" funkcjonuje na rynku już prawie dwa lata. Jednak samo w sobie niewiele to znaczy. Każdej innej grze można by wyliczyć jej wiek, ale nie byłoby to zbyt inspirujące zajęcie.
Temu jednemu tytułowi warto jednak poświęcić więcej uwagi. Uderzył on bowiem niczym wielki meteoryt w światek gier bitewnych. Towarzyszyło mu wielkie wymieranie, które jednak stało się okazją dla innych growych organizmów.
Dwa lata życia sprawiają, że "Age of Sigmar" jest ciągle młodym organizmem. I z wielu powodów ciągle budzi silne emocje. A przynajmniej takie reakcje najczęściej widać w Internecie. Przy czym owe skrajności najczęściej osiągają wartości ujemne. Łatwo napotkać objawy nie tyle niechęci - co wręcz hejtu. Wydaje się, że w niektórych kręgach w dobry tonie jest przywitać się z kumplem słowami: "Cześć Janusz, jak leci, Age of Shitmar to gówno". Oczywiście dla tego typu emocji trzeba szybko znaleźć jakieś uzasadnienie - by nie wyjść na wściekłego ze złości nienawistnika, lecz pozostać w roli uniesionego słusznym gniewem eksperta i konesera. A więc po wyrażeniu nieprzychylnego stanowiska pojawiają się ważkie argumenty: to system na okrągłych podstawkach, zabił starego dobrego battla, a poza tym figurki są brzydkie.
Głosy z przeciwnej strony barykady nie są tak głośne. Wygląda na to, że ludzie, którym akurat przypadła do gustu nowa (wciąż) propozycja Games Workshop, nie czują nieodpartego przymusu afiszowania się ze swymi preferencjami. Rzadko wyrażeniu aprobaty dla "AoS" towarzyszy pogarda dla innych gier, lub ludzi, którzy w nie grają. Za to również w tym wypadku pojawiają się powody, dla których jest to fajna gra: głównie takie, że jest prosta, tania i nadaje się do beznapinkowych rozgrywek (przy piwie i preclach!).
Obserwuję takie postawy od jakiegoś czasu i pewnego dnia wpadł mi do głowy pomysł na wpis (którego owoce zaraz poznacie, o ile nie przestaniecie czytać). A gdyby tak zebrać te opinie o Age of Sigmar, jakie są powielane w różnych krótkich sieciowych wypowiedziach - i skonfrontować z faktami? Ciekawe, co z tego wyjdzie?
Jako, że nie czuję się ani przeciwnikiem, ani orędownikiem "AoS" mam nadzieję, że uda mi się przyjąć w miarę obiektywne stanowisko. W dodatku realnie udało mi się zagrać w tą grę kilkanaście razy (czego nie można powiedzieć choćby o "Epicu", "Inquisitorze" czy "Bogach Wojny: Napoleonie"). Wobec tego - może podołam zadaniu zweryfikowania sześciu mitów o "Age of Sigmar"? To się zaraz okaże...
Mit pierwszy. To jest system dla dzieci!
Niektórzy uważają, że pewne uproszczenia, które występują w tej grze zostały doprowadzone do absurdu. Czy można poważnie traktować grę, której zasady liczą sobie cztery strony? Albo taką, w której nie funkcjonują oddziały w formacjach? Albo też pozbawioną kosztu punktowego figurek? No i nie zapominajmy o największym bezeceństwie, jakiego dopuścili się autorzy - możliwości wystawienia w jednej armii krasnoludów, demonów i orków! A do tego jeszcze zasady dotyczące udawania konia, patrzenia koledze głęboko w oczy i zapuszczania wąsów...
No panie, jak tak można?! Toż to dziecinada, a nie gra figurkowa dla poważnych, dojrzałych mężczyzn!
Gdyby więc uporządkować to, co przemawia za rzekomą infantylnością systemu, wychodzą nam następujące punkty:
a) łatwe i krótkie zasady
b) brak punktów określających koszt jednostek
c) dowolność w kompozycji armii (dobieranie figurek według własnego widzimisię)
d) dziwne zasady, wymagające wygłupiania się przy grze
Przejedźmy się po kolei po tych opiniach.
ad a) Może będzie to kontrowersyjne, ale uważam, że proste i krótkie reguły są bardziej dla dużych chłopców, niż tych, którzy jeszcze nie muszą pracować i utrzymywać własnej rodziny. Dlaczego tak myślę? Z powodu prozaicznych ograniczeń czasowych. Jeśli ma się na głowie tysiąc spraw (i drugie tyle zaległych), to zwyczajnie nie ma gdzie wcisnąć czytania kilkusetstronicowych podręczników i tylko o połowę chudszych ksiąg armijnych. A potem uczyć się ich w stopniu pozwalającym na w miarę płynną grę. Dlatego właśnie sądzę, że im krótsze reguły, tym większa szansa, że dorosły człowiek realnie z nich skorzysta. No i może zagra z własnymi pociechami?
Ale 4 strony reguł podstawowych to tylko jedna strona medalu. Gdyby wejść w szczegóły, to okazuje się, że wcale nie jest to taka prosta gra. A to wszystko za sprawą statystyk oddziałów, zawartych na tak zwanych warscrollach. Każdy z nich to strona a4, na której wydrukowano nie tylko informacje dotyczące ruchu, morale, odporności czy właściwości broni danej jednostki, ale też zasady specjalne. Spójrzmy sobie na jedną z najbardziej zwykłych jednostek, jakie sobie można wyobrazić: kuszników. Oddział ten posiada aż pięć zasad specjalnych, z których cztery są warunkowe. To znaczy - jeśli nastąpi jakaś sytuacja A (i B, i C... bywa tak, że tych warunków jest więcej) - to wtedy ma miejsce jakaś tam modyfikacja standardowych reguł. Oczywiście inne oddziały mają znacznie bardziej wymyślne zasady. Jeśli dodać do tego reguły z batalionów czy z podręczników dodatkowych - to robi się tego bardzo dużo. W praktyce oznacza to, że możesz grać na luzie i nie przejmować się tym, że ty lub przeciwnik o czymś zapomnicie lub coś pomylicie. Z tym, że przy takim podejściu ("Z góry przyjmujemy, że dopuszczamy olewanie zasad") do prostej, bezspinowej zabawy równie dobrze nadaje się 8 edycja WFB lub "Paths of glory".
Inna opcja to potraktowanie zasad "na poważnie" i włożenie wysiłku w to, by o nich pamiętać i przestrzegać ich od A do Z. Co nie jest takim bezsensownym pomysłem, jeśli gra się turniejowo, a o sile armii w dużej mierze decydują zawarte w niej nie taktyka i zarządzanie jednostkami, ale zawarte w niej kombosy (a tak właśnie jest w "AoS"). Tylko wtedy przegrzewa się mózgowy procesor, a zasad do całości rozgrywki nie można nazwać ani łatwymi, ani krótkimi.
Czyli - Age of Sigmar ma łatwe zasady podstawowe, ale całość wysiłku umysłowego (pamięć, koncentracja) związana ze stosowaniem reguł używanych w rozgrywce jest porównywalna z tym doświadczanym podczas bardziej rozbudowanych gier (na przykład "Ogniem i Mieczem"). I trzeba zagrać co najmniej kilkanaście razy, żeby poprawnie opanować i stosować zasady do posiadanych jednostek.
Temu jednemu tytułowi warto jednak poświęcić więcej uwagi. Uderzył on bowiem niczym wielki meteoryt w światek gier bitewnych. Towarzyszyło mu wielkie wymieranie, które jednak stało się okazją dla innych growych organizmów.
Dwa lata życia sprawiają, że "Age of Sigmar" jest ciągle młodym organizmem. I z wielu powodów ciągle budzi silne emocje. A przynajmniej takie reakcje najczęściej widać w Internecie. Przy czym owe skrajności najczęściej osiągają wartości ujemne. Łatwo napotkać objawy nie tyle niechęci - co wręcz hejtu. Wydaje się, że w niektórych kręgach w dobry tonie jest przywitać się z kumplem słowami: "Cześć Janusz, jak leci, Age of Shitmar to gówno". Oczywiście dla tego typu emocji trzeba szybko znaleźć jakieś uzasadnienie - by nie wyjść na wściekłego ze złości nienawistnika, lecz pozostać w roli uniesionego słusznym gniewem eksperta i konesera. A więc po wyrażeniu nieprzychylnego stanowiska pojawiają się ważkie argumenty: to system na okrągłych podstawkach, zabił starego dobrego battla, a poza tym figurki są brzydkie.
Okrzyk triumfu? Wściekłości? Czy też może czegoś jeszcze innego? Sczekitautujcie sami tu. |
Głosy z przeciwnej strony barykady nie są tak głośne. Wygląda na to, że ludzie, którym akurat przypadła do gustu nowa (wciąż) propozycja Games Workshop, nie czują nieodpartego przymusu afiszowania się ze swymi preferencjami. Rzadko wyrażeniu aprobaty dla "AoS" towarzyszy pogarda dla innych gier, lub ludzi, którzy w nie grają. Za to również w tym wypadku pojawiają się powody, dla których jest to fajna gra: głównie takie, że jest prosta, tania i nadaje się do beznapinkowych rozgrywek (przy piwie i preclach!).
Obserwuję takie postawy od jakiegoś czasu i pewnego dnia wpadł mi do głowy pomysł na wpis (którego owoce zaraz poznacie, o ile nie przestaniecie czytać). A gdyby tak zebrać te opinie o Age of Sigmar, jakie są powielane w różnych krótkich sieciowych wypowiedziach - i skonfrontować z faktami? Ciekawe, co z tego wyjdzie?
Jako, że nie czuję się ani przeciwnikiem, ani orędownikiem "AoS" mam nadzieję, że uda mi się przyjąć w miarę obiektywne stanowisko. W dodatku realnie udało mi się zagrać w tą grę kilkanaście razy (czego nie można powiedzieć choćby o "Epicu", "Inquisitorze" czy "Bogach Wojny: Napoleonie"). Wobec tego - może podołam zadaniu zweryfikowania sześciu mitów o "Age of Sigmar"? To się zaraz okaże...
Mit pierwszy. To jest system dla dzieci!
A cio tutaj ma pan? To odcięta główka... |
Niektórzy uważają, że pewne uproszczenia, które występują w tej grze zostały doprowadzone do absurdu. Czy można poważnie traktować grę, której zasady liczą sobie cztery strony? Albo taką, w której nie funkcjonują oddziały w formacjach? Albo też pozbawioną kosztu punktowego figurek? No i nie zapominajmy o największym bezeceństwie, jakiego dopuścili się autorzy - możliwości wystawienia w jednej armii krasnoludów, demonów i orków! A do tego jeszcze zasady dotyczące udawania konia, patrzenia koledze głęboko w oczy i zapuszczania wąsów...
No panie, jak tak można?! Toż to dziecinada, a nie gra figurkowa dla poważnych, dojrzałych mężczyzn!
Gdyby więc uporządkować to, co przemawia za rzekomą infantylnością systemu, wychodzą nam następujące punkty:
a) łatwe i krótkie zasady
b) brak punktów określających koszt jednostek
c) dowolność w kompozycji armii (dobieranie figurek według własnego widzimisię)
d) dziwne zasady, wymagające wygłupiania się przy grze
Przejedźmy się po kolei po tych opiniach.
ad a) Może będzie to kontrowersyjne, ale uważam, że proste i krótkie reguły są bardziej dla dużych chłopców, niż tych, którzy jeszcze nie muszą pracować i utrzymywać własnej rodziny. Dlaczego tak myślę? Z powodu prozaicznych ograniczeń czasowych. Jeśli ma się na głowie tysiąc spraw (i drugie tyle zaległych), to zwyczajnie nie ma gdzie wcisnąć czytania kilkusetstronicowych podręczników i tylko o połowę chudszych ksiąg armijnych. A potem uczyć się ich w stopniu pozwalającym na w miarę płynną grę. Dlatego właśnie sądzę, że im krótsze reguły, tym większa szansa, że dorosły człowiek realnie z nich skorzysta. No i może zagra z własnymi pociechami?
Ale 4 strony reguł podstawowych to tylko jedna strona medalu. Gdyby wejść w szczegóły, to okazuje się, że wcale nie jest to taka prosta gra. A to wszystko za sprawą statystyk oddziałów, zawartych na tak zwanych warscrollach. Każdy z nich to strona a4, na której wydrukowano nie tylko informacje dotyczące ruchu, morale, odporności czy właściwości broni danej jednostki, ale też zasady specjalne. Spójrzmy sobie na jedną z najbardziej zwykłych jednostek, jakie sobie można wyobrazić: kuszników. Oddział ten posiada aż pięć zasad specjalnych, z których cztery są warunkowe. To znaczy - jeśli nastąpi jakaś sytuacja A (i B, i C... bywa tak, że tych warunków jest więcej) - to wtedy ma miejsce jakaś tam modyfikacja standardowych reguł. Oczywiście inne oddziały mają znacznie bardziej wymyślne zasady. Jeśli dodać do tego reguły z batalionów czy z podręczników dodatkowych - to robi się tego bardzo dużo. W praktyce oznacza to, że możesz grać na luzie i nie przejmować się tym, że ty lub przeciwnik o czymś zapomnicie lub coś pomylicie. Z tym, że przy takim podejściu ("Z góry przyjmujemy, że dopuszczamy olewanie zasad") do prostej, bezspinowej zabawy równie dobrze nadaje się 8 edycja WFB lub "Paths of glory".
Inna opcja to potraktowanie zasad "na poważnie" i włożenie wysiłku w to, by o nich pamiętać i przestrzegać ich od A do Z. Co nie jest takim bezsensownym pomysłem, jeśli gra się turniejowo, a o sile armii w dużej mierze decydują zawarte w niej nie taktyka i zarządzanie jednostkami, ale zawarte w niej kombosy (a tak właśnie jest w "AoS"). Tylko wtedy przegrzewa się mózgowy procesor, a zasad do całości rozgrywki nie można nazwać ani łatwymi, ani krótkimi.
Czyli - Age of Sigmar ma łatwe zasady podstawowe, ale całość wysiłku umysłowego (pamięć, koncentracja) związana ze stosowaniem reguł używanych w rozgrywce jest porównywalna z tym doświadczanym podczas bardziej rozbudowanych gier (na przykład "Ogniem i Mieczem"). I trzeba zagrać co najmniej kilkanaście razy, żeby poprawnie opanować i stosować zasady do posiadanych jednostek.
ad b)
Jakaż to był udręka i powód do złorzeczeń! System bez punktów! Jakże tak można! Od tej pory każdy będzie mógł na legalu wystawić w jednej armii trzydziestu Nagashy!
W istocie - podstawowe zasady nic nie mówiły na temat kompozycji armii. Gracze rzeczywiście mogli wystawić do bitwy dowolne posiadane figurki. Dla ludzi, którzy poświęcali znaczną część zabawy na tworzenie rozpisek i roztrząsanie, jakie jest przełożenie kosztu punktowego danej figurki na jej realne możliwości na polu bitwy to było jak strzał z liścia. I zupełne zdewaluowanie takiej koncepcji rozrywki.
Początkowe głosy sympatyków tłumaczyły to podejście założeniem o klimatyczności zabawy. Nie przejmujemy się równowagą sił, tylko snujemy nad stołem opowieść o tym, jak imperialny generał wraz z grupką rycerzy i mieszkańcami wioski (milicja) broni osady przed napaścią trzydziestu Nagashy.
Niemniej jednak brak punktów doskwierał wszystkim tym, którym wydaje się, że gry figurkowe mogą przypominać szachy, w których nie ma równych i równiejszych.
Oczywiście nie ma czegoś takiego, jak równe szanse. Nawet 65 latek pokona młodszych przeciwników, jeśli ma lepsze statystyki. |
Ten stan rzeczy nie trwał jednak zbyt długo. Ktoś w Games Workshop uznał, że te punkty jednak się przydadzą. W efekcie tego, po około roku istnienia systemu na rynku wydano oficjalny podręcznik z wartościami punktowymi jednostek - "General's Handbook", którego recenzję możecie przeczytać tu.
Więc dziecko mające problemy z dodawaniem w zakresie do 2000 nie będzie się dobrze bawiło przy tej grze. Od czasu ukazania się podręcznika został on zaakceptowany przez środowisko fanów i powszechnie stosowany w trakcie rozgrywek.
ad c)
Wolna amerykanka w doborze jednostek też była nie do przełknięcia dla wielu tradycjonalistów. Przecież mroczne elfy nienawidzą wysokich elfów, oba zaś odłamy tej rasy pogardzają orkami. I teraz mogą tak po prostu być w jednej armii! Skandal i Targowica!
Co do faktów - rzeczywiście tak jest. Nic nie zabrania graczom, nawet używającym reguł wydrukowanych w "General's Handbook" łączyć ze sobą modeli przynależących do różnych ras i frakcji. Co prawda w świecie "Age of Sigmar" funkcjonują cztery "Wielkie Alianse" - ale przynależne do nich jednostki mogą bez problemu ze sobą współpracować w trakcie bitwy.
Bez problemu - ale i bez korzyści. Tak się bowiem składa, że złożone zasady poszczególnych oddziałów (oraz zasad dodatkowych) oferują różnego rodzaju synergie i kombosy. O ile uzupełniające się jednostki cechują się odpowiednim słowem kluczowym. To kolejny parametr, oprócz opisanych powyżej współczynników i zasad specjalnych.
Ponieważ siła danej armii bierze się głównie z możliwości uzyskania bonusów wynikających z tych synergii - nic nie przemawia za tym, by zaśmieca rozpiskę elementami niespójnymi rasowo i narodowościowo. No chyba, że ktoś lubi przegrywać w imię wątpliwego klimatu.
A zatem - można w tej grze łączyć jednostki różnych z różnych armii. Ale po co?
ad d)
Bez problemu - ale i bez korzyści. Tak się bowiem składa, że złożone zasady poszczególnych oddziałów (oraz zasad dodatkowych) oferują różnego rodzaju synergie i kombosy. O ile uzupełniające się jednostki cechują się odpowiednim słowem kluczowym. To kolejny parametr, oprócz opisanych powyżej współczynników i zasad specjalnych.
Ponieważ siła danej armii bierze się głównie z możliwości uzyskania bonusów wynikających z tych synergii - nic nie przemawia za tym, by zaśmieca rozpiskę elementami niespójnymi rasowo i narodowościowo. No chyba, że ktoś lubi przegrywać w imię wątpliwego klimatu.
A zatem - można w tej grze łączyć jednostki różnych z różnych armii. Ale po co?
Granie armią halflingów to 200% klimatu - ale nawet w niej musi być ktoś, kto przyperdoli w razie potrzeby. Źródło |
ad d)
Potwierdzam - takie
zasady istnieją. Moja ulubiona dotyczy efektów działań
skaveńskiego Screaming Bella. Aż miałem ochotę przygotować na
turniej specjalne kostki i zobaczyć, jak się będą bawić przy
niej pozostali uczestnicy...
Faktem jest, że
istnieją oficjalne zasady prowokujące graczy do niekonwencjonalnych
zachowań. Można ruszyć w tany i spróbować porwać doń
przeciwnika. Można porównywać szpiczastośc uszu, lub wydawać
wesołe lub gniewne okrzyki. A wszystko to w celu uzyskania takie lub
innego bonusu.
W istocie – tego
rodzaju reguły są raczej wyjątkiem wśród bitewniaków. Kojarzą
się raczej ze współczesnymi grami fabularnymi, w których istnieją
rozwiązania nagradzające graczy za „wczuwanie się”.
Są ludzie, którzy
mogą się czuć z nimi niekomfortowo, niczym trzeźwy biorący
udział w oczepinach. Osobiście uważam jednak, że traktowanie
zabawy ludzikami z powagą godną uczestnictwa w pogrzebie nie
sprzyja dobrej zabawie. Ostatecznie to tylko ludziki i kostki. Stąd
odrobina dystansu i wygłupów może tylko przydać funu tej
rozrywce. Ale to tylko moje osobiste zdanie. Natomiast podchodzenie bardzo serio do tej formy spędzania czasu... jakoś mi nie pasuje. Ale podejście ludzi do wygłupiania się w miejscu publicznym, przy obcych - może się przecież różnic od mojego.
Jak zgadniesz, kto ci sprzedał plaskacza w uśmiech rekina, masz przerzuty sejwów. |
Mit drugi: Figurki do Age
of Sigmar są brzydkie.
Ten punkt można by
skwitować frazesem: „O gustach się nie dyskutuje” i po prostu
przejść dalej. Tylko że takie postawienie sprawy nie tłumaczy
zjawiska narzekania na figurki do tej gry. Na rynku funkcjonuje
mrowie najróżniejszych modeli, ale nowości do „Age of Sigmar”
zawsze mogą liczyć na komentarze typu „Gówno!” lub w
najlepszym razie „Dobra jakość wykonania, ale stylistyka do mnie
nie przemawia”. Dlaczego tak się dzieje?
Pewnym wytłumaczeniem
może być przyzwyczajenie sporej części publiczności do estetyki
klasycznych figurek do „WFB”. Miały one być mniej lub bardziej
realistycznymi odwzorowaniami ludzi lub istot humanoidalnych i
człekopodobnych, stać w ciasnych regimentach i mniej więcej
trzymać ludzkie proporcje oraz nawiązywać do kanonu ikonografii
fantasy. Oczywiście różnie było z realizacją tych założeń.
Większość uzbrojenia miniaturowych wojowników była za duża i za
ciężka, by nim efektywnie walczyć. Zaś proporcje – szczególnie
głów, ramion, dłoni – na pewno nie nadawały się do podręcznika
przedstawiającego anatomię zdrowych ludzi.
Projektanci figurek do
„Age of Sigmar” rozwinęli tą konwencję aż do skrajności.
Ludziki nie przypominają już sylwetką Hulka Hogana – ale
Niesamowitego Hulka. I pełną parą wychodzą w zakres stylistyki do
tej pory kojarzonej z innymi gatunkami (S-F, steampunk). Czy są
brzydkie? Moim zdaniem – nie. Jeśli chodzi o jakość wykonania
(czyli projekt, rzeźba, odlew) – należą do światowej czołówki.
Stylistyka ich jest specyficzna – ale nie można odmówić figurkom
dynamiki, majestatyczności i klimatu.
W czym więc problem?
Moim zdaniem – w odwróceniu się przez firmę od oczekiwań fanów.
Którzy to fani, podobnie jak bohaterowie „Rejsu” lubią te
piosenki, które już znają. Takie traktowanie może wzbudzać złość
u ludzi, którzy wyobrażali sobie że relacja klient –
przedsiębiorca jest relacją dwustronną. I jeśli oni kochali
figurki ze Starego Świata, to firma odwzajemni ich uczucia.
Postąpiła oczywiście inaczej.
Przecież oni wyglądają jak space marines! A Islam zabrania grania space marinesami! |
Ich reakcja na nowe
modele może więc by podobna do tej, jaką przeżywają osierocone
dzieci w momencie, gdy tata przyprowadza do domu panią, która za
niedługo będzie nową mamusią. To nic, że pani ta jest młodsza,
zdrowsza, zna obce języki i nie ma nadwagi ani szklanego oka... Nie
jest starą mamą, i to jest jej najgorsza wada, niwelująca każdą
zaletę.
Reasumując – piękno
(również figurki) jest w oku patrzącego. Ale oko to może być
zaślepione przez różne uczucia. Natomiast w porównaniu do figurek
wydawanych obecnie przez innych producentów – modele do „Age of
Sigmar” znajdują się w ścisłej czołówce.
Mit trzeci. „Age of
Sigmar” jest tani, jak na grę figurkową.
Tym razem skonfrontujmy
się z pozytywną opinią na temat naszego bohatera. Ma to by rzekomo
jeden z tańszych systemów bitewnych na rynku. Zastanówmy się nad
dwiema sprawami: skąd się wziął taki pogląd? I ile w nim prawdy?
Wspomniałem już o
zasadach tej gry. To co jest potrzebne do casualowej gry w domu,
można legalnie i za darmo ściągnąć z sieci. „General's
Handbook” jest zaś jednym z najtańszych podręczników wydanych
przez Games Workshop (75 zł to oficjalna cena katalogowa!). Do tego
dochodzą startery w atrakcyjnych cenach: mały za 100 zł, za 13
figurkami w środku, oraz duży (375 zł) kryjący w sobie aż 47
ludków!
Jakby tego było mało,
to możemy kupić sobie jeden z 14tu zestawów „Start collecting!”
zawierających zalążki różnych armii. Każdy z nich kosztuje 250
zł, ale ta cena jest istotnie niższa, niż w przypadku, gdyby ktoś
pokusił się o kupno zawartych w nich modeli oddzielnie.
To nie koniec cenowych
atrakcji. Co prawda podrożały zestawy z dawnymi figurkami (na
przykład „Knights of Chaos” - ale za to zaczęto pakować do
nich znacznie więcej modeli, niż w dawnym wydaniu.
I jeszcze coś, co nie
zależy już od polityki marketingowej firmy. Wielu graczy, którzy
zbierali armie do starego „Warhammera” ma już modele do „Age
of Sigmar”. Może niekoniecznie Stormcastów, ale inne frakcje
wcale nie ustępują im siłą.
Przynajmniej do momentu,
kiedy nie zagłębimy się w szczegóły, i nie dokonamy porównania
z innymi grami.
Jeśli i ty, i twój
przeciwnik chcecie dowodzić armiami stormcastów i khornowców –
to samo wejście w grę kosztować was będzie 375 zł/2. Ale jeśli
akurat wasze sympatie leżą gdzie indziej – koszt ten rośnie do
500 zł. Trudno też odmówić sobie „General's Handbook”.
Kolejny krok to rozbudowa armii. Wcześniej pisałem o synergiach i
kombosach. Tak się składa przypadkowo (choć ja akurat nie wierzę
w takie przypadki), że modele, które znacznie zwiększają
możliwości całej armii to albo bohaterowie, albo wielkie potwory
(albo bohaterowie dosiadający wielkich potworów). Ceny pojedynczych
postaci zaczynają się od około 50 zł i dobijają do setki (na
przykład Brokk Grungsson, pojedynczy krasnolud latający na balonie,
bohater do najnowszej frakcji – 125 zł). Potwory kosztują
odpowiednio więcej – ale cena jest wprost proporcjonalna do ich
możliwości. Na przykład Arachnarok kosztuje 175 zł, ale już inny
potwór, Megaboss on Maw-krusha – 325. Okazuje się, że w „Age
of Sigmar” żyje i ma się dobrze złota zasada Games Workshop -
„Pay to win”. Najpotężniejsze modele kosztują najwięcej
złotych polskich. Ostatecznie okazuje się, że do tego, by nasze
wojska stanowiły istotne wyzwanie dla przeciwnika, trzeba w nie
sporo zainwestować. Znacznie więcej, niż wynosi koszt startowy.
Być może wydatki przekroczą 1000 zł... Ale to i tak taniej, niż
gdyby chcieć kupić od razu silną armię do ósmej edycji WFB.
"Start collecting "za 250 zł! I darmowe zasady! Cała naprzód!!! |
To, jak mają się owe
ceny do innych bitewniaków zależy od tego, jaki podgatunek ma
reprezentować porównywany system. Jeśli chodzi o klasyczny
skirmish – to te gry są oczywiście znacznie tańsze, z całością
wydatków na osobę zamykających się w sumie 300tu złotych
(„Frostgrave”). Gry podobne koncepcją do „Age of Sigmar” -
czyli starcia luźnych band („Saga”, „Dragon Rampant”) będą
kosztować nas około 200 – 500 zł. Większe systemy (w klimacie
masowej bitwy, takie jak choćby „Hail Caesar” czy „Kings of
War)” to koszt podobny do zaawansowanej armii do”Age of Simgar”
- czyli do 1000 zł (oczywiście rzadko kiedy płacone od razu). Ale i liczebność modeli jest w nich znacznie większa.
Rozprawiając się więc
z mitem taniego „Age of Sigmar” powiem, że cenowo wystaje on
ponad ten typ gier figurkowych. I może by tani tylko wtedy, jeśli
nie zależy ci na dowodzeniu silną armią.
Mit czwarty: "Age of Sigmar" zabił Warhammera Fanatsy Battle.
Tutaj też łatwo pójść na myślowe skróty. To nie gry zabijają gry - to decyzje wydawców (często wynikające z braku popularności danego tytułu, przekładającej się na słabą sprzedaż) zabijają gry. I idziemy dalej, "Age of Sigmar" uniewinniony.
Ale to nie jest takie oczywiste. Szukając ewentualnego zabójcy warto najpierw zastanowić się nad tym, jaka była kondycja nieboszczyka. Czy czasem w chwili zgonu nie był już prawie martwy.
Spójrzmy raz jeszcze, jak wyglądał Warhammer na kilka miesięcy przed zaprzestaniem wspierania tej linii wydawniczej. I popatrzymy na jeden z najgorszych systemów figurkowych w dziejach.
Parę akapitów wcześniej pisałem, że zasady "AoS" są tylko pozornie proste. Natomiast WFB nie dbał nawet o pozory - była to wyjątkowo skomplikowana gra, wymagająca od uczestników wyjątkowego zaangażowania. Trzeba było znać (najlepiej na pamięć) reguły z podręcznika podstawowego, swoją księgę armii - i księgę armii, której używał przeciwnik. Czy ten wysiłek się opłacał? Ależ skąd. Zasady były skomplikowane, nadmiernie rozbudowane, pełne wyjątków, i wcale nie oferowały dynamicznej i emocjonującej zabawy. Wprost przeciwnie - były one brane na warsztat przez różne grupy fanów i poddawane mniejszym lub większym modyfikacjom, by tylko uczynić je grywalnymi. Niestety nie udało się osiągnąć tego efektu.
Ale kiepskie zasady to tylko pół problemu WFB. Oprócz znacznych poświęceń intelektualnych, gracze chcący rozpocząć przygodę z tym systemem czekały spore wydatki. Podobnie jak w przypadku "Age of Sigmar" istniały zestawy startowe do WFB, zwane batalionami. Jednak one nie rozegranie partyjki zgodnie z zasadami (np. z powodu braku figurki bohatera, który mógł pełnić rolę generała armii). A więc trzeba było wyłożyć te kilkaset złotych... a potem pomalować co najmniej kilkadziesiąt modeli. No chyba, że ktoś lubił grać szarymi szeregami. Ale taka estetyka nie przyciągała ludzi do starego battla.
W epoce, kiedy coraz trudniej odraczać gratyfikację, takie wymagania zniechęcały ludzi do battla. W efekcie - lepiej sprzedawała się figurka transportowca "Rhino" niż cała armia leśnych elfów. Napływ nowych graczy, zamiast wodospadu, przypominał kapanie z zepsutego kranu.
Oczywiście byli fani tej gry. Ale oni mieli już swoje figurki i nie potrzebowali nowych. Dlatego battl przypominał rolnictwo we współczesnej Polsce - więcej do niego trzeba było dokładać, niż przynosił zysku. Najzwyczajniej w świecie był reliktem z lat 80-tych w połowie lat 2010 (dwatysiącenastych?). I Games Workshop, zamiast próbować kolejnych prób reanimacji (jakimi pewnie były dodatki "Storm of Magic" i "Triumph and Treachery" pozwoliło dinozaurowi odejść do historii. A zamiast niego wydać coś, co ma realny potencjał przyciągnięcia nowych graczy, którzy w efekcie wydadzą nowe pieniądze.
Owszem - śmierć battla i narodziny "AoS" zbiegły się w czasie. Z tym, że przyczyną zgonu tego pierwszego było zaprzestanie uporczywej terapii podtrzymującej życie.
Mit piąty: "Age of Sigmar" ma głupi fluff
Każda gra figurkowa (nawet szachy) ma swoją fabułę, która uzasadnia, dlaczego ludki się naparzają na planszy czy makiecie. W szachach owe tło fabularne, zwane dalej fluffem jest wyjątkowo ubogie i abstrakcyjne. Ale w przypadku bitewniaków twórcy nierzadko mają dużo większe ambicje i tworzą opowieści złożone, wielowątkowe i pełne zwrotów akcji, niczym "Moda na sukces".
W przypadku battla pomysł startowy był prosty: weźmy historię Ziemi, zmiksujmy ją z teoriami Danikena i tolkienowskim fantasy. A całość opowiedzmy w ponurym stylu. I tak powstało uniwersum, w którym łatwo się rozeznać. A nawet i polubić je.
Jak widać, ów fluff nie był szczególnie pomysłowy ani oryginalny. Ale wielu fanów poznało go w okresie nastoletnim, kiedy to krytycyzm i gust artystyczny niekoniecznie osiągają maksymalne poziomy.
Fluff do "Age of Sigmar" ma zupełnie inną postać. Opowiada historię bogów tworzących światy, poszukujących sprzymierzeńców, kłócących się ze sobą i rywalizujących. Wbrew pozorom jest on dość rozbudowany. W wersji skróconej możecie zapoznać się z nim tutaj (ale to 1d4chan, więc w trakcie lektury weźcie poprawkę na uprzedzenia autorów). Dzięki oderwaniu tych opowieści od jednej planety, przypominającej w dodatku Ziemię, autorzy mogli popuścić cugle wyobraźni. Stąd różne światy, połączone siecią teleportów, zaludnione przez fantastyczne istoty. Zdecydowanie postawiono na klimat i ewokowanie nastroju potęgi, odpuszczając sobie takie prozaiczne szczegóły jak ekonomia, geografia czy socjologia.
W efekcie powstał świat, który z jednej strony naładowano różnymi konfliktami, z drugiej zaś dopuszczający każdy możliwy alians i układ sił. Ponadto otwarty, możliwy do wzbogacania nowymi elementami i nowymi zasadami. I taki, nad którym nie wisi miecz Damoklesa - ale możliwy do rozwinięcia się w dowolną stronę.
Oczywiście jest to świat bardzo użyteczny jako tło do gry figurkowej. Żadna z frakcji nie ma stałej przewagi nad innymi, nie ma też nieprzekraczalnych antagonizmów. Jako taki - znakomicie pełni swoją rolę. A gdyby wczytywać się w historię i opisy od najmłodszych lat, niewykluczone, że mógłby się spodobać.
Niestety, możliwe jest, że wielu graczy "Age of Sigmar" nie pozna tego uniwersum zbyt dokładnie. Sam wydawca sugeruje, że fabuła uzasadniająca walkę nie stoi w tym systemie na pierwszym miejscu. Zasady są za darmo - za tło fabularne trzeba już płacić. Nie jest ono zbyt szczegółowo prezentowane na stronie internetowej. Wygląda na to, że dodano je raczej z poczucia, bo gra bez fluffu to jak frytki bez soli. Ale wymaganie jego znajomości podwyższałoby próg wejścia. Więc nie jest obowiązkowe.
Mit szósty: Nikt nie gra w "Age of Sigmar"
Jeżeli ktoś jeszcze wierzy w powyższy mit, to chyba na podstawie wczesnych deklaracji oddanych fanów WFB, którzy składali śluby czystości od "AoS", gdy tylko ukazała się ta gra. Potem na facebooku i forach wskazywano z satysfakcją, jak mało ludzi zbierają eventy...
Ale mówimy tutaj o początkach . Obecnie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Dzięki bardzo dogodnej formie wejścia w system, zaangażowali się w niego zarówno zupełni nowicjusze, jak i niejeden weteran. Gdybyś dziś chciał drogi czytelniku ustawić się z kimś na partyjkę, nie będziesz miał z tym większego kłopotu. W dodatku można poszukać sobie przeciwnika w gronie rodziny lub znajomych, którzy do tej pory nie mieli styczności z bitewniakami.
A jeśli to was nie przekonuje, niech przemówi liczba. W chwili pisania tego tekstu grupa na facebooku "Warhammer: Age of Sigmar Polska" liczy sobie 1056 członków.
Jak zwykle wyszedł mi dłuższy tekst, niż planowałem. Nie potrafię utrzymać palców na wodzy... Na koniec odpowiedzmy sobie na pytanie - jaką grą jest "Age of Sigmar"? Co jest jej mocną stroną, a co wadą.
Zacznijmy od plusów. Bardzo łatwo jest zacząć zabawę z tym systemem. Oprócz tego, co napisałem powyżej, trzeba wspomnieć, że Games Workshop wydaje regularnie gry planszowe z tego uniwersum, z figurkami, które z marszu mogą wziąć udział w starciu w "Age of Sigmar". Do tego zapowiadany jest system skirmishowy...
Potężne wsparcie marketingowe przekłada się na łatwość znalezienia kompana do miniaturowej bitwy. I do tego figurki - jeśli podejdzie się do nich bez uprzedzeń, to trudno oceniać je inaczej niż co najmniej bardzo dobrze.
Nadal jest to jednak system od "Games Workshop"; ma on służyć głównie wyciągnięciu kasy. Zasady są mało przemyślane - i trudne do ogarnięcia, jeśli przyjmie się podejście stosowania ich w 100%. Do tego dochodzi "Pay to win"...
Gdyby więc porównać ten system do innych, obecnie funkcjonujących na rynku bitewniaków - wydaje się on być co najwyżej dobrą propozycją. Można się przy nim świetnie bawić, jeśli pasuje wam decyzyjność w tworzeniu kombosów (jak w karciankach) i baaardzo dużo turlania kostkami. Ale raczej nie bez kozery "Age of Sigmar" nie został nawet nominowany do tytułu najlepszej gry figurkowej 2015.
Mit czwarty: "Age of Sigmar" zabił Warhammera Fanatsy Battle.
Tutaj też łatwo pójść na myślowe skróty. To nie gry zabijają gry - to decyzje wydawców (często wynikające z braku popularności danego tytułu, przekładającej się na słabą sprzedaż) zabijają gry. I idziemy dalej, "Age of Sigmar" uniewinniony.
Ale to nie jest takie oczywiste. Szukając ewentualnego zabójcy warto najpierw zastanowić się nad tym, jaka była kondycja nieboszczyka. Czy czasem w chwili zgonu nie był już prawie martwy.
Spójrzmy raz jeszcze, jak wyglądał Warhammer na kilka miesięcy przed zaprzestaniem wspierania tej linii wydawniczej. I popatrzymy na jeden z najgorszych systemów figurkowych w dziejach.
Parę akapitów wcześniej pisałem, że zasady "AoS" są tylko pozornie proste. Natomiast WFB nie dbał nawet o pozory - była to wyjątkowo skomplikowana gra, wymagająca od uczestników wyjątkowego zaangażowania. Trzeba było znać (najlepiej na pamięć) reguły z podręcznika podstawowego, swoją księgę armii - i księgę armii, której używał przeciwnik. Czy ten wysiłek się opłacał? Ależ skąd. Zasady były skomplikowane, nadmiernie rozbudowane, pełne wyjątków, i wcale nie oferowały dynamicznej i emocjonującej zabawy. Wprost przeciwnie - były one brane na warsztat przez różne grupy fanów i poddawane mniejszym lub większym modyfikacjom, by tylko uczynić je grywalnymi. Niestety nie udało się osiągnąć tego efektu.
Zanim pan kupił "Island of Blood", był to w pełni funkcjonujący i grywalny system! |
Ale kiepskie zasady to tylko pół problemu WFB. Oprócz znacznych poświęceń intelektualnych, gracze chcący rozpocząć przygodę z tym systemem czekały spore wydatki. Podobnie jak w przypadku "Age of Sigmar" istniały zestawy startowe do WFB, zwane batalionami. Jednak one nie rozegranie partyjki zgodnie z zasadami (np. z powodu braku figurki bohatera, który mógł pełnić rolę generała armii). A więc trzeba było wyłożyć te kilkaset złotych... a potem pomalować co najmniej kilkadziesiąt modeli. No chyba, że ktoś lubił grać szarymi szeregami. Ale taka estetyka nie przyciągała ludzi do starego battla.
W epoce, kiedy coraz trudniej odraczać gratyfikację, takie wymagania zniechęcały ludzi do battla. W efekcie - lepiej sprzedawała się figurka transportowca "Rhino" niż cała armia leśnych elfów. Napływ nowych graczy, zamiast wodospadu, przypominał kapanie z zepsutego kranu.
Oczywiście byli fani tej gry. Ale oni mieli już swoje figurki i nie potrzebowali nowych. Dlatego battl przypominał rolnictwo we współczesnej Polsce - więcej do niego trzeba było dokładać, niż przynosił zysku. Najzwyczajniej w świecie był reliktem z lat 80-tych w połowie lat 2010 (dwatysiącenastych?). I Games Workshop, zamiast próbować kolejnych prób reanimacji (jakimi pewnie były dodatki "Storm of Magic" i "Triumph and Treachery" pozwoliło dinozaurowi odejść do historii. A zamiast niego wydać coś, co ma realny potencjał przyciągnięcia nowych graczy, którzy w efekcie wydadzą nowe pieniądze.
Owszem - śmierć battla i narodziny "AoS" zbiegły się w czasie. Z tym, że przyczyną zgonu tego pierwszego było zaprzestanie uporczywej terapii podtrzymującej życie.
Mit piąty: "Age of Sigmar" ma głupi fluff
Każda gra figurkowa (nawet szachy) ma swoją fabułę, która uzasadnia, dlaczego ludki się naparzają na planszy czy makiecie. W szachach owe tło fabularne, zwane dalej fluffem jest wyjątkowo ubogie i abstrakcyjne. Ale w przypadku bitewniaków twórcy nierzadko mają dużo większe ambicje i tworzą opowieści złożone, wielowątkowe i pełne zwrotów akcji, niczym "Moda na sukces".
W przypadku battla pomysł startowy był prosty: weźmy historię Ziemi, zmiksujmy ją z teoriami Danikena i tolkienowskim fantasy. A całość opowiedzmy w ponurym stylu. I tak powstało uniwersum, w którym łatwo się rozeznać. A nawet i polubić je.
Jak widać, ów fluff nie był szczególnie pomysłowy ani oryginalny. Ale wielu fanów poznało go w okresie nastoletnim, kiedy to krytycyzm i gust artystyczny niekoniecznie osiągają maksymalne poziomy.
Typowa mapa terenu do Age of Sigmar. |
Fluff do "Age of Sigmar" ma zupełnie inną postać. Opowiada historię bogów tworzących światy, poszukujących sprzymierzeńców, kłócących się ze sobą i rywalizujących. Wbrew pozorom jest on dość rozbudowany. W wersji skróconej możecie zapoznać się z nim tutaj (ale to 1d4chan, więc w trakcie lektury weźcie poprawkę na uprzedzenia autorów). Dzięki oderwaniu tych opowieści od jednej planety, przypominającej w dodatku Ziemię, autorzy mogli popuścić cugle wyobraźni. Stąd różne światy, połączone siecią teleportów, zaludnione przez fantastyczne istoty. Zdecydowanie postawiono na klimat i ewokowanie nastroju potęgi, odpuszczając sobie takie prozaiczne szczegóły jak ekonomia, geografia czy socjologia.
W efekcie powstał świat, który z jednej strony naładowano różnymi konfliktami, z drugiej zaś dopuszczający każdy możliwy alians i układ sił. Ponadto otwarty, możliwy do wzbogacania nowymi elementami i nowymi zasadami. I taki, nad którym nie wisi miecz Damoklesa - ale możliwy do rozwinięcia się w dowolną stronę.
Oczywiście jest to świat bardzo użyteczny jako tło do gry figurkowej. Żadna z frakcji nie ma stałej przewagi nad innymi, nie ma też nieprzekraczalnych antagonizmów. Jako taki - znakomicie pełni swoją rolę. A gdyby wczytywać się w historię i opisy od najmłodszych lat, niewykluczone, że mógłby się spodobać.
Zastanawianie się nad fluffem każdej niehistorycznej gry to ryzykowne przedsiężwzięcie. |
Niestety, możliwe jest, że wielu graczy "Age of Sigmar" nie pozna tego uniwersum zbyt dokładnie. Sam wydawca sugeruje, że fabuła uzasadniająca walkę nie stoi w tym systemie na pierwszym miejscu. Zasady są za darmo - za tło fabularne trzeba już płacić. Nie jest ono zbyt szczegółowo prezentowane na stronie internetowej. Wygląda na to, że dodano je raczej z poczucia, bo gra bez fluffu to jak frytki bez soli. Ale wymaganie jego znajomości podwyższałoby próg wejścia. Więc nie jest obowiązkowe.
Mit szósty: Nikt nie gra w "Age of Sigmar"
Jeżeli ktoś jeszcze wierzy w powyższy mit, to chyba na podstawie wczesnych deklaracji oddanych fanów WFB, którzy składali śluby czystości od "AoS", gdy tylko ukazała się ta gra. Potem na facebooku i forach wskazywano z satysfakcją, jak mało ludzi zbierają eventy...
Ale mówimy tutaj o początkach . Obecnie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Dzięki bardzo dogodnej formie wejścia w system, zaangażowali się w niego zarówno zupełni nowicjusze, jak i niejeden weteran. Gdybyś dziś chciał drogi czytelniku ustawić się z kimś na partyjkę, nie będziesz miał z tym większego kłopotu. W dodatku można poszukać sobie przeciwnika w gronie rodziny lub znajomych, którzy do tej pory nie mieli styczności z bitewniakami.
A jeśli to was nie przekonuje, niech przemówi liczba. W chwili pisania tego tekstu grupa na facebooku "Warhammer: Age of Sigmar Polska" liczy sobie 1056 członków.
Ci wszyscy gracze nie zmieścili się na zwykłym zdjęciu, konieczne było panoramiczne. I każdy z nich gra w "Age of Sigmar"! |
Jak zwykle wyszedł mi dłuższy tekst, niż planowałem. Nie potrafię utrzymać palców na wodzy... Na koniec odpowiedzmy sobie na pytanie - jaką grą jest "Age of Sigmar"? Co jest jej mocną stroną, a co wadą.
Zacznijmy od plusów. Bardzo łatwo jest zacząć zabawę z tym systemem. Oprócz tego, co napisałem powyżej, trzeba wspomnieć, że Games Workshop wydaje regularnie gry planszowe z tego uniwersum, z figurkami, które z marszu mogą wziąć udział w starciu w "Age of Sigmar". Do tego zapowiadany jest system skirmishowy...
Potężne wsparcie marketingowe przekłada się na łatwość znalezienia kompana do miniaturowej bitwy. I do tego figurki - jeśli podejdzie się do nich bez uprzedzeń, to trudno oceniać je inaczej niż co najmniej bardzo dobrze.
Nadal jest to jednak system od "Games Workshop"; ma on służyć głównie wyciągnięciu kasy. Zasady są mało przemyślane - i trudne do ogarnięcia, jeśli przyjmie się podejście stosowania ich w 100%. Do tego dochodzi "Pay to win"...
Gdyby więc porównać ten system do innych, obecnie funkcjonujących na rynku bitewniaków - wydaje się on być co najwyżej dobrą propozycją. Można się przy nim świetnie bawić, jeśli pasuje wam decyzyjność w tworzeniu kombosów (jak w karciankach) i baaardzo dużo turlania kostkami. Ale raczej nie bez kozery "Age of Sigmar" nie został nawet nominowany do tytułu najlepszej gry figurkowej 2015.
Mocne 6,5 /10. |
Właściwie to zgadzam sie ze wszystkim co napisałeś. No moze oprócz pay to win, bo moim zdaniem słabe modele są tanie, a silne droższe ale koszty koszty punktowe maja zazwyczaj odpowiednio proporcjonalne. W każdym razie jak sam zauważyłeś jest taniej niż w WFB i to chyba o to głownie chodzi tym, którzy podkreślają taniość AoS. Co mi sie najbardziej podoba w tym tekście to ukryta analiza psychologiczna hejtu. Chętnie przeczytałbym cześć druga, skupiona bardziej na tym aspekcie :)
OdpowiedzUsuńTen hejt to jest ciekawy temat, wart podjęcia. Ludzie na prawdę się starają w tym temacie. A to znaczy, że ich to emocjonalnie ruszyło. I znowu zainspirowałeś! Dziękuję :)
UsuńZe swojej strony miałem pomysł na tekst o tym, dlaczego AoS jest dobrą rzeczą dla bitewniaków jako całości (mimo jego różnych doskonałości).
AoS jest jedną z lepszych rzeczy jakie spotkały bitewniakowy świat tak ogólnie. Nawet chciałem zacząć grać, ale policzyłem koszty i stwierdziłem że są fajniejsze i tańsze proste gry. Tylko Starego Świata mi wciąż szkoda, bo IMO fajniejszy niż ten AoSowy.
UsuńPoza pomniejszymi zgrzytami, które gdzieś mi tam zaskrzeczały podczas lektury - zgoda. Co do samego zakończenia tekstu, wcale nie dziwi brak pochwał dla AoS w początkowym okresie istnienia. W 2015 system nie wyglądał najprzyjaźniej, mimo prostych zasad. Dopiero w 2016 rozwinął skrzydła, GW zmieniło podejście na bardziej otwarte na głos graczy, rozpowszechniły się wprowadzone w General's Handbooku opcje gry inne niż startowa kategoria open... Zaczęło to jakoś żreć. Ale początki były ciężkie:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, widać, że w tym wypadku GW nie popełnił drugi raz tego samego błędu, polegającego na ostentacyjnym ignorowaniu potrzeb i głosów graczy. To jeden z powodów, dla których wróże tej grze długą i pomyślną przyszłość. Oraz rzesze graczy.
UsuńAoS to złoooooooooo! AoS niszczy WH40k! Złoooooooo!
OdpowiedzUsuńPoza tym Sigmaryci to najbrzydsze figurki jakie widziałem. Psucie Imperium zaczęło się już od "kurokotów", a potem wprowadzono to coś "znakomicie" pasującego do lancknechtów. Cholerni Ground Marines.
Ps. Za 375zł złożę dwie w pełni grywalne armie do Bolta, każda z 40 ludkami i czołgiem. :P
Mam 7 armii do bolt action i 3 do sigmara. Sugerujesz żebym je sprzedał i miał 13 armii do bolta? Bo trochę nie kumam tego ostatniego zdania.
UsuńTo do kosztów startu i wymienionych skirmishy.
UsuńBolt to właśnie taki półskirmish (występują raczej oddziały niż pojedyncze postacie). I przykład gry tańszej, niż AoS, choć utrzymanej w podobnej konwencji.
UsuńMała uwaga. Start Collecting! można spokojnie kupić za 200 zł (a nawet i mniej). Niby to pięć dyszek, ale to już dwie flaszki (0,5 L). Zestaw Storm of Sigmar ma aż 13 figsów! Pokażcie mi drugi taki. Nowy Flames of War kosztuje więcej i dostajesz 5 czołgów. X-Wing droższy i tylko 3 samolociki. Frostgrave też wychodzi drożej - konieczność zakupu podręcznika. Infinity i Warmachine/Hordes przemilczę. AoS według mnie na początku wypada lepiej. SC! to strzał w dechę. General Handbook nie jest konieczny. Scenariusze są oka, ale tryb kampanii i bandy są potraktowane po macoszemu. Chyba tylko strony z wartościami punktowymi są najczęściej wertowane. Warscrolle za free - nadal można grać starymi frakcjami ala Tomb Kings. Kombinacji alpejskich co niemiara. Od biedy nadaje się do gry z dzieckiem. Dzięki Warhammer TV taki lepak jak ja pomalował swoje pierwsze figsy. Ale racja, wszystkie pozytywy nikną w obliczu okrągłej podstawki.
OdpowiedzUsuńSą lepsze systemy? Są, z pewnością. AoS oferuje wyjątkowo lekki start, czego jestem najlepszym dowodem :)
Za 2 stówy to masz dwie spore punktowo armie do Bolta, 80 figurek 28mm w twardym plastiku... więc dalej wygląda to blado. :P
UsuńNatomiast podręcznik jest w każdym większym środowisku. Easy Army (builder boltowy) umożliwia łatwą budowę armii ze wszystkimi statystykami i zasadami specjalnymi (tylko drukujesz).
UsuńMożesz mi podać nazwy zestawów w którym znajdę 80 figurek (za dwie paczki)? BA mnie kręci, ale z drugiej strony jest FoW.
UsuńNajprościej kupić zestawy Perrych na wojnę na pustynię (Afrika Korps i Desert Rats). Na pudło wypada jakieś 38 figurek, z tego złożysz jakieś 3 drużyny piechoty, dowództwo, karabin ppanc, obserwatora artyleryjskiego, lekki moździerz (u Brytyjczyków komandosów SAS), snajper. Zestawy Warlorda wypadają tutaj trochę gorzej cenowo ale z drugiej strony ich figurki oferują spora możliwość konwersji.
UsuńWiększym wydatkiem są czołgi, najtańsze od italerii za jakieś 70zł.
W FoW nie grałem, jedynie widziałem i mi się nie podobał z racji stłoczenia jednostek nad zbyt małych stołach. BA to taki skirmish, walki plutonów piechoty wspartych działem, moździerzem i rzecz jasna czołgiem. Jest tani, dość prosty (jednocześnie oferując sporo możliwości i kombinowania), kolekcjonersko bogaty.
Najtańszy Perry jest w Vanaheimie i Warchimerze.
mYsz kooF - zgadzam się, że w Age of Sigmar wyjątkowo łatwo wejść. Dobrym dowodem jest mój syn, który mimo małoletniości ogarnął zasady i kupił sobie dwa pudełka Seraphonów (oczywiście taniej, niż po cenie oficjalnej). Teraz tylko czekam, aż pomaluje - i będzie nowy bitewniakowiec na tym świecie.
UsuńPerry robią także figsy które z powodzeniem wykorzystasz w AoS. "Proxy" do WW2 było, jest i będzie pełno. BA jednak ma wyższy próg wejścia - podręcznik główny plus podręcznik dla Niemców i Aliantów. I taki Czesiek z Charcibałdy nie ma pewności czy mu gra podejdzie. A wydał już trochę kasy. Warscrolle są dostępne za free i jeśli choć trochę ogarnął główne zasady (ma w PL!), to może sobie wybrać armię pod kątem swoich preferencji. Myślę, że BA to taka gra dla koneserów, dla tych co mają już doświadczenie i obycie z grami. No i sama tematyka jest nieśmiertelna. Kto z nas za małolata nie bawił się w wojnę albo plastikowymi ludzikami? BA i gry wojenne przetrwają wieki. Z miłą chęcią sam bym to wszedł jak nóż w Masmix. Tylko konieczność przebrnięcia przez księgi ($$$) mnie odstrasza. Dlatego na koniec Czesiek i tak kupuje X - Winga ;)
UsuńŻaden kodeks armijny nie jest Ci potrzebny gdy masz dostęp do tego:
Usuńhttp://boltaction.easyarmy.com/index.aspx
Skrót zasad jest w podręczniku głównym, który można kupić ale jeżeli mieszkasz w środowisku z graczami Boltowymi (np. Kraków, Warszawa, Trójmiasto) ktoś i tak już go ma. Nie trzeba nawet do niego często zaglądać, zasad uczy się człowiek w biegu. Ba, tabelki i skrót zasad są dostępne po polsku za darmo, w formacie pdfa. BA jest jak najbardziej dla początkujących ze względu na swą prostotę i podejdzie każdemu niezależnie od doświadczenia (stąd graczy i zbieraczy w Polsce uzbiera się tysiąc), koneserzy wymagający dużego stopnia realizmu wybiorą sobie bardziej skomplikowany zasadowo system jak Chain of Command.
Ba, są całe armijne listy (nawet armie z własnymi pdfami, jak Australijczycy) dostępne za darmo, gdzie wszystko jest opisane. Fani dosyłają swoje projekty (np. 1 Dywizja Pancerna Maczka bądź 1 Dywizja Wolnych Francuzów), dostępne za darmo. Nie ma też szeregu zasad specjalnych jakie to zaczynają pojawiać się odnośnie AoSowych oddziałów. O kosztożerności X-winga, do którego trzeba dokupywać regularnie kolejne rzeczy aby nie być na gorszej pozycji podczas bitew, turniejów nie wspominając... (kolega, który sprzedaje zawodowo lojalnie mnie uprzedził nim kupiłem swój pierwszy model). Natomiast w Bolcie - wydasz 170-200zł na pudełko perrych bądź grenadierów / fallschirmjagerów / amerykańskich spadochroniarzy od Warlorda, kupujesz do tego czołg... to wszystko, masz nie tylko jakiś tam start ale całą armię na 800-1000 punktów (typowa bitwa). Dopiero gry w skali 1/72 przebijają ten system kosztowo.
W Bolcie nie ma czegoś takiego jak Proxy (chyba, że wystawiasz Spejs Marins jako SS-manów). Każda figurka historyczna do danej armii jest dopuszczalna, a Perry mają oficjalne wsparcie ze strony Warlorda, sprzedają jego figurki nawet w swoim sklepie (zamiast dublować oddziały pustynne).
ThX za info! Wypada mi zainteresować się BA "po wypłacie" :) Może ktoś napiszę recenzje Bolt Action? I z czym to się je.
UsuńPs. Proxy = zamienniki - to miałem na myśli.
Bolt czeka na szerszy opis w kolejce tematów, A ta kolejka, zamiast się skracać - z każdym tygodniem rośnie. Biorąc pod uwagę mechanikę Bolta, już dawno bym o nim napisał... Ale ma niestety jedną wadę - druga wojna światowa.
UsuńNiemniej jednak - Bolt to zbyt ważna gra w Polsce, by pomijać ją milczeniem.
Żaden problem.
UsuńJa się pewnego dnia zabiorę za recenzję Bolta ale ciągle zbieram doświadczenie na stołach aby móc to zrobić jak najrzetelniej ma on bowiem mym zdaniem pewne, na szczęście drobne, wady.
https://store.warlordgames.com/products/australian-army-list-pdf
UsuńTutaj darmowa lista armijna Australijczyków. Jako figurki można wykorzystać Perrych (Desert Ratsi). Warlord wydał też figurki im dedykowane jak komandosów
https://store.warlordgames.com/products/australian-independent-commando-squad
Oraz planuje wydać Papuasów (tubylcy).
https://exito.sklep.pl/pl/c/156/1898 - tutaj są modele Italeri w skali 1/56 (Warlord ma takie same tylko w wyższej cenie i innym pudełku ale ostatnio zaczął dodawać jakieś gadżety a nawet ramki z figurkami), trzeba ich szukać w sklepach modelarskich. Dla Brytyjczyków / Australijczyków nada się M3 Stuart, na pustynie ciężki Churchill. Dla Niemców Stugi, Panzer III, Panzer VI, Pantera na Włochy.
Telamon: pisz koniecznie, nie zwlekaj. Warto, by jak najwięcej ludzi dowiedziało się o Bolcie. Jak już napiszesz, to trzeba ją jak najszerzej rozpropagować.
UsuńMuszę rozegrać nieco więcej gier. Raz, we wrześniu weszła nowa edycja i ciągle nabieram w niej doświadczenia poznając tajniki gry. Dwa usiłuję grać różnymi armiami przeciwko różnym armią dobierając różnorakie uzbrojenie, podglądam graczy mających taką armię jak ja ale w inny sposób złożoną dzięki wyrabiam sobie zdanie na temat elastyczności. Myślę, że w lipcu bądź sierpniu taka recenzja jednak powstanie i skupię się w niej na wszystkich aspektach gry (budżetowo-modelarski, zasady, środowisko).
UsuńDoskonale :) Szykuje się kompletny tekst. Będzie gdzie odsyłać zainteresowanych. Trzymam kciuki!
UsuńSam nie gram w AoS choć mam i podręcznik i tom do Stormcastów i General's Handbook i nawet 1 tom Realmgate Wars i o zgrozo Start Collecting do Stormcastów i ten mały starter z 5 Stormcastami i kilkoma Khornowcami :) Tekst bardzo przemyślany i dobrze napisany. Za dużo napinki związanej z tym systemem jest, niestety.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobało :) I faktycznie - to jest taki system, który gotuje ludziom krew w żyłach. Nie tylko w Polsce. Między innymi po to napisałem ten tekst, by spojrzeć na tą grę, jak na każdego innego bitewniaka.
UsuńA ja gram w AoS i mnie się bardzo podoba bo jest bardzo przyjemny i 'ładny'. W WFB też gram i też lubię bo tam mam tyle wspomnień że granie przywołuje sytuacje z przeszłości i jest pięknie. W 9th age też gram bo mi się również podoba modyfikacja zasad różnych. Zacząłem też grać w KoW i też mi się podoba z różnych powodów.
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka że jakby GW dalej ciągnął za sobą 'finansowe zwłoki WFB' to w większość tego co gram bym nawet nie spróbował.
Bardzo fajny tekst. 'Haterzy' mnie śmieszą bardzo i lubię czytać ich teksty bo niektórzy się fajnie nakręcają :).
Generalnie uważam że gry bitewne są przyjemne i lubię w nie grać :)
Najpiękniejsze w tym co napisałeś jest to, że do wszystkich tych czterech gier wystarczy jeden zestaw figurek :) W sytuacji, kiedy modele nie są przypisane do konkretnego systemu, można dobierać sobie reguły w zależności od nastroju i pomysłu na zabawę.
UsuńNakręcanie się ludzi może być zabawne, ale w sumie ciekawsze jest, dlaczego ktoś, kto może na przykład obejrzeć "Przerobionego Star treka", poświęca swój czas i intelekt na psioczenie na AoS. Pewnie poszukam odpowiedzi na to pytanie niebawem.
Bardzo dobry tekst. Nie po drodze mi teraz z GW (ma zbyt wiele starych figurek, by kupować nowe wypusty), jednak życzę im powodzenia. Jakość modeli jakie robią jest niesamowita, design jak napisałeś kwestia gustu. Uproszczenie zasad to dobry ruch, w WFB grałem mało, ale mechanicznie uważam tamte zasady za słabe do większej skali, w jakiej miały dziać się potyczki.
OdpowiedzUsuńPodobnie myślimy, jak widać. Na szczęście jest mnóstwo gier, w których da się rozegrać dużą bitwę w dwie godziny albo mniej. Muszę zeksplorować pod tym kontem Kings of War.
UsuńOdrzuciłem paradygmat GW kilka lat temu. Ani mnie ziębi, ani grzeje... W Gorkę bym pograł. W Necromundę. Reszta? A co mnie to obchodzi :D
OdpowiedzUsuńA ja w Epica... I Necromunda znowu wyszła (tak jakby)... Też nie gram na poważnie w gry GW, ale to zbyt duży wydawca i ma ogromny wpływ na cały świat figurek. Stąd nie odważę się go ignorować.
UsuńMit pierwszy "a": z ust waść mi to wyjął!! Ja nie mam już czasu na szlifowanie skomplikowanych zasad. Po pierwsze, nie mam czasu na wielokrotne czytanie tych wszystkich stron, po drugie, nie mam czasu na częste granie, które by mi te skomplikowane zasady utrwaliły. Tak że, bez fałszywego wstydu: dla czterdziestolatka prostota zasad jest potężnym atutem :)
OdpowiedzUsuńMam niestety tak samo. I z zasadami - i niestety z wiekiem :( Jest parę bardziej złożonych gier, w które wsiąknąłem nieco mocniej (Hail Caesar, Ogniem i Mieczem)- ale to maksimum mojej wydolności. Im prostsze zasady, tym większa realna szansa, że z nich skorzystam.
UsuńBardzo fajny teskt i chyba sama prawda :-) Powiem tylko, że dzięki pojawieniu się AoS wchodzę w bitewniaki, chociaż mam już prawie 40 na karku. Zawsze lubiłem gry, jeździłem za czasów studenckich na konwenty (głównie rpgowo), grałem (i gram nadal w planszówki), a na bitewniaki po prostu mnie wtedy stać nie było. Teraz mnie stać, a AoS zachęcił mnie prostotą zasad. Kupiłem zestaw startowy, zajawiłem się na malowanie figurek, a mój 7 letni syn już przebiera nogami, kiedy zagramy po raz pierwszy. Do tego kumpel, który zobaczył na FB zdjęcie skończonego Lorda Relictora z rozrzewnieniem napisał, że marzył za młodu o armii bretonni, ale go stać nie było. Od słowa, do słowa i już gość zamawia krasnoludy, a ja będę miał drugiego partnera do gry :-D
OdpowiedzUsuńBardzo fajna historia :) Cieszę się, że udało Ci się znaleźć czas i motywację do realizacji marzeń z młodości. Pod pewnymi względami czterdziestka to najlepszy czas na figurki. Trzymam kciuki i życzę wielu epickich starć!
UsuńWell well.. w końcu ktoś napisał fajny tekst. Kiedy 2 lata temu usłyszałem o Aos stwierdziłem, że to się nie może udać. Dziś zmieniam zdanie. A ceny ...well... poszukajcie dobrze. Start Colectingi po 189 zł i inne modele znacznie taniej niż inne sklepy na rynku
OdpowiedzUsuńhttp://veto-store.pl/
Dzięki za tą informację, mam nadzieję, że ludzie chcący zacząć zabawę z AoS z niej skorzystają. Sam oczywiście nie kupuję figurek od GW po cenach katalogowych, ale tak korzystnej oferty jeszcze nie widziałem!
UsuńAle gra jako taka musiała się udać. GW to w końcu potężna korporacja, która dysponuje potencjałem niedostępnym innym firmom: ogólnoświatową siecią dedykowanych sklepów detalicznych. I budżet reklamowy. Ponadto założenia ustawiały próg wejścia w system prawie na poziomie gruntu. I mamy efekt :)
Z tekstem mogę się w tylko części zgodzić. Największą zaletą pojawienia się AoS i zabicia WFB to rozkwit innych systemów, które zasiliły sieroty po grach GW. Obecnie bardzo dużo uciekinierów zalicza Wh40k ze względu na totalny bajzel w zasadach, ciężkie i archaiczne zasady i bardzo wysoki próg wejścia - zupełnie jak WFB. Ogólnie GW można podziękować za dobrowolne zrezygnowanie z monopolu i wsparcie tym innych systemów. Zupełnie nie zgodzę się z mitem czwartym, a dokładnie jego podsumowaniem. GW położyło WFB dzięki temu, że w dobie 8 edycji zrezygnowali z małych formatów i promowanie tylko dużych, zwiększyli dwukrotnie próg wejścia, stworzyli zasady promujące hordy co miało na celu wymuszenie na graczach już posiadających armie rozbudowanie swoich oddziałów - średnio dwukrotnie (ktoś miał 15-20 White Lionów to teraz niech wystawia 30-40). Decyzje te doprowadziły do połknięcia i zachłyśnięcia się swoim własnym ogonem. Systemu nie trzeba było zabijać, tylko odważnie go zreformować. Nie byłoby wtedy tego hejtu, sierot, a i zyski na samym starcie byłyby dużo większe. Dodatkowo nie trzeba byłoby zaczynać od nowa z nową marką, bo świat WFB liczy ponad 30 lat, a fluff AoS 2. Ot fatalna decyzja. Ogólnie nie zabija się dobrych marek z dekadami tradycji. AoS jako gra dzięki ogromnemu marketingowi GW i jego zasobom z pewnością się utrzyma. Aczkolwiek świat WFB z mechaniką AoS sprzedałby się dużo lepiej, a i masa graczy by przy systemie pozostała. Nie mogę też się zgodzić z tym, że GW jakoś specjalnie zmieniło swojego podejście do klienta. Otóż daleko tej firmie do wydawania Beta zasad do nowych edycji i systemów np. na rok/pół roku przed premierą. Wciąż nie ma wsparcia środowiska turniejowego na poziomie X-winga FFG. Nie ma dynamicznego systemu patchów, takich jak obserwuje się w Warmachinie PP. Nie ma otwartej bety zasad dla graczy, jak obecnie w Wild West Exodus. Leży też stałe informowanie graczy apropo nowych edycji i planowanych zmian, jak chociażby przy zapowiedzianej nowej edycji WH40k- wszystko GW utrzymuje w ścisłej tajemnicy aż do chwili premiery lub przecieki pojawiają się na 1-2 tygodnie przed premierą. Wciąż kuleje konsultacja z graczami na temat tworzenia zasad. W X-wingu czy Warmachinie dochodzi do tego, że najlepsi gracze turniejowi są zatrudniani przez te firmy do projektowania i pisania zasad do systemu. AoS sam w sobie nadal opiera się na przestarzałych zasadach z lat 80. Ogólnie GW jeśli chodzi o zasady to nawet na cal nie poszło do przodu. Przykładowo do dzisiaj nie mieli odwagi spróbować wprowadzić do swoich systemów naprzemiennej aktywacji czy ukrytego trybu rozkazów. AoS rzeczywiście jest systemem o "kombosach". Problem w tym, że mistrzem w tym zakresie jest Warmachina i jeśli miałbym chęć bawić się w kombosy to wybrałbym WMH, a nie AoS. Zaś do zabawy na poziomie gry przy "piwku i preclach" również wybrałbym inną grę, bo AoS jak zauważono w artykule ma masę aktywnych i zmiennych zasad specjalnych, które dodatkowo się kombosują. Wiele skirmishów czy nawet Kings of War proponuje prostszą i szybszą rozgrywkę.
OdpowiedzUsuńReasumując dzięki fatalnej decyzji o powstaniu AoS możemy się dzisiaj cieszyć dużo większym wyborem systemów i grających w nich osób ;P. Dlatego chyba na dobre wyszło grom bitewnym ubicie WFB, bo gdyby GW battla mechanicznie znacznie unowocześniło, zachowując przy życiu Stary Świat to pewnie nadal bym nie wiedział, że istnieją inne gry poza Warhammerem ;P. Jak GW uda się jeszcze zarżnąć do końca Wh40k (a wszystko na to wskazuje) to w ogóle będzie bomba, bo napływ graczy do innych systemów będzie znacznie większy ;P.
Dzięukję za rozbudowany komentarz, to prawie drugi wpis :) Napisałeś, że WFB z mechaniką AoS byłby bardziej strawny i prawdopodobnie popularny. Oczywiście to myślenie z gatunku "co by było, gdyby...?" - ale mam podobne wrażenie. Stary battl cienko przędł nie tylko przez wielką ilość wymaganych figurek, ale też przez swoją mechanikę. Nawet na małe punkty było sporo turlania, i zastanawiania się na d szarżami - a mało decyzyjności. Już decydowanie o kolejności rozstrzygania walk wręcz w AoS daje graczom większe poczucie kontroli.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o dalszą część komenatrza. Też zgadzam się, że GW nadal pozostaje w tyle za konkurencją (niepublikowanie wcześniej zasad, bardzo małe wsparcie dla sceny turniejowej i inne sprawy o których piszesz) jeśli chodzi o komunikację z klientami. Zamiast konkretów, żarty, które niestety na tym etapie bardziej wkurwiają niż cieszą (You can trust us, its the New Games Workshop). Ale i tak jest lepiej, niż dawniej. Na przykład erraty i korekty wartości punktowych mają wychodzić co rok, a nie wcale. I podobno jakieś tam wsparcie środowiska turniejowego jest - ale to raczej w Wielkiej Brytanii.
Nie wiem, jak im pójdzie z WH40k, myślę że popełnionych błędów będzie mniej, ale nie uda się stworzyć gry, która zadowoli wszystkich - i starych fanów, i zupełnych nowicjuszy. Tak czy inaczej cieszę się ze wszystkich działań, dzięki którym więcej ludzi poznaje więcej nowych bitewniaków :)
O archaicznych zasadach WFB również pisałem. Przyczyn było wiele. Zwróć jednak uwagę, że WH40K jest jeszcze gorsza w zasadach niż WFB, a od WFB przędzie lepiej ;P. To już kwestia popularności, a nie samej mechaniki. Systemy GW dobrze się sprzedawały, bo przez dekady stanowiły monopol, dlatego baza klientów jest już przyzwyczajona do archaicznych i wadliwych zasad GW. WFB raczej skończył jako królik doświadczalny jakiegoś szalonego wizjonera GW (to temat na dobry film ;P). Myślę, że GW raczej przy "Age of Emperor" nie skasuje świata WH40K. Jakieś minimum na błędach chyba muszą się uczyć, a jak nie to też będzie dobrze, bo nastąpi kolejna wielka emigracja do innych systemów ;P.
OdpowiedzUsuńPrzy czym zasady AoS uważam, za równie słabe co WFB i WH40k - ostatecznie to ten sam archaiczny silnik. GW w jednym jest całkowicie niereformowalne - nawet o cal nie starają się zreformować swojego silnika mechanicznego z lat 80. Powinni wyciągnąć wnioski chociażby z x-winga, który zdetronizował czterdziestkę i stał się najlepiej sprzedającym się system na świecie. Mechanika x-winga jest znacznie prostsza od AoS, a przy tym nieporównywalnie lepsza, jeśli chodzi o budowę i koncepcję. Obecnie sam jak ognia unikam systemów, które nie posiadają jakiegoś rodzaju naprzemiennej aktywacji. Zauważyłem, że nieporównywalnie ciekawiej zawsze się gra w te gry, w których nie muszę czekać pół godziny, aż gracz po przeciwnej stronie skończy ruszać się wszystkimi swoimi jednostkami i często wystrzeliwać mi armie ;P.
Zaniedbuję ostatnio komentarze, zbyt dużo się dzieje... Więc odniosę się do kwestii naprzemiennej aktywacji. Też szukam obecnie gier, gdzie mechanizm kontrolowania jednostek jest po pierwsze w pewnym stopniu niekontrolowany i nieprzewidywalny, a poza tym szybki. Różne gry oddają to w różny sposób - w X-Wingu mamy zdolności pilotów, we Frostgrave inicjatywę i hierarchię aktywacji - itd. Ale w AoS też istnieje coś na kształt naprzemiennej aktywacji - naprzemienne rozpatrywanie walk wręcz. Jest to jakieś rozwiązanie urozmaicające przebieg gry. Do tego dochodzi losowa kolejność tur dla poszczególnych graczy. Ale zgadzam się, że w dziedzinie reguł nie jest to mistrzowskie rozwiązanie. Też bardziej podoba mi się choćby to z x-winga.
UsuńTwoja uwaga o naprzemiennej aktywacji w AoS rozbudziła moją ciekawość do tego stopnia, że w tygodniu znajomy zaprezentuje mi rozgrywkę ;P
UsuńAle nie obiecuj sobie zbyt wiele... Ta "naprzemienna aktywacja" to wybór kolejności, w jakiej aktywuje się oddziały uczestniczące w walce wręcz. W praktyce ten wybór często jest tak oczywisty, że przestaje być wyborem.
UsuńNie no, raczej nie spodziewam się niczego specjalnego. Nawet w dawnym WFB była jednostki w zaangażowane w walkę wymieniały się atakami. Nawet był system reakcji na szarżę, można było: odpowiedzieć strzelaniem z broni zasięgowej, utrzymać pozycje i dostać bonusy z broni drzewcowej lub uciekać. Jedynie co mnie zawsze irytowało w tych reakcjach, że zabrakło najważniejszego - "kontrszarży", co było szczególnie ważne przy starciu kawalerii, bo ta która szarżowała dostawała bonus za użycie lanc, a przeciwnik już nie, tylko grzecznie się zatrzymywał i pozwalał w siebie "wjechać" ;P. Ostatecznie jednak znajomi namówili mnie na grę w Runewars Miniatures Game. Muszę tylko czekać na możliwość zakupu elfów, bo ludzie i umarlaki już zajęte ;P. Spodziewam się, że miejsce na masowego bitewniaka w klimatach fantasy zostanie u mnie zaklepane na długie lata ;P.
UsuńMam znajomego który grał AOS i bardzo chwalił system ale jak pierwszy raz zagrał w 9th Age to powiedział że nigdy by do AOS nie wrócił, ja nigdy na żywo tej gry nie widziałem i mam nadzieje że wkrótce zobaczę ale te nowe figurki to nikt mi nie powie że jakoś tak nie pasują..
OdpowiedzUsuńNie pasują do battla, pasują do AoS. Ale podejście Twojego kumpla mi się podoba - próbowanie różnych gier i zostanie przy tej, która najbardziej odpowiada.
Usuń