Dawno, na prawdę baaaardzo dawno temu, za rzekami, górami, lasami oraz jednym Morzem Śródziemnym było sobie królestwo Numidii. Królestwo - to może za duże słowo - raczej luźna federacja dwóch plemion: Massylów wschodnich i zachodnich. Pomimo niezłych możliwości militarnych i zręcznie prowadzonej polityki międzynarodowej (to znaczy wiązania się sojuszami ze stroną aktualnie wygrywającą wojnę) nie przetrwało jednak dłużej niż kilkaset lat. Ziemia ta wydała św. Augustyna - o ile nazywanie go Numidyjczykiem w ogóle ma sens. Równie dobrze można by wiązać z tym królestwem Kadaffiego.
Ale poza Ojcem Kościoła królestwo to zasłynęło ze znakomitych jeźdźców. Mimo tego, że walka na koniu nastręcza dużo więcej problemów niż na piechotę, kawalerzyści ci na polu bitwy dokonywali cudów. Okrążali wrogie wojska, przepędzali konnych wrogach i masakrowali piechotę. Byli czymś w rodzaju husarii starożytnego świata. Oczywiście używali innego sprzętu, innej taktyki, innych koni, inaczej byli rekrutowani i utrzymywani. W zasadzie nie mieli z husarią nic wspólnego ponad to, że w owym miejscu i czasie nie było lepszej kawalerii od kawalerii numidyjskiej. Nic więc dziwnego, że zostali zapamiętani do dziś. I raz po raz pojawiają się w różnego rodzaju grach nawiązujących do tego okresu i tego rejonu świata. W tym oczywiście - w grach figurkowych.
Tak się składa, że numidyjscy jeźdźcy zostali w starożytności przedstawienie m.in. na kilku płaskorzeźbach, którym udało się dotrwać do naszych czasów. I w oparciu o te właśnie wizerunki powstają współczesne prace mające obrazować tych żołnierzy.
Oto Numidyjczycy na koniach. Wyraźnie widać brak siodeł, uzdy, długie luźne podkoszulki, okrągłe tarcze i charakterystyczne krótkie dready. Tak właśnie narodził się kanon przedstawiania tej formacji. |
Numidyjczycy od Victrix Ltd.
Sporo producentów figurek (szczególnie tych, którzy specjalizują się w żołnierzykach z okresu starożytności) ma w swej ofercie modele konnych Numidyjczyków. Dziś zrecenzuję tych, który są odlewani w szarym plastiku i sprzedawani przez firmę Victrix Ltd. Firma ta jest czołowym dostarczycielem rozwiązań z zakresu plastikowych żołnierzyków z czasów starożytności i epoki napoleońskiej w skali 28mm.
Pewną innowacją, jest metoda pakowania ludzików. Jeżeli kupimy zestaw przez internet, to po otwarciu opakowania ukarze nam się taki oto widok:
Może to budzić mieszane uczucia. Wszak standardem w branży figurkowej są pięknie ilustrowane pudełka, z kolorowym logo, które już z daleka błagalnie wytrzeszczają oczy: "Kup mnie, proszę!". A tutaj duży worek strunowy z dopiętą zszywkami etykietką. Aż przypominają się schyłkowe lata PRL... Ale dla mnie to zaleta. Wolę, by mniej kosztów produkcji szło na pudełko, które i tak wyląduje w śmieciach. Dzięki temu może cena finalna będzie niższa? Nie jest to jednak opakowanie idealne. Niektóre elementy mogą bowiem podlegać w większym stopniu działaniu czynników zewnętrznych.
A więc przez folię widać to i owo, ale dopiero po jej otwarciu możemy w pełni nacieszyć oczy widokiem, a palce dotykiem wyprasek. Na tym etapie polecam nie wyrzucać tekturki spinającej woreczek. Z jej tyłu wydrukowano instrukcję sklejania. Nie, żeby była jakoś bardzo potrzebna. Jeśli skleiłeś już kilka figurek i widziałeś choć kilka razy konia lub człowieka (nawet na obrazku) - poradzisz sobie bez niej.
Wracając do meritum - mamy w tej folii cztery wypraski. Każda z nich jest taka sama, i wygląda tak:
Dla tych, którzy cenią sobie dokładne opisy albo wyłączyli otwieranie obrazków w przeglądarce, kilka(set) słów na temat pojedynczej ramki.
Zdecydowaną większość wypraski zajmują wierzchowce. Każdy z nich składa się z dwóch połówek. Dzięki takiemu rozwiązaniu proces wycinania, ścierania mould-line'ów i sklejania przebiega błyskawicznie. Same koniki zostały przedstawione w bardzo dynamicznej pozie. Zdają się galopować niczym okręt pod pełnymi żaglami. I z jednej strony wygląda to bardzo fajnie, a z drugiej - kopyta stykają się tylko małym punktem z podstawką. I tutaj może nastąpić pęknięcie, które potem trudno skleić. I jeśli zdarzy się wam taki defekt, to polecam sklejenie z użyciem pinowania, bo pęknięcie tylko czeka, by się powtórzyć. Najlepiej w trakcie wyjmowania figurki na stół bitwy.
Same wierzchowce są pozbawione jakichkolwiek siodeł (dokładnie tak, jak te na rzeźbie). Jedyny nienaturalny element, to sznury, których używali jeźdźcy. Miejmy nadzieję, że do sterowania zwierzętami, a nie ich podduszania.
To, co jest specyficzne dla tych figurek, to proporcje. Rozmiary koni odpowiadają odmianom historycznym, ale są nieco mniejsze niż konie używane w kawalerii w późniejszych okresach. W opisie są wręcz określane jako "ponies".
Sporo producentów figurek (szczególnie tych, którzy specjalizują się w żołnierzykach z okresu starożytności) ma w swej ofercie modele konnych Numidyjczyków. Dziś zrecenzuję tych, który są odlewani w szarym plastiku i sprzedawani przez firmę Victrix Ltd. Firma ta jest czołowym dostarczycielem rozwiązań z zakresu plastikowych żołnierzyków z czasów starożytności i epoki napoleońskiej w skali 28mm.
Pewną innowacją, jest metoda pakowania ludzików. Jeżeli kupimy zestaw przez internet, to po otwarciu opakowania ukarze nam się taki oto widok:
To akurat kupiłem w detalu. |
Może to budzić mieszane uczucia. Wszak standardem w branży figurkowej są pięknie ilustrowane pudełka, z kolorowym logo, które już z daleka błagalnie wytrzeszczają oczy: "Kup mnie, proszę!". A tutaj duży worek strunowy z dopiętą zszywkami etykietką. Aż przypominają się schyłkowe lata PRL... Ale dla mnie to zaleta. Wolę, by mniej kosztów produkcji szło na pudełko, które i tak wyląduje w śmieciach. Dzięki temu może cena finalna będzie niższa? Nie jest to jednak opakowanie idealne. Niektóre elementy mogą bowiem podlegać w większym stopniu działaniu czynników zewnętrznych.
A więc przez folię widać to i owo, ale dopiero po jej otwarciu możemy w pełni nacieszyć oczy widokiem, a palce dotykiem wyprasek. Na tym etapie polecam nie wyrzucać tekturki spinającej woreczek. Z jej tyłu wydrukowano instrukcję sklejania. Nie, żeby była jakoś bardzo potrzebna. Jeśli skleiłeś już kilka figurek i widziałeś choć kilka razy konia lub człowieka (nawet na obrazku) - poradzisz sobie bez niej.
Wracając do meritum - mamy w tej folii cztery wypraski. Każda z nich jest taka sama, i wygląda tak:
Front wypraski. |
To samo, tylko z tyłu. |
Dla tych, którzy cenią sobie dokładne opisy albo wyłączyli otwieranie obrazków w przeglądarce, kilka(set) słów na temat pojedynczej ramki.
Zdecydowaną większość wypraski zajmują wierzchowce. Każdy z nich składa się z dwóch połówek. Dzięki takiemu rozwiązaniu proces wycinania, ścierania mould-line'ów i sklejania przebiega błyskawicznie. Same koniki zostały przedstawione w bardzo dynamicznej pozie. Zdają się galopować niczym okręt pod pełnymi żaglami. I z jednej strony wygląda to bardzo fajnie, a z drugiej - kopyta stykają się tylko małym punktem z podstawką. I tutaj może nastąpić pęknięcie, które potem trudno skleić. I jeśli zdarzy się wam taki defekt, to polecam sklejenie z użyciem pinowania, bo pęknięcie tylko czeka, by się powtórzyć. Najlepiej w trakcie wyjmowania figurki na stół bitwy.
Same wierzchowce są pozbawione jakichkolwiek siodeł (dokładnie tak, jak te na rzeźbie). Jedyny nienaturalny element, to sznury, których używali jeźdźcy. Miejmy nadzieję, że do sterowania zwierzętami, a nie ich podduszania.
To, co jest specyficzne dla tych figurek, to proporcje. Rozmiary koni odpowiadają odmianom historycznym, ale są nieco mniejsze niż konie używane w kawalerii w późniejszych okresach. W opisie są wręcz określane jako "ponies".
Tutaj zdjęcie konwersji bodajże do Warmachine/Hordes. Jeśli jest mowa o kucykach, to nie mogłem darować sobie wrzucenia zdjęcia największej patologii fandomu. Ale czy aby na pewno największej? |
Kolejny element to ciała kawalerzystów. Są mało zróżnicowane: szeroki rozkrok, lewa ręka wyciągnięta w dół, prawej i głowy brak. Całość przystrojona w rodzaj krótkiej tuniki na ramionach. Falowanej, jakby była za duża co najmniej o 4 rozmiary. Ilość ciał w wyprasce - 3. Do tego jeden krótki, powiewający (zapewne w trakcie galopu) płaszczyk.
Ponieważ żołnierz bez głowy wygląda głupio (i nie ma na co założyć hełmu) - mamy też i 6 główek. Wszystkie one mają fryzury wzorowane na tych przedstawionych na pierwszej płaskorzeźbie, oraz odpowiednio bojowe miny. A jedna nawet spiczasty hełm.
Kolejny niezbędny atrybut, to sprzęt. Akurat Ci Numidyjczycy są uzbrojeni w oszczepy. Prawe ramię z oszczepem uniesionym do rzutu przyklejamy do wyżej wymienionych ciał. Mamy też kilka lewych dłoni, ściskających oszczepy zapasowe. By tak uzbroić jeźdźców, trzeba pobawić się w konwersję. Odcinamy lewą dłoń bazowo zamocowaną do lewego ramienia i, niczym chirurg ze szpitala polowego, dajemy na jej miejsce narząd uzbrojony.
Do tego mamy jeszcze 3 okrągłe tarcze - zwykłe niewielkie kółka bez żadnych specjalnych szczegółów.
A gdybyśmy chcieli skleić kilku wojaków jako grupę dowodzenia - mamy nietypowy sztandar (tyczka z poziomym półksiężycem i wstążkami), małą trąbkę i prawe ramię z wzniesionym do ciosu króciutkim mieczem. W zasadzie - sztyletem.
Jakość wykonania i rzeźby jest znakomita, w niczym nie ustępuje plastikowym produktom największych światowych korporacji figurkowych. A nawet je przewyższa. Szczegóły są świetnie odlane i jednocześnie drobne i filigranowe. Czasami niestety aż tak drobne, że trzeba szczególnie uważać przy wygładzaniu nadlewek. Bardzo łatwo jest je uszkodzić.
Gwoli ścisłości chciałbym napisać, że ta folia, tekturka i cztery ramki to dokładnie wszystko, co dostajemy w zestawie. Nie ma żadnych podstawek, żadnych kalkomanii, dodatkowych bitsów. Chcesz więcej - musisz szukać na własną rękę. A mimo to, jestem zadowolony z zakupu. Głównie z powodu ceny. Całość kosztowała mnie mniej niż 100 zł. Nie sugerujcie się ceną sugerowaną przez naklejkę - doszedł rabacik i Numidyjczycy po raz kolejny ochoczo pocwałowali służyć nowemu panu. Trudno znaleźć inny zestaw kawalerzystów (z dowolnego okresu) zawierający 12 modeli w skali 28 mm za taką cenę.
A tak kawalerzystów z Numidii wyobraża sobie artysta. Podobieństwo do figurek jest uderzające. |
Co jeszcze można zrobić z tych figurek?
W recenzjach, które piszę staram się też wymyślić alternatywne zastosowania dla kupionych modeli. W tym jednak wypadku mam utrudnione zadanie. Numidyjscy jeźdźcy są bowiem ściśle powiązani z relatywnie krótką epoką (ok 300 lat, 300 p.n.e. do 0 n.e.) i małym obszarem (zachodnie wybrzeża Morza Śródziemnego). Do tego mają bardzo specyficzną stylistykę, przez co trudno udawać, że są jakimś innym rodzajem jazdy.
Na szczęście zgadzają się skalą z innymi figurkami od tego samego producenta. A więc wystarczy dokleić im nieco inne głowy, z innych zestawów (i koniecznie pomalować skórę kawalerzystów w innym odcieniu niż proponuje wydawca!) - i już mamy lekką jazdę iberyjską, grecką, libijską, italską itp.
Realizacja innych pomysłów na alternatywną kawalerię wymagałaby już znacznie więcej pracy hobbystycznej. Na pewno zestaw ten nadaje się na podstawę pod wszelkiej maści dzikich, nieucywilizowanych kawalerzystów: Indian, leśnych elfów, barbarzyńców itp. Sęk w tym, że trzeba w tym wypadku bardzo dużo pozmieniać w rzeźbie jeźdźców. Sprawę na pewno ułatwią dodatkowe bitsy.
A gdyby tak odpuścić sobie jeźdźców, i zetrzeć pilnikiem sznurki wokół szyi - dostajemy same dzikie, nieujarzmione i nieujeżdżone konie. Co prawda nie kojarzę systemu, gdzie konie występują samopas. Ale jakby ktoś chciał rozegrać scenariusz pt. "Polowanie na mustangi" czy "Tatarzy kradną konie" to ma czym.
Jako że plastik jest wyjątkowo wdzięcznym materiałem modelarskim, to na bazie tego zestawu można stworzyć całą gamę końskich mutantów. Na przykład Sleipnira - ośmionogiego konia Odyna, konia dwugłowego, horse centipide... Tudzież mutantów zawierających końskie części. Albo na przykład konioludzi.
Gdy myślisz, że znalazłeś już najgorszą patologię, od spodu słychać kłapanie końskich kopyt. |
A jeśli o końskich mutantach mowa, to jest taki ich rodzaj, który na trwałe zakorzenił się w (pop)kulturze. Chodzi mi oczywiście o różne wersje centaurów. Możemy tutaj snuć elaboraty o symbolice połączenia pierwiastka animalnego i człowieczego, o ich syntezie i antagonizmie... ale w tym tekście chodzi mi o wskazanie dobrej bazy do konwersji tego typu figurek. Bez większego trudu można odciąć końskie główki i na ich miejsce przykleić humanoidalne korpusy. Równie dobrze ludzkie, jak i innych stworów: orków, Amazonek czy beastmanów.
No i zbliżamy się do końca recenzji. Pora powiedzieć jakieś zgrabne ostatnie słowo... Więc napiszę, że jestem zadowolony z zakupu. Figurki są świetnie odlane i bardzo przyjemne w malowaniu. Aby przygotować je do obróbki, nie trzeba wiele czasu i wysiłku. Cena też zachęcająca.
Jeśli mają jakąś wadę - to chyba tylko taką, że prezentują właśnie numidyjską kawalerię - a więc b. trudno zrobić z nich cokolwiek innego. Ale ja właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Być może nawet wrzucę ich zdjęcia, gdy tylko będą gotowi.
I mogą wyglądać tak. A w dodatku na bazie tego zestawu można skonstruować aż 12 takich potworów! |
No i zbliżamy się do końca recenzji. Pora powiedzieć jakieś zgrabne ostatnie słowo... Więc napiszę, że jestem zadowolony z zakupu. Figurki są świetnie odlane i bardzo przyjemne w malowaniu. Aby przygotować je do obróbki, nie trzeba wiele czasu i wysiłku. Cena też zachęcająca.
Jeśli mają jakąś wadę - to chyba tylko taką, że prezentują właśnie numidyjską kawalerię - a więc b. trudno zrobić z nich cokolwiek innego. Ale ja właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Być może nawet wrzucę ich zdjęcia, gdy tylko będą gotowi.