Świąteczne bombardowanie prezentami mamy już za sobą. Jedne podarunki trafiły w cel, inne okazały się totalnymi niewypałami. No i jeśli nie jesteście w pełni zadowoleni z tego, co dostaliście, być może przyda wam się niniejszy tekst.
Ideą tego bloga jest pisanie o grach czy sprawach, które znajdują się poza obszarem zainteresowania mainstreamu, które niekoniecznie cieszą się największą popularnością. Co ciekawe, często wynika to bardziej z niedostatków marketingowych, niż z niedoskonałości samej gry.
Zdjęcie z rozgrywki w "Project Z" autorstwa D. Massimo. Źródło. |
I dziś będzie o takiej właśnie grze. Pewnie niejeden z was o niej już tam coś słyszał, coś wie, coś kojarzy. Ale raczej nie graliście w nią, ani nie wiecie, o co w niej dokładnie chodzi i na czym ona polega. W polskojęzycznym internecie przeszła jak na razie bez echa. Pora więc ją przybliżyć.
Kolejna gra o zombie...
Jedną z przyczyn braku popularności "Project Z" może być pewne wysycenie tematu. W ostatnich latach tematyka zombie święci triumfy na całym świecie. Co rusz powstają coraz to nowe filmy, seriale, gry komputerowe, planszowe, karcianki, rpgi i oczywiście - figurkowe. Chyba najbardziej radykalnym przykładem tej medialnej nekrofilii jest wzbogacanie klasycznych dzieł literatury o element ruchliwej padliny. Na przykład: "Duma i uprzedzenie i zombie".
Albo to. Jeżeli oryginał był dla ciebie zbyt żywy i interesujący... |
Dlaczego tyle tego jest w ostatnim czasie? Czy to przejaw współczesnego oswajania śmierci, która w kulturze zachodu została usunięta poza ramy codziennego życia? Czy też może, jak twierdzą niektórzy antropolodzy kultury - horda zombie jest metaforą buntu klas niższych, wykluczonych, uchodźców psującego spokój sytej klasy średniej. Osobiście nie mam pojęcia, czemu żywe trupy sprzedają się tak dobrze. Niemniej jednak firma Warlord Games postanowiła odgryźć kawałek tego gnijącego tortu i wydała grę "Project Z".
Piszę o niej głównie z tego względu, że odznacza się ona bardzo ciekawą i oryginalną (jak na bitewniaki) mechaniką. Jakiś czas temu marudziłem, jak konserwatywne są zasady do gier figurkowych. I "Project Z" pokazuje, że z powodzeniem można czerpać z rozwiązań z planszówek. Poza tym nietypowa jest sama koncepcja: mamy bowiem do czynienia z zamkniętym tytułem. Jedno pudełko, 2 frakcje w podstawce, dwie w dodatkach, opcja kontrolowania truposzów - i tyle. Kupując wszystko, co do niego wydano, nie będziemy zmuszeni wydać fortuny.
Naprzód chłopy! Zabić trupy! |
No i do tego te figurki. Pomimo relatywnie niskiej ceny całości otrzymujemy modele najwyższej klasy. Co prawda plastikowe - ale bardzo wysokiej jakości. Pomysłowo zaprojektowane, zróżnicowane, proporcjonalne i dokładne. Prawdziwa rzadkość wśród gier planszowych. Być może dlatego, że mając ocenić przynależność gatunkową "Project Z" stwierdzam z całą pewnością: "To jest bitewniak". Ale nietypowy.
Zawartość worka na zwłoki.
Gra zapakowana została w pudełko o rozmiarach typowych dla współczesnych planszówek. Okładka - sztampa, aż zęby bolą. Zdesperowani ocaleńcy bronią się czym mogą przed hordą zombich. A wokół noc ciemna i pożary. Pomimo, że rysunek jest spoko, to raczej nie spowoduje u oglądającego miłości od pierwszego wejrzenia.
Na jego odwrocie zdjęcie zawartości: oczywiście figurki, nietypowe kostki, żetony, karty, książeczki z zasadami, nietypowa miarka. Gdyby nie brak planszy, można by powiedzieć - klasyka planszówek o zombie. Dużo ciekawsze są ikonki z parametrami gry: nadaje się od dwunastego roku życia (Gnijące, agresywne trupy - w porządku Jasiu. Naga kobieta - musisz skończyć 18 lat), rozgrywka trwa od 30 do 90 minut. Liczba graczy: od 1 do 3. Graliście kiedyś w bitewniaka samemu?
Sama gra opisuje starcia stronnictw (band? grup?) w świecie borykającym się właśnie z apoklipsą zombie. Tym razem nieboszczyki nie są kontrolowane przez żadnego z graczy (Ci dowodzą swoją odrębną grupą) tylko stanowią żywy (oh, wait...) element scenografii, aktywnie nastający na zdrowie i życie naszych podkomendnych.
W środku pudła: gruby karton z wysztancowanymi żetonami (trzeba je powypychać, co jest jedną z najprzyjemniejszych aspektów planszówkowego hobby). Potem książeczki z zasadami. Te są na prawdę niewielkie. Format niewiele większy od zeszytu A5, kilkanaście stron. A to oznacza, że zasady przyswoimy sobie szybko. Następnie - podobna publikacja zawierająca zasady tworzenia drużyny i scenariusze. I do tego - dwie ściągi z przypomnieniem podstawowych zasad gry i parametrów broni.
Z akcesoriów - dostarczono nam dziesięć nietypowych kostek sześciościennych. Nietypowych - bo pozbawionych klasycznych oznaczeń na ściankach. Zamiast nich, na każdej kostce znajdują się po 3 symbole (w dwóch kopiach): trafienie, ochrona i przypływ (surge). Następnie nie da się nie zauważyć ramek z figurkami. Zamiast ludków z gumoplastiku - klasyczne wypraski z szarego, twardego materiału. Zresztą - zobaczcie sami:
Zawartość worka na zwłoki.
Gra zapakowana została w pudełko o rozmiarach typowych dla współczesnych planszówek. Okładka - sztampa, aż zęby bolą. Zdesperowani ocaleńcy bronią się czym mogą przed hordą zombich. A wokół noc ciemna i pożary. Pomimo, że rysunek jest spoko, to raczej nie spowoduje u oglądającego miłości od pierwszego wejrzenia.
Na jego odwrocie zdjęcie zawartości: oczywiście figurki, nietypowe kostki, żetony, karty, książeczki z zasadami, nietypowa miarka. Gdyby nie brak planszy, można by powiedzieć - klasyka planszówek o zombie. Dużo ciekawsze są ikonki z parametrami gry: nadaje się od dwunastego roku życia (Gnijące, agresywne trupy - w porządku Jasiu. Naga kobieta - musisz skończyć 18 lat), rozgrywka trwa od 30 do 90 minut. Liczba graczy: od 1 do 3. Graliście kiedyś w bitewniaka samemu?
Śmierć nas nie rozdzieli. W pudełku czeka na nas 25 plastikowych nieumarłych. |
Sama gra opisuje starcia stronnictw (band? grup?) w świecie borykającym się właśnie z apoklipsą zombie. Tym razem nieboszczyki nie są kontrolowane przez żadnego z graczy (Ci dowodzą swoją odrębną grupą) tylko stanowią żywy (oh, wait...) element scenografii, aktywnie nastający na zdrowie i życie naszych podkomendnych.
W środku pudła: gruby karton z wysztancowanymi żetonami (trzeba je powypychać, co jest jedną z najprzyjemniejszych aspektów planszówkowego hobby). Potem książeczki z zasadami. Te są na prawdę niewielkie. Format niewiele większy od zeszytu A5, kilkanaście stron. A to oznacza, że zasady przyswoimy sobie szybko. Następnie - podobna publikacja zawierająca zasady tworzenia drużyny i scenariusze. I do tego - dwie ściągi z przypomnieniem podstawowych zasad gry i parametrów broni.
Z akcesoriów - dostarczono nam dziesięć nietypowych kostek sześciościennych. Nietypowych - bo pozbawionych klasycznych oznaczeń na ściankach. Zamiast nich, na każdej kostce znajdują się po 3 symbole (w dwóch kopiach): trafienie, ochrona i przypływ (surge). Następnie nie da się nie zauważyć ramek z figurkami. Zamiast ludków z gumoplastiku - klasyczne wypraski z szarego, twardego materiału. Zresztą - zobaczcie sami:
Gang motocyklowy, do akcji gotowy. |
Zespól zombi, gra i trąbi! |
A to jest chyba szef gangu ze swoją cizią, siedzącą z tyłu siodełka. |
Do tego wszystkiego mamy jeszcze sporą liczbę kart. Część z nich zawiera charakterystyki danej grupy figurek (np. kilku gangerów na jednej karcie, lub teoretycznie odpowiadający im siłą boss na innej).Inne to karty walki, modyfikujące symbole na kostkach. I jeszcze karty przetrwania, odpalające specjalne efekty w trakcie starcia.
Jak przetrwać apokalipsę zombie?
To, co moim zdaniem jest kluczowe w czerpaniu radości z gry, to fajne zasady. Te na szczęście nie są długie, więc opowiem o nich pokrótce. "Project Z" stoi scenariuszami. Są one opisane w dodatkowej książeczce. Po wybraniu scenariusza gracze ustawiają mapę, układają żetony, z których wychodzą w trakcie gry zombie, oraz ustalają, z ilu kart stworzą swoje oddziały. Celem scenariuszy jest na ogół zebranie jak największej ilości łupów - wyobrażonych przez specjalne żetony. Oczywiście ich zdobycie to nie będą zakupy w supermarkecie - ale krwawy i bezlitosny bój z rzeszą bezmyślnych istot oraz przebiegłych i bezwzględnych przeciwników. Czyli jednak istnieje pewne podobieństwo do zakupów w supermarkecie...
Kiedy wszystko już jest gotowe, graczy rzucają kostkami w celu uzyskania inicjatywy.
Gdy ta już zostanie ustalona, pozostają do rozegrania kolejne dwie fazy: akcji i utrzymania (upkeep). Pierwsza z nich jest podzielona na podfazy ruchu, strzelania, szarży i walki. W drugiej zaś przywracamy do używalności zszokowane postacie, próbujemy przeładować broń i uzupełniamy karty walki. Do tego na polu bitwy pojawiają się nowe zombie. Trzeba tu zaznaczyć, że akcje te wykonuje się naprzemiennie. To znaczy - najpierw porusza się gracz z inicjatywą, następnie drugi. A po tym poruszają się zombie. Potem przechodzimy do podfazy strzelania - i sytuacja się powtarza, z tym wyjątkiem, że zombie nie używają broni palnej.
Jeśli chodzi o sterowanie ruchem nieumarłych, to te ich figurki, które są bliżej są naszych ludków - kontroluje przeciwnik. I na odwrót.
Same zasady strzelania są banalnie proste - sprawdzamy zasięg, ewentualne przeszkody do celu. Następnie bierzemy tyle kostek ile wynosi suma strzelania danej postaci i siła broni. Odejmujemy po jednej za ewentualny daleki zasięg i każdą przeszkodę znajdującą się na torze lotu pocisku. Rzucamy kostkami i liczymy ilość trafień. Potem ofiara ostrzału rzuca kostkami w ilości równej swojej obronie - za każdy symbol kamizelki kuloodpornej kasuje jedno trafienie. Po tym wszystkim zostaje jakaś tam ilość trafień. Jeśli jest wyższa od zera, rzucamy taką samą ilość kostek i wybieramy najlepszy z możliwych rezultatów trafienia. Te są trzy: powierzchowna, nic nie znacząca rana, zszokowanie (częściowo wyłącza model z gry) i zgon.
Z walką wręcz jest troszkę inaczej. Można ją zainicjować, gdy nasza figurka stoi dwa cale od wrogiej. Wykonujemy podobne sumowanie jak w przypadku strzelania (wartość walki wręcz postaci, siła broni, modyfikatory sytuacyjne za szarżę, przewagę liczebną czy przewagę wysokości), a następnie obaj uczestnicy starcia turlają kostkami. Kto uzyska więcej trafień - wygrał starcie. Obrażenia ustala się tak samo, jak przy strzelaniu.
I cały smaczek polega na tym, że do walki można wysłać, zamiast cennych jednostek własnych, "neutralne" zombiaki. Które osłabią wroga. Z tym, że przeciwnik zrobi to samo.
I to w zasadzie wszystko, jeśli chodzi o szkielet (nomen omen) zasad. Do tego dochodzą takie smaczki jak przeładowywanie broni, żetony charakteru ("grit" - pozwalają na szybsze przeładowanie broni, wykończenie zszokowanego wroga, otrząśnięcie się z szoku własnego ludka, czy przerzut kości) czy karty walki (modyfikują układ symboli powstały w wyniku rzutu kostkami).
A o co dokładnie chodzi w każdym starciu, jakie cele mają osiągnąć drużyny (czyli - za co dostają punkty zwycięstwa) i w jakich warunkach - to zostało opisane w książeczce ze scenariuszami. Przed grą ty i przeciwniki wybieracie sobie jeden z nich.
Zasady powyższe są jednymi z najprostszych, z jakimi miałem do czynienia, jeśli o bitewniaki chodzi. Przyswojenie ich w trakcie lektury jest kwestią kwadransa. Przez swój niski stopień złożoności nie wymagają też wiele czasu, by bardziej się z nimi obyć i nauczyć się na pamięć. A przy tym, dzięki czynnikom takim jak karty czy żetony - nie oddają wszystkiego w ręce ślepego losu. Możesz liczyć na to, że gdy kości nie będą ci sprzyjać w kluczowym momencie, będziesz w stanie wpłynąć na bieg wydarzeń.
Pierwsza fala zombie - i co po niej?
No dobrze - mamy to podstawowe pudełko, gra się spodobała. Naturalnym odruchem każdego figurkowca jest w takiej sytuacji poszukiwanie dodatków. Z tymi na razie jest skromnie.
Mamy dwie dodatkowe frakcje: żołnierzy sił specjalnych i panie płci żeńskiej, ocalałem z apokalipsy. Do tego ukazało się dwóch nieumarłych bohaterów, którzy biorą zgnilaków pod swoją kontrolę i pozwalają na uczynienie z nich grywalnej frakcji. Do tego jedna makieta, gąbka do pudełka utrzymująca figurki w porządku nawet wtedy, gdy bawimy się opakowanie we frisbee.
Nie jest tego dużo, ale pamiętajmy, że ta gra to wciąż nowość - ukazała się bowiem w tym roku. I ewentualne dodatki będą zależeć od jej popularności (czytaj - sprzedaży).
Czy możemy więc na nie liczyć? Jakby to powiedzieć... Na razie gra nie robi furory. Co prawda, na serwisie Boardgamegeek.com jest oceniana jednoznacznie pozytywnie (7.9 na maksymalne 10) - ale tylko przez 28 głosujących. Opinie użytkowników (oczywiście jednostkowe - dyskusje nt. tego tytułu nie są zbyt rozwinięte) też są sceptyczne. "Project Z" jest chwalony za wysoką jakość figurek - i zalecany dla ludzi lubiących malowanie i tworzenie makiet. Ale - powołując się na wyżej wspomniane opinie - inne gry o zombiach dają rzekomo więcej funu.
Nie przedstawię wam tu swojej opinii. Po pierwsze, mogłaby być ona niemiarodajna. Lubię bowiem i bitewniaki, i planszówki, a już dla malowania figurek jestem w stanie poświęcać długie godziny dzień w dzień. Więc mogę być pozytywnie nastawiony. Po drugie - nie mam swojej opinii, nie grałem w tą grę. Mogę sobie wyobrażać różne rzeczy na podstawie rozwiązań mechanicznych, które sprawdziły się w innych tytułach - ale owe wyobrażenia niekoniecznie muszą pokrywać się z rzeczywistością. Na oko - wydaje mi się, że to fajna gra. Ale praktyka może być inna. A więc - kupujecie i gracie na własne ryzyko.
Ale czy to się aby opłaca?
Jeśli szukasz współczesnych, w miarę realistycznych figurek zombie (o ile może być coś takiego), tudzież zwykłych, uzbrojonych cywili, to kupując "Projekt Z" nie ponosisz żadnego ryzyka. Dostaniesz produkt bardzo wysokiej jakości, a w dodatku do plastikowych ludków jeszcze grę. A w dodatku - za cenę około 150 zł. Można taniej kupić 40 miniaturek w jednym pudełku, ale nie będą ani tak starannie wykonane, no i oczywiście pozbawione zasad umożliwiających granie nimi. Oraz podstawek.
A gra sama w sobie? Myślę, że warto dać jej szansę. Wygląda na łatwą w opanowaniu i przyjemną w użytkowaniu. Jeśli nie masz czasu i środków na wejście w ciężkiego, poważnego bitewniaka - ale kręci cię przesuwanie figurek po stole i udawanie, że do siebie strzelają, to ta gra będzie dla ciebie.
Albo też - jesteś poważnie wkręcony w bitewniaki. I jakimś cudem masz jeszcze znajomych, którzy nie podzielają twojego hobby. W takim układzie to będzie gra w sam raz na spotkanie z kimś nie grającym na co dzień. Zasad nauczy się w trymiga. Dzięki łatwemu mechanizmowi konstrukcji bandy i kartom/żetonom wpływającym na przebieg gry nie jest z góry skazany na porażkę.
Komu jeszcze mógłbym polecić ten tytuł? Może fanom planszówek, którzy chcieliby zobaczyć, co takiego fajnego jest w bitewniakach. Pewnie jesteście już przyzwyczajeni do wydawania kilka razy w roku sumy około 200 zł. Może więc: "Project Z"? Spróbujesz, sprawdzisz - może przypadnie ci do gustu i wkręcisz się w figurki? A jeśli nie - od czego jest allegro, czy dział sprzedaży na forum?
tl;dr. w pudełku jest to, co widać na zdjęciu. |
Jak przetrwać apokalipsę zombie?
To, co moim zdaniem jest kluczowe w czerpaniu radości z gry, to fajne zasady. Te na szczęście nie są długie, więc opowiem o nich pokrótce. "Project Z" stoi scenariuszami. Są one opisane w dodatkowej książeczce. Po wybraniu scenariusza gracze ustawiają mapę, układają żetony, z których wychodzą w trakcie gry zombie, oraz ustalają, z ilu kart stworzą swoje oddziały. Celem scenariuszy jest na ogół zebranie jak największej ilości łupów - wyobrażonych przez specjalne żetony. Oczywiście ich zdobycie to nie będą zakupy w supermarkecie - ale krwawy i bezlitosny bój z rzeszą bezmyślnych istot oraz przebiegłych i bezwzględnych przeciwników. Czyli jednak istnieje pewne podobieństwo do zakupów w supermarkecie...
Kiedy wszystko już jest gotowe, graczy rzucają kostkami w celu uzyskania inicjatywy.
Gdy ta już zostanie ustalona, pozostają do rozegrania kolejne dwie fazy: akcji i utrzymania (upkeep). Pierwsza z nich jest podzielona na podfazy ruchu, strzelania, szarży i walki. W drugiej zaś przywracamy do używalności zszokowane postacie, próbujemy przeładować broń i uzupełniamy karty walki. Do tego na polu bitwy pojawiają się nowe zombie. Trzeba tu zaznaczyć, że akcje te wykonuje się naprzemiennie. To znaczy - najpierw porusza się gracz z inicjatywą, następnie drugi. A po tym poruszają się zombie. Potem przechodzimy do podfazy strzelania - i sytuacja się powtarza, z tym wyjątkiem, że zombie nie używają broni palnej.
Jeśli chodzi o sterowanie ruchem nieumarłych, to te ich figurki, które są bliżej są naszych ludków - kontroluje przeciwnik. I na odwrót.
Gotowe na wszystko w walce o równouprawnienie w świecie figurkowych gier bitewnych. |
Same zasady strzelania są banalnie proste - sprawdzamy zasięg, ewentualne przeszkody do celu. Następnie bierzemy tyle kostek ile wynosi suma strzelania danej postaci i siła broni. Odejmujemy po jednej za ewentualny daleki zasięg i każdą przeszkodę znajdującą się na torze lotu pocisku. Rzucamy kostkami i liczymy ilość trafień. Potem ofiara ostrzału rzuca kostkami w ilości równej swojej obronie - za każdy symbol kamizelki kuloodpornej kasuje jedno trafienie. Po tym wszystkim zostaje jakaś tam ilość trafień. Jeśli jest wyższa od zera, rzucamy taką samą ilość kostek i wybieramy najlepszy z możliwych rezultatów trafienia. Te są trzy: powierzchowna, nic nie znacząca rana, zszokowanie (częściowo wyłącza model z gry) i zgon.
Z walką wręcz jest troszkę inaczej. Można ją zainicjować, gdy nasza figurka stoi dwa cale od wrogiej. Wykonujemy podobne sumowanie jak w przypadku strzelania (wartość walki wręcz postaci, siła broni, modyfikatory sytuacyjne za szarżę, przewagę liczebną czy przewagę wysokości), a następnie obaj uczestnicy starcia turlają kostkami. Kto uzyska więcej trafień - wygrał starcie. Obrażenia ustala się tak samo, jak przy strzelaniu.
I cały smaczek polega na tym, że do walki można wysłać, zamiast cennych jednostek własnych, "neutralne" zombiaki. Które osłabią wroga. Z tym, że przeciwnik zrobi to samo.
I to w zasadzie wszystko, jeśli chodzi o szkielet (nomen omen) zasad. Do tego dochodzą takie smaczki jak przeładowywanie broni, żetony charakteru ("grit" - pozwalają na szybsze przeładowanie broni, wykończenie zszokowanego wroga, otrząśnięcie się z szoku własnego ludka, czy przerzut kości) czy karty walki (modyfikują układ symboli powstały w wyniku rzutu kostkami).
A o co dokładnie chodzi w każdym starciu, jakie cele mają osiągnąć drużyny (czyli - za co dostają punkty zwycięstwa) i w jakich warunkach - to zostało opisane w książeczce ze scenariuszami. Przed grą ty i przeciwniki wybieracie sobie jeden z nich.
Zmienił moje życie odkąd poskładałem go. On wyleczył mnie z kompleksów, dał mi swoją moc. Nigdy mnie nie zdradził, nie zawiódł ani raz. To wspaniała jest maszyna, Choć ma już ze czterdzieści lat. |
Zasady powyższe są jednymi z najprostszych, z jakimi miałem do czynienia, jeśli o bitewniaki chodzi. Przyswojenie ich w trakcie lektury jest kwestią kwadransa. Przez swój niski stopień złożoności nie wymagają też wiele czasu, by bardziej się z nimi obyć i nauczyć się na pamięć. A przy tym, dzięki czynnikom takim jak karty czy żetony - nie oddają wszystkiego w ręce ślepego losu. Możesz liczyć na to, że gdy kości nie będą ci sprzyjać w kluczowym momencie, będziesz w stanie wpłynąć na bieg wydarzeń.
Pierwsza fala zombie - i co po niej?
No dobrze - mamy to podstawowe pudełko, gra się spodobała. Naturalnym odruchem każdego figurkowca jest w takiej sytuacji poszukiwanie dodatków. Z tymi na razie jest skromnie.
Mamy dwie dodatkowe frakcje: żołnierzy sił specjalnych i panie płci żeńskiej, ocalałem z apokalipsy. Do tego ukazało się dwóch nieumarłych bohaterów, którzy biorą zgnilaków pod swoją kontrolę i pozwalają na uczynienie z nich grywalnej frakcji. Do tego jedna makieta, gąbka do pudełka utrzymująca figurki w porządku nawet wtedy, gdy bawimy się opakowanie we frisbee.
Nie jest tego dużo, ale pamiętajmy, że ta gra to wciąż nowość - ukazała się bowiem w tym roku. I ewentualne dodatki będą zależeć od jej popularności (czytaj - sprzedaży).
Czy możemy więc na nie liczyć? Jakby to powiedzieć... Na razie gra nie robi furory. Co prawda, na serwisie Boardgamegeek.com jest oceniana jednoznacznie pozytywnie (7.9 na maksymalne 10) - ale tylko przez 28 głosujących. Opinie użytkowników (oczywiście jednostkowe - dyskusje nt. tego tytułu nie są zbyt rozwinięte) też są sceptyczne. "Project Z" jest chwalony za wysoką jakość figurek - i zalecany dla ludzi lubiących malowanie i tworzenie makiet. Ale - powołując się na wyżej wspomniane opinie - inne gry o zombiach dają rzekomo więcej funu.
Część sił specjalnych. Jak widać, w mrocznym świecie po apokalipsie zombie rząd zdołał jakoś wyżywić i siebie i swoje zbrojne ramię. |
Nie przedstawię wam tu swojej opinii. Po pierwsze, mogłaby być ona niemiarodajna. Lubię bowiem i bitewniaki, i planszówki, a już dla malowania figurek jestem w stanie poświęcać długie godziny dzień w dzień. Więc mogę być pozytywnie nastawiony. Po drugie - nie mam swojej opinii, nie grałem w tą grę. Mogę sobie wyobrażać różne rzeczy na podstawie rozwiązań mechanicznych, które sprawdziły się w innych tytułach - ale owe wyobrażenia niekoniecznie muszą pokrywać się z rzeczywistością. Na oko - wydaje mi się, że to fajna gra. Ale praktyka może być inna. A więc - kupujecie i gracie na własne ryzyko.
Ale czy to się aby opłaca?
Jeśli szukasz współczesnych, w miarę realistycznych figurek zombie (o ile może być coś takiego), tudzież zwykłych, uzbrojonych cywili, to kupując "Projekt Z" nie ponosisz żadnego ryzyka. Dostaniesz produkt bardzo wysokiej jakości, a w dodatku do plastikowych ludków jeszcze grę. A w dodatku - za cenę około 150 zł. Można taniej kupić 40 miniaturek w jednym pudełku, ale nie będą ani tak starannie wykonane, no i oczywiście pozbawione zasad umożliwiających granie nimi. Oraz podstawek.
A gra sama w sobie? Myślę, że warto dać jej szansę. Wygląda na łatwą w opanowaniu i przyjemną w użytkowaniu. Jeśli nie masz czasu i środków na wejście w ciężkiego, poważnego bitewniaka - ale kręci cię przesuwanie figurek po stole i udawanie, że do siebie strzelają, to ta gra będzie dla ciebie.
Martwe dziewczyny. Może przecierają się tu i ówdzie, nie pachną najładniej... Ale nigdy nie powiedzą "nie". |
Albo też - jesteś poważnie wkręcony w bitewniaki. I jakimś cudem masz jeszcze znajomych, którzy nie podzielają twojego hobby. W takim układzie to będzie gra w sam raz na spotkanie z kimś nie grającym na co dzień. Zasad nauczy się w trymiga. Dzięki łatwemu mechanizmowi konstrukcji bandy i kartom/żetonom wpływającym na przebieg gry nie jest z góry skazany na porażkę.
Komu jeszcze mógłbym polecić ten tytuł? Może fanom planszówek, którzy chcieliby zobaczyć, co takiego fajnego jest w bitewniakach. Pewnie jesteście już przyzwyczajeni do wydawania kilka razy w roku sumy około 200 zł. Może więc: "Project Z"? Spróbujesz, sprawdzisz - może przypadnie ci do gustu i wkręcisz się w figurki? A jeśli nie - od czego jest allegro, czy dział sprzedaży na forum?