środa, 22 grudnia 2021

Rok bez figurek

 

    Wiem, wiem - trochę mi zeszło z tym wyjściem po mleko. Ostatni wpis na tym blogu pojawił się pod koniec 2018. Już wtedy dawna regularność była czymś co minęło. Jak się pewnie domyślacie: samo życie przeszkadzało w systematycznym pisaniu. Moje nadzieje, że drugie dziecko (oraz urlop rodzicielski) da więcej czasu dla siebie, okazały się dość naiwne.

Potem kryzys zawodowy – który na szczęście skończył się dla mnie wyjątkowo pomyślnie. Ale przejście przez niego wymagało trochę zachodu. Pandemia byłaby jeszcze do zniesienia, gdyby nie zdalne nauczanie... No i jakoś w tym całym zamieszaniu nie miałem już sił na pisanie. Ale teraz, gdy moja sytuacja się ustabilizowała (piszę te słowa 22.01.2021), postanowiłem odgrzebać blog, który dawał ongiś tak wiele radości.


Boomerskie dad jokes, bardzo luźno nawiązujące do tematu tekstu. Witajcie ponownie na Bitewniakowych pograniczach! 

Niemniej jednak to że nie pisałem, nie oznacza że nie miałem nic wspólnego z figurkami. Wprost przeciwnie – poznałem i wciągnąłem się w kilka nowych systemów, kupiłem i pomalowałem setki ludzików, rozegrałem wiele bardzo udanych gier. Cały czas obserwowałem to, co dzieje się w bitewniakowym światku. Jednak najwięcej było właśnie malowania. Oraz kupowania nowych ludzików: bardziej i mniej okazyjnie.

Parę dni po rozpoczęciu 2021 roku wpadłem na pomysł, którego efekty macie okazję właśnie oglądać. Postanowiłem sobie, że w tym roku nie kupię żadnej nowej (ani używanej) figurki. Skąd taka idea?


Jak pewnie każdy maniak ludzików, mam swoją kupkę (albo hałdę) wstydu. Być może nie była ona największa z możliwych; kolejne modele schodziły z taśmy dość regularnie. Niemniej jednak było sporo projektów, które czekały na wykończenie rok i dłużej. A skoro tak długo jestem w stanie obyć się bez modeli w standardzie „ready to play” - to czy naprawdę ich potrzebuję? I czy potrzebuję kupować nowe modele, tylko po to, by pomalować je (albo i nie), a następnie schować do pudła? A skoro o chowaniu do pudła mowa...

Kolejny powód to brak miejsca. W domach z betonu nie można sobie (na ogół) pozwolić na dedykowany gaming room. Figurki są upychane po szafkach, po szufladach – i zaczęło mi się kończyć na nie miejsce. Po tym, jak nowo nabyty magnesowanych pojemnik, który miał starczyć na dwa lata zapełnił się w 5 miesięcy, uznałem, że warto wcisnąć hamulec.


Rzeczone pudełko we własnej osobie. Tutaj jeszcze w roli transportera a nie magazynu.


Wreszcie – figurki to dla mnie gaming accessory. Mam za mało cierpliwości, by malować na poziomie wystawowym. Ludziki mają ładnie wyglądać na stole bitwy i dawać pełne doświadczenie - również estetyczne – zabawy przy pomocy bitewniaka. No i sęk w tym, że dotarłem do punktu, gdzie odnalazłem dla siebie system na każdą okazję. Duże bitwy, małe bitwy, symulacja, zasady rodem z planszówek, historia, fantasy – zebrałem je wszystkie. A nawet więcej. Kilku posiadanych systemów nie ograłem w wystarczającym stopniu. A kilku kolejnych - wcale.

I w takim stanie kończyłem rok 2020. W tamtym okresie miała miejsce premiera „Armada. Kings of War”. Figurki może nie najpiękniejsze, ale zasady podobno dobre. No i przede wszystkim sentyment. Man'o War był przeżyciem pokoleniowym (zarówno gra jak i zespół). A bywa mnóstwo takich chwil, gdy podtatusiały zgred znów chciałby być nastolatkiem. Już miałem kliknąć „kupuj”, kiedy przyszło otrzeźwienie. Przecież już i tak rzadko gram w „Dreadfleet”. Mniej więcej raz na kilka lat. Z nowym tytułem nie będzie wcale lepiej. Miejsce w szafie się kończy.

A potem zdałem sobie sprawę, że podobnie jest z innymi, ewentualnymi zakupami.


Dlatego na początku nowego roku wyznaczyłem sobie osobisty „No miniature 2021 challenge”:


  • żadnego kupowania figurek

  • pomalować jak najwięcej z kupki wstydu (może nawet ją wyzerować – ale bądźmy realistami)

  • dozwolone jest przyjmowanie figurek w prezencie lub wygrywanie ich w konkursach. Dzieje się to na tyle rzadko, że raczej nie spowoduje istotnego wzrostu rzeczonej kupki.

  • Jeśli mam dodać jakąś nową figurkę – to muszę zrobić ją sam

  • jak najwięcej grać w systemy, które do tej pory nie gościły często na stołach

  • rozbudować bazę makiet, terenów i elementów dekoracyjnych – szczególnie do systemów historycznych

  • można kupować materiały modelarskie oraz książki związane z grami.

  • Nie jeść mięsa w piątek, a wieprzowiny w sobotę.

Po zrobieniu listy uznałem, że jest trochę za długa, i wywaliłem z niej ostatni punkt. A teraz będziecie mogli przeczytać, co z tego wyszło.


Jeśli macie skojarzenia z tym programem - to są one jak najbardziej słuszne.



Styczeń

    Wiedziałem, że będzie trudno, ale 2021 zaczął od mocnego kopa w jaja mojej silnej woli. Zapowiedziano bowiem polskie edycje dwóch systemów, które kusiły mnie od dawna. A konkretnie: „Dystopian Wars” i „A Song of Fire & Ice”. Oba z bardzo fajną mechaniką, akcja dzieje się w uniwersum, które tchnie klimatem. Figurki też niczego sobie. Ale wtedy przypomniała mi się refleksja, że nie gram już modelami które mam, w systemy które mam. Więc westchnąłem i nie uległem pokusie.

Ale że nad ręką niekiedy nie da się zapanować – biblioteczka wzbogaciła się m.in. o podstawkę do „Oathmark”. Mam nadzieję, że będzie z nim lepsza zabawa, niż z „Kings of War”.

Druid, beastman i gnom wchodzą do baru... Między innymi takie wiekopomne wydarzenia mają sprawić, żebyście nie myśleli o prawdziwych problemach.

Za to pracowałem nad kupką wstydu. Jak zwykle pomagał mi konkurs malarski forum Strategie, dzięki któremu populacja pomalowanych ludzików do gier historycznych systematycznie się zwiększa. A dodatkową motywacją były plany na luty.


Luty


    W pierwszych dniach dotrzymanie postanowienia nie było problemem. Tym bardziej, że był to szczytowy okres zatoru dostaw z Wielkiej Brytanii. Brexit zaskoczył handlowców i figurki nie dojeżdżały na półki.

Jednak wraz z upływem czasu pokusa odżyła – polska edycja „A Song of Fire & Ice” stała się faktem. W dodatku system była bardzo energicznie promowany – gry pokazowe w moich ulubionych sklepach, rosnąca pula graczy... Nic, tylko wskoczyć na ten wózek ze wszystkimi. Na szczęście (?) sytuacja szkolna i chorobowa wywiała mi z głowy głupie pomysły. A poza tym miałem na ten miesiąc inne plany.

Od jakiegoś czasu marzył mi się wyjazd na weekend, który będzie poświęcony w całości grom figurkowym. Nie oszukujmy się: ani dom, ani sklep ani nawet klub – to nie są najlepsze miejsca do zabawy w żołnierzyki. Angielscy dżentelmeni budują sobie chatki poświęcone hobby. A ja - chcąc doświadczyć pełnego komfortu grania – postanowiłem taką chatkę wynająć. Oczywiście wraz z kumplami. Przygotowania do imprezy trwały kilka miesięcy. Pierwotnie miała odbyć się na przełomie października i listopada 2020. Ale wtedy zakazano korzystać z hoteli i noclegów, zakaz zniesiono dopiero po feriach.

Wygłodniali grania i męskiego towarzystwa, oddaliśmy się bez reszty pasji. Spróbowaliśmy nowych systemów oraz nowych trybów gry. Były gry wstępne oraz wielkie, wielogodzinne multiplayery. Do domu wracaliśmy z niedosytem i przekonaniem, że tak się właśnie trzeba zajmować bitewniakami. A więc tego rodzaju wyjazdy z pewnością się powtórzą za kilka – kilkanaście miesięcy. Tym bardziej, że udało znaleźć się miejscówkę znakomicie spełniającą się w roli figurkowej bazy.

Bitwa o Jomsborg. Saga na 14 punktów na zasadach wielkich bitew z Age of Hannibal. W roli Jomsborgu wystąpił miód pitny Jomsborg, stojący w makiecie Jomsborga.


Saga na dwa blaty w towarzystwie figurkowych i potwornych celebrytów.



Ale prócz grania, miesiąc ten obfitował w swego rodzaju figurkowy remanent. Zrobiłem spory porządek z hałdą wstydu i to co się dało, doprowadziłem do stanu podkładowego. Wyszło tego dużo; za dużo. Być może 2022 również będzie dla mnie rokiem bez nowych zakupów? W każdym razie mam co malować. Tylko nie bardzo mam kiedy :(

ps. Były urodziny – był i figurkowy prezent. Nawet jak nie kupuję, to hałda rośnie. Ale ten akurat był bardzo trafiony. Mam nadzieję, że nie raz zmiażdży Rzymian kopytami i kołami.


Marzec


    Ło panie.... Kto tak spierdolił ten miesiąc? Gdy będziecie czytać te słowa, zapomnicie już o nim, albo wspomnicie go z rozczuleniem. Wam i sobie życzę tego pierwszego.

A więc mieliśmy wtedy tak zwaną trzecią falę covidu. Kolejny lockdown, kolejne zamieszanie. Szczególnie dla rodziców, a więc i dla mnie. W tym wszystkim ciężko się było odnaleźć i zorganizować. Mało więc było slotów czasowych na granie i malowanie. Ale to nie tak, że zupełnie nic się nie udało.

Dostawy z Anglii zaczęły docierać do Polski. I był to już najwyższy czas, bo niektóre me farbki i pędzelki wydawały już łabędzi śpiew. Dość dobrze wystartowała wspomniana wyżej polska edycja „A Song of Fire & Ice”. Podobnie fajnie zostały zwodowane „Dystopian Wars”. A gdy już ogarnąłem organizację życia codziennego, ruszyły z kopyta niektóre figurkowe projekty.

No i w nowy miesiąc wszedłem z planszówkami z kickstartera, które odwróciły moją uwagę i zaangażowanie od wargamingu.

Planszówka o wikingach zakładających Ruś Kijowską i dopływających do Bagdadu, by handlować kotami.



Kwiecień


    Wcale nie był jakoś dużo lepszy od marca. Zmiany w regulacjach dotyczących pandemii na serio wyglądały, jak z tego generatora, który pewnie widzieliście. Ogólnie – życie nadal bardziej sprzyjało malowaniu, niż graniu. Toteż malowałem z przyjemnością, czerpiąc z nakładania farby na ludki nieprzemijającą satysfakcję.

A jak radziłem sobie z pokusami zakupowymi? Sekret tkwi w tym, że nie były one zbyt silne. Dobrym przykładem będzie wstrząsająca premiera – o której teraz pewnie mało kto pamięta. Chodzi o szumnie zapowiadany box „Cursed City” do bodajże Warhammer Quest. Cóż to był za hype! Prześliczne figurki, o oryginalnej (wreszcie!) stylistyce, limitowana edycja, zamawiajcie while the stock lasts! Normalnie – buy or die! Niestety (?) - nie złapałem haczyka. Figurki rzeczywiście genialne – ale po co kupować kolejne wielkie pudło, które będzie gotowe do użytku najwcześniej za rok. A potem okazji do regularnej gry będzie mało? Mam „Dreadfleeta” i wystarczy. Jak się okazuje, można oprzeć się fali podkręcanego przez marketingowców entuzjazmu. Wystarczy pomyśleć na kilka miesięcy do przodu.

Jednak pojawiła się pokusa, której oprzeć się było dużo trudniej. Czy myśleliście kiedyś o rozegraniu bitwy rodem z historii ulubionego uniwersum? Z wykorzystaniem dowolnego ruleset'u, z dedykowanymi figurkami? Na przykład bitwę o Hoth (w skali 2 mm) lub nawalanki tych spalinowych robotów ze „Scythe”?

Moich ziomków naszło na odtworzenie bitwy pod Brenną – tej z „Wiedźmina”. Jakkolwiek szanuję całe uniwersum, autora – to do tej pory nie byłem wielkim fanem. Niemniej jednak ogrom włożonej przez nich pracy researcherskiej powodował opad szczęki. Znaleźli skład armii, nazwiska dowódców, sztandary, wyposażenie jednostek, ich ilość i liczebność. Do tego obrazki pokazujące jak malować wojaków. Mało? No to dodam do tego informację, że zdecydowaną większość sił zbrojnych z tej batalii można odtworzyć za pomocą genialnych modeli wydanych przez Perry Miniatures.


Oto efekt owych badań.


Nie ma co – nakręciłem się. I ta podnieta trwał parę dni, a potem tygodni. Ale prysła, zderzona z realiami. Zakup modeli to nie problem. Ale wyszykowanie ich w odpowiedniej ilości i jakości zajęło by zbyt dużo czasu – z parę miesięcy. No i koledzy nastawili się na raczej duże liczebności jednostek.

Zobaczymy co z tego będzie. Kibicuję projektowi i mam zamiar wziąć udział w bitwie. Ale jeśli w ogóle wystąpię, to raczej będę dowodził pożyczonymi chorągwiami.


Edit: stan tematu na koniec grudnia 2021. Projekt wytracił impet i na razie nie wygląda na to, żeby miał być zrealizowany w dającej się określić przyszłości. A szkoda. 


Szkoda, żeby takie Wielkie Słońce miało się zmarnować



    No i w kwietniu wróciłem do aktywności medialnej – razem z Matheo zaczęliśmy się regularnie wymądrzać na jego twitchowym kanale. Liczba widzów dochodziła w porywach nawet do ośmiu!



Maj


    Zaczęło się od bardzo deszczowego długiego weekendu. Ten akurat spędziłem z dala od stanowiska hobbystycznego, ale w kolejne było już lepiej. Ogólnie pod względem bitewniakowym był to wyjątkowo udany czas. Dokończyłem dość liczne projekty figurkowe, rozegrałem parę ligowych batalii no i regularnie udzielałem się na wspomnianym wyżej kanale.

No i zauważyłem też, że odporność na pokusy zakupowe znacznie wzrasta. Nie raz pojawiała się przed oczami znakomita okazja. I wtedy, zamiast kliknąć „kupuj” otwierałem plik, w którym zapisuję potencjalne zakupy. Zobaczymy, czy będę tych modeli tak samo potrzebował w 2022, jak teraz wydaje mi się, że ich potrzebuję?


Nie ukrywam, że łatwiej oprzeć się pokusie, gdy ta nie jest zbyt silna. Tak było z zapowiedzią startera do nowej edycji głównego systemu fantasy od Games Workshop. Na początku, gdy enigmatyczne zapowiedzi mówiły o tajemniczych stworach z bagien, przygotowałem się na najlepsze. Czyli na rasę jakichś zmutowanych, mackowatych, cthulowo-rybno-żabich bagnostworów. Na szczęście wydawca zdecydował się na kolejną odmianę orków (orruków). I to niezbyt ładnych. Tzn. - nie chwyciły mnie za serce na tyle, by kliknąć „kupuj”.

W tym też miesiącu miałem okazję zapoznać się z bardzo nietypowym systemem: „Reign in Hell”. Na pewno nie jest to system idealny – ale ma mnóstwo zalet i bardzo mało wad. Na pewno zainteresuję się nim bliżej. Tym bardziej, że tak się składa, iż posiadam wszystkie rzeczy niezbędne do zabawy.


Czy Bóg przysłał taki fajny system? Odpowiedź dośpiewajcie sobie sami!


No i przyszedł mi do głowy pomysł na osobisty challenge na rok 2022. Tym razem nie będzie on tak srogi dla branży figurkowej.



Czerwiec


    I ten miesiąc zaczął się od długiego weekendu, który spędziłem w zupełnie niebitewniakowy sposób. Potem tzw. dorosłe życie utrudniło koncentrację na figurkach. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie pierwsza połowa tego miesiąca nie była dobrym czasem. To znalazło odbicie w wynikach, jakie uzyskałem w FGB-owej lidze Warcry. Po kilku sromotnych i kilku wyrównanych porażkach postanowiłem przy następnym podejściu wrócić do zwycięskiej drużyny. Mam nadzieję, że spisze się lepiej niż zamaskowani wyznawcy Tzeentcha.

Gdy wielki stwór nie daje rady, weź większego i tańszego punktowo.

Choć co rusz na internecie wyskakiwały nowe propozycje zakupów, nadal trzymam się twardo. Wciąż mam w domu dość ludków do pomalowania, by spokojnie starczyło do końca roku. A gdy nastanie 2022, pewnie ograniczę swe nabytki do aktualnie realizowanych projektów. Kupowanie na przyszłość powoduje, że masz szafkę pełną pudełek na przyszłość.


    A skoro o przyszłości mowa: mieliśmy w czerwcu pierwszą tego lata falę tropikalnej pogody. Było tak ciepło, że siedzenie przy wiatraczku i malowanie wydawało się bardziej atrakcyjne, niż wybycie z domowego zacisza w jakimkolwiek celu. Wydawać by się mogło, że pisanie w tym tekście o pogodzie to tylko nabijanie liczby znaków. Jednak wielkimi krokami zbliża się kryzys klimatyczny – i tutaj obserwujemy jego pierwsze postępy. Ponieważ wcześniej czy później (obstawiam horyzont 10 lat) zmieni on znacząco nasze życie. Przypomnijcie sobie choćby wejście w życie brexitu – i jakie były trudności ze sprowadzeniem ludzików z tego powodu. To też uderzy w nasze hobby. Gdybym miał przewidywać kierunek zmiany, to pewnie (jeszcze) bardziej popularny stanie się rynek wtórny i systemy niezależne od modeli. No ale zobaczymy. Na razie do życia wracały turnieje, wraz z luzowaniem obostrzeń. Widać, że ludzie stęsknili się za graniem, frekwencja była wysoka.

A ja złamałem swe postanowienie po raz pierwszy (i mam nadzieję, że ostatni). Wziąłem udział w kickstarterze "Bogowie Wojny: Lee". Niby te kilka ludzików w skali 6 mm to prawie nic... Ale nie udało się. No nic – nie ma co rozpaczać nad niewielką wpadką, tylko trzymać się dalej.



Lipiec


    Gdybym nadal regularnie prowadził bloga, to same wydarzenia z lipca dałyby mi temat na co najmniej dziesięć wpisów. Na przykład takich:


  • Porażka Dominiona. Tego figurkowego.

  • Znów powróciłaś stara kurwo! Old World.

  • Games Workshop odkrywa lata zerowe XXI wieku! Nowy Kill Team.

  • Cena Ceny. Marketingowe rozgrywki i zmiany w rynku figurek

  • Nowa normalność. Hobby po epidemii i brexicie.

  • Czy da się umasowić bitewniaki? I dlaczego nie?

  • Oathmark vs Kings of War. Pojedynek o schedę po WFB.

  • Delikatne tematy. Polityczna poprawność i bitewniaki.

  • 5 online-wych zamienników gier bitewnych.

  • Dlaczego nie będzie polskich mediów figurkowych?

  • Bitewniakowe raczyska. Co psuje zabawę?

  • Czemu Polacy boją się 15 milimetrów? Dobre i złe skale figurkowe.

  • Wyścig zbrojeń. Czemu nagle wszyscy robią figurki do V-wiecznego Rzymu? Albo do Mezoameryki?


    Mógłbym tak jeszcze długo. To był miesiąc bardzo obfitujący w wydarzenia w figurkowym światku. Podobnie rzecz się miała w moim przypadku. Spróbowałem w praktyce „Oathamark'a”, byłem na pierwszym turnieju od czasów epidemii, pomalowałem dziesiątki modeli z kupki wstydu. Dzięki temu ostatniemu zmalała ona w znacznym stopniu. A to wszystko dzięki wakacjom! Zawsze uważałem, że największym wrogiem hobby jest brak czasu – i teraz mogłem to sobie potwierdzić. A że pojawiło się trochę więcej wolnego, mogłem rozpocząć kilka innych, niefigurkowych projektów. Jeśli wypalą, to nie omieszkam się pochwalić.

Oddech od razu staje się cięższy, głębszy...


    A jak z silną wolą w kwestii niekupowania nowych modeli? Hmmm... Tak sobie. Nowy „Kill Team” zrobił na mnie niesamowicie pozytywne wrażenie. Zawsze chciałem grać w czterdziestkę. W czasach licealnych nawet to robiłem. Na przeszkodzie jednak nieodmiennie stawały mi nudne, nadmienienie rozbudowane, archaiczne i mało dynamiczne zasady. Teraz jednak zapowiada się gra, która nie jest zamiennikiem środków usypiających albo środków na rozwolnienie. Zrobiłem więc preorder. Planuję podzielić koszty zakupu oraz zawartość z synem. On sobie weźmie orkasów, ja podręczniki i makiety. A kriegowców sprzedam. Będzie na nekronów, gdy już nadejdzie 2022.

Edit: stan na grudzień 2021. Jednak celuję w Adeptus Mechnicus


Sierpień


    Wakacje ciągnęły się, wraz z nimi mój długi urlop. Niestety nie poświęciłem go na figurki w takim stopniu, jak bym chciał. A to z tego względu, że w tym samym czasie wypadły wakacje w przedszkolach i szkołach... Ale to nie znaczy, że ludziki i farbki leżały odłogiem. Powoli, ale systematycznie kupka wstydu się zmniejszała. A zamiast tego kończyło się miejsce w pudełkach na modele. Wiem, że można mieć tych figurek jeszcze więcej, ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam już ich tyle, ile trzeba (a może nawet trochę za dużo).

W trakcie prac zacząłem sięgać do zalegających na dnie szuflad różnych „przydasiów”. Jakieś pojedyncze ludziki, modele do dioram, ostatnie wypraski, z których można coś jeszcze wyciąć. I dla nich znalazło się wreszcie zastosowanie. A nawet zacząłem przemalowywać (i sklejać na nowo, przepodstawkowywać...) figurki, które kiedyś były już zrobione. WYSIWYG musi być.

Niebawem i te najgłębsze pokłady plastiku i metalu ulegną wyczerpaniu. Na szczęście nadal mam zajęcie dla pędzla na długie miesiące, a może nawet i dłużej.

Niemniej jednak zacząłem myśleć – co po okresie narzuconej sobie wstrzemięźliwości? Jak się okazuje, kiedy masz już sporą kolekcję, nie potrzebujesz nowych modeli, by czerpać radość z grania, a nawet malowania.

* * *

W okolicach sierpnia doszło do wydarzenia, które miałem już kila razy okazję przeżywać. Jest to tzw. zamknięcie projektu. Polega ono na tym, że mam już wszystko czego potrzebuję do danej gry – i kolejne zakupy są wykluczone. Tą metodą zamknąłem malowanie Greków do „Mortal Gods”, a niedługo skończę armie zachodnie do „Ogniem i Mieczem”. To wyraźny znak, że praca malarska przynosi spodziewany efekt.

Figurki gotowe, makiety i teren też. Pora więc zagrać po raz drugi.


* * *

Jednak w końcówce miesiąca kupka wstydu znowu urosła. Być może nawet stała się większa niż na początku challenge'a. A wszystko to przez wyjście nowego „Kill Team'a”. Okazał się być bardzo dobrą grą, lepszą niż oczekiwałem. A więc kupno box startowego wydało się sensowną opcją. Dzięki podzieleniu kosztów z synem udało mi się de facto nie kupić nowych modeli. Niemniej jednak makiety są odjechane i bardzo skomplikowane – więc trzeba je pomalować.

Drugi powód do przesyłka z grą „Ankh – Gods of Egypt”. Ponieważ zamówiłem na kicstarterze w zeszłym roku, nie liczy się to do tegorocznych nabytków. A figurek w niej mnóstwo, każda wyjątkowo piękna. Zasługują na bardzo dobre pomalowanie. Wychodzi więc na to, że warto ten mój challenge przedłużyć.


Wygląda jak typowa hałda plastiku z Kicstartera. A do tego: dwa dodatki.


Wrzesień


    Trudno mi jednoznacznie ocenić ten miesiąc. Z jednej strony figurkowo nadal było intensywnie. Malowanie backlogu szło wartko i systematycznie; naprawdę jestem dumny ze swojej wydajności. Choć oczywiście duża w tym zasługa fajnych audiobooków, sprawiających, że mam ochotę posiedzieć nawet kilka godzin pod rząd przy ludzikach i farbkach.

Z graniem też było spoko. Kilka gier w OiM, pierwsze kroki w nowym Kill Teamie. A na bliskim horyzoncie sagowa orgia Grand Melee Poland.

Na domiar dobrego światek bitewniaków zdaje się ciągle rozkwitać. Największą i najmilszą niespodzianką była zapowiedź drugiej edycji „Ogniem i Mieczem”. To rzadki moment w życiu, kiedy marzenia okazują się spełniać, a w dodatku wygląda na to, że będzie lepiej niż oczekiwałem! To co było dobre, zostanie zachowane, a te wszystkie aptekarskie upierdliwości, których trzeba pilnować żeby sensownie cieszyć się tym systemem przepadną, niczym szlachta za króla Olbrachta.


Okładka drugiej edycji - to nawet nie jest ona.


    Ale to nie wszystko ten sam wydawca (czyli Wargamer, ale to chyba wszyscy wiedzą) – zapowiedział polską edycję „Basic Impetus 2”. Zawsze fajnie, gdy jakikolwiek bitewniak ma polskie zasady. A do tego będzie to tytuł opisujące bitwy w okresie od starożytności do średniowiecza. Liczę, że populacja graczy w historyki zwiększy się. Bo nawet najsłabsze systemy mass battle w klimacie historycznym dają dużo więcej funu niż patologie battla w tej czy innej odsłonie.


Tak zwane życie: dzieci, praca, rodzina zdrowie – też układało się pomyślnie. Wrzesień to zawsze okres przeorganizowań domowych, ale w tym akurat wypadku wszystko było na plus. Powinienem się więc cieszyć i malować ludziki, układając jednocześnie w głowie rozpiski. Jednak mój spokój burzyły tak zwane wieści ze świata. Niektóre odczuwałem na własnej skórze. Rosnąca inflacja przekładała się na wzrost cen. Rosnąca liczba zakażeń COVID budziła strach przed odwołaniem nadchodzących imprez. A do tego widać było pierwsze zwiastuny realnego Polexitu – jakby sprowadzanie figurek z Anglii nie było wystarczająco trudne.

Być może gdy będę publikował ten wpis w grudniu, odetchnę z ulgą. A może westchnę z goryczą „miałem rację”? Czas pokaże. Teraz chyba jednak najrozsądniej będzie się skupić na figurkach.

No i jeszcze dowiedziałem się o pewnych tajnych planach, związanych oczywiście z tematem tego bloga. Jak wypalą, to będzie słodko


Jak to wypali - to będzie prawdziwa petarda!



Październik


    Teoretycznie wiadomość ta dotarła do wszystkich jeszcze we wrześniu, ale były to dosłownie ostatnie dni tego miesiąca. Chodzi o upadek gry „DUST 1947”. Wydawca tytułu tłumaczył, że daje sobie spokój z wieloletnią przygodą. Wszystko przestało się spinać finansowo – koszty surowców poszły w górę. Można się domyślić, że nie towarzyszyło temu adekwatne zwiększenie popytu. Co może trochę dziwić. Gra miała sporo fanów, intrygującą, oryginalną i atrakcyjną mechanikę. Do tego ciekawy świat i modele, które nie przynosiły wstydu rzeźbiarzowi, projektantowi i producentowi.

Mimo to – nie pykło. Problem z wydawaniem bitewniaków, jest taki, że w miarę rozwoju systemu rośnie liczba fanów zupełnie zadowolonych ze swej kolekcji. No i rośnie też rynek wtórny. Mamy więc nie pierwszy i nie ostatni zgon figurkowego uniwersum.

Press F



    Na szczęście reszta miesiąca upłynęła w dużo weselszym nastroju. Na samym początku miałem wielką przyjemność uczestniczyć w SAGA Grand Melee Poland 2021. Tak, jak poprzednim razem, impreza była znakomicie przygotowana, zorganizowana i doskonale prowadzona. A najfajniejsze było w niej to, że mogłem w krótkim czasie stoczyć aż 5 bitew! I to w erze Hannibala! I to z przeciwnikami na moim poziomie (no może wyższym – cztery porażki, jedno zwycięstwo), podchodzącymi do gry na luzie, z humorem. Czy może być lepiej? No to na dodatek – świetnie pomalowane figurki, fajne makiety. W efekcie – wybawiłem się stokrotnie, skończyłem zabawę z żalem, że nie trwa jeszcze trochę dłużej. No i już czekam na kolejną edycję!


    Potem istotnym dla mnie epizodem bitewniakowym były ciągnące się choroby w domu. Co w praktyce oznacza dzieci w domu – co z kolei oznacza zastój w malowaniu. Ale nic co złe, nie trwa wiecznie. Dzieciaczki wyzdrowiały, kupka wstydu została nieco zmniejszona. A pod koniec miesiąca ukazała się polska edycja „Basic Impetus 2”. ważne wydarzenie – oto mamy po raz pierwszy oficjalnie przetłumaczone i dostępne zasady do masowego bitewniaka „historycznego”. Oczywiście tytuł ten ma swoje ograniczenia i mankamenty – ale jeśli godzimy się na nie świadomie, to nie będziemy rozczarowani. Zdecydowanie więcej tu zalet i możliwości, pozwalających na fajną zabawę w historyczne bitwy. Dobrze, że coś takiego jest dostępne. Ale oczywiście ciężar propagowania systemu spadnie na fanów. Jak chcesz mieć z kim grać, to trzeba sobie przeciwnika zrekrutować albo spłodzić.


Jedną z zalet tej publikacji jest lista armii do IX-wiecznego Tybetu.


    Końcówka października to bardzo miły akcent – bitewka w Oathmark. Świetny system! Jest klimat dużych bitew przy rozsądnej (jak na gracza w „Hail Caesar!”...) ilości modeli. Do tego fantasy bez widocznych na razie przegięć. I ciągle mam dużo więcej do odkrycia – czarodzieje, artefakty, rozwój królestwa, kampania, unikalni bohaterowie... Będzie grane jeszcze długo.

Tak w ogóle wygląda na to, że swoje potrzeby co do różnorodnych systemów też mam zaspokojone. Jeśli nie wyjdzie nic szczególnie odkrywczego, to warto rozważyć zastopowanie również zakupów podręczników.


Listopad


    W październiku bawiłem się na Saga Grand Melee, ale mój syn bawił się dużo lepiej. Niestety młody nie odziedziczył po mnie dwóch bardzo ważnych zalet: zamiłowania do antyku oraz do miłowania figurek. A więc przejąłem jego łupy, wraz za koniecznością zadbania o nie. I tak malejąca kupka wstydu nieco się zregenerowała.

Poza tym miesiąc mało sprzyjał figurkom, przynajmniej dla mnie. Trochę pograłem w Oathmark – co sprawiło mi dużo frajdy. Lecz zły los stawiał liczne przeszkody: nawał pracy, kwarantannę w przedszkolu córki, Fallouta 4...

Pod koniec miesiąca miały miejsce dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to Kontrast – impreza poświęcona artystycznemu malowaniu figurek. Tym razem zawarto w niej bardzo rozbudowaną część związaną z grami: były prezentacje, były stoiska, byli starzy i nowi znajomi. Niestety nie mogłem być tak długo, jak bym chciał :(

I myk, kolejny system na półkę. Czas na Fallouta.


Drugie zaś to tzw. czarny piątek. Kolejne po Halloween, Walentynkach i Pierwszym Maja święto przybyłe z samej Ameryki. Teoretycznie tego dnia (oraz kilka dni wcześniej i później) sklepy mają kusić soczystymi promocjami a my, klienci, tracić dla nich głowę i dokonywać nieprzemyślanych, okazyjnych zakupów. Tym razem ta przynęta była jakoś mało nęcąca. Może tylko dla mnie – ale nie zauważyłem urywającej zada rewelacji.


Grudzień


Dopiero się szkoła zaczęła, i już święta... Pod koniec roku czas jakoś szybciej leciał. Znów nie działo się nic szczególnego. Nabyłem trochę wargamingowych prezentów, ale nie było tego dużo – i nie dla siebie. Poza tym wznowiono działalność stacjonarną przedszkoli, szkół, więc wreszcie mogłem sobie w spokoju trochę pomalować. Dzięki temu doprowadziłem do końca kilka małych projektów. Miło jest wchodzić w nowy rok z poczuciem czystego konta i nowego otwarcie – nawet jeśli wynikają one z tak trywialnych osiągnięć.

Pewną nowością – zarówno w tak zwanym poważnym świecie, jak i w naszym figurkowym gettcie były rosnące ceny. Nie tylko inflacja, ale też dodatkowe opłaty przy zamawianiu ludzików spoza obszaru UE. Nie wygląda na to, by w najbliższym czasie miało być taniej. Tym łatwiej będzie się powstrzymywać przeć kolejnymi nabytkami.

Próbowałem jeszcze przed świętami uzupełnić zaległości związane z grami ligowymi. Dla mnie udział w takiej formie gry to okazja, by na serio nauczyć się danej gry. Może nie będę w niej mistrzem, ale grając kilkanaście razy, z różnymi osobami, można dogłębnie poznać lepsze i gorsze strony systemu. Zwłaszcza, jeśli uzupełni się to udziałem w turniejach.


Duet ratogrów spełnił moje nadzieje.


No i końcówka roku i miesiąca zarazem – czyli święta i sylwester. Wolne od pracy będzie sprzyjało rozpoczęciu pracy nad kolejnymi modelami. Znów trwał konkurs malarski forum Strategie...



21/22


    No i eksperyment zakończony. Parę razy było trudno – raz po raz facebook podsuwał propozycję zakupu, której nie mogłem odrzucić. Na szczęście zadziałała silna wola i okazało się, że nowy nabytek był jednak zbędny. Może nie przyniosło to jakich kolosalnych oszczędności, bo dla podręczników, makiet, chemii modelarskiej (a także kilku planszówek i rpgów) było zielone światło.

Kupka wstydu została bardzo mocno zniwelowana. Oczywiście nie do końca, ale w ciągu 2021 roku ukończyłem malowanie ponad trzystu modeli. Mógłbym to policzyć dokładniej, wystarczy mi jednak świadomość, że były tego setki. I w że zebrałem już wszystko, czego potrzebuję do kilku systemów, będących w regularnej eksploatacji.

Dzięki Matheo udało mi się wrócić do bitewniakowej publicystyki. Przyjęta przez niego forma na pewno jest mniej wygodna dla odbiorcy, niemniej jednak dla mnie w ogóle możliwa do zrealizowania. Gdybym kontynuował pisanie, w mym życiu zabrakłoby czasu na jakieś inne ważne albo potrzebne sprawy. A przez to pewnie szybko bym z niego zrezygnował. A tak, w niezobowiązującej atmosferze mogę sobie pogawędzić, poznać ciekawych ludzi – i poświęcam na to tylko półtorej godziny.




    Okazało się też, że wcale nie trzeba regularnie kupować nowych ludzików by czerpać satysfakcję z hobby. I to niebagatelną. Napotkałem kilka nowych – i jak się okazało – fajnych systemów. Wgłębiłem się w te już oswojone. Przy czym przy bliższym poznaniu okazały się one jeszcze bardziej udane. No i do tego kilka mniej i bardziej formalnych imprez związanych z bitewniakami – ich łączny bilans emocjonalny jest bardziej niż pozytywny.

Z pozafigurkowych spraw – wygrałem bitwę w wojnie z chorobą zawodową fanów bitewniaków – otyłością. Co prawda to jeszcze nie wygranie wojny, ale nawet umiarkowany acz wyraźny sukces cieszy i motywuje do dalszych starań.

    Oczywiście, były też cienie minionego roku. Dość chaotyczna pandemia utrudniająca zaplanowanie czegokolwiek. Nauka zdalna umiejscawiająca dzieci w domu. Ogrom pracy zawodowej. Niejasna sytuacja gospodarcza, która mobilizuje raczej do ostrożności i oszczędności, zamiast napawać nadzieją i optymizmem.



    Ogólnie plan redukcji figurkowych szkód wypalił tak dobrze, że mam zamiar go kontynuować w roku następnym. Na pewno rozluźnię politykę „zero zakupów” na rzecz zasady „jedna nowa rzecz na dwa miesiące”. I nadal systematycznie i konsekwentnie niwelować kupkę wstydu. Nawet kiedy kupuje się mało, to i tak ona rośnie. Raczej nie dam rady wrócić do regularnego blogowania – za dużo spraw, za dużo atrakcji a na to wszystko za mało czasu. Za to chciałbym do powyższego challenge'a dodać jeszcze jeden: zagrać choć raz w każdy z systemów, które mam, a w które jeszcze nie grałem.

Najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

I na koniec ważne pytanie: czy warto postawić sobie granicę, jeśli chodzi o kupowanie nowych modeli? Zanim poznacie moją odpowiedź na to pytanie, zapraszam do zerknięcia na wiele z tego, co udało mi się w tym roku pomalować.






















































Dużo tego było. Niby skarżę się na brak czasu, ale rok całkiem produktywny.




Nie róbcie tego w domu


    Jak zaśpiewał Kazik: „I właściwie kto wódki nie pije ten jest wywrotowcem tak świadomie uszczuplającym dochody państwa bezideowcem”. Sądzę, że analogiczna zasada sprawdza się jeszcze bardziej w przypadku figurek. Każdy hobbysta ma w domu większą czy olbrzymią kupkę wstydu. I gdyby większość z nich postanowiła zrobić sobie podobny challenge, gdyby udało się wytrwać w postanowieniu... To rynek ludzików by mocno tąpnął. To nasze zakupy, nawet (czy raczej: zwłaszcza) te nieprzemyślane i impulsywne dają powód do pracy dla wszystkich projektantów, producentów, sprzedawców. Dzięki popytowi pieniądz krąży i powstają nowe modele. A do nich nowe systemy, żebyście mieli powód, by kupić nowe figurki. I nowe farby i akcesoria, żeby ludziki wyglądały jak marzenie.

    Niestety rynek figurkowy (i nie tylko ten) jest oparty na modelu (czy raczej fantazmacie) nieskończonego wzrostu. Pomimo coraz lepszych narzędzi badających ewentualny popyt, pomimo upowszechnieniu się druku 3d na żądanie, nadal produkuje się więcej figurek, niż potrzeba odbiorcom. Póki jednak przynajmniej część branży notuje nadwyżkę, zawsze będą tacy, którzy będą liczyć na powtórzenie lub przebicie ich sukcesu. I tak to idzie, a zakupy każdego z nas są paliwem, na którym jedzie ten wózek. Co prawda sam nie stroniłem od nich – ale po kupieniu kilkudziesięciu podręczników, kilku tysięcy figurek najzwyczajniej w świecie nie potrzebuję więcej. Do bardzo dobrej zabawy w każdej konwencji jaka mnie kręci, wystarczy mi to, co już zgromadziłem. Nie potrzebuję też nowych zakupów do malowanie ludków, które jest przecież fundamentalną częścią hobby. Kupka wstydu nadal ma istotne rozmiary, a poza tym zawsze mogę zmyć farbę i pomalować modele lepiej lub inaczej.


Jeden z wielu figurkowych tytułów, który nie trafił w zapotrzebowanie rynku.

    Tylko że rezygnując z zakupów, sam podcinałbym gałąź, na której siedzi hobby, które daje mi mnóstwo frajdy. Co prawda tylko minimalnie. Ale gdyby tak każdy maniak ludzików się zastanowił, czy rzeczywiście skorzysta z tego nowego pudełka czy blistera, a potem udzielił sobie szczerej odpowiedzi i schował portfel... To w końcu powstawałoby coraz mniej figurek. I tak nadeszłyby wieki ciemne dla bitewniaków na świecie. Więc: warto kupować, bo bez tego nasze hobby schudnie i w końcu może istotnie zasłabnąć. Zwłaszcza jeśli kręcą was tematy bardziej niszowe niż Warhammer 40.000.

    No i jeszcze jeden powód, dla którego warto poświęcić nadwyżkę, która zostaje nam po zrobieniu niezbędnych wydatków właśnie na figurkowe gry bitewne. Niestety większość firm związanych z bitewniakami (poza jedną) to nie są wcale żadne wielkie ani nawet średnie korporacje. To pasjonaci tacy jak my wszyscy – którzy w swej poszli o krok dalej. Sprofesjonalizowali swoje zainteresowania, dzięki czemu możemy za stosunkowo niewielkie pieniądze cieszyć się bardzo wysokiej jakości modelami czy zasadami. A więc kupując nowe figurki, nie płacimy za premię dla zarządu, nowe Porsche (czy lot w kosmos) dla prezesa czy za honorarium dla cwaniaków od ukrywania i wyprowadzania dochodów z kraju. Płacimy właśnie za to, by ci doświadczeni i utalentowani ludzie mogli regularnie przygotowywać dla nas coraz lepsze produkty. Więc grosza daj odlewnikowi, autorowi zasad portfelem potrząśnij.






Róbcie to w domu


    Dzięki wspomnianej wyżej profesjonalizacji zajęć (oraz globalizacji, konkurencji) rzeczywiście mamy łatwy dostęp do mnóstwa dóbr, w tym gier bitewnych. Niemniej jednak czy rzeczywiście tego potrzebujemy? Jakie nadzieje pokładamy w tego typu grach? Czy mogą być one wypełnione w inny sposób, niż dzięki istnieniu przemysłu growego w postaci takiej, jaką do tej pory znamy? Generującego nadmiar i marnotrawiącego zasoby wszystkich uczestniczących w nim stron?

Zacznę swe dywagacje od tego, że figurki, gry z ich udziałem są znacznie starsze niż „Little Wars” czy nawet „Kriegspiel”. Najstarszy znany mi przejaw działalności modelarskiej (i być może wargamingowej) to oddział sformowanej lekkiej piechoty z okresu Średniego Państwa – na podstawce zbiorczej. Znaleziono je w grobie niejakiego Meshetiego. Miał tam też oddział łuczników nubijskich. Nie wiadomo, czy tym modelom towarzyszył jakiś ruleset. Jednak dowodzą one, że jak ktoś bardzo chce, to zbierze sobie pomalowaną armię mimo braku profesjonalnych wydawnictw.

Fragment kolekcji arcykróla piwnicznego no-life'u. Cztery tysiące lat nie życia pod ziemią.

Drugi, już bardziej bliski nam przykład to szachy z Lewis. Tutaj znamy już zasady. Dla mnie istotne jest to, że ktoś postanowił im nadać formę bardziej znaną do współczesnych wargamingowych modeli. Mamy kawalerię, piechotę i bohaterów. Najwyraźniej wytwórca uznał, że zrobione właśnie tak będą bardziej atrakcyjne niż współcześnie znane nam czopkowate sztyfty.


Tutaj mamy nawet elementy fantasy

Jaki z tego wniosek? Istnienie wyspecjalizowanych wydawnictw nie jest warunkiem koniecznym, by bawić się w gry bitewne. Ponadto potrzeba robienia figurek żołnierzyków może być potrzebą równie podstawową jak śpiewanie czy makijaż. Tylko nie każdy ma środki i możliwości, by ją realizować. Niemniej jednak, w miarę zwiększania się ilości wolnego czasu (co mam nadzieję nastąpi dzięki postępowi techniczno - społecznemu jak najszybciej) można przeznaczać go na nieprofesjonalne działania zmierzające do bitewniakowej zabawy (tzn. samodzielne pozyskiwanie figurek i zasad). W rzeczywistości wiele dzieci robi coś takiego same z siebie.


    A gdybyśmy tak właśnie wszyscy w tym momencie, pod koniec 2021 roku spróbowali nie kupować nic nowego, to i tak spokojnie możemy się cieszyć tym, co już zostało wydane i wyprodukowane. Zabawa przy pomocy istniejących fizycznie figurek i podręczników może trwać do usranej śmierci, nawet jeśli pożyjemy 130 lat. Samego „Warhammera 40.000” wydano 9 edycji! Do tego armybooki, kampanie, dodatki, modele, modele specjalne, specjalne tereny, artykuły... I wszystko to już jest, nie trzeba nic nowego dodawać. Dodajmy do tego wszystkie inne już wydane systemy i figurki. Niebawem zaczną umierać ci wszyscy brytyjscy siwowłosi grognardzi z dziesiątkami tysięcy modeli zgromadzonych w garażach.  Rynek wtórny wypełni się więc nową falą towaru. Właśnie ten rynek wtórny, plus magazyny i hurtownie, to coś co wystarczy, by dostarczać nam wszystkim figurkowej uciechy już do końca życia. Naprawdę nie potrzebujemy coraz to nowych modeli, by i systemów, by dobrze się bawić.

Marnowanie żywności to też marnowanie wszelkich zasobów, które zostały zużyte, by ją wyprodukować i dostarczyć na półki. Z bitewniakami jest podobnie - tylko na mniejszą skalę. To marnotrawstwo warto ograniczyć. 

    A jeśli jednak potrzebujemy? Tu istnieje kilka rozwiązań. Po pierwsze druk 3D. Dzięki niemu projektowanie i produkcja figurek, ale przede wszystkim ich logistyka i dystrybucja – stają się dużo prostsze. Drukujemy sobie dokładnie to co potrzebujemy, żaden producent nie musi topić kasy w produkowaniu rzeczy, które się nie sprzedadzą. Do tego zawsze dochodzą możliwości konwersji, jeśli koniecznie potrzebujemy wojsk baktryjskich zgodnych z przekazami historycznymi.

I wreszcie dochodzi już stosowana przez różnego rodzaju firmy i wydawnictwa. A mianowicie druk na żądanie. W ten sposób można wydawać figurki (kickstarter chociażby się kłania) dokładnie w takiej ilości, na jaką będzie zapotrzebowanie. A nawet można by zaryzykować analizę opłacalności przedsięwzięcia takiego, jak projektowanie zasad. Najpierw przedstawić potencjalnych zainteresowanym założenia danego systemu w formie kampanii, zobaczyć czy zbierze się wystarczająca ilość chętnych do kupna go – a dopiero potem go opracowywać i wydawać.


    Więc już teraz można by przestawić się na zupełnie inną formę produkowania i pozyskiwania modeli i systemów, niż obecnie dominująca. Czy taka zmiana miałaby jakieś minusy? Oczywiście! Przede wszystkim mocno podmyłaby sens istnienia sklepów z bitewniakami w ich obecnej postaci. Tzn. miałyby sens jako miejsce do grania, tudzież sprzedaży farbek... Ale to mogłoby nie wystarczyć, gdyby miały finansować się z marży z owych farbek czy z prowizji przy drukowaniu lub zamawianiu figurek. Natomiast same wydawnictwa byłyby czymś bardziej efemerycznym. Niestabilność dochodów mogłaby sprzyjać jeszcze szybszemu pojawianiu się ich i znikaniu. A to z kolei przeszkadzałoby by w kumulowaniu się pewnego instytucjonalnego doświadczenia i powstawaniu rzeczy na coraz wyższym poziomie.

    No chyba że wreszcie wprowadzony zostanie wprowadzony dochód podstawowy. Oczywiście u niektórych czytelników wywoła to reakcję: „Bismillah! Toż to lewactwo, upadek cywilizacji zachodu i interracial!” Niemniej jednak takie rozwiązania były już testowane: na przykład przydział zboża w starożytnym Rzymie. I gdyby nie Hunowie, ten system trwałby w najlepsze. Więc można przy osiągnięciu pewnego poziomu technicznego, który prowadzi do wyprodukowania nadmiaru dóbr, dystrybuować owe dobra i organizować ich produkcję w taki sposób, by generować ich mniej . A w ten sposób nie marnotrawić zasobów potrzebnych do ich wytworzenia owych zasobów finalnych. A tym zasobem jest m.in. nasz czas i wysiłek.


Jeśli będziesz wytrwale bronił miliarderów, to zauważą oni twoje wpisy na facebooku i wyślą ci przelew. Potwierdzone info.

Gdybyśmy mieliśmy zapewnione codzienne przetrwanie, to pewnie część z nas poświęciłaby nadwyżkę wolnego czasu na bardziej profesjonalne – czy raczej zaangażowane - zajmowanie się bitewniakami. A hobby jako całość rozwijałoby się nadal. Czego sobie i wam pod koniec tego roku życzę.













16 komentarzy:

  1. Karol, gdy figurkowiec pomaluje wszystkie swoje figurki to umiera. Nie maluj wszystkiego :D zawsze coś musi zostać. U mnie za taki zapychacz służą podstawki dododatkowych artylerzystów do OiM. Nie ma bata, tego nie pomaluję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że miałeś taki dobry figurkowo rok!

    OdpowiedzUsuń
  3. też już nie kupuje od 2 lat, kupka wstydu nadal czeka

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rozmach... Zdrowia i Pomyślności!

    OdpowiedzUsuń
  5. A z tym dochode podstawowym to myślę że potrzebujesz to jeszcze przemyśleć...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi miło, że postanowiłeś rozerwać pajęczyny na Twoim blogu i wrócić do jego pisania. Co do Twojego challenge'u, to też taki miałem, jednak moja "silna" wola skapitulowała dużo szybciej i jak już kupka się pomniejszyła, tak szybko powiększyła się razy 2 albo i 3 ;). Szacun za wytrwanie w postanowieniu! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam! Miło Cię znów widzieć (czytać)! To znaczy, że wszystko wróci do normy. Bo Czwartki w pracy bez Ciebie są jakieś takie niemrawe...człowiek musi rano zajmować się takimi bzdetami jak pracą...:)
    Tak czy siak, pochwalę się (wszak jesteśmy w Internecie), że mam podobną sytuację, w prawdzie od września a nie od stycznia ale... postanowiłem nie kupować modeli, tylko je malować! Bo faktycznie złapałem się, że kupuję modele, których nawet nie otwieram! Tak było z armią do Kings of War, którą doprowadziłem do 1000 punków (pomalowanych) i nakupiłem drugi 1000 ale nawet nie otwierałem niektórych paczek! Do tego dochodziły inne systemy itp, aż w końcu powiedziałem dość! I zacząłem malować figurki które od lat (dosłownie) czekały na swoją kolej, a jak brakowało mi weny, to brałem starocie malowane ponad dekadę temu i przemalowywałem je, ulepszałem podstawki itp. Świetne remedium przeciw zakupom. Nowy Kill Team faktycznie jest fajny! Na szczęście miałem dość swoich modeli, i skończyło się na jednym pudełku Tysiąca synów. Swoją drogą co Ci się nie spodobało w KoWie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój powrót do blogowania cieszy. Czekamy na więcej! O kilku tematach wymienionych w lipcu chętnie przeczytałbym w pełnoprawnych wpisach, jak choćby o mediach czy dobrych i złych skalach. Natomiast z niektórymi wątkami całkowicie się nie zgadzam (UBI...).

    Jeszcze co do zasad WH40k: znalazłem system nim inspirowany, który ma bardzo proste i darmowe zasady. To Grimdark Future. Należy do rodziny One Page Rules - nazwa pochodzi od tego, że skrót zasad (Core Rules) mieści się na 1 kartce. Jest też dostępny skirmish w tym samym uniwersum (Grimdark Future: Firefight), czyli coś zbliżonego do Kill Teama. Są też trzy systemy fantasy: Age of Fantasy (przypomina Age of Sigmar), Age of Fantasy: Skirmish (à la Warcry) i Age of Fantasy: Regiments (jak WFB).

    Szczerze je polecam, jak ktoś lubi proste systemy. Zasady po angielsku, ale na forum i polskiej grupie są spolszczenia. Nie wiem, czy komentarz z linkiem przejdzie, więc adres strony OPR podam w drugim komentarzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomniany link:
      https://onepagerules.com

      Usuń
  9. Ciekawy blog. Na pewno w przyszłości wrócę na ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  10. Powrót bloga od człowieka z pasją, który odkrył dla mnie ten wspaniały świat! 3mam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rewelacyjny blog. Oby ten blog dalej trwał.

    OdpowiedzUsuń
  12. Super wpis! Gratulacje:
    - prawie w 100% wypełnionego postanowienia
    - pomalowanej hałdy figurek (świetna robota!)
    - wygranej bitwy z chorobą cywilizacyjną (sam muszę zacząć triumfować na tym gruncie :P)

    Bardzo podobają mi się przemyślenia na temat kupowania/nie kupowania nowych modeli...
    Daje do myślenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. "...takie rozwiązania były już testowane: na przykład przydział zboża w starożytnym Rzymie. I gdyby nie Hunowie, ten system trwałby w najlepsze."
    A nie wziąłeś pod uwagę, że mogło być odwrotnie? Że Hunowie mogli być skutkiem, a nie przyczyną?
    Dochód gwarantowany był testowany w dwóch krajach w XX wieku, i nie były to kraje demokracji ludowej (o dziwo) - Kanada i Finlandia. W obu przypadkach temat zarzucono. Czemu?

    Bardzo lubię czytać Twoje teksty, ale w tym konkretnym miejscu zdecydowanie się nie zgadzam.

    Pozdrawiam

    Borsuk

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Super posłuchać Cię na YT u Matiego ale powinieneś wrócić również do pisania :)
    Coloured Dust

    OdpowiedzUsuń